Na piątkowym, przedświątecznym koncercie we wrocławskim NFM (20.12.14) byliśmy świadkami ponownego, spektakularnego spotkania dyrygenta Paula McCreesha z muzyką Berlioza. Paul McCreesh od dekad słynie ze znakomitych nagrań z muzyką chóralną, muzyką dawną, romantyczną i współczesną. Największą specjalnością dyrygenta są koncerty i nagrania starające się odtworzyć dokładnie okoliczności wykonawcze prapremier największych arcydzieł muzyki klasycznej, a znajdziemy wśród nich zarówno polifonię wenecką (i to niejednokrotnie), jak i oratoryjne arcydzieła Bacha, Mendelssohna czy Brittena. Głos McCreesha w świecie wykonawstwa muzyki dawnej był zawsze istotny, bardzo często stanowił punkt odniesienia dla innych wspaniałych artystów. McCreesh kocha monumentalizm, ale potrafi też zaskoczyć kameralnością. Na przykład w dziedzinie wykonawstwa muzyki Bacha stanął w pewnym momencie po stronie zwolenników pojedynczych głosów w chórze i tak zrealizował monumentalne Pasję według św. Mateusza i Wielką Mszę h-moll. Co ciekawe, choć wielu przed nim i po nim próbowało wykonywać Bacha w tak kameralny sposób, to właśnie McCreesh dokonał najbardziej emocjonujących i ekspresyjnych interpretacji oratoryjnych arcydzieł Bacha w kameralnej obsadzie.
Paul McCreesh / fot. Ben Wright/ ze stron NFM
Gdy patrzymy na polską i angielską Wikipedię, wrocławskie karty w artystycznym życiu McCreesha są wymieniane jako jedne z najważniejszych. To właśnie w NFM, z zespołami NFM, McCreesh zrealizował wiele swoich projektów dotyczących rekonstrukcji prawykonań arcydzieł muzyki z różnych epok. Te nagrania, wydane przez Signum Classics, są niezwykle cenione i dość już trudno dostępne na rynku. Pomimo, że wiele z nich otrzymało nagrody i wyróżnienia najbardziej znaczących pism muzycznych na świecie, ciężko wejść w posiadanie ich wszystkich (a zdecydowanie warto!). Napiszę wam w tajemnicy, że w sklepie płytowym NFM, a nawet przy kasach NFM możecie próbować zdobyć część z nich i to w całkiem atrakcyjnych cenach. Warto więc tam zajrzeć, choćby tuż przed koncertem.
McCreesh dał wiele wrocławskiemu życiu muzycznemu. Rewolucyjne, moim zdaniem, było jego szefowanie Wratislavii Cantans, gdzie zaprezentował dawniej w Polsce nieznaną wspaniałą muzykę angielską i brytyjską. Wratislavia od lat gościła wielu brytyjskich wykonawców, takich jak Gardiner czy The Tallis Scholars, ale to dopiero McCreesh zaszczepił w sercach wielu wrocławian żywe zainteresowanie wieloma angielskimi kompozytorami, którzy niesłusznie nie są zbyt znani na świecie, albo po prostu dostatecznie znani. Nagle okazało się, że ten świat to znacznie więcej niż Handel, Purcell czy Tallis.
Jednym z pierwszych projektów McCreesha we współpracy z zespołami NFM była płyta i koncerty poświęcone Grand Messe des Morts Berlioza. Po latach mamy okazję podziwiać kolejny berliozowski projekt, czyli Dzieciństwo Chrystusa, oratorium op.25. W wykonaniu tego utworu w Sali Głównej NFM wzięły udział następujące siły:
Paul McCreesh – dyrygent
Frances Gregory – Maria (mezzosopran)
Ashley Riches – Józef (bas-baryton)
Florian Störtz – Ojciec rodziny (bas-baryton)
Neal Davies – Herod (bas-baryton)
Thomas Walker – Narrator (tenor)
Paweł Zdebski – Centurion (tenor)
Michał Pytlewski – Polidor (bas)
Chór NFM
Lionel Sow – kierownictwo artystyczne Chóru NFM
Pierre-Louis de Laporte – przygotowanie Chóru NFM
NFM Filharmonia Wrocławska
Co ciekawe, samo dzieło powstało dość przypadkowo. Hector Berlioz (1803-1869) był fascynującą i złożoną postacią w świecie muzyki. Jego światopogląd kształtowały osobiste doświadczenia, wpływy literackie oraz kontekst naukowy i społeczno-polityczny jego czasów. Berlioz widział siebie jako kompozytora rewolucjonistę, często podważającego muzyczne normy swojej epoki. Był znany ze swojej innowacyjnej orkiestracji i gotowości do eksperymentowania z formą i gatunkiem.
W swoich pismach Berlioz często wyrażał wiarę w moc muzyki do przekazywania głębokich emocji i opowiadania poruszających historii. Postrzegał siebie jako kompozytora, który mógłby łączyć sztuki i nauki, a głęboko inspirowały go dzieła pisarzy takich jak Shakespeare i Goethe. Muzyka Berlioza była często opisywana jako „nie do słuchania tylko uszami”, co odzwierciedlało jego przekonanie o znaczeniu emocjonalnego i intelektualnego zaangażowania w jego kompozycje.
