Od kilku już odsłon Wratislavia Cantans skupia się intensywnie na dwóch weekendach i dniach je poprzedzających, zostawiając w środku dwu lub trzydniową „dziurę”. Mnie, jako kronikarzowi tego festiwalu, taka sytuacja bardzo odpowiada, mam bowiem czas, aby trochę naładować inwencją swoje pióro a raczej klawiaturę w komputerze. Ciekaw jestem, jak to wygląda z perspektywy zwykłego melomana. Na pewno też potrzebuje odpoczynku na refleksję, choć z drugiej strony sytuacja całkowitego i ciągłego zanurzenia się w festiwalu też ma swoje plusy.
Jakkolwiek by nie było, po ciszy trwającej od poniedziałku do środy czwartek przywitał nas monograficznym koncertem poświęconym w pełni twórczości Georga Philippa Telemanna. Usłyszeliśmy następujące utwory:
Koncert D-dur na trąbkę TWV 51:D7: Adagio
Die Tageszeiten TWV 20:39: Der Morgen – kantata
II Fantazja D-dur na violę da gamba TWV 40:27: Vivace
Ouverture-Suite D-dur na violę da gamba, smyczki i b.c. TWV 55:D6: Sarabande
Die Tageszeiten TWV 20:39: Der Mittag – kantata
Koncert a-moll na dwa flety traverso, fagot, smyczki i b.c. TWV 53:a1: Lentement, (Vivement), Loure, (Vivement)
Die Tageszeiten TWV 20:39: Der Abend – kantata
Sonata f-moll na fagot i b.c. TWV 41:f1: Triste, Allegro
Die Tageszeiten TWV 20:39: Die Nacht – cantata
Wykonawcami byli członkowie sławnego poznańskiego zespołu Arte dei Suonatori i soliści:
Marcin Świątkiewicz – dyrygent, klawesyn, pozytyw
Anita Giovana Rosati – sopran
Nora Steuerwald – mezzosopran
Karol Kozłowski – tenor
Matthias Lutze – bas-baryton
Justin Bland – trąbka
Julia Karpeta – viola da gamba
Antoine Pecqueur – fagot
Marcello Gatti, Marta Gawlas – flety traverso
W opisie do koncertu pojawił się następujący akapit:
„Tworzący w epoce baroku Georg Philipp Telemann nie jest postacią tak rozpoznawalną jak Johann Sebastian Bach czy Antonio Vivaldi. Pozostawił jednak obszerny dorobek, w którym znajdują się dzieła o nieprzeciętnej jakości artystycznej.”
Możliwe, że Telemann jest rzeczywiście odrobinę mniej rozpoznawalny niż Bach czy Vivaldi, ale z pewnością należy do najbardziej rozpoznawalnych kompozytorów doby baroku. W swojej książce Muzyka w zamku niebios. Portret Jana Sebastiana Bacha John Eliot Gardiner bez cienia wahania zestawia Bacha z Telemannem i w sumie jestem od dawna przyzwyczajony do takiej narracji. Wiem też, że nie brakuje na świecie melomanów ceniących twórczość Telemanna bardziej niż Vivaldiego. Ja sam należę do większościowej być może grupy zwolenników Wenecjanina.
Pory dnia Telemanna są cyklem czterech kantat na solistów, chór i orkiestrę, który przedstawia różne aspekty życia ludzkiego w ujęciu świtu, południa, wieczoru i nocy. Będąc nieodzownym synem swojej epoki, nawiązuje w tym cyklu nie tylko do opisów natury (które są nota bene hasłem tegorocznej Wratislavii), ale i do stadiów ludzkiego życia. Telemann napisał ten cykl w 1757 roku na zamówienie miasta Hamburga, gdzie był dyrektorem muzycznym pięciu głównych kościołów. Kantaty były przeznaczone do wykonania podczas uroczystości z okazji 100-lecia reformacji w Hamburgu, co tym bardziej tłumaczy ich eschatologiczny wymiar. Telemann wykorzystał w tych utworach swoje bogate doświadczenia muzyczne, łącząc elementy włoskie, francuskie i polskie. Każda kantata składa się z instrumentalnej uwertury, recytatywów i arii solowych oraz chóralnego finału. Szerokość Telemannowskich muzycznych horyzontów potwierdzały też na koncercie okalające kantaty dzieła instrumentalne, gdzie dzięki finezyjnemu zastosowaniu instrumentów dętych na tle wiodących smyczków łatwo mogliśmy się przenieść do Paryża, zaś dzięki koncertującym grupom instrumentów nie byliśmy daleko od Rzymu. Na to wszystko nakładała się pewna pogoda i trzeźwość umysłu, przypominające, że Telemann w znacznie większym stopniu niż Jan Sebastian Bach i Antonio Vivaldi wykuwał zręby pod estetykę muzyki doby klasycyzmu. Droga od Telemanna do Haydna nie wydaje się usłana przepaściami, przypomina raczej prostą ogrodową aleję.
