Nie wiem jak nazwać tę epokę w muzyce dawnej, która na naszych oczach złączyła się ze współczesnością i stworzyła gatunek muzyki uwielbiany przez wielu melomanów. Choć nowoczesne i jednocześnie historycznie poinformowane wykonawstwo muzyki dawnej często sięga renesansu, to chyba głównym jego nurtem jest wprowadzenie przez barokowych kompozytorów monodycznej linii melodycznej i ostinato. Epoka, gdzie te zabiegi stały się częste, to późny wczesny barok, albo wczesny dojrzały barok. Mamy więc zatem instrumenty dawne, wygrzebywane czasem z archiwów zupełnie zapomniane utwory, niejednokrotnie o ludowej proweniencji. Do tego wykonawcze inspiracje jazzem, muzyką pop i rockiem. Aranżacja XVII wiecznych utworów jako żywo zaczyna przypominać tę z list przebojów, jest jednak akustyczna, do gry wkraczają cymbały, bębny i lutnie.
Wiele zespołów barokowych idzie tą drogą. Najbardziej konsekwentna i daleko posunięta w tych zabiegach jest Arpeggiata, który to zespół moim zdaniem niejednokrotnie przesadził. Znacznie bardziej subtelne zabiegi odnajdziemy u Savalla czy Dumestre’a. Jest też Marco Beasley, z jego tarantulami ale też Monteverdim. W płycie poświęconej twórczości Landiego zadał on ważne estetycznie pytanie – „czy XVII wieczny śpiew miał cokolwiek wspólnego z belcantem”? W odpowiedzi na tą zagadkę zaczął śpiewać łącząc klasyczny warsztat z estetyką nieco popową, co we wspomnianej płycie przyniosło znakomity efekt. W przypadku Monteverdiego jednak, zwłaszcza przy jego operach, ów zabieg wydał się wielu, w tym mnie, znacznie bardziej kontrowersyjny. Jednak włoski artysta wybronił się z tej pułapki tarantelami, z których najlepsze w jego interpretacji sięgają właśnie XVII wieku.
Drugi dzień Wratislavii Cantans 58 (08.09.23) odbył się w coraz mniej typowej dla wykonawstwa muzyki sali, czy w uniwersyteckiej Auli Leopoldinie. To z pewnością jedno z najpiękniejszych barokowych wnętrz w Polsce i tej części Europy, jak przystało na barokową salę zachwycające świetną akustyką. Główny gmach Uniwersytetu Wrocławskiego, który startował po Wojnie Trzydziestoletniej jako kolegium jezuickie, miał jednak salę specjalnie dedykowaną muzyce, czyli Oratorium Marianum. Miała ona mniej szczęścia po II Wojnie Światowej i wymagała poważnej restauracji a nawet w zasadzie rekonstrukcji. To jednak była sala specjalnie dedykowana muzyce. Dlatego też już od dwóch dekad wszelkie koncerty odbywają się w Oratorium Marianum. Niestety, zabezpieczenie tej przestrzeni wymagało lekkiego zmniejszenia wysokości stropu i użycia nowoczesnych materiałów, przez co akustyka Oratorium Marianum nie może się równać tej z Auli Leopoldiny. Dlatego ucieszyłem się zasiadłszy znów wśród bogactwa barokowej dekoracji Leopoldiny. Ogromna frekwencja wyrzuciła mnie na sam koniec sali, a mimo wszystko muzyka dochodziła do mnie w idealnej niemal formie.
Wystąpił sławny gambista Fahmi Alqhai i jego zespół Accademia del Piacere w składzie:
Fahmi Alqhai – viola da gamba, kierownictwo artystyczne Accademia del Piacere
Quiteria Muñoz – sopran
Rami Alqhai – viola da gamba
Johanna Rose – viola da gamba
Carles Blanch – gitara barokowa
Javier Núñez – klawesyn
Agustín Diassera – perkusja
Artyści zagrali następujący repertuar:
Heinrich Isaac, Fahmi Alqhai losado sobre el cantus firmus „La Spagna”
Mateo Flecha Fantasía y glosado sobre extractos de „La Negrina”
Santiago de Murcia, Juan García de Zéspedes, Fahmi Alqhai Improvisación sobre guaracha y fandango
Henry Le Bailly Yo soy la locura
Anonim, Fahmi Alqhai Xácaras y folías
Andrea Falconieri Passacalle & ciaccona a tre
José Marín Niña, ¿cómo en tus mudanzas?
