Wrocławski festiwal Musica Electronica Nova skupiony jest wokół dwóch weekendów, co jest chyba dość częstą strategią dla wielu festiwali. Opisałem już kilka koncertów z poprzedniego weekendu, jak i bardzo udany poniedziałkowy przegląd utworów Związku Kompozytorów Polskich. W sobotę (19.05.23) miałem okazję być aż na trzech koncertach, pominąłem tylko poranny koncert dla młodszych słuchaczy.
Program pierwszego koncertu AKUSMA FORUM – WROCŁAW | Canti Spazializzati #12 wyglądał następująco:
Marta Śniady W biały, biały dzień na elektronikę i wideo (2021/2023) *
Mateusz Śmigasiewicz MONOLIT (2023) *
Aleksandra Słyż Iridescence (2020)
Robert Piotrowicz I Donʼt Know What Kind of Piece It Is Going to Be (2020)
Wykonawcami byli:
Daniel Brożek – kurator, elektronika
Marta Śniady – elektronika, wideo
Mateusz Śmigasiewicz – elektronika
Program koncertu był owocem prowadzonego od roku 2018 cyklu warsztatowo – koncertowego Canti Spazializzati poświęconego uprzestrzennieniu kompozycji dźwiękowych pod kątem technologii wielokanałowej. We wstępie kompozytorzy zachęcili mnie bardzo do śledzenia ich poczynań również poza festiwalem MEN, bowiem mają zamiar muzycznie grasować na mojej ukochanej Wyspie Opatowickiej, dzikiej, na poły złożonej z gęstego lasu a na poły z fantastycznej i zupełnie magicznej wielkiej polany. Niestety zarząd gospodarki wodnej wyłączył z użytku dla pieszych i rowerzystów jazz wiodący z Biskupinu na Opatowice, przez co Wyspa Opatowicka przestała być moją codzienną trasą rowerową. Tym chętniej odwiedzę ją z kompozytorami.
Jeśli zaś chodzi o dźwięk przestrzenny, niestety melomani i audiofile w swojej znakomitej większości wzgardzili tą wspaniałą technologią, odrzucając również płyty SACD, będące najdoskonalszym nośnikiem fizycznym dźwięku i pozwalające na zapis wielokanałowy o wysokiej rozdzielczości. Na szczęście zdarzają się wyjątki, jak choćby znakomity polski realizator dźwięku i konstruktor kolumn Andrzej Lipiński, który broni techniki wielokanałowej dla melomanów. Z tego co wiem, od lat prowadzi walkę o wydanie wrocławskiego Króla Rogera na płytach BR, trzymając z nadzieją przygotowane przez siebie materiały audio-video.
Jeśli chodzi o nasz sobotni koncert, dowiadujemy się, że cykl Canti Spazializzati jest kontynuacją idei festiwalu Canti Illuminati a także polskiej tradycji kwadrofonicznej, zapoczątkowanej jeszcze za czasów PRL przez Polskie Radio Wrocław i Zakłady Radiowe Unitra Diora. Ówczesna moda na kwadrofonię zaowocowała sporym zbiorem świetnie wytłoczonych płyt czterokanałowych i wieloma urządzeniami zdolnymi je czytać. Miło, że Diora, mimo problemów i pewnego zacofania dołączyła do tej walki o lepszy dźwięk. Wtedy niestety nie wyszło, ciężko jednak wyjaśnić klęskę domowej wielokanałowości w czasach technik cyfrowych. Jedynym powodem jest chyba wysoka cena dobrych kolumn głośnikowych, których w tym wypadku potrzeba znacznie więcej niż parę, oraz brak miejsca w naszych mieszkaniach i domach, gdzie dla dźwięku wielokanałowego przydałby się prawdziwy salon muzyczny, najlepiej jeszcze dostosowany akustycznie przez profesjonalistów. Sam byłem nieraz świadkiem, jak brzmią filmy na budżetowym zestawie kina domowego, z głośniczkami lekkimi jak wata i smukłymi jak wieże z pudełek zapałek. W takich wypadkach rzeczywiście zawsze wygra w miarę przyzwoity system stereofoniczny, o naprawdę dobrych już nie wspominając. Tym niemniej zachęcam wszystkich melomanów do kupowania płyt SACD i budowy systemu wielokanałowego. Muzyka nowa będzie tu bardzo wdzięcznym elementem kolekcji odsłuchowej.
