Bóg a nowoczesność (część XVIII); Polska – Kościół – polityka

Nowoczesność w kulturze Zachodu charakteryzuje się przede wszystkim tym – tradycja Oświecenia francuskiego i dorobek Rewolucji Francuskiej – iż religia stała się sprawa prywatną, osobistą obywateli danego kraju, a instytucje powołane do organizacji życia religijnego nie mogą się zajmować bezpośrednio polityką (w jakimkolwiek wymiarze, zwłaszcza jeśli chodzi o wybory jakiekolwiek szczebla, zwłaszcza parlamentarne). Wykluczyć to miało znany z niechlubnej przeszłości tzw. „sojusz tronu i ołtarza”. Kościół katolicki, ostatni bastion kultury chrześcijańskiej na Zachodzie, oficjalnie zrezygnował z takiego stanowiska na Soborze Watykańskim II, choć praktyka nadal jest inną niźli wymiar czy zalecenia podstawowych dokumentów wydanych podczas wspomnianego, XX Soboru Powszechnego. Zbory protestanckie, mające również udział w tworzeniu tzw. korzeni chrześcijańskich Europy zachodniej – różnych denominacji, mimo, iż powstały i funkcjonowały przez dekady niejako klony zasady „cuius regio, eius religio” – już dawno zrezygnowały z czynnego udziału w polityce tak rozumianej.
Kościół (…) z racji swego zadania i kompetencji
w żaden sposób nie utożsamia się ze wspólnotą polityczną.

Konstytucja duszpasterska „Gaudium et spes”
(II Sobór Watykański)

