Wrocławscy muzycy związani kiedyś z Filharmonią Wrocławską zaś obecnie z imponującym Narodowym Forum Muzyki nie byliby sobą, gdyby nie nawiązywali w swoich nagraniach i w swoich koncertach do patrona życia muzycznego stolicy Śląska, czyli do muzyki Witolda Lutosławskiego.
Odyseję przez morze Lutosławskiego poprzedza wprowadzenie Andrzeja Kosendiaka, szefa NFM, który zauważa, iż muzyka Lutosławskiego jest doskonałym medium, aby poznać samego siebie. Rzeczywiście, Lutosławski, który tworzył bardzo starannie i dość wolno zostawił nam ślady swej własnej ewolucji stylistycznej. Możemy śledzić krok po kroku rozwój jego muzyki, a jako, że mamy do czynienia z jednym z największych twórców muzyki współczesnej, w dziele Lutosławskiego, aczkolwiek bez wątpienia oryginalnym, odbijają się także jego czasy i prądy muzyki poważnej, które towarzyszyły życiu kompozytora. Antologia dzieł wszystkich daje możliwość zestawienia dzieł z różnych okresów, pozwala na wygodne śledzenie szlaków wytyczanych przez kompozytora, jak również ślepych zaułków.
Płyta Witold Lutosławski Opera Omnia 01 zwiera muzykę kameralną. Naszymi przewodnikami są Kwartet Lutosławskiego z okresu gdy pierwszym skrzypkiem był Radosław Pujanek, oraz inni znakomici muzycy – skrzypkowie Jakub i Krzysztof Jakowiczowie (młodszy z nich miał wkrótce zastąpić Pujanka przy pierwszych skrzypcach Kwartetu Lutosławskiego), sławny wiolonczelista Andrzej Bauer i pianiści: Bartosz Bednarczyk, Elżbieta Zawadzka oraz Jan Krzysztof Broja.
Płyta obdarzona została znakomitym i momentami dowcipnym komentarzem kompozytora i publicysty muzycznego Rafała Augustyna (chyba niecałe dwa miesiące temu zachwycałem się prapremierą jednego z jego dzieł kameralnych).
Rafał Augustyn zauważa, że główny trzon niewielkiej ilościowo, ale wielkiej jakościowo twórczości Lutosławskiego to muzyka orkiestrowa, kameralna była na drugim planie, czasem były to dzieła okolicznościowe. Do dzieł o charakterze zupełnie niedoraźnym należą obecne na płycie i wspaniale wykonane Kwartet smyczkowy z roku 1964 i Partita, która powstała dwie dekady później.
Mamy też na płycie Melodie śląskie i Bukoliki, które w pierwotnej wersji dedykowane były samotnemu na scenie pianiście. Lutosławski też był niczego sobie pianistą, co pomogło mu bardzo podczas niemieckiej okupacji, jak też zbratało go z Panufnikiem z którym wspólnie grywał. Na płycie znajdziemy też na przykład ostatnią skomponowaną przez mistrza kompozycję – Subito na skrzypce i fortepian.
Miłą niespodzianką na CD są Wariacje Sacherowskie, których pierwszym wykonawcą był legendarny wiolonczelista Mścisław Rostropowicz. Warto poszukać archiwalnych nagrań filmowych Rostropowicza w koncertach Szostakowicza. Wirtuozerski trans muzyka grającego w ekstremalnych tempach trudną muzykę rosyjskiego twórcy sprawia, że mamy wrażenie jakiegoś snu, odrealnienia, podróży na inną planetę. Lutosławski dedykował też Rostropowiczowi swój znakomity koncert wiolonczelowy, który znajdziemy w dalszych rozdziałach wrocławskiej antologii.
