Adam Smith, szkocki filozof-moralista i ekonomista, który w swych modelach ekonomii unikał moralizowania, szukając tego co obiektywne jest postacią niejednoznaczną i skomplikowaną. Zwykle uważa się, że etyka i ekonomia są u niego jedną całością (Zabieglik 2003, s. 10). Jest to jedna z niewielu postaci dziejów życia intelektualnego, która jest zwykle opisywana z pozycji naszych obecnych potrzeb i problemów niż w kontekście swej epoki. Jest też jednym z niewielu ekonomistów o niesłabnącej reputacji (Chodorowski 2002, s. 7).
Znawca Szkocji osiemnastowiecznej i jej historii intelektualnej Stefan Zabieglik (Zabieglik S., Myśli i ludzie – Adam Smith, Wiedza Powszechna Warszawa 2003) opisuje go głównie jako moralistę i filozofa, zawieszonego raczej w próżni dziejowej, za to Jerzy Chodorowski (Chodorowski J., Adam Smith (1723-1790). Życie i dzieło autora Badań nad naturą i przyczynami bogactwa narodów Wydawnictwo UWr Wrocław 2002) interesuje się szkockim myślicielem przede wszystkim jako osiemnastowiecznym, zakotwiczonym w swoich czasach i szkockich realiach ekonomistą. Przyjrzyjmy się zatem obrazowi Smitha jaki się wyłania z tych dwóch wspomnianych opracowań, zanim pokuszę się o własne uwagi.
Smith urodził się w południowo-wschodniej Szkocji w małym miasteczku Kirkcaldy w 1723 roku. Miasteczko miało ok. 1500 mieszkańców, z czego większość stanowili ubodzy górnicy żyjący de facto pół-niewolnictwie. Jako nadmorska miejscowość Kikcaldy miało komorę celną (Chodorowski 2002, s. 15). Był pogrobowcem i chorowitym dzieckiem, przeżył jakoś epidemię czerwonki. Gdy miał 3 lata prawie porwali go Cyganie (Chodorowski 2002, s. 15). Już jako dziecko był roztargniony, ale także już wtedy uczył się mimo to bardzo dobrze (Zabieglik 2003, s. 12). W wieku lat 14 zapisany został na uniwersytet w Glasgow. Od 1730 roku nauczał tam idealista Francis Hutcheson. Wykładał po angielsku, a potem odpytywał po łacinie (Zabieglik 2003, s. 16).
W 1740-1744 był na stypendium Johna Snella w Oxfordzie, domyślnie miał zostać potem pastorem. Niestety Oxford nie tolerował wolnej myśli – np. zbesztano Smitha za lekturę Traktatu o naturze ludzkiej Davida Hume’a. Dawano Szkotom gorsze pokoje i naprzykrzano się im z anglikanizmem oraz z jakobityzmem (Zabieglik 2003, s. 19). Teologia nudziła Smitha (Chodorowski 2002, s. 17).
W 1746 roku Smith miał nadzieję na katedrę w Glasgow po Hutchesonie, ale wybrano niejakiego Craigiego hebraistę. Smith starał się więc o posadę w Edynburgu poznał tam Hume’a i Wedderborna. W 1752 roku lord Kames faktycznie zaproteguje go na katedrę literacką (miał tam też wykłady prawnicze – prowadząc je dowodził, że celem aparatu sprawiedliwości jest bezpieczeństwo społeczna – Zabieglik 2003, s. 159) w Edynburgu. Po paru miesiącach – w czerwcu 1752 roku – przeniesiono go na katedrę filozofii moralnej (Chodorowski 2002, s. 19). Uzyskawszy przystań Smith starał się pomóc przyjacielowi jakim był już dla niego wtedy David Hume i starał się zareklamować Hume’a na katedrę po Craigim, jednak sprawę utrącił diuk Argyll, i Hume mógł liczyć tylko na posadę bibliotekarza Advocates’ Library w Edynburgu.
