W słoneczną niedzielę mieliśmy okazję wysłuchać Bachowskiego koncertu Andrzeja Kosendiaka. Maestro skupia się w swoich nagraniach i na wielu koncertach w ukazywaniu muzyki cennej i nieznanej. Sławna jest jego doskonała seria płyt poświęconych dawnej muzyce polskiej, którą tworzy wraz z Wrocław Baroque Ensemble. Ale nie tylko. Dopiero lepsze kolumny sprawiły, że w pełni doceniłem Moniuszkowskie Widma, spektakl oparty na Dziadach Mickiewicza i znakomicie zrealizowany. To wstrząsająca, genialna muzyka, po wysłuchaniu jej na godnym tego sprzęcie audio przestaje się myśleć o Moniuszce jako o operowym listku figowym polskiej kultury XIX wieku. To nie tak, że wykonujemy Moniuszkę, gdyż w XIX wieku Polski nie było i nie było jak rozwijać porządnego życia operowego w nieistniejącym kraju. Widma á la Kosendiak dowodzą wielkiego talentu twórcy Strasznego Dworu i przychylam się do nieraz słyszanej tezy, iż na przykład romantyczna opera czeska znana jest na świecie bardziej od Polskiej tylko i wyłącznie dzięki talentom czeskich promotorów kultury, a nie dlatego, że Moniuszko odstawał talentem od Smetany czy Dworzaka.
Tym razem jednak Andrzej Kosendiak nie sięgnął po niesłusznie nieznaną dawną muzykę polską. Bohaterem niedzielnego wieczoru był Jan Sebastian Bach, główny powód dla którego w XX wieku ludzie zaczęli masowo wykonywać muzykę sprzed wielu wieków i wkrótce też sięgnęli po dawne instrumenty, aby dzieła sprzed trzystu lat brzmiały zgodnie z zamierzeniami ich kompozytorów.
Na koncercie usłyszeliśmy następujące Bachowskie utwory:
Koncert c-moll na obój i skrzypce BWV 1060R
Wo gehest du hin? – kantata BWV 166
Komm, Jesu, komm – motet BWV 229
Ich habe meine Zuversicht – kantata BWV 188
Singet dem Herrn ein neues Lied – motet BWV 225
Wykonawcami zaś byli:
Andrzej Kosendiak – dyrygent
Wrocław Baroque Ensemble:
Aleksandra Turalska, Aldona Bartnik – soprany
Daniel Elgersma, Piotr Olech – kontratenory
Maciej Gocman, Florian Cramer – tenory
Tomáš Král, Volodymyr Andrushchak – basy
Emiliano Rodolfi – obój
Zbigniew Pilch, Mikołaj Zgółka, Małgorzata Kosendiak – skrzypce
Michał Micker – altówka
Krzysztof Karpeta – wiolonczela
Julia Karpeta – violone, viola da gamba
Agnieszka Siemiankowska – fagot
Přemysl Vacek – teorba
Marta Niedźwiecka – pozytyw, klawesyn
Program był tak skonstruowany, że wszyscy członkowie Wrocław Baroque Ensemble mieli okazję się popisać wirtuozerią i to czynili. W koncercie c-moll na obój i skrzypce znakomicie zagrali oboista Emiliano Rodolfi i skrzypek Zbigniew Pilch. Dialog instrumentów był wielobarwny, ekspresyjny i bardzo poetycki. Andrzej Kosendiak znakomicie zakreślił dynamikę i tempo tego arcydzieła. Słuchaliśmy tej muzyki w Sali Głównej, na odwróconej scenie. Część melomanów rzadko chodzi na koncerty, korzystając głównie z płyt i, obecnie, streamingu. Jeśli jednak jest się miłośnikiem muzyki barokowej, nie zna się jej naprawdę nie wysłuchawszy jej arcydzieł na żywo. Na nagraniach brzmią one zupełnie inaczej. Mikrofon stoi wtedy przy każdym instrumencie, mamy wszystko podane na tacy, możemy swobodnie cieszyć się mikrodynamiką i złożoną strukturą występującą u większości wielkich twórców baroku, a u Bacha najbardziej. W rzeczywistości ta muzyka brzmi inaczej. Dźwięki mieszają się w przestrzeni, znacznie mniej jest w niej matematyki i postjazzowego smakowania niuansów, dużo więcej jest zaś malowania emocji w przestrzeni, więcej jest barwnej architektury. Dźwięki cichych instrumentów rozpływające się w wielkiej sali początkowo mogą się wydać miłośnikowi nagrań mniej atrakcyjne niż to, co wyszło ze stołów mikserskich. Ale ten świat, choć mniej nachalny i jaskrawy, zostaje w naszej wyobraźni i żyje w niej długo jeszcze po koncercie. Takie właśnie malownicze, pełne nastroju wykonanie zaproponował Kosendiak i Wrocławscy Barokowcy.
