#OrkiestroweRewolucje

 

Rozpoczął się festiwal muzyki współczesnej Musica Polonica Nova. Jak zapewnił Paweł Hendrich, kompozytor i szef artystyczny Novej, powinniśmy mówić nie tyle „muzyka współczesna”, co „muzyka aktualna”, czyli taka, która jest żywa dla nas tu i teraz. Tu jednak kryje się pewna pułapka, bo dla mnie, dla wielu melomanów i wykonawców w ten sposób muzyką aktualną jest na przykład Messe de Nostre Dame Guillaume de Machaut, utwór powstały w XIV wieku, a jednocześnie często wykonywany na koncertach i nagrywany, do tego w bardzo odkrywczy i śmiały estetycznie sposób.

 

Jednak festiwal oparł się na muzyce i aktualnej i współczesnej. Mają być w jego trakcie wykonane 43 utwory, z czego 19 z nich będzie premierami światowymi, zaś 3 premierami polskimi. Trzonem festiwalu będzie 7 koncertów i jeden wieczór operowy. Mnie oczywiście cieszą prapremiery, gdyż to naprawdę ekscytujące być pierwszym oficjalnym słuchaczem danego dzieła i jednocześnie świadkiem dziejącej się historii.

 

Festiwal zyskał nadrzędne hasło #Sieć. Jest to nawiązanie zarówno do internetu, jak i do splątanej sieci idei jaka buduje program Novej. Po pierwszym dniu festiwalu trudno ocenić, jak ta idea przejawia się w muzycznej rzeczywistości, ale wkrótce czekają nas koncerty, gdzie internet będzie pełnił zasadniczą rolę, więc wtedy napiszę więcej. Mam też nadzieję, że #Sieć zagarnie też te koncerty, gdzie wszystko jest analogowe i offline.

 

Otwarcie festiwalu podpisane było hasztagiem #OrkiestroweRewolucje i rzeczywiście, mieliśmy na nim cztery utwory których cechą wspólną było mistrzowskie i ciekawe potraktowanie orkiestry. W tej roli wystąpili, jak to najczęściej bywa w NFM, Filharmonicy Wrocławscy. Byli znakomicie przygotowani i grali zachowując ogromną precyzję, wrażliwość dynamiczną i spójny, przemyślany koloryt. Rzeczywiście, orkiestra była główną bohaterką tego dnia i swoją rolę pełniła znakomicie. Choć koncert był dłuższy niż standardowe dwie godziny, wychodziłem z sali NFM niechętnie, zaczarowany jej pięknym brzmieniem.

 

Orkiestra może zagrać pięknie również rzeczy nudne i wcale niepiękne, ale czterech kompozytorów obecnych poprzez swoje dzieła (jak i osobiście wśród słuchaczy) przedstawiło nam kompozycje dobre i inteligentne, zapewniając mocne otwarcie festiwalu Musica Polonica Nova.

 

Całość koncertu prowadził Szymon Bywalec, dyrygent mocno związany z Katowicami, gdzie się kształcił, gdzie uczy, i gdzie był dyrektorem Akademickiej Orkiestry Symfonicznej im. K. Szymanowskiego. Jest laureatem wielu nagród, współtwórcą wielu prapremier muzycznych, oraz stałym dyrygentem Orkiestry Muzyki Nowej. Podczas koncertu słychać było, że doskonale panuje nad współczesnym językiem przedstawianych dzieł, nie popadając jednocześnie w akademizm, lecz zachowując ekspresję, barwność i precyzję. Częstą wadą prapremier dzieł muzyki współczesnej jest to, że utwory te są grane od niechcenia przez pospolite ruszenie nie zawsze chętnych muzyków. W #OrkiestrowychRewolucjach było odwrotnie – zarówno dyrygent jak i muzycy byli mocno zaangażowani w przedstawiane dzieła, a ich interpretacje były starannie przygotowane, również pod kątem jak najlepszego ożywienia partytur, wzbudzenia emocji i odczuć.

 

Rafał Augustyn i Agata Zubel. Zdjęcie – z materiałów NFM

 

Koncert zaczął się od kompozycji legendarnej już wrocławskiej kompozytorki Agaty Zubel (1978) – In the Shade of an Unshed Tear (W cieniu nieopuszczonej łzy). Tym razem kompozytorka nie wkroczyła na scenę, aby śpiewać swym urokliwym i mądrym głosem. Kompozycja była czysto instrumentalna i mogła zaskoczyć fanów stylu Zubel. Zamiast barwnej, nieco surrealistycznej ale mocnej w muzycznym przebiegu muzycznej fantazji, usłyszeliśmy w pierwszej części utworu coś na pograniczu muzyki konkretnej, z echami „dziania się”, z nastrojem zawieszenia. Było pewne nawiązanie do brzmień elektronicznych, ale przełożone na orkiestrę. Słyszeliśmy jakby stukot jakiejś kosmicznej maszynerii wspomaganej pikającymi kontrolkami i wznoszącymi się wykresami urządzeń pomiarowych. Łza zawisła ewidentnie w kosmosie, zaś na co padał jej cień? Wciąż się zastanawiam.  Pejzaż dźwiękowego zawieszenia uzyskał mocną, ekspresyjną kulminację na zakończenie, gdzie Agnieszka Zubel naprawdę pokazała „kompozytorski pazur” i zachwyciła wielu, którym muzyka współczesna jest droga.