W 1748 szlachcie szkockiej odebrano sądownictwo, ale nadal rządziła krajem. XVIII wiek i typowy dla niego liberalizm w ogóle według niektórych umożliwił powstanie prawdziwej ekonomii, ponieważ wreszcie nie wszystko zależało od zwyczaju i baronów, ale także od rozumu i wolnej przedsiębiorczości (Chodorowski 2002, s. 45). Tytoń i płótna wysyłane do Ameryki dzięki unii anglo-szkockiej 1707 roku też miały spore znaczenie. Jednocześnie jednak nadal nie wypadało słuchać koncertów i tańczyć Szkotom, a kobiety musiały mieć odkryte głowy w kościele by było widać, czy nie śpią podczas mszy (Chodorowski 2002, s. 48).
Wydana w 1759 roku „Teoria uczuć moralnych” uczyniła Smitha sławnym. Za fundament moralności uznał on sympatię którą rozumiał mniej więcej tak jak my dziś empatię, ale choć sympatia ta jest cechą każdego człowieka, nie da się poczuć tego co czuje druga osoba (Zabieglik 2003, s. 45). Uważał, ze ludzie pragną bogactwa i zaszczytów z próżności, a nie chęci poprawy losów (Zabieglik 2003, s. 50). Możliwa jest moralność obiektywna – jest to ta która służy całości społeczeństwa. Lepiej moralizować ograniczając własne przywary niż przypominać o losie innych. Od Hume’a wziął oparcie społecznych cnót na użyteczności (utility). Woli sympathy Hume’a jako podstawę moralności, niż egoizm Hobbesa, Pufendorfa i Mandeville’a czy rozum Hutchesona (Zabieglik 2003, s. 84). Rozsądek i równowagę uznał za cenne nie dlatego jednak, że są przydatne dla jednostki która ma te cechy, ale dlatego że są rzadkie (Zabieglik 2003, s. 63). Moralność najczęściej bywa subiektywna; Holendrzy są zbyt oszczędni, Polacy zbyt hojni, Włosi zbyt wylewni, Brytyjczycy zbyt zamknięci w sobie, Rosjanie za mało, a Francuzi zbyt grzeczni, Europejczycy piętnują kostkę w nosi dzikusa, ale nie widzą nic złego w gorsetach kobiet (Zabieglik 2003, s. 65). Smith uważa myśl ludzka za wolną, nie zależy ona od otoczenia (Chodorowski 2002, s. 62).
Jako filozofo Smith miał szkockie dość wrogie podejście do luksusu i próżności, ale czasem uważał, że dążenie do luksusu jest pożyteczne społecznie (Chodorowski 2002, s. 65), tak jakby się wahał miedzy kalwinizmem a liberalizmem Hume’a. Uważał inaczej niż Mandeville czy Pufendorf, że społeczęństwo jest jednak zbudowane na cnotach a nie wadach jednostek, od Hume’a wziął historyzm i empiryzm, oraz indywidualizm (widać wyraźnie też wpływy Montesquieu w tej dziedzinie – Chodorowski 2002, s. 75). W 1760 i 1761 roku Smith jest już sławny. Słynny lekarz i wolterianin Tronchin i polityk Shelbourne wysyłają do niego synów na nauki (Chodorowski 2002, s. 21). Smith sprzyjał mieszczaństwu, szlachty nie trawił specjalnie. Dnia 8 marca 1763 Smith wygłosił wykład, którego tematem była arystokracja, czyli jak twierdził „najwięksi gnębiciele wolności”:
„… arystokracja popadła w ruinę jak tylko pojawił się zbytek i rzemiosła. Jej upadek stwarza wszędzie warunki dla absolutnej władzy królewskiej. Miało to miejsce nawet w Anglii. Obecnie powszechnie uważa się, że Tudorowie byli władcami absolutnymi. ówczesny parlament, miast oceniania i kontrolowania, autoryzował i popierał środki, jakie podejmowali oni do osiągnięcia i podtrzymania władzy absolutnej. Henryk VII, a jeszcze bardziej Henryk VIII byli juz monarchami absolutnymi. Edward VI miał nie mniej władzy, która została jeszcze powiększona, ile się dało za panowania Elżbiety. W rzeczywistości była ona dużo bardziej umiarkowana i łagodna niż jej siostra Maria, najbardziej absolutna ze wszystkich angielskich władczyń. We Francji upadek arystokracji przyczynił się do ukształtowania władzy absolutnej króla trwającej do dnia dzisiejszego. Arystokracja popadła w ruinę zanim jakiś system wolności został ustanowiony…” (Zabieglik 2003, s. 262).