Kantata BWV 166 wprowadziła na scenę śpiewaków zespołu, tworzących wspaniały, zgrany zespół solistów, a jeśli trzeba chór. Oboista i skrzypek zostali na głównych miejscach, gdyż jedna z pierwszych arii kantaty wykorzystywała te instrumenty grające obligato. Wszystkie kantaty Bacha są bardzo teatralne i, na co zwrócił uwagę w swojej nowej książce Gardiner, są bardziej dramatem muzycznym niż większość barokowych oper par se. Ta kantata była wyjątkowo mocno, nawet jak na Bacha, skupiona na przekazywaniu zawartych w nich treści, zawierając, gdy było trzeba, bardzo krótkie ogniwa służące tylko i wyłącznie wzmocnieniu percepcji treści u słuchacza.
Zupełnie inny świat od kantat stanowią motety. Na koncercie usłyszeliśmy dwa – BWV 229 i BWV 225. Stanowią one inny świat niż kantaty. Są silniej zakorzenione w średniowiecznej i madrygałowej tradycji. Bach miał w nich okazję posługiwać się cały czas strukturami polifonicznymi i polichóralnymi. Zwłaszcza motet Singet dem Herrn ein neues Lied okazał się być eksplozją radości, wyśmiewicie zaśpiewaną przez solistów z Wrocław Baroque Ensamble i stanowiącą też zwieńczenie Maja z Muzyką Dawną, który toczył się w tym miesiącu równolegle obok przedsięwzięć muzycznych w samym NFM.
Ich habe meine Zuversicht – kantata BWV 188 jest szczególna, bowiem ogromnie istotną rolę pełnią w niej organy. Początek wykorzystuje wspaniałą, demoniczną w swojej ekspresji otwierającą część koncertu organowo/klawesynowego BWV 152, który być może początkowo był napisany na skrzypce. Melodyka tego utworu jest wyjątkowa jak na Bacha, można by stwierdzić, że niemal protoromantyczna, kojarząca się najbardziej z doskonałymi koncertami fortepianowymi Liszta, stworzonymi ponad sto lat później. W kantacie ta dzika, niespokojna muzyka staje się znacznie bardziej pastoralna. Dlatego zapewne Marta Niedźwiecka wykorzystała pozytyw, nie zaś stojące nad nami wielkie organy, nadające się jak najbardziej do grania muzyki Bacha, z myślą o niej bowiem, jak i o muzyce romantycznej, skonstruowane. Są to z tego punktu widzenia organy podwójne, mające głosy i stroje do muzyki barokowej, jak i do tej powstającej w naszych czasach, której charakter najmocniej zbudował swoimi organowymi szaleństwami wspomniany już Ferenc Liszt.
Jakkolwiek by nie było, słuchanie Marty Niedźwiedzkiej było prawdziwą ucztą dla ucha i wyobraźni, nie tylko zresztą w partiach solowych, ale również w roli podstawy basso continuo, które najbardziej swobodne i bogate było w motetach. Strój pozytywu sprawiał, że w kantacie BWV 188 niektóre akordy brzmiały dość dysonansowo, co jednak korzystnie uspakajało pierwotnie bardzo ekstrawertyczny charakter tej struktury dźwiękowej.
To był wspaniały koncert. Jak zwykle czekam na kolejną płytę Andrzeja Kosendiaka. Może warto by do niej dodać koncert z Martą Niedźwiecką już na wielkich organach? Nie byłoby też złym rozszerzenie nagrania o koncert obojowy i skrzypcowy, a także o sopranową Kantatę BWV 51 Jauchzet Gott in Allen Landen, śpiewaną przez Aleksandrę Turalską, która zrobiła na mnie tego dnia szczególne wrażenie wspaniałym, dźwięcznym i czystym głosem.