W części pierwszej Opus Magnum uwagę przyciąga z pewnością Grave – metamorfozy na fortepian i wiolonczelę, napisane ku czci zmarłego w 1980 roku Stefana Jarocińskiego. Lutosławski poddaje w nich transformacjom temat zaczerpnięty z Debussego. Przypominamy sobie, jak ważna była dla polskiego kompozytora muzyka francuska i jej utrzymana w okowach świadomego rozumowania emocjonalność. Umiar, elegancja, konstrukcja – to cechy nie tak częste w przypadku polskiej twórczości muzycznej, będące jednocześnie rozpoznawalnym znakiem twórczości Lutosławskiego.
Pierwsza część Opus Magnum przynosi nam zatem dzieła mniej znane, ale z pewnością interesujące dla miłośników twórczości Witolda Lutosławskiego. Moim zdaniem to jedna z zalet monografii płytowych – dzięki nim możemy sięgnąć po utwory nie tak często obecne na zwykłych CD czy na koncertach. Dobór doskonałych wykonawców dodatkowo czyni ten album szczególnie wartościowym.
Jako, że recenzje antologii pisze się inaczej niż zwykłych, pojedynczych fonogramów, pozwalam sobie omawiać Witold Lutosławski. Opera Omnia parami. Druga część monografii zawiera dla odmiany bardzo znane i popularne utwory Lutosławskiego – Drugą i Czwartą Symfonię. Wielkim atutem tej edycji jest współpraca Wrocławskich Filharmoników z Jackiem Kaspszykiem. Mimo klaustrofobicznych warunków dawnego gmachu Filharmonii Wrocławskiej Kaspszykowi udało się z Wrocławianami stworzyć niepowtarzalne brzmienie, doskonałe zwłaszcza w muzyce późnego romantyzmu i wczesnego modernizmu. Aż ciężko uwierzyć, że mała przestrzeń dawnej filharmonii posłużyła jako plac ćwiczeniowy dla genialnych interpretacji Mahlera czy Ryszarda Straussa. Ale tak właśnie było. Zaniepokojonych audiofilów natychmiast uspokajam – nie mamy tu live z koncertu w dawnej Filharmonii Wrocławskiej, ale nagranie studyjne zrealizowane w roku 2009 w Sali Koncertowej im. Jana Kaczmarka w Radiu Wrocław. Jako wydawca pojawia się firma Accord, zaś jako producent widnieje logo NFM, które wtedy jeszcze nie istniało fizycznie. Mam nadzieję, że Kaspszyk, mimo że nie związany już z Wrocławskimi Filharmonikami, dokona wielu nagrań ze swoich dawnym zespołem w doskonałej akustyce Sali Głównej NFM. Może również kolejny raz Lutosławskiego? Choć ja czekam na taki właśnie komplet symfonii Mahlera!
Wracając do głównego wątku, jakim jest płyta. Symfonie Lutosławskiego zagrane z późnoromatycznym rozmachem robią ogromne wrażenie. Jednocześnie artyści nie wahają się podkreślać nowoczesnych i specyficznych elementów muzyki Lutosławskiego. Na temat symfonii Lutosławskiego wylano już rzekę tuszu drukarskiego i pikseli, nie będę zatem rozwijał tu tego tematu. Ogromnie podoba mi się umiejętne odzwierciedlenie ruchu muzycznego, zsuwania się dźwiękowym mas w drugiej części – Direct Symfonii nr.2. To opadanie, niepokój, w jakimś sensie wywołujący apokaliptyczno – katastroficzne skojarzenia jest charakterystyczne również dla niektórych dzieł Pendereckiego i pomniejszych twórców, można więc powiedzieć, że być może mamy do czynienia z jakimś polskim idiomem stylistycznym, który występuje nie tylko u Lutosławskiego. Natomiast w przypadku bohatera antologii ten ruch potrafi wyrwać się z ciężkich, choć jakże atrakcyjnych brzmieniowo mroków i oddać się błyskotliwej, inteligentnej i badawczej zabawie, co znów przywodzi na myśl idiom francuski, bliski Lutosławskiemu. Druga część wrocławskiej antologii Lutosławskiego powinna znaleźć się na półce każdego melomana!