W 1763 roku zrezygnował z nauczania by udać się do Francji jako tutor pasierba lorda Townshenda, Henry’ego Scotta. W Paryżu m.in. znowu spotkał się z Hume’m, potem ruszył do Szwajcarii (w Genewie poznał Voltaire’a, którego popiersie będzie miał potem w domu i którego odtąd zawsze będzie podziwiać – Chodorowski 2002, s. 24) i znów do Francji a konkretniej Tuluzy (Zabieglik 2003, s. 27). Słaba francuszczyzna Smitha trochę utrudniała mu chłoniecie kultury galijskiej. Brat tego pasierba dołączył do nich w Tuluzie i zepsuł cała zabawę nagle zachorowując i umierając. Pasierb lorda Townshenda i Smith wrócili do Londynu, gdzie Smith pracował jeszcze pół roku z lordem. W 1767 roku Smith wrócił do ojczystych stron i zacieśnił współpracę z Hume’m. Choć nie przejmie jego ateistycznych sympatii i pozostanie deista, będzie zawsze za tolerancją religijną. Za wzór stawiał kwakrów w Pensylwanii (Zabieglik 2003, s. 142). Kalwinów zaś chwalił za dobrze wykształconą kadrę duchownych.
W 1776 roku wobec buntu kolonii amerykańskich Smith przestrzegał przed dogmatyzmem i sztywnymi stanowiskami. W tym roku ukazało się dzieło jego życia: „Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”. Dyktował je swojemu sekretarzowi przez kilka lat (Zabieglik 2003, s. 34), stąd nieco rozwlekły styl. Jak Hume, Smith krytykował dogmat dodatniego bilansu w handlu, a jak Steuart badał ekonomię metodami historycznymi (Zabieglik 2003, s. 87). Smith krytykował monopole jak np. Tucker, ale nie łudził się, ze kiedykolwiek nastąpi prawdziwie wolny rynek (Zabieglik 2003, s. 101, Chodorowski 2002, s. 60). Nie unikał omawiania zjawisk, które zdawały się przeczyć jego modelowi (Chodorowski 2002, s. 56). Uznał, że interesy pracodawców i pracowników nie musza być harmonijne, a prawo stoi zwykle po stronie pracodawców (Zabieglik 2003, s. 110). Rolnik ma bardziej zróżnicowaną inteligentną pracę niż pracownik manufaktury, ale się nie zrzesza stąd merkantylizm kręci się wokół manufaktur (Zabieglik 2003, s. 113). Smith chwali wolny handel bezcłowy w GB, ale gani tzw ustawy o biednych – poor laws, które hamują wówczas migracje za pracą po kraju (Zabieglik 2003, s. 114).
Bogata w złoto Hiszpania jest biedna, bo prawdziwym bogactwem jest praca i wydajność (Zabieglik 2003, s. 120). Rozwój miast służy stabilizacji społecznej i wolności (tu wpływ Hume’a – Zabieglik 2003, s. 129). Primogenitura szlachty osłabia i hamuje rozwój gospodarczy (Zabieglik 2003, s. 130). Gani zakaz tworzenia manufaktur w przyszłych USA, jako pogwałcenie prawa własności. Pochwala kolonizację tylko pustych terenów, gdzie nie ma dzikich ludów. Przewiduje, że British America pomiatana przez Londyn się oderwie i stworzy Imperium jakiego świat nie widział jeszcze (Zabieglik 2003, s. 135). Dostrzegał znaki rewolucji przemysłowej, ale nie uważał jej za czynnik zmieniający warunki gry ekonomicznej (Zabieglik 2003, s. 151). Gdyby w kilku słowach oddać „Bogactwo narodów: byłoby to: praca, wolność, banknoty. Wolność powinna być ograniczana tylko przez prawo jednostek (Chodorowski 2002, s. 118). Wynalazki uważał tylko za uzupełnienie gospodarki, a nie jej istotny element (Chodorowski 2002, s. 143). W jego czasach to było uzasadnione. Smith dopuszczał odejście od wolnego rynku w pewnych dziedzinach ze względu na obronność kraju (Chodorowski 2002, s. 148), a więc myślał trochę jak Donald Trump o surowcach strategicznych.
