Jeszcze z Mahlerem i Chicago…

   Jak wspomniałem już w recenzji napisanej dwa dni temu, Chicago Symphony Orchestra, jeden z najlepszych zespołów symfonicznych na świecie, zaszczyciła wrocławski NFM aż dwoma Mahlerowskimi koncertami. Na pierwszym usłyszeliśmy VI Symfonię „Tragiczną”, na drugim, o którym teraz będę pisał, usłyszeliśmy powstałą w dużej mierze równolegle VII Symfonię e-moll. Oboma koncertami dyrygował Jaap van Zweden.

Chicago Symphony Orchestra / fot. Tod Rosenberg Photography/ ze stron NFM

   VII Symfonia Gustava Mahlera, zwana niekiedy „Pieśnią nocy” (niem. Lied der Nacht), to jedno z najbardziej enigmatycznych i kontrowersyjnych dzieł kompozytora. A jest z czego wybierać, bo przecież cała twórczość Mahlera była w jego czasach kontrowersyjna. Ja w sumie dopiero niedawno zaakceptowałem fakt, iż był on „po prostu romantykiem”. Pomogła mi w tym twórczość innych, mniej znanych kompozytorów, współczesnych Mahlerowi, którzy też niekiedy eksperymentowali niemal poza granice swoich czasów. VII Symfonia Mahlera powstała w latach 1904–1905, stanowiąc część tzw. „trylogii środkowej” obok VI i VIII Symfonii. Utwór wyróżnia się niekonwencjonalną strukturą, eksperymentalną instrumentacją oraz bogactwem emocjonalnych kontrastów, od mrocznej grozy po triumfalną radość. Ta ostatnia sprawia, że mimo wszystko Siódemka stanowi mocny kontrast do Tragicznej Szóstki zwieńczonej uderzeniami „młota losu”.

    VII Symfonia składa się z pięciu części, co odbiega od klasycznego czteroczęściowego schematu, ale jest bliskie większości innych symfonii Mahlera. Pierwsza część Langsam – Allegro risoluto, ma non troppo to monumentalne wprowadzenie z dominantą ponurego nastroju, przerywanego nagłymi wybuchami energii. Druga część to Nachtmusik I (Allegro moderato) – „muzyka nocna”, inspirowana tajemnicą i poezją nocy, z delikatnymi dialogami instrumentów dętych i smyczków. W trzecim ogniwie mamy Scherzo (Schattenhaft) – mroczne, wirujące scherzo, pełne groteskowych motywów i dysonansów. Czwarta część to Nachtmusik II (Andante amoroso), czyli druga, liryczna „nocna pieśń”, z subtelnym użyciem gitary i mandoliny, nawiązująca do serenady. I wreszcie Rondo-Finale (Allegro ordinario) – kontrowersyjne, jaskrawe zakończenie w tonacji C-dur, łączące barokową witalność z mahlerowską ekstrawagancją.

  Mahler wykorzystał w swoim dziele ogromną orkiestrę, wzbogaconą o nietypowe instrumenty, jak tenorowa waltornia (tzw. „Wagner tuba”), dzwony, krowie dzwonki, gitara i mandolina. Efekty kolorystyczne (np. szelest tamburynu, echa rogów) tworzą atmosferę snu, niepokoju i metafizycznej podróży. Szczególnie przełomowe jest zestawienie ciemnych, onirycznych części środkowych z ekstatycznym finałem, który przez część krytyków bywał oceniany jako „zbyt teatralny” lub „niezrównoważony”. Do dziś Siódemka egzystuje w cieniu innych, bardziej lubianych symfonii Mahlera.  Jednak, podobnie jak wiele z jej muzycznych sióstr, VII Symfonia bywa postrzegana jako „most” między romantyzmem a modernizmem. Mahler eksperymentuje z formą, sięgając po symbole (noc jako metafora nieświadomości, śmierci, ale i odrodzenia). Niektórzy badacze widzą w utworze nawiązania do dzieł literackich, np. „Zigemerlieder” z Złotego garnka E.T.A. Hoffmanna lub poezji romantycznej. Finalny hymn bywa interpretowany zarówno jako ironiczna maskarada, jak i autentyczna apoteoza istnienia w tajemniczej i wszechogarniającej naturze.

Premiera Siódemki w 1908 roku w Pradze spotkała się z mieszanym przyjęciem – zachwytami i dezorientacją. Dziś VII Symfonia uznawana jest za arcydzieło, choć wciąż budzi spory. Jej wykonania wymagają od dyrygentów (np. Claudio Abbado, Leonard Bernstein) szczególnej wrażliwości na mahlerowskie niuanse: balans między chaosem a porządkiem, ironią a patosem. Warto dodać, że Mahler tworząc Siódemkę podobno inspirował się odgłosami natury – szumem rzeki, śpiewem ptaków – podczas spacerów nad jeziorem Wörthersee w Austrii, gdzie pracował nad symfonią.

