Andrzej Markowski był postacią szczególnie zasłużoną dla rozwoju życia muzycznego w Polsce. Nie tylko był dyrygentem, ale także kompozytorem i inicjatorem istniejących do dziś festiwali. Najważniejszym wśród nich stał się festiwal Wratislavia Cantans, którego pierwsza odsłona miała miejsce w roku 1966. Wratislavia wyznaczała bieg muzycznego życia dla wielu wrocławian, w różnym wieku. Można powiedzieć, że nasz czas biegł od Wratislavii do Wratislavii i dopiero w ostatniej dekadzie, dzięki powstaniu Narodowego Forum Muzyki, Wratislavia Cantans splotła się z sezonem filharmonicznym w jedną, pełną znakomitych atrakcji całość. Dziś jest więc ona niejako dodatkowymi dwoma tygodniami sezonu artystycznego filharmoników, kameralistów i barokowców, które poprzedzają wejście w regularny sezon koncertowy.
Andrzej Markowski, ze strony Polskiego Radia
Mamy zatem setną rocznicę urodzin Andrzeja Markowskiego, zaś uświetnił ją Jacek Kaspszyk, dyrygent mocno związany z Wrocławiem, którego znakomite interpretacje muzyki Mahlera zapadły mocno w mojej i nie tylko mojej pamięci. Lecz tym razem na koncercie nie było muzyki Mahlera. Program wyglądał następująco:
J. Mouquet La flûte de Pan – sonata na flet i fortepian op.15: cz. II Pan et les oiseaux*
K. Szymanowski I Koncert skrzypcowy op. 35
C. Debussy Morze – poemat symfoniczny
M. Ravel La valse
Wykonawcami byli zaś:
Jacek Kaspszyk – dyrygent
Elina Vähälä – skrzypce
Alicja Rebizant* – flet
Michalina Kociołek* – fortepian
NFM Filharmonia Wrocławska
Osoby zaznaczone gwiazdką występowały w ramach specjalnego programu NFM. Ma on na celu promocję i wspieranie młodych artystów z Dolnego Śląska i jest realizowany jest z okazji obchodów dziesięciolecia Narodowego Forum Muzyki.
Wróćmy jeszcze na chwilę do samego Markowskiego. Jednym z jego największych osiągnięć była nagroda Grand Prix du Disque Charles Cros za nagranie utworu Krzysztofa Pendereckiego Jutrznia.
Grand Prix du Disque Charles Cros to prestiżowa nagroda muzyczna przyznawana corocznie przez Académie Charles Cros od 1948 roku. Nagroda ta jest jednym z najważniejszych francuskich wyróżnień w dziedzinie nagrań muzycznych, honoruje wyjątkowe osiągnięcia zarówno artystyczne, jak i techniczne. Nagroda ta jest przyznawana w różnych kategoriach, takich jak muzyka klasyczna, jazz, muzyka popularna, śpiew solowy, a także książki z zakresu muzykologii. Wśród laureatów znalazły się takie słynne postacie jak Jacques Brel, Nana Mouskouri, Georges Brassens, Jean Michel Jarre, a także Jeff Buckley. Jeśli chodzi o interesujące nas tu najbardziej nagrania muzyki klasycznej nagrodzone tym Grand Prix, wystarczy choćby wymienić takie tytuły: IX Symfonia Beethovena w wykonaniu Orkiestry Festiwalowej w Bayreuth i Chóru pod dyrekcją Wilhelma Furtwänglera (1951), V i VIII Symfonie Beethovena w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej NBC pod dyrekcją Artura Toscaniniego (1952), Muzyka na struny, perkusję i celesta Bartóka w wykonaniu Orkiestry Filharmonii pod dyrekcją Herberta von Karajana (1953). Znaczki Charles Cros pojawiały się też na przełomowych nagraniach muzyki kameralnej i dawnej, oznaczając prawie zawsze niezwykłą, czasem przełomową podróż przez krainę dźwięku. Jutrznia Pendereckiego pod batutą Markowskiego to także nagranie emanujące wyjątkową aurą artystyczną i zapadające mocno w pamięć. Warto je mieć w swojej kolekcji, zwłaszcza, że jest wyjątkowo pięknie wydane, zarówno w pierwotnej formie LP, jak i na wznowieniach CD.