„Bogactwo narodów” chwalili bardzo Hugh Blair, Edward Gibbon i David Hume, ale na przykład John Pringle, szef Royal Society skrytykował Smitha, jako nie-ekonomistę piszącego o ekonomii (Chodorowski 2002, s. 29). W sierpniu 1776 roku Hume umarł, co Smith ciężko przeżył. Uczcił przyjaciela panegirykiem, który narobił mu kłopotów z klerem, ponieważ Hume był znany z ateizmu. Przez część 1777 roku Smith był w Londynie gdzie dużo dyskutował z E. Burke’m i E. Gibbonem (Chodorowski 2002, s. 29). 1778 roku dawny uczeń czyli pasierb Townshenda, Henry Scott wystarał się o posadę wysokiego urzędnika ceł na całą Szkocję dla Smitha. W 1780 roku poświecił nieco uwagi esejom o sztuce, zwłaszcza o muzyce, którą uznał za najmniej zdolną do naśladownictwa, ale przez to najbardziej twórczą i prawdziwą dziedzinę sztuki (Zabieglik 2003, s. 191). Harmonia to za mało, ważniejsza jest ekspresja, przez co muzyka jest też mniej formalna niż inne sztuki (Zabieglik 2003, s. 297). W 1782 roku Smith gościł u Samuela Johnsona w Londynie. W 1787 roku był tam znowu, i tym razem sam premier William Pitt pytał go o rady (Chodorowski 2002, s. 31).
W XIX – wiecznej Anglii admirację dla Smitha jako ekonomisty hamowały torysowskie strachy przed rewolucją mieszczańską, a potem przez liberałów pro-kolonialnych (J.S.Mill uważał „Wealth of Nations” za dzieło przestarzałe), w Niemczech przez romantyczne obsesje na punkcie moralizowania, we Francji blokada kontynentalna Napoleona, w Rosji – śmierć udającego liberała cara Aleksandra I (1825), w Italii zaś nigdy głęboka nie była przed XX wiekiem (Chodorowski 2002, s. 150-190). D.A. Moss uznaje Smitha za ojca kapitalizmu, a N. Chomsky za krytyka kapitalizmu (Zabieglik 2003, s. 7). Dziś Smitha często krytykuje się za niesprawiedliwe elementy „kapitalizmu”, nawet jeśli ten kapitalizm nie jest wolnorynkowy, ale np. konsesyjno-reglamentacyjny jak w III RP (Chodorowski 2002, s. 251). Smitha wielu krytykuje za stwierdzenie „niewidzialna ręka rynku”, co rzekomo sugeruje, że rynek jest niezgłebialnym bóstwem. Smith faktycznie w „Bogactwie narodów” wspomina trzykrotnie o „niewidzialnej ręce”, ale oznacza to jedynie tyle, że jeśli gospodarka jest wolna, żyje i zachowuje się zgodnie z zasadami natury, a te jak najbardziej zgłębiać można (Chodorowski 2002, s. 256). Pamiętam jak widziałem, że John Gray podkreślał różnicę między racjonalnym postrzeganiem rynku przez Smitha, a boskim uwielbieniem np. Richarda Cobdena i innych Manchesterczyków dla rynku, oraz podobne rozważania Ericha Fromma.