Czy w takim razie współczesna Polska może być zaliczona do krajów nowoczesnych, postępowych i demo-liberalnych w stylu klasycznie zachodnim ? Sądzę w kontekście zbliżających się (jak zawsze zresztą) wyborów parlamentarnych – nie. Wraz ze zbliżaniem się terminu tego głosowania rośnie udział lokalnego – zwłaszcza w mniejszych miejscowościach – duchowieństwa w nachalnej i agresywnej agitacji wyborczej, nacisk psychiczno-mentalny na wiernych, jawne wskazywanie kandydatów jednej opcji na których ma się oddawać glosy. To skandal i jawne pogwałcenie konkordatu, gdzie mówi się jasno o przyjaznym rozdzieleniu zainteresowań państwa i Kościoła katolickiego. O szarganiu dobrych, demokratycznych obyczajów i niezgodności z porządkiem konstytucyjnym nawet szkoda wspominać.
Oto na Dolnym Śląsku – jak napisał na FB jeden z kandydatów Zjednoczonej Lewicy z tego regionu (celowo nie podaję jego nazwiska bo nie oto chodzi lecz o wymiar zaobserwowanego działania) – „……organizuje się pod egidą księży grupy, które prowadzą agitację za pomocą sms-ów, by parafianie popierali PiS. Zdaniem organizatorów PiS musi wygrać za wszelką cenę”. Nie zgadzam się z nim, iż to nic zdrożnego. Ów kandydat ma pretensje jedynie do sponsorów i organizatorów tego działania, iż dotyczy to tylko jednej Partii. Ja się z takim dictum nie mogę zgodzić. Uważam, iż świątynie – wszelkie – oraz instytucje religijne winne być absolutnie wolne od doraźnej gry politycznej. Oczywiście jeśli chcą pełnić rolę jaką im przydziela istniejący administracyjno-jurydyczny porządek naszego kraju i uzgodnienia w tej mierze pomiędzy Polską a Watykanem. Mnie oburza właśnie jakiekolwiek uwiązanie religii, instytucji mającej zupełnie inne prerogatywy i zadania, w bieżącą, w doraźną politykę, w polityczne starcia na krajowym orbis terrarum. Pod jakąkolwiek postacią. To szkodzi – o ile potraktować możemy zapewnienia hierarchii i duchowieństwa jako prawdziwe i szczere – uniwersalizmowi nauk katolickich i ich moralnemu przesłaniu. Oczywiście jako osoba niewierząca i racjonalista nie muszę brać serio owych zapewnień gdyż mój światopogląd jest na antypodach teistycznego poznania, ale będąc człowiekiem otwartym, w miarę liberalnym (w dosłownym tego słowa znaczeniu) i życzliwie patrzącym na wszelkie inicjatywy czy działania mające uszlachetnić (nawet teoretycznie, a dobrych intencji nikomu nie wolno odmawiać) nasz doczesny byt, takie doraźne zaangażowanie w brutalną, cyniczną i bardzo często – nihilistyczną działalność jaką jest polska scena polityczna, tylko i wyłącznie szkodzi samej instytucji oraz uniwersalizmowi przesłania jakie ma nieść chrystianizm.
To nie ma nic wspólnego z najszerzej pojmowaną świętością, ze stanowiskiem mającym koić różnice i namiętności polityczne (jakie rozgorzały i są podgrzewane w naszym kraju), z rolą Kościoła jako instytucji mającej zasypywać okopy w jakich coraz bardziej ugrzęzło (z różnych zresztą względów) nasze społeczeństwo. Bo taki stan grozi nieobliczalnymi i dramatycznymi skutkami. Kościół katolicki zawsze pretendował do roli ogólnopolskiego, ponad-politycznego rozjemcy, mediatora; starał się być olejem lanym na wzburzone fale. Po raz kolejny – w ostatnim 25-leciu – jego działanie i przekaz są rzeczywiście jak olej, ale dolewany do ognia.
Słuszną natomiast jest końcowa konkluzja owego kandydata lewicy, że „…..Formalnie apolityczny Kościół w naszym kraju jest jak najbardziej polityczny i w sposób dość bezpośredni pokazuje kogo popiera. Katolicy głosujący na inne partie niż PiS są w nim wierzącymi II-giej kategorii”.
Jak widać III RP nie jest dostatecznie cywilizowanym i nowoczesnym krajem w tym względzie. Burzymy się, pomstujemy na radykalnych i upolitycznionych mułłów zasiedlających meczety i medresy w krajach muzułmańskich, a także w rejonach Europy zachodniej gdzie wyznawcy islamu stanowią pokaźną diasporę (Wielka Brytania, Holandia, Belgia, Niemcy, Holandia, Francja, Włochy), ogłaszających swoje nienawistne a przede wszystkim – polityczne, kazania i memoriały, ex cathedra oraz w Internecie. Dziwne – a często śmieszne – jest to iż często ci z nas, znad Wisły, Odry i Bugu, którzy gorąco i emocjonalnie protestują przeciwko islamizacji naszego kraju (co przede wszystkim wiąże się z tzw. islamizmem – pojęciem ukutym przez niemieckiego religioznawcę syryjskiego pochodzenia Basama Tibiego, a oznaczającym najkrócej mówiąc radykalną i upolitycznioną wykładnię religii Proroka Mahometa) w wyniku przyjęcia uchodźców z Bliskiego Wschodu, są jednocześnie gorącymi zwolennikami udziału instytucji religijnej – bo naszej, rodzimej, o takim samym znaczeniu społecznym jak struktura organizacyjna islamu – w życiu publicznym Polski.
Najsmutniejszą refleksją jest jednak stwierdzenie, że w ciągu 25 lat Polski po upadku Muru Berlińskiego, wejściu do NATO i Unii Europejskiej (ekskluzywnego jak sądzić można było klubu demo-liberalnych i najbardziej rozwiniętych krajów globu) żadnej opcji politycznej – lewicowej czy liberalnej – sprawującej rządy przez większość wspomnianego okresu nie udało się przekroczyć tego Rubikonu serwilizmu państwa i elit nim rządzących wobec instytucji religijnej jakim pozostaje Kościół kat. Lewicy post-pezetpeerowskiej (bo tylko taka zaistniała w III RP jako realna siła polityczna) – z racji jej przestrachu i braku pewności siebie, a przede wszystkim z tytułu umizgów do Kościoła (jako znaczącej siły w pozytywnym tego słowa znaczeniu, traktowanej tak jeszcze na zasadzie echa z okresu lat 70- i 80-tych XX wieku gdy hierarchia mediowała, pośredniczyła skutecznie między kontestującymi władzę PZPR odłamami społeczeństwa, a samą Partią). Demo-liberalnej opcji post-solidarnościowej – z racji mimo wszystko jej genetycznego i mentalnego przywiązania do nauk Kościoła (to także relacje pochodzące z minionego okresu, dotyczyło to tzw. Kościoła otwartego – którego de facto już w Polsce nie ma i po 1989 roku nie było, gdyż umowny i alegoryczny podział na Kościół toruński i łagiewnicki okazał się humbugiem: są tylko konserwatyści mniej lub bardziej fundamentalni, a przede wszystkim – triumfujące i zachłyśnięte pozorami władzy duchowieństwo).
Ta sytuacja, konserwatywno-tradycjonalistycznej i religianckiej jednocześnie mentalności rzutującej na sposób i formy rządzenia naszym krajem – często są to pozory wynikające z serwilizmu czy postępowania wedle zasady „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek” – będzie moim zdaniem trwała nadal. Opcja lewicowa, o wyraźnie świeckim i oświeceniowym charakterze tak jak liberalna nie mają wg mnie szans na samodzielne, w najbliższym czasie, rządy. Liberalna – nie oznacza to absolutnie Platformy Obywatelskiej: proponując elektoratowi takiego kandydata do polskiego parlamentu jak Ludwik Dorn mówiącego, że Polska jest krajem katolickim i jak się komuś nie podoba panujące tu obyczaje (chodzi o związki partnerskie i religię w szkołach) to istnieje strefa Schengen i można sobie – jak chce się żyć w absolutnie świeckim kraju – wyjechać do Francji traci w ogóle wiarygodność nie tyle jako partia liberalna, ale jako nowoczesna politycznie asocjacja, czująca czym jest najszerzej pojmowany modernizm. Bo takiej wypowiedzi i takiego stanowiska nie powstydziliby się najbardziej religianccy kandydaci Prawa i Sprawiedliwości
Świadomość polskiego ludu (i elit) jest więc jak koń Stanisława Tyma – a jaki koń jest, każdy widzi.

