Schönberg i Brahms

   Przeglądałem sobie właśnie Facebook i nagle zaczęły mi wyskakiwać komunikaty z różnych stron muzycznych nadających czasem na żywo. „Ocalały z Warszawy i Niemieckie Requiem na Arte, nie przegap transmisji na żywo” – głosiły napisy. Zaciekawiłem się oczywiście, wczytałem się mocniej i czytałem dalej o Wrocławiu, o NFM i oczywiście o Christophie Eschenbachu. Chwilę później przypomniałem sobie, że mam przecież bilet na ten koncert i, co ciekawe, mieszkam znacznie bliżej NFM niż znacząca większość odbiorców Arte.

   Pojechałem więc na koncert skłaniając swój rower do jak największej prędkości. Gdy zasiadałem na sali zwróciłem oczywiście uwagę na kamery jeżdżące na wózkach wśród muzyków orkiestry. Co ciekawe były trzy na scenie, jednak nie widziałem żadnych za rzędami miejsc na parterze, więc Arte nastawiło się zdaje na bliskie ujęcia. Oczywiście nie był to pierwszy raz, gdy Arte śledzi wydarzenia we Wrocławiu. Są często obecni na koncertach Wratislavii Cantans, wydaje mi się też, że poza wszelkimi festiwalami śledzili poczynania na przykład Giovanniego Antoniniego, ale głównie z jego zespołem Il Giardino Armonico. Sytuacje poza festiwalami, gdy grali „po prostu” Wrocławscy Filharmonicy z Chórem NFM, nasza zwykła codzienność koncertowa, odbywały się zazwyczaj bez kamer.

Christoph Eschenbach/fot. Manu Teobald/ ze stron NFM

   Koncert zaczął się od Ocalałego z Warszawy op. 46 Arnolda Schönberga. Eschenbach poprowadził to dzieło z pięknym, nasyconym brzmieniem wielowątkowej orkiestry. Nie było w tej interpretacji drapieżnej ekspresji, ale raczej obiektywizm i masywność, mogące się kojarzyć z ruinami getta, gdzie w tunelach kryją się ostatnie ofiary niemieckiej, nazistowskiej zbrodni. Tym razem orkiestra była w komplecie, nie brakowało wirtuozów z sekcji drewna, więc na ponurą i pełną grozy relację narratora muzyka odpowiadała szybko i błyskotliwie, potęgując wrażenie kresu człowieczeństwa. Gdy włączył się chór śpiewający żydowski psalm, poczułem ogromne wzruszenie i to, że historia ludobójstwa na Żydach nie przedawniła się, jest nadal aktualna, nawet jeśli w tylu miejscach, również w Niemczech, antysemityzm znów podnosi głowę. Dziś ma on często postać lewicowego aktywizmu marzącego o kresie Izraela, tym bardziej więc warto słuchać Schönberga, aby rozpoznać ludzi marzących o nowych ludobójstwach nawet jeśli wcale nie ubierają się w brunatne stroje.

   Wykonanie chóru i orkiestry było świetne, zaskakujące też niezwykłym połączeniem obiektywizmu, mrocznego monumentalizmu i silnego oddziaływania emocjonalnego. Jednak największą gwiazdą był tu oczywiście narrator. Jego rolę spełnił tym razem niemiecki baryton, Michael Nagy. To chyba węgierskie nazwisko, jeśli tak, czyta się je na Węgrzech być może „Nadż”. Nagy odśpiewał i wypowiedział swoją partię pięknym, pełnym głosem, wykorzystując swoje umiejętności wokalne do oddania przerażenia zastraszonych Żydów i niewyobrażalnego okrucieństwa wrzeszczących do swych ofiar niemieckich żołdaków. Całość złożyła się na mocne, graniczne przeżycie muzyczne. Jeśli ktoś uważa, że muzyka powinna służyć przyjemności i w związku z tym nie widzi różnicy między operami Wagnera, symfoniami Beethovena a popem, jazzem i rapem, powinien na przykład poznać muzyczny świat Schönberga. Wiele jego utworów nie jest przyjemnych, bowiem ekspresja artystyczna prawdziwej sztuki bazuje na całej gamie uczuć i stanów emocjonalnych. W Ocalałym z Warszawy Schönberg wprawdzie zbliżył swój język do tonalności, aby być komunikatywnym, ale zdecydowanie mamy tu muzyczny, wstrząsający paradokument, a nie narzędzie do sprawiania przyjemności.

   Zanim przejdę do Brahmsa, który był później, słów kilka o niemieckim barytonie. Michael Nagy uznawany jest za jednego z czołowych śpiewaków swojego pokolenia. Nagy kształcił się w Hochschule für Musik und Theater w Monachium, a także na Uniwersytecie Sztuk w Berlinie. Doskonalił swoje umiejętności pod okiem wybitnych pedagogów, m.in. Axela Bauniego (w zakresie pieśni) oraz Helmuta Deutscha (znanego akompaniatora). Jego edukacja obejmowała zarówno repertuar operowy, jak i pieśniarski, co zaowocowało wszechstronnością stylistyczną.