A oto kilka moich wyciągów z „Bogactwa Narodów”. Widać wyraźnie, że dla Smitha podstawą wszelkiego bogactwa jest praca, której odzwierciedleniem jest cena ostateczna towaru; dlatego też sprzeciwiał się wszelkim ingerencjom władz i ustawodawstwa w ceny. Za zło konieczne uważał także istnienie cechów (Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów Warszawa 1954, t. I, s. 170) czy nadawanych przez władze monopoli (np. na czerpanie zysków z handlu tytoniem). Smith stwierdza bezpośredni związek między stanem Banku Anglii a stanem samego państwa, dlatego nie decyduje się wystąpić przeciwko pieniądzom papierowym i operacjach na nich, choć nie pochwala sterowanej przez państwa polityki cenowej z użyciem banknotów. Plan Johna Lawa nazywa „wspaniałym, lecz nierealnym”. Samą rolę banków (kontrolowanych przez państwo) Smith ocenia pozytywnie, jako instytucji, które mogą wprowadzić w ruch kapitał, który inaczej stałby w miejscu nie pomnażając bogactwa kraju przez inwestycje (Smith 1954, t. I, s. 403). W księdze czwartej Wealth of Nations Smith dokonuje ataku na merkantylizm i wynikający z niego protekcjonizm handlowy. Sednem filozofii Smitha jest tu przekonanie, że: „…każdy człowiek może w konkretnej sytuacji znacznie lepiej ocenić, w jakiej gałęzi gospodarki krajowej może umieścić swoje kapitały i w jakiej gałęzi produkt osiągnie najwyższą wartość, niżby to mógł zań zrobić mąż stanu czy prawodawca…” (Smith 1954, t. II, s. 46). Uważa też za niemądre blokowanie wwozu cudzoziemskich towarów do kraju jeśli są one np. lepiej wykonane czy tańsze od wyprodukowanych w ojczyźnie. Wtedy warto nabyć je z zagranicy za pieniądze uzyskane ze sprzedanych zagranicy produktów z dziedziny, w której ma się nad zagranicą przewagę. Obawiającym się zalewu Anglii obcymi towarami nieobłożonymi cłami protekcyjnymi, Smith przypomina o czasie i kosztach transportu, które na przykład sprawiły, że mimo zezwolenia na wolny przywóz irlandzkiego mięsa nigdy nie wyparło ono z rynku angielskiego (Smith 1954, t. II, s. 53). Smith mocno atakuje wszelkie monopole, zauważając mimo swej niechęci do szlachty, że „obywatele ziemscy” o wiele rzadziej niż fabrykanci ulegają pokusie tworzenia takich monopoli. Autor Wealth of Nations stwierdza, że nawet akty nawigacyjne parlamentu z XVII wieku zakazujące kupcom innych nacji przywozić towarów do Anglii na swych statkach, były chybionym pomysłem ponieważ obciąża Anglie kosztami dostawy towarów z różnych rejonów świata (Smith 1954, t. II, s. 57). Cła protekcjonistyczne warto wprowadzać jedynie na towary, które w kraju (tj. a Anglii) są bardzo ciężko opodatkowane.
Absurdem jest, jak pisał Smith, nakazywać ludziom (lub zmuszać ich do tego podatkami) jak mają lokować swoje kapitały, tak jak rolnikom nakazywać uprawiać określony rodzaj zbóż, bez zwracania uwagi na rodzaj gleby, klimat itd. Same podatki, jeśli są nadmierne, mogą stać się, według autora, przekleństwem równie wielkim jak surowość klimatu i jałowość ziemi (Smith 1954, t. II, s. 61). Smith oskarżał merkantylistę Jean-Baptiste’a Colberta o wprowadzanie protekcjonizmu dla dobra kupców, a przeciw ludowi francuskiemu (dziś powiedzielibyśmy: konsumentom). Przez swą protekcjonistyczną polityką Colbert wywołał także wojny z Holandią (Smith 1954, t. II, s. 63), z czego Smith wyciąga wniosek, że naprawdę wolny handel pozwoliłby uniknąć takich tragedii. Smith jest przeciwnikiem także tzw. wyrównywaniu bilansu handlowego z innymi krajami, premiom eksportowym, które powodują, że handel przestaje być zyskowny dla obu stron, a staje się takim tylko dla jednej z nich (tej premiowanej przez własny rząd). Międzynarodowe traktaty handlowe również traktuje Smith z rezerwą; polegają one bowiem na przywilejach handlowych. Strona udzielająca takiego przywileju może nadal zarabiać na handlu, ale zyski zawsze będą mniejsze niż w okresie sprzed nadania przywileju, czyli w okresie wolnej konkurencji, dlatego każdy traktat handlowy musi być niekorzystny dla jednej ze stron sygnujących; nawet tak popularny i chwalony wśród brytyjskiej opinii publicznej jak tzw. traktat lorda Methuena z Portugalią z grudnia 1703 roku, który zdaniem szkockiego filozofa, był korzystny jedynie dla strony portugalskiej (Smith 1954, t. II, s. 179-181).