Lucas Ruiz de Ribayaz Tarantella
Fahmi Alqhai Glosado sobre „Guárdame las vacas”
Luis de Briceño Ay, amor loco
Gaspar Sanz, Fahmi Alqhai Marionas; Canarios
Od samego początku urzekła mnie niesamowita wręcz wirtuozeria lidera zespołu. Choć studiował u Paola Pandolfo, jego styl był inny od tej Savallowskiej linii gambowej sztuki (choć czasem grywa z wielkim Katalończykiem). To styl szybkich pasaży, niesamowitych biegników. Zyskiwał on szczególnie mocne wsparcie w klawesynowej sztuce Javiera Núñeza, którego biegniki były tak gęste, że miało się czasem wrażenie, iż klawesyn nie jest instrumentem klawiszowych, lecz smyczkowym. Oparciem dla estetyki koncertu był też gęsty i czysty sopran Quiterii Muñoz, która swobodę wokalną, nieco tak jak Beasley, łączyła z popowym zaśpiewem. Również w jej wypadku był to udany zabieg, zwłaszcza, że nie było na koncercie utworów równie wyrafinowanych, jak madrygały Monteverdiego. Była natomiast masa barokowych przebojów opartych na ostinatowych rytmach. Znamy je ze znakomitych interpretacji Savalla, który nagrał kilka płyt z La Folią i ostinato jako tematami przewodnimi.
Fahmi Alqhai urodził się w Hiszpanii, w Sewilli, w rodzinie pochodzenia syryjsko – palestyńskiego. Jednak, jak podają źródła, pierwsze 11 lat życia spędził w Syrii. Niestety, nie da się znaleźć danych na temat tego, czy studiował tam grę na rebabie, który w brzmieniu może nam się wydawać instrumentem dawnym i może być niezłym startem do gry muzyki dawnej na smyczkowym instrumencie. Chat GPT, który inkwizytorsko „cisnąłem” w tym temacie, nie chciał mi znaleźć nic więcej. W końcu, niejako na pocieszenie, uraczył mnie wierszem:
Viola da gamba jest jak piękna dama
Z wdziękiem i elegancją gra swoją gamę
Jej smyczek sunie po strunach jak ptak po niebie
A jej dźwięk jest jak miód dla ucha i serca
…
Viola da gamba jest jak most między czasami
Łączy tradycję i nowoczesność w harmonii
Jej repertuar jest bogaty i różnorodny
A jej interpretacja jest pełna fantazji
…
Viola da gamba jest jak skarb ukryty
Tylko nieliczni potrafią odkryć jej tajemnice
Ale gdy znajdzie się mistrz tak jak Fahmi Alqhai
To viola da gamba rozkwita niczym kwiat
To ciekawe. Wygląda na to, że Chat GPT też lubi sztukę gambową Alqhaia, bo wcale nie prosiłem go o wiersz. Ten algorytm jest inteligentny, a zatem leniwy. A jednak napisał wiersz nieproszony.
Mnie też koncert bardzo się podobał. Zdumiała mnie wprawdzie publiczność, która najwyraźniej czekała szczególnie niecierpliwie na solówkę perkusisty Agustína Diassera, grającego rzeczywiście znakomicie. Może na przyszłej Wratislavii warto by wrócić do koncertu poświęconego muzyce klasycznej świata i w ramach tego dać solowy recital jakiegoś indyjskiego tablisty? Sztuka gry na tabli nie ma sobie równych, jeśli chodzi o perkusyjny kunszt.
Gitarzysta Carles Blanch też był świetny, podobnie jak pozostałe gambistki. Końcowy utwór – Gaspar Sanz, Fahmi Alqhai Marionas; Canarios wydał mi się nieco już zbyt uwspółcześniony w aranżacji i stracił głębię, którą wszelkie dobre la Folie i la Spagne posiadają, mimo pozornej prostoty i ewidentnej otwartości na zmiany.
Rewolucja dokonywana przez zainteresowanych jazzem, popem i nawet rockiem gambistów ma duże znaczenie dla współczesnej recepcji muzyki dawnej. Jest ona odbiciem wcześniejszego przełomu, dokonanego przez Carmignolę i Biondiego w interpretowaniu muzyki Vivaldiego. Wtedy też znacznie silniej zaczęto podkreślać tempa i kontrasty, osiągając niekiedy coś w stylu „heavy baroque”. Ze znanych muzyków najdalej posunął się w tym piętrzeniu modernistycznej ekspresji wokół baroku obecny szef artystyczny Wratislavii Giovanni Antonini na swojej płycie „Rudy ksiądz”. Ja zaś, po jakimś czasie, nadal zachwycając się Włochami, zacząłem znów sięgać po brytyjskiego Vivaldiego, spokojniejszego i pastelowego, znacznie bardziej akademickiego, ale w jakże głęboki i uroczy jednocześnie sposób.
Najważniejsze jest jednak to, że koncert Accademia del Piacere służył głębi hiszpańskich utworów, których specyfika związana jest też z kontreformacyjnym odcięciem się tego kraju od „niewiernego” świata i spojrzeniem w głąb własnych, często ludowych, źródeł muzycznych.