Jules Mouquet (1867-1946) był francuskim kompozytorem, który kształcił się w Konserwatorium Paryskim pod kierownictwem Théodora Dubois i Xaviera Leroux. W 1896 roku zdobył prestiżową nagrodę Prix de Rome za kantatę „Mélusine”. W 1913 roku został profesorem harmonii w Konserwatorium Paryskim, gdzie miał na swoich uczniach takich artystów jak Léon-Pol Morin i Édouard Souberbielle. Jego twórczość była inspirowana kompozytorami późnoromantycznymi i impresjonistycznymi, a jego najbardziej znane dzieło to Sonata op. 15 „La Flûte de Pan” z 1906 roku, która jest popularna w repertuarze flecistów. Mouquet tworzył również utwory kameralne, symfonie oraz poematy symfoniczne. Młodzi artyści związani z im dedykowanym programem NFM przedstawili właśnie sławną „Fletnię Pana” ukazując impresjonistyczne cechy tego bardzo pięknego utworu. Nie odstaje on jakością artystyczną od kameralnych arcydzieł Debussy’ego i Ravela, choć oczywiście Debussy prędzej zgodziłby się na nazwanie jego stylu „symbolizmem” niż „impresjonizmem”. Tajemnicze, niemal ezoteryczne nawiązania do antyku, echa dawnych skal antycznych zdają się wykreślać impresjonizm całkowicie z tego równania, lecz nie dajmy się zwieść, jak bowiem miałby brzmieć impresjonizm w muzyce, jeśli nie tak właśnie? Jestem wdzięczny flecistce Alicji Rebizant i Michalinie Kociołek za ukazanie nam tego pięknego i nie często u nas granego utworu. Oczywiście słychać było, że obie artystki potrzebują jeszcze czasu, aby nadać swojej interpretacji ekspresji i wielobarwności, ale już teraz było to świetne i nietypowe otwarcie symfonicznego poza tym programu.
W I Koncercie skrzypcowym Szymanowskiego gwiazdą była skrzypaczka Elina Vähälä. Jest to utalentowana fińska skrzypaczka, urodzona 15 października 1975 roku w Iowa City w USA. Jej rodzina wróciła do Finlandii, gdzie Elina zaczęła naukę gry na skrzypcach w wieku trzech lat w Konservatorium w Lahti. Później kontynuowała naukę w Kuhmo Violin School, gdzie jej nauczycielami byli Zinaida Gilels, Ilya Grubert i Pavel Vernikov. Ukończyła Sibelius Academy, gdzie jej nauczycielem był Tuomas Haapanen. Ważne momenty w jej karierze to m.in. debiut koncertowy z Lahti Symphony Orchestra w wieku 12 lat oraz wygrana w konkursie Young Concert Artists w 1999 roku. W 2008 roku wystąpiła na koncercie Pokojowej Nagrody Nobla w Oslo. O ile większość Nobli wręcza się w Szwecji, o tyle Pokojowego Nobla przyznaje się w modernistycznym ratuszu stolicy Norwegii.
Najbardziej cenione nagrania Eliny Vähälä’i to m.in. koncerty Johanna Sibeliusa oraz premierowe wykonania utworów Aulis Sallinen, Curtis-Smith, Johna Corigliano i Jaakko Kuusisto. W 2015 roku wykonała oryginalną wersję koncertu skrzypcowego Sibeliusa z Finnish Radio Symphony Orchestra. Skrzypaczka często też wykonuje utwory Karola Szymanowskiego. W 2017 roku nagrała I Koncert skrzypcowy z NOSPR-em pod dyrekcją Aleksandra Liebreicha.
Na koncercie w Narodowym Forum Muzyki (29.11.24) Elina Vähälä czarowała dźwiękiem jednocześnie jedwabistym i wyrazistym, tak jakby ktoś owinął struny z czystego srebra w miękki jedwab. Jej interpretacja była elegancka, nieskazitelna konstrukcyjnie, a jednocześnie ekspresyjna. Dźwięk skrzypiec przenikał gęstwiny orkiestry Szymanowskiego niczym promień księżyca. Jedyne, czego mi trochę brakowało, to nasycenia niższych rejestrów instrumentu, poza tym było doskonale. Natomiast Wrocławscy Filharmonicy pod batutą Jacka Kaspszyka brzmieli wielowymiarowo i monumentalnie. W takich brzmieniowych gąszczach ten dyrygent czuje się wyjątkowo dobrze, lubię też jego forte fortissimo. O ile wielu dyrygentów ustala zakres dynamiczny wykonania z umiarem, czasem zbyt rozsądnym, o tyle forte fortissimo Kaspszyka to prawdziwa salwa armatnia stanowiąca znakomity kontrast dla cichszych partii prezentowanego utworu. Sprzyja to też budowaniu muzycznej przestrzeni, której brakuje w wielu, skądinąd dobrych wykonaniach muzyki z przełomu romantyzmu i modernizmu. Ten Szymanowski był najmocniejszym momentem piątkowego koncertu, jednak, co ciekawe, publiczność znacznie mocniej nagrodziła oklaskami utwory które pojawiły się w drugiej części.
