W niedzielę NFM zaprosił nas na koncert muzyki dawnej do samego serca Wrocławia, czyli do Sali Wielkiej gotyckiego ratusza. Akustyka tej przestrzeni, wypełnionej gotyckimi kolumnami i przykrytej bogato rzeźbionym w herby dawnego wrocławskiego rycerstwa żebrami nie jest tak doskonała jak ta czarująca w salach NFM, jednakże piękne historyczne miejsce wspiera odtwarzanie muzyki dawnej. Jeśli chodzi o sam koncert, to już na wstępie muszę przypomnieć, co pisałem o Maestro Andrzeju Kosendiaku i Wrocław Baroque Ensemble. Jest to najwyższy poziom światowy, na Wratislaviach WBE z Kosendiakiem nie jest „lokalnym smaczkiem”, lecz pełnoprawnym elementem programowym ukazującym piękno dawnej muzyki obok zespołów Gardinera czy Antoniniego. Każdy z czołowych zespołów muzyki dawnej na swych koncertach chce pokazać nam coś nowego, coś głębiej pokazującego nasze zrozumienie muzyki sprzed wieków. WBE czyni tak samo i muszę przyznać, że chyba tylko kryzys przemysłu fonograficznego na rzecz streamingu sprawia, że WBE i Kosendiak nie mają kontraktu na wyłączność z serią Archiv Deutsche Grammophone, czy z francuską Harmonią Mundi. A może po prostu Andrzej Kosendiak chce wykorzystać potencjał swój i swoich muzyków do budowania renomy własnych płyt współwydawanych najczęściej z CDAccord.
Na koncercie usłyszeliśmy następujące utwory:
A. Caldara Caro Giesù… i È morto il mio Giesù… – recytatyw i aria z oratorium Morte e sepoltura di Christo
Marcin Leopolita Missa paschalis
J.S. Bach Sonata D-dur na violę da gamba i klawesyn obbligato BWV 1028; Christ lag in Todesbanden – kantata BWV 4
Śpiewali:
Alicia Amo – sopran
Aldona Bartnik – sopran
Piotr Olech, Daniel Elgersma – kontratenory
Maciej Gocman, Florian Cramer – tenory
Tomáš Král, Jaromir Nosek – basy
Program uległ drobnej zmianie, Caldara początkowo miał być na końcu. Alicia Amo, hiszpańska śpiewaczka młodego pokolenia, zaśpiewała Caldarę niesamowicie. Słychać było, że owocnie współpracuje z wielkim René Jacobsem, kontratenorem i jednym z najlepszych dyrygentów muzyki baroku. Jednak tylko na niektórych nagraniach Jacobsa, który zawsze miał dobrą rękę do głosów, odnajdziemy śpiewaczki tak pełne ekspresji i pasji, obdarzone tak głębokim i urokliwym głosem. Mam w domu trochę płyt z muzyką Caldary, na którym nie skupiam się zazwyczaj tak mocno, jak na jego krajanie z Wenecji Vivaldim, Bachu czy Rameau. To wykonanie przekonało mnie do tego, że twórczość Caldary powinienem obdarzyć zdecydowanie większą uwagą. Poruszającej ekspresji głosu Alicii Amo towarzyszyli kongenialnie wrocławscy barokowcy, akurat w wypadku tego dzieła największe brawa należą się smyczkowcom, a zwłaszcza Zbigniewowi Pilchowi, koncertmistrzowi zespołu, który przepięknie oddał dźwiękowe figuracje nawiązujące do bólu ukrzyżowania.
O Marcinie Leopolicie wiemy bardzo niewiele, choć pełnił przez kilka lat zaszczytną funkcję kapelmistrza na dworze Zygmunta Augusta. Zachowała się jego Missa Paschalis, oparta w cantus firmus na melodiach polskich pieśni wielkanocnych popularnych w XVI wieku. Zapewne ta materia dźwiękowa, jak i odrębność ośrodków lwowskiego i krakowskiego (gdzie kompozytor działał i zapewne studiował) sprawia, że Missa Paschalis ma inną niż w dziełach Palestriny czy Orlanda di Lasso, asymetryczną fakturę brzmieniową. Byłem pełen podziwu dla ogromnej, rzadko spotykanej staranności, z jaką Wrocławscy Barokowcy oddali przebieg poszczególnych głosów. Wszyscy śpiewali świetnie, ale muszę podkreślić świetne brzmienie kontratenorów, dzięki którym czytelność muzycznego materiału była wręcz magiczna.
W Sonacie D-dur Jana Sebastiana Bacha zaprezentowały nam swoją bardziej solistyczną stronę dwie znakomite wirtuozki związane z Wrocław Baroque Ensemble – Marta Niedźwiecka grająca na klawesynie i Julia Karpeta grająca na violi da gambie. To im w dużej mierze zespół zawdzięcza wyszukane i pewne basso continuo, w przypadku tego koncertu realizowane przez Martę Niedźwiecką na pozytywie. Sonata Bacha to piękne arcydzieło, momentami bardzo wirtuozowskie i obie wykonawczynie odnalazły się w tym świecie z ogromną swobodą. Jedynie ratusz nieco złośliwie porozrzucał basowe tony violi wśród kolumn i mam nadzieję, że będę miał okazję posłuchać sonat Bacha w wykonaniu tego duetu w doskonałej estetyce NFM. Muzyka Bacha jest na tyle ponadczasowa, że pasuje zarówno do wnętrz z XIII – XVI wieku, jak i do tych z wieku XXI. Samo wykonanie miało w sobie tę witalność i precyzję o jaką w sonatach Bacha chodzi i jaka jest nie do osiągnięcia na obdarzonej innym charakterem brzmienia wiolonczeli.
Na koniec usłyszeliśmy kantatę Christ lag in Todesbanden, należącą do bardzo wczesnych dzieł Bacha, w pełni jeszcze pod wpływem protestanckiej szkoły muzyki północnej, wiodącej się od Schütza, a u progu XVIII wieku będącej pod wielkim wpływem znakomitego Buxtehudego. Bach uwielbiał Buxtehudego i w kantacie odnajdziemy te samo połączenie pewnej surowości chorałowej jak i stylu fantastycznego, nie bojącego się abstrakcyjnych, płynących w jakąś poszarpaną w mistycznym tańcu nieskończoność figuracji instrumentalnego akompaniamentu. Wykonanie tej kantaty mnie zaskoczyło. Można by pomyśleć, że w dziedzinie kantat Bacha powiedziano już niemal wszystko i trzeba być bardzo odważnym, aby stawać w szranki z wielkimi wykonawcami tych codziennych arcydzieł Bacha. A jednak! WBE z Kosendiakiem pokazał, że wyścig za ekspresją i doskonałością w wykonawstwie kantat Bacha nie został zakończony. Wielkie uznanie należy się dla śpiewaków zespołu i instrumentalistów. Swoboda, ekspresja i głębia tego wykonania nie miały sobie równych! WBE i Maestro Andrzej Kosendiak są tytanami pracy również w dziedzinie nagrań. Aż głupio mi to sugerować, bo jest to przecież tytaniczne zadanie, ale otwiera się droga do nowego kompletu kantat Bacha. Jeśli wszystkie będą wykonane w ten sposób, będzie to prawdziwy wstrząs dla melomanów na całym świecie. A ja póki co mogę się cieszyć tym bardziej, że dane mi było usłyszeć wielką muzykę Bacha w tak rewelacyjnej interpretacji.