   Kariera Michaela Nagy’ego obfituje w osiągnięcia fonograficzne i koncertowe.  Artysta występował na prestiżowych scenach operowych, takich jak Wiener Staatsoper, Bayerische Staatsoper w Monachium, Salzburger Festspiele i Festspielhaus Baden-Baden. Cenione są jego role takie jak: Papageno w Czarodziejskim flecie Mozarta, Wolfram w Tannhäuserze Wagnera, Guglielmo w Così fan tutte Mozarta, a także partie w operach Richarda Straussa (np. Ariadna na Naksos). Współpracował z dyrygentami takimi jak Christian Thielemann, Simon Rattle, Nikolaus Harnoncourt czy Mariss Jansons.

   Jeśli chodzi o muzykę symfoniczną i oratoryjną, Nagy śpiewał partie solowe w dziełach Bacha (np. Pasja według św. MateuszaPasja według św. Jana, występował w komplecie kantat Bacha pod Gardinerem), Mahlera (np. Klagende Lied), Brahmsa (Ein deutsches Requiem) oraz Schuberta (msze). Regularnie występuje z orkiestrami: Berliner Philharmoniker, Wiener Philharmoniker, Gewandhausorchester Leipzig.

   Z nagrań szczególnie mogę polecić sporo Bacha –  Pasję według św. Mateusza z Gardinerem (SDG, 2016), Kantaty z Masaaki Suzuki (BIS Records), Cenne są też nagrania pieśni Schuberta, w tym Winterreise z pianistą Geroldem Huberem (Harmonia Mundi, 2017), które zdobyły uznanie krytyków. Nie brakuje też w repertuarze artysty Mahlera i Wagnera, za których interpretacje też jest ceniony.
 

   Po Ocalałym z Warszawy natychmiast na koncercie nastąpiło Requiem Niemieckie Brahmsa. Muszę przyznać, że to było nieco szalone przejście, bowiem dzieło Brahmsa jest dość pogodnym pocieszeniem nie zaś klasycznym, nie stroniącym od grozy Requiem. Wprawdzie nie brakuje w tym dziele mocnych, pełnych wyrazu ogniw mówiących o konieczności śmierci i przemijaniu, jednak dobroduszny Brahms skąpał to wszystko w poświacie nadziei i pocieszenia. Zaś po Ocalałym z Warszawy nadzieja i pocieszenie wydały się mi dość mało możliwe w rzeczywistości. Siłą rzeczy też pojawiło się w mojej głowie pytanie o to, jak naród, który wydał z siebie trzy wielkie „B”, czyli Bacha, Beethovena i Brahmsa mógł jednocześnie przedstawiać się światu i historii w sposób, który Schönberg oddał w krzykach niemieckich esesmanów. Jest to wielki paradoks, niewyjaśniona w zasadzie zagadka, a dodatkową warstwę dodaje do niej fakt, że wielu żydowskich twórców muzyki też operowało w swoich dziełach językiem niemieckim, tak jak najwybitniejsi z nich czyli Mendelssohn i właśnie Schönberg.

   Pomijając jednak nieco niezwykły i niepokojący przeskok z jednej niemieckości na inną, muszę stwierdzić, że wykonanie Niemieckiego Requiem Brahmsa było rewelacyjne. Eschenbachowi udało się połączyć anachroniczny wręcz dzisiaj monumentalizm z wyjątkową precyzją i czytelnością gęstej i złożonej faktury muzyki Brahmsa. Byłem zupełnie urzeczony cudownymi, polifonicznymi figuracjami niskich sekcji orkiestry i potęgą oraz precyzją brzmienia chóru, którego soprany w przepiękny sposób przeszywały przestrzeń. Bardzo często Requiem Brahmsa przemienia się w jakiś akademicki sos, magmatyczny pomruk. Eschenbach uniknął tej pułapki ukazując wyrafinowaną polifoniczną strukturę tego arcydzieła, a jednocześnie nie bojąc się romantycznej, niemal afektowanej monumentalności. Było to wspaniałe wykonanie i cieszę się, że dzięki kamerom Arte wiele osób mogły uczestniczyć w nim na żywo.

   Oczywiście również Michael Nagy był w swoich partiach solowych prawdziwą gwiazdą. Dawno już nie słyszałem tak wspaniałego barytonu na żywo. Nie chodziło tylko o piękny głos (choć to rzadkość słyszeć tak piękny i nośny baryton), ale też o mądrość i głębię interpretacji. Było to wspaniałe. Nie gorsza była też Aleksandra Zamojska realizująca partię sopranową. Jej głos w wysokich rejestrach był cudownie świetlisty i znakomicie urozmaicał przepiękny gobelin muzyki Brahmsa.

   Podsumowując – był to wspaniały wieczór. Jeden z najpiękniejszych w NFM. Arte wiedziała gdzie i kiedy przybyć…   

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

2 × trzy =