A było to Morze Debussy’ego i Walc Ravela. „La Mer” (Morze) Claude’a Debussy’ego to kompozycja, którą stworzył on w latach 1903-1905. Powstała gdy Debussy przebywał w Burgundii u swoich teściów. Pomimo że rzadko odwiedzał morze, jego twórczość była silnie zainspirowana malarskimi przedstawieniami morza, takimi jak obrazy Jeana-Baptiste’a Camille’a Corot’a i J.M.W. Turnera, a także japońskimi drzeworytami, w tym słynną „Wielką Falą” Hokusai. Rzeczywiście, choć Morze Debussy’ego to najbardziej chyba marynistyczny ze wszystkich poematów symfonicznych, jakie w ogóle napisano, to jednak słychać w nim najbardziej refleksję nad nowym światem obrazowania i wyobraźni, gdzie obok Turnera czy Hokusai można postawić też obrazy impresjonistów.
Współcześni Debussy’ego miały różne opinie na temat „La Mer”. Niektórzy krytycy, jak Pierre Lalo, uważali, że nie słyszą, widzą ani odczuwają morza w tej kompozycji. Inni natomiast dostrzegali w niej nowy etap rozwoju Debussy’ego i uznali ją za jedno z jego najbardziej cennych dzieł symfonicznych.
Kaspszyk doskonale ukazał wielobarwność tego Morza, jego falującą wielowymiarowość. Wielka kulminacja w części drugiej była godna góry Fuji wznoszącej się nad falami u Hokusai. Brakowało natomiast wyciągnięcia z orkiestry pełnego brzmienia smyczków, nad którymi trochę za mocno dominowała sekcja dęta. Kaspszyk wcześniej nigdy nie miał z tym większych problemów, zna przecież Wrocławskich Filharmoników doskonale. Wydaje mi się, że praca Giancarlo Guerrero nad naszą orkiestrą, zmieniła jej charakter na tyle mocno, że polski dyrygent nie do końca znalazł obecne, znakomite zresztą, brzmienie smyczków tej orkiestry.
Podobnie było w Walcu Ravela. Architektura i dynamika wykonania były przemyślane i intrygujące, jednak smyczki ponownie były trochę zbyt lekkie i nieco zbyt rozmazane.
„La valse” Maurice’a Ravela został skomponowany w latach 1919-1920. Ravel opisał ten utwór jako „poème chorégraphique,” czyli „poemat choreograficzny.” Kompozycja miała początkowo być hołdem dla walca, stylu tańca, który Ravel bardzo cenił, choć z pewnością nie do tego stopnia co Ryszard Strauss, który uczynił walc motorem wielu swoich dojrzałych i późnych dzieł.
Ravel zainspirowany był walcem wiedeńskim, jednak jego utwór jest czymś więcej niż tylko tańcem; to muzyczna alegoria schyłku Belle Époque i Europy przed I wojną światową. Początkowo „La valse” miało być baletem dla słynnego impresaria Siergieja Diagilewa, jednak Diagilew uznał utwór za „nie do zatańczenia” i odrzucił go. To odmówienie zakończyło współpracę Ravela z Diagilewem.
Utwór zaczyna się tajemniczo, z mrocznym narastaniem, które stopniowo prowadzi do energicznego walca. Te początkowe takty dzieła są wręcz ultranowoczesne, zwiastują bowiem postmodernistyczny dekonstruktywizm, który pojawił się szerzej w muzyce w wiele dekad po napisaniu tego utworu. Jacek Kaspszyk świetnie to ukazał. Dalej Ravel wykorzystuje cały zakres orkiestry, tworząc gęstą i złożoną fakturę dźwiękową. Muzyka rozwija się stopniowo, z walcowymi tematami, które pojawiają się i zanikają, aż w końcu całość osiąga kulminację w pełnym emocji finale.
Najbardziej znane nagrania „La valse” to: Orkiestra Paryska pod batutą Charlesa Munch’a, Filharmonia Berlińska pod batutą Herberta von Karajana; Orchestre de Paris pod batutą Herberta Blomstedta.
Tym razem jednak Karol Szymanowski wygrał nawet z malarskim Morzem Debussy’ego i wychodząc z NFM miałem w myślach secesyjno – orientalizujące frazy skrzypiec z I Koncertu skrzypcowego. Co ciekawe, żywioł impresjonistyczny, tak mocno obecny w dziełach Szymanowskiego z tego okresu, ustąpił w tym wykonaniu modernizmowi a nawet protoneoklasycystycznej elegancji.