O autorze wpisu:

Doktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", "Racjonalista.pl". Na na koncie ponad 300 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego i Towarzystwa Kultury Świeckiej. Sympatyk i stały współpracownik Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Mieszka we Wrocławiu.

14 Odpowiedź na “Bóg a nowoczesność (część XVIII); Polska – Kościół – polityka”

  1. No i kto wie czy właśnie fakt że lewica jest post-PZPRowska to jest właśnie przyczyna że KK ma tak silną pozycję w Polsce. Ludzie boją się że jak KK straci władzę to wróci PRL, kartki, kolejki, ocet na półkach, furmanki na wsi itp. itd.

  2. Formalnie to koscioł, koscioły czy zbory mogą sie angazowac w zycie polityczne kraju. Albo jest formalny zakaz albo nie ma. Na zachodzie sie nie mieszaja, bo wiedzą ze wiecej moga stracic niz zyskac. W dzisiejszej feudalnej Polsce czują (KrK) zyciową szanse na nachapanie sie w zyciu doczesnym.
    Jedyną formalną formą ograniczenia funkcjonariuszy koscioła w zycie polityczne jest … włączenie ich w struktury panstwa (jako np. słuzby mundurowe). Wtedy mozna im zakazac. Inaczej panstwo nie moze pozbawic swych obywateli podstawowego prawa człowieka jakim jest prawo do uczestniczenia w zyciu politycznym kraju. I tu zadne umowy w styly konkordat nie pomogą. Panstwo nie moze sie umowic z innym panstwem i pozbawic czesci SWOICH obywateli jakichs praw.
    Zupełnym kuriozum jest wiec powoływanie sie na konkordat, nie ma tam nic na temat zycia politycznego ksiezy, i powoływanie sie na „przyjazn” i „przyjaznie” to jakis absurd.
    Lewica do tej pory proponowała układ; rządzimy razem (Miller) albo damy wam forse i przywileje, ale macie sie siedziec cicho. Na zachodzie w wielu panstwach jest inaczej, tez dostają czesto forse, ale wiedzą ze jak podskoczą to im sie forse i przywileje odbierze. W dzisiejszej Polsce takiego ryzyka nie ma, wiec walą do koryta jak czarne wieprze.

