Zaczęła się 59 odsłona festiwalu Wratislavia Cantans. Mimo pięknej letniej pogody melomani stawili się tłumnie w Sali Głównej NFM (5.09.24). Na początek muzycznego święta usłyszeliśmy utwór Handla, kompozytora, którego utwory od dekad są obecne na Wratislavii, często będąc też treścią finałowych koncertów.
Jednak włoskie oratorium Il trionfo del Tempo e del Disinganno HWV 46a jest dziełem młodego jeszcze kompozytora z okresu, gdy święcił triumfy podczas pobytu w krajach Italii i kiedy nie wiedział jeszcze, że jego najsławniejsze dzieła powstaną w języku angielskim, nie będącym jeszcze w owym czasie lingua franca cywilizowanego świata. W czasie, kiedy powstawało oratorium doszło wreszcie do unii Anglii ze Szkocją i narodziła się Wielka Brytania. Brytyjczycy wchodzili w okres budowania swojego imperium, choć ich najwspanialsza kolonia trzy dekady po śmierci kompozytora miała stać się Stanami Zjednoczonymi Ameryki.
Oratorium “Il trionfo del Tempo e del Disinganno” (Triumf Czasu i Rozczarowania) Georga Friedricha Händla powstało w 1707 roku podczas jego młodzieńczego pobytu we Włoszech. Händel skomponował to dzieło do włoskojęzycznego libretto autorstwa kardynała Benedetto Pamphili, który był też mecenasem całego przedsięwzięcia. Oratorium miało swoją premierę latem tego samego roku w Rzymie. W późniejszych latach mogli je podziwiać również zwykli Brytyjczycy, gdyż “Il trionfo del Tempo e del Disinganno” było pierwszym oratorium Händla, które doczekało się dwóch kolejnych wersji, w tym angielskojęzycznej powstałej na dwa lata przed śmiercią kompozytora. Wtedy to kompozytor po klęsce swoich przedsięwzięć operowych ożywiał utwory oratoryjne ze swoich młodzieńczych lat.
Benedetto Pamphili był znaczącym mecenasem sztuki i muzyki w XVII i XVIII wieku. Oprócz Händla, wspierał wielu innych kompozytorów, takich jak Alessandro Scarlatti, Arcangelo Corelli, Giovanni Lorenzo Lulier, Alessandro Melani, Antonio Maria Bononcini i Carlo Francesco Cesarini. Jego patronat obejmował finansowanie publikacji i wystawianie ich dzieł, a także zapewnianie im gościny i możliwości rozwoju kariery. Kardynał kochał nie tylko muzykę. Był członkiem prestiżowej Accademia dell’Arcadia pod pseudonimem Fenicio Larisseo. Zgromadził znaczącą kolekcję flamandzkich obrazów w Galleria Doria Pamphilj i zlecił budowę wnętrza galerii oraz kaplicy. Libretto Triumfu Czasu i Rozczarowania świadczy też o niewątpliwym talencie poetyckim duchownego. Choć utwór porusza typowy dla epoki temat walki piękna wiary z pięknem doczesnym, czyni to w sposób pełen nośnych metafor i alegorii, działający na wyobraźnię i będący wdzięczną pożywką dla zabiegów kompozytora mającego ująć słowa w ramy melodii. Handlowi udało się to oczywiście znakomicie.
Największą atrakcją koncertu była dla mnie oczywiście sopranistka Julia Lezhneva występująca w roli Piacere, czyli Przyjemności. To jej przypadły najbardziej wzburzone i wojownicze arie. Musiała przecież bronić przyjemności przed zwycięskimi nawoływaniami Czasu i Rozczarowania. Głos Lezhnevej był pełen odcieni, dynamicznego światłocienia. Artystka imponowała wspaniałymi i stylowymi ozdobnikami, nienaganną emisją i olimpijskimi wręcz długimi tonami podtrzymywanymi w zasadzie bez końca, gdy miało to estetyczny sens. Oczarowana publiczność witała najbardziej wirtuozowskie arie gorącymi oklaskami.
Bohaterem wieczoru był także Giovanni Antonini i jego zespół Il Giardino Armonico. Muszę przyznać, że w stosunku do Handla podzielam gusta współczesnych mu Brytyjczyków. Wolałbym, żeby kompozytor skupił się na wielkich oratoryjnych freskach ze wspaniałymi chórami śpiewanymi po angielsku. Włoskie opery Handla nie wywołują we mnie aż takich wzruszeń, zaś „Triumf Czasu i Rozczarowania” leży estetycznie bliżej włoskiej opery XVIII wieku niż jakiegokolwiek oratorium w stylu Mesjasza czy Izraela w Egipcie. Jednak Antonini i jego zespół przekonali mnie, że zarówno ówcześni Brytyjczycy, jak i ja nie mamy racji. Ciężko o większe wyrafinowanie orkiestry, o bardziej wrażliwy akompaniament w ariach, o wspanialsze oboje i bardziej jeszcze wyrafinowane operowanie barwą i dynamiką smyczków. Antonini osiągnął w tym dziele nieosiągalne dla większości zespołów muzyki dawnej mistrzostwo i dzięki temu można było zauważyć, jak wiele pracy i wyobraźni włożył Handel w akompaniament do przyciągających zazwyczaj uwagę tylko linią wokalną arii.
Pozostali śpiewacy godnie towarzyszyli Lezhnevej, tworząc niemal równie wybitne kreacje. Wspaniała była Anett Fritsch jako przechadzające się z lustrem Piękno. Była ona w zasadzie główną bohaterką oratorium. Jej sopranowa partia była bardziej dramatyczna niż w przypadku Przyjemności, mniej zaś wojownicza. Śpiewaczka ze swoim mocnym i pełnym głosem zachwyciła mnie niepodzielnie. Wspaniałe też było Rozczarowanie, albo też Prawda, śpiewane przez mezzosopranistkę Lucile Richardot. Niskie głosy kobiece to jednak zupełnie inny świat od lśniących sopranów. I w świecie mezzo Richardot była absolutnie doskonała. Jej ciemny, aksamitny głos zachwycał nadając niepowtarzalną ekspresję bolesnym prawdom przypisanej jej roli. Krystian Adam Krzeszowiak w roli Czasu był niemal romantyczny, jednocześnie jednak zachowywał barokową zgodność estetyczną. W najniższych rejestrach brakowało mu trochę wypełnienia, ale to bardziej wina przypisania roli Czasu tenorowi, a nie basowi czy barytonowi. Interpretacja Krzeszowiaka była na wiele sposobów najciekawsza i najbardziej oryginalna, co sprawiało, że na jego partie czekałem z dużą niecierpliwością.
Był to piękny wieczór i wspaniały początek Wratislavii. Nie wiem, czy innym wykonawcom uda się osiągnąć ten absolutnie doskonały poziom, jakim powitał nas festiwal. Szanse jednak są, bo wystąpi jeszcze wielu wielkich muzyków.