Ada Tabisz jest reżyserką związaną między innymi z wrocławskim Instytutem im. Jerzego Grotowskiego. Od 2018 jest ona zaangażowana we współtworzenie projektu „Teatru na faktach”, czyli teatru dokumentalnego, gdzie wypowiadane kwestie nie są stworzone przez dramatopisarza lecz przez zwykłych ludzi związanych z przedstawianą w danej sztuce sytuacją czy problemem. Ada współtworzyła już kilka sztuk tego typu. Za swoją poetycką „Hercię”, poemat na temat samotności opowiadający o starym człowieku i jego zmarłym psie (a w zasadzie suczce) i za sztukę o intrygującym tytule „Zjemy wasze dzieci. Z cebulą” (fabuły nie zdradzę) otrzymała liczne nagrody.
W jednym ze swoich najnowszych projektów Ada Tabisz poruszyła temat zbyt rzadko poruszany przez organizacje feministyczne. W sztuce „Matki wyklęte” ukazany jest problem kobiet, które poroniły i oczekują pocieszenia, chcąc też uczcić zgodnie z własną wolą pamięć swoich zmarłych przedwcześnie dzieci. Niestety, ofiary tej sytuacji często zderzają się z kompletnym brakiem zrozumienia. Tak pisze o tym sama reżyserka:
„Polskę zalała fala pastelowych zarodków. Są na wielkoformatowych bilbordach, citylightach i niemal na każdym przystanku komunikacji miejskiej. Niektóre przedstawiają się jako dzieciątko Jezus, inne zapewniają mnie, że «mam wybór» lub że «mi ufają» i są «ode mnie zależne». Tych milczących, w obliczu ideologicznej wojny polsko-polskiej, pozostało niewiele. Jadąc gdziekolwiek każdego dnia nie ma możliwości, abym nie zobaczyła tych plakatów mniej niż 5 lub nawet 10 razy. I za każdym razem chce mi się płakać. Bo moje 3 zarodki: 1 mm, 0,5 mm, 3 mm zostały poronione. I nic nie zależało ode mnie”. [„Matki wyklęte” to] spektakl dokumentalny na podstawie wywiadów przeprowadzonych z kobietami, które doświadczyły poronienia, które chciały dokonać pochówku swojego dwumilimetrowego dziecka, ale bez księdza i „pokropku” się nie dało. O tych, które nie chciały, aby ich „wyskrobiny” wbrew ich woli trafiły do grobowca dzieci utraconych. O tych, które po stracie dziecka płakały za długo lub za krótko. O tych, które modliły się, aby ich ciężko uszkodzone zarodki obumarły same, albo żeby, mimo wszystko, nie umierały nigdy. O nich i innych matkach wyklętych. Wyklętych, czyli tych, o których się nie mówi, bo ważniejsze są ich zarodki.
Ze stron Instytutu im. Jerzego Grotowskiego
Mimo tragiczności tematu reżyserka ukazała rzecz całą w poetycki sposób, umiejętnie stosując nie tylko słowo, ale też ruch sceniczny. Choć jest to teatr na fakcie, mocniej niż w przypadku wielu innych widzianych przeze mnie sztuk tego typu widoczna jest tu znakomita praca reżyserki, podkreślająca przedstawione tragedie z całą magią teatru, który nie potrzebuje wielu rekwizytów ani rozbudowanej scenografii. Gorąco ten spektakl polecam. Dodam, że autorka spektaklu zna problem od wielu stron. Jest nie tylko reżyserką po szkole teatralnej, ale też ukończyła biotechnologię, jest także matką.
Po tym spektaklu wyszedłem zamyślony i poruszony. Feminizm rozwija się już od dwóch wieków, przywraca się kobiety zapomniane przez historię, co ma swój wymiar choćby w naszym, Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, kalendarzu naukowym. Wielu aktywistów walczy o prawo kobiety dotyczące jej własnego ciała i broni dostępu kobiet do aborcji na życzenie. Nie od dzisiaj jednak zapomina się o matkach, zarówno tych, które wychowują dzieci, niekiedy samotnie, jak i tych, które nie miały szczęścia urodzić żywych dzieci. O matkach żywych dzieci pomijanych często w mocnych feministycznych akcjach pisze ze swadą Agnieszka Graff. Ada Tabisz upomniała się w swojej sztuce o matki, jak je nazwała, „wyklęte”. To, że trzeba było się upomnieć o istoty ludzkie postawione w tak trudnej, a jednocześnie niestety stosunkowo częstej sytuacji, pokazuje, że mimo wrażenia, że kobiety już w pełni wpisały się w pejzaż społeczny z którego niegdyś były wykluczone, wciąż słychać echo wielu tysiącleci ich marginalizowania i nie dostrzegania. Zresztą, nie jest to tylko problem kobiet. Wraz z „matkami wyklętymi” cierpią także ich partnerzy, co zostało pokazane w spektaklu. Jednak, podobnie jak nie są oni w stanie przeżyć z pierwszej perspektywy macierzyństwa, tak samo nie mogą z tej perspektywy przeżyć tego, co czuje kobieta traktowana jak niewygodny pacjent zaraz po poronieniu, wtedy, gdy najbardziej potrzebuje wsparcia.
Spektakl „Kobiety wyklęte” jest ważnym elementem Tygodnia Kobiet, która ma pomóc ofiarom poronień, rodzinom, które utraciły wymarzone dziecko.