  3. Okres PRL paradoksalnie pomogl kosvciolowi siegnac po wplywy polityczne. Obecna Polska jest rezultatem oporu wobec sowietyzacji w PRL ktory nieudolnie walczyla z kosciolem . Po klesce komunistow nasapila reakcja wzmocnienia kosciola jako czynnika ktory pomogl pozbyc sie PRL.
    Dzieki tej historycznej okazji kosciol przybral szaty wyzwoliciela i obroncy wolnosci i demokracji choc reprezentuje zacofanie, ciemnote i jest wrogiem postepu.

  4. Włączenie kościoła w struktury państwa było praktykowane w protestantyźmie i prawosławiu. U nas raczej to nie przejdzie, bo katolicy mają papieża i nie będzie im jakiś prezydent czy sekretarz rozkazywał. Zresztą nawet w Rosji zdarza się że księża prawosławni mają inne zdanie niż Putin.

    1. Wystarczy zabrac przywileje i niech placą podatki jak inne przedsiebiorstwa, na takich samych zasadach. To w zupelnosci wystarczy. Wtedy zamiast sypac piasek w szprychy bedą musieli sie zając zarabianiem pieniedzy na siebie i swoje włosci. I nie beda miec czasu na dywersje. A morde to sobie pruc moga ile chcą.
      No i zakazac dostepu do dzieci do lat 16. Wtedy problem pedofilii kleru sie drastycznie zmniejszy. Niestety, niektore panie uważają, ze dostep kleru do dzieci to przyjazny rozdział koscioła i panstwa.

      1. No ale właśnie zakaz religii w szkołach przerabialiśmy w PRLu. I jaki był efekt? Taki że i tak 90% dzieci chodziło na religię do kościoła, czasami nawet dzieci milicjantów czy członków PZPR.

        1. Religia była wtedy dla plebsu. PZPR przy władzy lansował materialistyczny swiatopogląd, ale bieda i robole mogli uprawiac religie do woli. Byl sojusz partii z klerem, my mamy władze i rządzimy, a wy macie duchową władze nad robolami. Problem sie zrobił gdy kler sie zaczął upominac o udział w rządzeniu panstwem.

  5. No już nie przesadzajmy z tym że KK jest strasznym wrogiem postępu. Jak sobie ludzie przypomną „postęp” z czasów PRLu ( np. kolejki, kartki, na wsi furmanki i studnie cembrowane) to wolą jednak obecne państwo kościelne.

    1. KK jest pasożytem, jego wkład w postep cywilizacyjny jest obecnie żaden. Dawniej byli nawet nauczycielami, w czasach analfabetyzmu. Dzis zostało im tylko pasożytowanie na ludzkich uczuciach. Paradoksalnie jest też najwiekszym beneficjentem Unii Europejskiej, i gdyby PiS zarządził wystąpienie z UE to byłby popłoch.

  6. Na szczęście Polska nie idzie w stronę Francji. Demoralizacji , utraty sensu życia . Polska musi mieć silny Fundament Moralny a najlepiej zacząć od dziś od siebie. Chrześcijaństwo przeżywane np. W Odnowie W Duchu Świętym to Wielki Skarb dla Polski i okazja by ludzie dowiedzieli się o Miłości Boga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

12 − 7 =