Wykonanie Arte dei Suonatori było rewelacyjne. Przede wszystkim rzucało się w uszy niesamowicie piękne, subtelne i eleganckie brzmienie smyczków. Nic dziwnego, że poznański zespół jest prawdziwą gwiazdą na arenie muzyki dawnej, zdobywającą nagrody czasopism muzycznych, współpracującą z największymi barokowcami i to nie tylko na koncertach, ale na nagradzanych płytach. Śpiewający kantaty soliści byli równie wspaniali. Mówi się na przykład, że Gardiner ma dobrą rękę do solistów. Ma, ale chyba nie aż tak dobrą, jak Arte dei Suonatori na tym koncercie. Dawno nie słyszałem tak doskonale dobranego kwartetu wokalnego, bo takim był w kończącym każdą kantatę chórze, który oryginalnie był raczej przeznaczony na kilku śpiewaków w głosie a nie na jednego, o czym świadczyć może wzmacnianie poszczególnych głosów przez orkiestrę. Wszyscy śpiewacy mnie urzekli, ale najbardziej chyba Anita Giovana Rosati śpiewająca czystym i głębokim sopranem i prowadząca wysmakowaną, doskonale zdobioną linię melodyczną. Takiej klasy barokowego śpiewu dawno już nie słyszałem, a przecież nie tak dawno dane mi było słuchać prawdziwych gwiazd wśród sopranów. Marcin Świątkiewicz grał na klawesynie i pozytywie, od których prowadził koncert, w sposób ekspresyjny, gęsty od muzycznej erudycji. Żałowałem wręcz, że klawesyn nie jest nieco głośniejszym instrumentem. Gdybym robił z tego płytę, na pewno podniósłbym trochę na konsoli poziom mikrofonów ustawionych przy dyrygencie zespołu. Ciekawa była też znana nam dobrze z naszych zespołów gambistka Julia Karpeta, która wystąpiła gościnnie w jednej „sekcji” całego koncertu. Stworzyła ona w pewnym momencie niesamowity dialog między violą da gamba a znakomitą wiolonczelistką poznańskiego zespołu (jak widzę informacja na stronie NFM nie uwzględniła smyczkowców z Arte dei Suonatori, choć w przypadku koncertujących form Telemanna nie byli oni szczególnie mniej „solistyczni” niż pozostali instrumentaliści).
Całkiem niezła akustyka Synagogi pod Białym Bocianem była nieco niesprawiedliwa dla fagocisty i flecistów zespołu, robiąc nagranie też dałbym w górę dźwięk ich mikrofonów. Natomiast trębacz bardzo pięknie rozpoczął cały koncert i było go oczywiście doskonale słychać. Czasem żałuję, że instrumenty dęte drewniane nie mają tej mocy, jaką posiadają w orkiestrze ich blaszani kuzyni.
Warto na koniec zwrócić uwagę, że Telemann jest bardzo istotny w działalności zespołu Arte dei Suonatori, ponieważ jest jednym z najczęściej wykonywanych kompozytorów przez orkiestrę. Zespół nagrał wiele płyt z utworami Telemanna, takimi jak koncerty na flet, obój, skrzypce, trąbkę, wiolonczelę i inne instrumenty, a także uwertury, suity i kantaty. Arte dei Suonatori równie często prezentuje muzykę Telemanna na swoich koncertach i festiwalach, takich jak Festiwal Haendlowski w Toruniu czy Festiwal Trzech Baroków we Wrocławiu. Zespół współpracował także z wieloma znakomitymi solistami i dyrygentami specjalizującymi się w muzyce Telemanna, takimi jak Dan Laurin, Alexis Kossenko, Barthold Kuijken, Ryo Terakado czy Reinhard Goebel. Można więc nie bez kozery stwierdzić, że zespół Arte dei Suonatori jest więc jednym z najlepszych ambasadorów muzyki Telemanna w Polsce i na świecie. Wątpię, aby poznaniacy zgodzili się z tezą z naszej książeczki programowej o nieco upośledzonej rozpoznawalności Telemanna.
Ale to nie koniec wątku łączącego Poznań z Telemannem. Jak wiemy, Georg Philipp Telemann miał wiele związków z Polską, zarówno muzycznych, jak i osobistych. Odwiedził Polskę kilkakrotnie, głównie w latach 1704-1708, kiedy był kapelmistrzem hrabiów Promnitz w Żarach. Żary są stacją która otwiera dla mnie i innych wrocławian „bramy Wielkopolski” gdy jedziemy pociągiem na trasie Wrocław – Poznań. To właśnie podczas pobytu w Żarach oraz w również wielkopolskiej Pszczynie i Krakowie Telemann poznał polską muzykę ludową, która stała się inspiracją jego wielu jego awangardowych kompozycji instrumentalnych. Usłyszymy w nich elementy polskiego stylu, takie jak polonezy, mazury, oberki i krakowiaki. Telemann pisał także utwory na skrzypce i altówkę nawiązujące do polskiej muzyki, takie jak sonaty polskie czy fantazje polskie.
Lecz Poznań i jego okolice miały dla Telemanna nie tylko muzyczne znaczenie, ponieważ tam urodził się i wychował jego ojciec Heinrich Telemann, który był luterańskim duchownym. Heinrich Telemann był synem Georga Telemanna, który był burmistrzem Poznania w latach 1637-1641. Georg Telemann był także założycielem i pierwszym prezesem Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Poznań był więc miejscem pochodzenia rodziny Telemanna i ważnym ośrodkiem kultury i nauki. Telemann sam odwiedził Poznań w 1704 roku, kiedy podróżował do Żar. W Poznaniu spotkał się z miejscowymi muzykami i zaprezentował swoje utwory.
Słuchając wielu dzieł Telemanna mam przed oczami różnych moich znajomych i przyjaciół z Poznania. Ta muzyka mi ich przypomina. Jest spokojna, rzeczowa, zadowolona i syta, a także hojna i gospodarna. Czy muzyka może być gospodarna? Sądzę, że tak. Pogoda ducha, gospodarski gest szafarzy dźwięków i hojność inwencji łączą moim zdaniem żywioł Telemanna z tym późniejszym, Haydnowym. A zespół Arte dei Suonatori oddycha w tej muzyce tym samym powietrzem stając się autorem interpretacji całkowicie doskonałych.