 

Następnym dziełem był Tu/Tam. Koncert na skrzypce, głosy i instrumenty Rafała Augustyna (1951). Rafała Augustyna często widuje się na koncertach w NFM w roli melomana i muzycznego publicysty, co jakiś czas wykonywane są też inne jego dzieła. Ale tak mocnego wyrazowo, bogatego w muzyczne pomysły dzieła dawno już nie słyszałem. Choć wszystkie dzieła otwierające Novą były naprawdę dobre, to chyba Tu/Tam wywarło na mnie największe wrażenie, choć dla niektórych słuchaczy okazało się za trudne poprzez swój monumentalizm.

 

Ważną rolę w Tu/Tam odegrał Chór NFM usadzony na miejscach sekcji smyczkowej, której nie było (były tylko dęte, perkusje, fortepian etc.). Stworzyło to wspaniały efekt brzmieniowy, mocno łączący słowa poezji z abstrakcją dźwięku. Chór NFM imponował wspaniałymi barwami, glissandami i ekspresją wypowiadanych słów. Zauważyłem, że soprany i alty chóru dokonują niektórych wokalnych rewolucji ze wschodnim jakby zaśpiewem, co było urzekające. Agustyn oparł się literacko na Leśmianie i Tymoteuszu Karpowiczu. Ich wiersze, wyśpiewane w naszej obecności przez chór, w bardzo metafizyczny sposób opisywały przestrzeń bycia „tam” i bycia „tu”. Rafał Augustyn nadał tym słowom jeszcze głębszy wymiar za pomocą bogatej faktury swojego dzieła.

 

Moim zdaniem w monumentalizmie Tu/Tam nie było nic z męczących niekiedy, neoromantycznych fresków wielu współczesnych kompozytorów.  Ciekawy, autorski język nadawał muzycznej narracji cały czas wiosenną wręcz rześkość. Widzieliśmy ogromny pejzaż, ale niebo nad nim nie było ciężkie, zaś barwy drzew wiosenne.  Ważnym elementem „kameralizacji” fresku Augustyna było użycie grających quasi – obligato skrzypiec, dodatkowo wzmocnionych elektronicznie.  Nadawały one lekkie ramy przepływającym pejzażom, nie pozwalając, abyśmy wpadli w neobrahmsowskie gęstwiny, w które dość często wpadamy obcując ze współczesnym neoromantyzmem. Na skrzypcach grała niestrudzenie i ze świetną intonacją duńska specjalistka od muzyki nowej, Christine Prym.

 

Po przerwie wykonane zostało Behind the Courtain Grzegorza Pieńka. Ten młody kompozytor wywodzi się z Poznania, zaś jego muzyka otrzymała wiele prestiżowych wyróżnień i jest wykonywana na sławnych festiwalach muzyki współczesnej, z Warszawską Jesienią czy Wien Modern na czele. Od pierwszych taktów dzieła Pieńka zafascynowała mnie ogromna wrażliwość twórcy na barwy orkiestrowe i niepowtarzalne mistrzostwo instrumentacji. Samo słuchanie tak ułożonej orkiestry było czystą rozkoszą. Prócz tego mieliśmy stale przepływające masy dźwiękowe, w powolnym, falistym ruchu. Dla mnie siłą tego utworu było to, co poza kurtyną – czyli wydobywające się z tych fal dalekie melodie, dalekie narracje, a to wszystko wyrzeźbione wręcz w przestrzeni. Moim zdaniem wspaniały utwór i będę polował na więcej muzyki Grzegorza Pieńka.

 

Na koniec zaś usłyszeliśmy coś po części lżejszego od poprzedzający je dzieł, czyli Koncert na improwizującą trąbkę i orkiestrę Paula Preussera (1974). Dzieło zaczynało się bardzo szmerowo, dzięki dalekim od typowego brzmienia improwizacjom Nate Wooleya. Później jednak następowało jego ujazzowienie, trochę zbyt kontrastowe i nagłe. Ale utwór nie był zły, pasował do reszty dzieł zaprezentowanych w ten bardzo udany wieczór.

 

Nate Wooley przeprowadził się do Nowego Jorku w 2001 roku i od tamtej pory stał się jednym z najbardziej cenionych trębaczy na brooklyńskiej scenie jazzu, muzyki improwizowanej, noise i muzyki nowej. Występował z największymi, ale może to właśnie on trochę osłabił wydźwięk dzieła Preussera, bo po świetnym improwizacjach na starcie poszedł w zbyt dużą prostotę. Finał, już napisany, a nie zaimprowizowany, znów przywracał muzyce głębię, wyrywając ją ze szponów letargicznego relaksu (choć ładnie pomalowanych szponów i w ogóle…).

 

#OrkiestroweRewolucje okazały się dość offlineowe jeśli chodzi o #Sieć, ale za to piękne, pobudzające wyobraźnię i pełne inwencji w mądrym, wrażliwym wykorzystaniu orkiestry. Nasi muzyczni rewolucjoniści nie mieli zamiaru palić muzeów, ale stworzyć nowe zgrabne gmachy wypełnioną nową, intrygującą sztuką.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

11 + dziewięć =