   W poprzedniej recenzji, czyli w opisie moich wrażeń po wykonaniu Szóstki Mahlera zachwycałem się orkiestrą i dystansowałem się od braku wizji Jaapa van Zwedena. Szóstka została wyjęta na pierwszy plan, bez metafizycznej głębi. Był to ogromny kontrast wobec wspaniałej gry smyczków i blachy orkiestry, hipnotyzujących barw, za którymi będę tęsknił słuchając większości innych orkiestr. W przypadku Siódemki było inaczej. Orkiestra grała równie doskonale, w zaskakujący sposób owijając się nawet wokół cichej przecież gitary i mandoliny w Nachtmusik II. Hymniczne partie sekcji blachy były po prostu boskie i przepyszne. Był to Chicago Sound, który kochają wszyscy melomani na świecie. Można się nim rozkoszować na wspaniale wytłoczonych long playach DECCI, ale usłyszeć go na żywo to jest naprawdę wspaniałe i niepowtarzalne! Poprawił się znacząco Jaap van Zweden, miałem nawet wrażenie, że dyryguje znacznie uważniej i dokładniej. Widać Siódemka znacznie bardziej leży temu artyście niż bardziej znana Szóstka. Tu już mieliśmy dyrygencką wizję, mieliśmy profilowane starannie przebiegi narracji. Wciąż brakowało metapolifonicznego napięcia, które tak sławił u Mahlera Bohdan Pociej, brakowało też przestrzeni, nadal zbyt wiele było wyrzucone na pierwszy plan. Ale czułem emocjonalny zamysł spajający ten cały półtoragodzinny fresk i była to solidna interpretacja z porywającą orkiestrą. Dodając tym razem orkiestrę i dyrygenta bez wahania dołączyłem do długich stojących owacji.

   Cieszę się, bo o ile w poprzedniej recenzji napisałem o Chicago Symphony Orchestra, tak dziś obiecałem nakreślić kilka słów o samym dyrygencie. Dobrze nie robić tego „w gniewie”, wiedząc, że jednak nie zawsze jego dyrygentura musi wyglądać tak, jak w przypadku Szóstki, czyli w sumie „nie wyglądać”.

Jaap van Zweden urodził się w 1960 roku w Amsterdamie. Wczesny sukces odniósł jako skrzypek. W wieku 18 lat został najmłodszym koncertmistrzem w historii Królewskiej Orkiestry Concertgebouw w Amsterdamie, gdzie grał pod batutą legendarnych dyrygentów (m.in. Bernarda Haitinka). Concertgebouw często zajmuje miejsce na podium wśród najlepszych orkiestr świata, zaś nagrania Haitinga uchodzą za najlepsze przejawy dyrygentury ostatnich dekad. Być może zainspirowany wielkim Haitingiem van Zweden w latach 90. skupił się na dyrygowaniu, szybko zdobywając uznanie za precyzję, energię i interpretacje dzieł Mahlera, Brucknera oraz Beethovena. Nagrał m.in. komplet symfonii Brucknera z Orkiestrą Radiową Holandii oraz cykl Mahlera z Hongkońską Filharmonią. Otrzymał Edison Award, Ovatie Prize i nominacje do Grammy. Założył fundację Papageno, wspierającą dzieci z autyzmem poprzez muzykę, oraz inicjował programy edukacyjne dla młodych muzyków (np. Hong Kong Philharmonic Youth Orchestra).

Jeśli chodzi o współprace van Swedena z orkiestrami, to wpierw trzeba wymienić Dallas Symphony Orchestra (2008–2018). Jaap van Zweden jako dyrektor muzyczny przekształcił ją w zespół o międzynarodowej renomie, nagrywając m.in. dzieła Beethovena i Szczedrina. Później pojawił się w biogramie Holendra Hong Kong Philharmonic (2012–2024). Jako dyrektor artystyczny podniósł prestiż orkiestry, organizując tournée po Europie i współpracując z solistami takimi jak Lang Lang. Do tego doszła współpraca ze sławną orkiestrą New York Philharmonic (2018–2023). Van Zweden jako pierwszy Holender na stanowisku dyrektora muzycznego wprowadził nowatorskie projekty (np. seria „Project 19” z okazji 100-lecia praw wyborczych kobiet w USA). Poza tym artysta pracował z czołowymi zespołami, m.in. Berliner Philharmoniker, Chicago Symphony Orchestra i Wiener Philharmoniker. W 2024 roku van Zweden objął stanowisko głównego dyrygenta Orchestre Philharmonique de Radio France, kontynuując misję popularyzacji muzyki symfonicznej w globalnym kontekście. Van Zweden lubi organizować koncerty w plenerze, demokratyzować muzykę. Jest chwalony za intensywność i perfekcjonizm interpretacji, zaś zdaniem wielu krytyków Mahler i Bruckner to jego mocne strony. W przypadku zwłaszcza Szóstki ta tez wydaje się kontrowersyjna.