Koncert zaczął się od wstrząsającego utworu Marty Śniady W biały, biały dzień na elektronikę i wideo. Kompozytorka zainspirowała się do tego dzieła czarownicami i starymi, słowiańskimi rytuałami. W tle zaś mieliśmy trwającą przez wieki brutalną walkę patriarchalnego Kościoła z wiejskimi uzdrowicielkami. Utwór zaczynał się od brutalnych, niemal nieznośnych dźwięków. Dawne zaklęcia szeptane były przez głos zniekształcony, trochę tak jak w Czerwonym Salonie Davida Lynch’a. Choć dominuował tu brutalistyczny ekspresjonizm i ezoteryczne zderzenia łąkowych obrazów z dźwiękiem, kompozycja wywarła na mnie ogromne wrażenie.
Na mocnych i surowych dźwiękach osadzony został również MONOLIT Mateusza Śmigasiewicza. Niskie tony kreowały w nas obraz rzeczywiście ogromnego, kosmicznego obiektu, zaś obchodzenie go i ulatywanie nad nim było rzeczywiście fascynujące.
Zjawisko tęczowego lśnienia powierzchni baniek czy skrzydeł motyli było z kolei zaczynem dla powstania kompozycji Aleksandra Słyża Iridescence. Był to też świetny kontrapunkt dla dwóch poprzednich utworów. Dzięki wyjątkowej wrażliwości na barwę i dźwięk twórcy mogłem rozpłynąć się w brzmieniowym pięknie, jakim niejednokrotnie zaskakuje nas muzyka elektroakustyczna, a zwłaszcza już ta wielokanałowa, dodająca do barw i dynamiki również smakowite efekty przestrzenne.
Na koniec tego koncertu usłyszeliśmy I Donʼt Know What Kind of Piece It Is Going to Be Roberta Piotrowicza, w którym twórca poruszył kwestię widzialności dźwięku, czyli jednej z piękniejszych możliwych synestezji, jakie mogą ogarnąć umysł estety. Inspiracją dla Piotrowicza był wielki filozof romantyczny Nietzsche, który za sprawą swoje wyjątkowej wrażliwości miał owych synestezji aż nazbyt wiele.
Kolejnym koncertem było Akusma Forum Włochy. Jego program wyglądał następująco:
Daniele Ghisi iCi (en écho) (2010)
Andrea Agostini In nomine (2020-2022)
Eric Maestri Love (2022) *
Andrea Sarto Klocka (2019)
Andrea Agostini Joyful Psychedelic Vorticose Stomp (2020-2022)
Daniele Ghisi Electronic Studies (2017-2022)
Andrea Sarto Epitaffio (2009)
Eric Maestri Spirits (2022) *
Andrea Agostini Everything We Do Leaves a Trace, Every Trace We Leave Fades Away (2020-2022)
Wykonawcą i kuratorem był Daniele Ghisi, którego kompozycje jawiły mi się jako dość bezkompromisowe i nieco minimalistyczne eksperymenty.
Jak czytamy w książeczce programowej:
„Tworzy muzykę dla większości ludzi dziwaczną i robi inne rzeczy, takie jak tworzenie oprogramowania muzycznego, nauczanie muzyki komputerowej lub pisanie o muzyce” – opisuje siebie Andrea Agostini. Trzy jego utwory bazujące na algorytmach i elementarnej syntezie dźwięku – In nomine, Joyful Psychedelic Vorticose Stomp oraz Everything We Do Leaves a Trace, Every Trace We Leave Fades Away – dopełnią program.