Merkantylizm i protekcjonizm handlowy Smith traktuje jako przykłady bardzo wątpliwej moralnie polityki państwa naciskanego przez fabrykantów wobec skromniejszych wytwórców i mieszkańców, pisząc: „…W interesie fabrykantów leży sprzedawanie gotowych wyrobów po jak najwyższej cenie i zakup materiałów do ich wyrobów po cenie możliwie najniższej. Wymuszając na władzy prawodawczej premie eksportowe dla wywozu własnych wyrobów lnianych, wysokie cła przywozowe dla wszelkich zagranicznych wyrobów lnianych oraz całkowite zakazy konsumpcji krajowej niektórych rodzajów francuskich tkanin starają się sprzedać własne towary po cenach możliwie najwyższych. Popierając zaś przywóz zagranicznej przędzy lnianej i stwarzając tym samym konkurencję dla przędzy, którą wykonuje nasza ludność w kraju, starając się kupować pracę biednych prządek płacąc możliwie najmniej… Nasz system merkantylistyczny popiera przede wszystkim ten rodzaj przemysłu, który pracuje na rzecz ludzi bogatych i możnych. Aż nazbyt często zaniedbuje się lub gnębi ten przemysł, którego działalność przynosi korzyść ubogim i nędzarzom… Gdy działa się na szkodę jednego stanu obywateli, mając jednocześnie jedynie na względzie korzyść innego stanu, jest to oczywiście sprzeczne z ową sprawiedliwością i równością traktowania, które obowiązuje panującego wobec swych poddanych z różnych stanów. A przecież nie ulega wątpliwości, że zakaz eksportu wełny krzywdzi w pewnym stopniu producentów wełny jedynie po to, by poprzeć interesy fabrykantów … Nie trudno zgadnąć, kto był twórcą całego systemu merkantylistycznego. Możemy być pewni, że jego twórcami nie byli konsumenci, o których interesy zupełnie nie dbano. To producenci, o których interesy zabiegano tak troskliwie, a wśród producentów głównymi architektami tego systemu byli nasi kupcy i fabrykanci…” (Smith 1954, t. II, s. 330-357). Adam Smith podkreślał potrzebę wprowadzania niskich podatków i jasnego określenia ich wysokości (Smith 1954, t. II, s. 585) i proponował naliczanie go nie jak radzili ekonomiści francuscy według zmieniającej się renty gruntowej, lecz według metody weneckiej – wysokości czynszu dzierżawnego, w Republice Weneckiej bowiem, jak podaje Smith, podatek wynosił 1/10 czynszu . Państwo zamiast zastosować podobnie prosta metodę wykorzystania rejestrów umów dzierżawnych woli przeprowadzać kosztowne pomiary gruntów i katastry podatkowe, by móc manipulować poddanymi (np. obciążyć jedną prowincje podatkami bardziej niż inną, lub jedna grupę społeczną bardziej niż inne, (jak np. Fryderyk II Wielki szlachtę śląską). Tak więc Smith zdemaskował jedno z największych zagrożeń dla wolności ze strony władzy centralnej. Filozof postulował by monarcha nie posiadał innych gruntów i urządzeń jak te tylko, które służą obronności kraju lub rozrywce (parki, skwery), tzn. by nie było królewszczyzn z produkcją rolną i własnym dochodem.
Trudno sobie wyobrazić jak bardzo radykalna była myśl Smitha w końcu XVIII wieku, aż dziw bierze, że dziś uchodzi on za myśliciela konserwatywnego. Tymczasem tak jak Hume czy Burke, Smith jest liberałem z krwi i kości. Jakby powiedział Ludwig von Mises chciał on by miejsce przymusu baronów zajęła merytokracja, niestety XX-wieczna i dzisiejsza lewica zbyt często naśladuje dawnych baronów…
Przydałoby się, żeby dziś niejedn polityk sięgnął po Smitha.