  Jaap van Zweden, choć powszechnie szanowany za profesjonalizm i wpływ na świat muzyki klasycznej, nie uniknął pewnych krytyk i kontrowersji, głównie związanych z jego stylem dyrygenckim, wyborami programowymi oraz zarządzaniem orkiestrami. Van Zweden bywa opisywany jako wymagający i bezkompromisowy lider. Widać to było w jego bardzo stanowczym i drobiazgowym prowadzeniu Siódemki, co mnie jako słuchacza raczej oczywiście ucieszyło. Członkowie orkiestr (m.in. New York Philharmonic) wskazywali na jego surową dyscyplinę i brak otwartości na dialog, co czasem prowadziło do napięć. W 2019 r. muzycy NY Philharmonic skarżyli się mediom na „atmosferę stresu” podczas prób, a niektórzy zarzucali mu brak empatii w komunikacji. Krytycy podkreślali jednak, że podobne metody są częste wśród dyrygentów o wysokich ambicjach artystycznych.

Choć van Zweden wprowadzał nowe inicjatywy (np. cykl Project 19 z utworami kobiet-kompozytorek), część krytyków zarzucała mu nadmierne skupienie na kanonie niemieckiego romantyzmu (Mahler, Bruckner, Beethoven) kosztem awangardy czy muzyki współczesnej. W Nowym Jorku oczekiwano od niego bardziej odważnych eksperymentów, zwłaszcza w kontekście modernizacji wizerunku orkiestry.

Podczas kierowania Hong Kong Philharmonic (2012–2024) van Zweden unikał publicznych wypowiedzi na temat polityki, mimo narastających napięć (protesty prodemokratyczne 2019–2020, ingerencje Chin). Niektórzy zarzucali mu milczenie w sprawie wolności artystycznej w obliczu represji, co interpretowano jako dostosowanie się do oczekiwań władz. Sam dyrygent podkreślał jednak, że jego rolą jest „łączenie ludzi przez muzykę, nie angażowanie się w politykę”. Smutne, że z uwagi na wzrost znaczenia Chin, tak jak w latach 30. i 40. XX wieku, tak i teraz muzycy są stawiani przed trudnymi etycznie decyzjami. To samo dotyczy muzyków grających dla sojusznika i quasi – wasala Chin Putina.  

Niektóre wykonania van Zwedena budziły artystyczne spory. Recenzenci zarzucali mu czasem nadmierną kontrolę nad ekspresją (np. sztywne tempo w Wagnerze) lub „zimny intelektualizm” w dziełach wymagających emocjonalnej swobody (np. w symfoniach Czajkowskiego). Jego nagranie IX Symfonii Beethovena z 2020 r. zostało skrytykowane za „brak organiczności”.

Ogłoszenie w 2021 r., że van Zweden opuści stanowisko dyrektora muzycznego Nowojorskiej Filharmonii w 2023 r. (a nie w 2026, jak planowano), wzbudziło spekulacje o niesatysfakcjonującej współpracy. Część mediów sugerowała, że powodem mogły być różnice wizji między nim a zarządem, zwłaszcza w kwestii finansowania i kierunku artystycznego.

W 2022 r. holenderskie media ujawniły, że van Zweden był jednym z najlepiej opłacanych dyrygentów świata, z zarobkami sięgającymi kilku milionów euro rocznie. Wzbudziło to dyskusje o „nierównościach w świecie muzyki klasycznej”, zwłaszcza w kontekście cięć budżetowych wielu instytucji kulturalnych po pandemii.

Warto jednak zauważyć, że krytyka wobec van Zwedena czasem wynika z jego nieugiętego perfekcjonizmu i wyborów artystycznych, które nie zawsze przystają do oczekiwań współczesnej publiczności. Mimo to pozostaje on ceniony za podnoszenie poziomu zespołów i zaangażowanie w edukację. Jak sam mówił: „Jeśli chcesz osiągnąć coś wielkiego, musisz czasem narazić się na niezrozumienie”.

Ja zaś się cieszę, że tym razem symfonia Mahlera została zrozumiana i otrzymaliśmy interpretację, z którą możemy zgadzać się lub nie, wobec której możemy szukać lepszych alternatyw, lub też trwać przy niej wiernie nią urzeczeni. W przypadku Szóstki tego zabrakło, Siódemka naprawiła ten brak.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwa × trzy =