Przytaczam ten fragment, bowiem muzyka Agostiniego wywarła na mnie gigantyczne wrażenie. Były to jedne z najlepszych utworów elektroakustycznych jakie do tej pory słyszałem. Każdy z nich zresztą został oparty na odmiennym pomyśle, i trzeba powtórzyć za twórcą – algorytmie.
In nomine był to zmultipliowany i wielokanałowy dźwięk rozdzierania jakiejś folii albo pękających mydlanych baniek. Był on jednak przyspieszany, multiplikowany, obniżany i podwyżany. Zachwycająca była spójność i ekspresja tej muzycznej struktury. Z pewnością chciałbym to mieć na płycie SACD, do której często bym wracał!
Znowu Joyful Psychedelic Vorticose Stomp wychodziło od dźwięków mogących się kojarzyć z harfą świetlną Jarre’a. Jednak te dźwięki, nie chcące być bożyszczem wielkich tłumów pragnących muzyki lekkiej i łatwej, płynęły głęboko w świat żywej wyobraźni. Miałem nadzieję, że pełne twórczej radości dzieło nigdy się nie skończy, niestety, trwało tylko kilka minut, co poczytuję za jego jedyną wadę.
Zupełnie inną propozycją był utwór Daniele Ghisi Electronic Studies, gdzie twórca porzucił oszczędny minimalizm innych prezentowanych przez siebie dzieł i ukazał nam kolaż różnych elementów nagrań, takich jak pięcie się w górę głosów sopranowych, good by z rockowych i popowych piosenek, czy wreszcie pieśń Gute Nacht Schuberta w różnych wykonaniach. Była to bardzo misterna i fascynująca muzyczna mozaika.
Na ostatni koncert poszliśmy z gmachu NFM do Klubu Tamka, na małej staromiejskiej wyspie Tamka. Przez długie lata była ona zamknięta dla osób postronnych i ucieszyłem się mogąc deptać po jej piaskach. Klub Tamka okazał się być nieźle anarchistyczny i salka, w której mieli wystąpić muzycy oraz kompozytorzy wyglądała aż za bardzo klubowo. Opadłem więc na kanapę (jedną z dwóch, nie było innych siedzisk) pozbawioną dolnej części i zacząłem wsłuchiwać się w poczynania kolektywu Ensemble Kompopolex.
Usłyszeliśmy następujące utwory, oczywiście w zupełnie zmienionej kolejności:
Kelley Sheehan Brainzaps na troje wykonawców, taśmę i wideo (2020)
Piotr Bednarczyk triggered na perkusję, akordeon, komputer i lampę stroboskopową (2020/2023) *
Rafał Ryterski Breathe na troje wykonawców i komputer (2020)
Jorge Sánchez-Chiong Salt Water wersja na troje wykonawców, audio track i video (2014/2015)
Olgierd Żemojtel BANKSY________ na akordeon, samplery i ścieżkę audio (2022)
Katarina Gryvul Chasm na perkusję, akordeon i komputer (2023) *
Marta Śniady Body X Ultra na trzech performerów, obiekty i elektronikę (2023) *
Na Ensemble Kompopolex złożyły się następujące osoby:
Aleksandra Gołaj – perkusja
Rafał Łuc – akordeon
Jacek Sotomski – elektronika
Tym razem nie omówię poszczególnych utworów, bowiem poza dwoma wyjątkami wykonawcy narzucili najwyraźniej kompozytorom swoją akustykę. Być może uczynił tak zwłaszcza preparowany akordeon, wspierający i wydający z siebie dźwięki kojarzące się z drukarkami, robotami i kodem maszynowym. Na początku zatem, usiłując jakoś się ułożyć na rozwalonej kanapie i mając w myślach włoskich i polskich estetów z poprzednich koncertów, byłem bardzo na „nie” wobec tego, co odbywało się tuż obok. Nie widziałem też, co sądzić o klubowej mgle sączącej się tu i tam przy stroboskopowych światłach. Jednak z utworu na utwór estetyka Kompopolexu zaczęła mnie stopniowo urzekać i z koncertu wyszedłem zupełnie już oczarowany.