Hector Berlioz nie był szczególnie religijny i był znany jako agnostyk. Jego ojciec był lekarzem i agnostykiem, co wpłynęło na światopogląd Berlioza. Pomimo tego, Berlioz komponował wiele dzieł religijnych, takich jak „Requiem”, „Te Deum” i „L’Enfance du Christ”.
W swoich pismach i wywiadach Berlioz zazwyczaj podkreślał, że jego religijne utwory były inspirowane kulturą i tradycją, a nie osobistą wiarą. Jego „L’Enfance du Christ” jest przykładem dzieła, które mimo jego osobistych przekonań, cieszyło się popularnością wśród katolickich słuchaczy i było używane przez Kościół.
Do tego można dodać, że Berlioz szczególnie wymyślnie nie cierpiał Cherubiniego, u którego studiował. Warto zapoznać się z jego opisami dawnego mistrza wyrażonymi w pamiętnikach.
Ale wróćmy do „L’Enfance du Christ”.
W książeczce programowej cała historia jest przedstawiona dość wyczerpująco:
„Jesienią 1850 roku architekt Louis-Joseph Duc poprosił Hectora Berlioza o wpis do sztambucha. Kompozytor w podsuniętym mu albumie naszkicował czterogłosowe organowe Andantino. Nastrój powstałego wtedy utworu wydał mu się pełny „naiwnego mistycyzmu”, przyszło mu więc do głowy dopisanie do niego tekstu. W ten sposób organowa miniatura przekształciła się w chór betlejemskich pasterzy żegnających Dzieciątko Jezus. W ciągu kilku dni skomponował kolejne fragmenty, tworząc już miniaturową, trzyczęściową kantatę. W listopadzie włączył archaizujące Pożegnanie pasterzy do programu jednego ze swoich koncertów. Przedstawił jednak ten krótki utwór jako dzieło nie swoje, lecz fikcyjnego francuskiego kompozytora żyjącego w XVII wieku – Pierre’a Ducré. Większość słuchaczy nabrała się, ktoś stwierdził nawet, że sam Berlioz nigdy by czegoś tak melodyjnego nie napisał. Temat domagał się jednak poważnego potraktowania.
Cała kantata Ucieczka do Egiptu (która stała się ostatecznie drugą częścią oratorium) miała swoją premierę w grudniu 1853 roku w lipskim Gewandhaus. Zarówno publiczność, jak i występujący muzycy domagali się od Berlioza rozbudowy dzieła. W kwietniu 1854 roku powstała kolejna cześć – apokryficzne Przybycie do Sais. Potem artysta napisał jeszcze otwierający całość Sen Heroda. Kompletne oratorium w formie tryptyku prawykonano sto siedemdziesiąt lat temu – 10 grudnia 1854 roku. Paryska publika przyjęła pełną intymnej czułości kompozycję bardzo ciepło, a wśród chwalących dzieło był sam Heinrich Heine. I chociaż Berlioza sukces dzieła, którego nigdy nie traktował do końca poważnie, nieco irytował, to gdy w finale chór śpiewa cicho „O duszo moja, powściągnij swą pychę! Cóż innego pozostaje w obliczu tej tajemnicy?”, wydaje się, że on sam zdradza, jakie wymagania postawiło przed nim napisanie dzieła, będącego jednym ze szczytowych osiągnięć religijnego ducha Francji połowy XIX wieku.”
A zatem, w przeciwieństwie na przykład do Bacha czy Brucknera, Berlioz podszedł do chrześcijańskiego tematu z niewymuszonym dystansem. Dzięki temu powstała barwna opowieść, ukazująca żywych ludzi, a nie ikony i symbole. Momentami „Dzieciństwo Jezusa” przypomina operę. Bohaterami są zwykli ludzie, rzymscy żołnierze, czy mieszkańcy Sais. Maria i Józef są zwykłymi, sympatycznymi młodymi rodzicami, nie zaś orantami antycypującymi ukrzyżowanie nad kołyską dziecka. Jest to wszystko ciepłe, humanistyczne, pełne pogody i wiary nie tyle w boga czy bogów, ale w ludzi.
McCreesh użył bardzo zredukowanego składu Wrocławskich Filharmoników, kierując się najpewniej oryginalnym składem orkiestr Berlioza. Z pomocą wybranych instrumentalistów orkiestry uzyskał niezwykle barwne, pięknie zarysowane brzmienie. Można się nim było delektować bez końca, samo w sobie sprawiało czystą, zmysłową przyjemność. Jednocześnie pastoralne i łagodne melodie, na których osadzone jest oratorium francuskiego romantyka, nigdy nie stawały się nudne czy banalne, co z pewnością groziłoby słabszemu wykonaniu. Wręcz przeciwnie. Ekscentryczny, barwny i lekko ironiczny świat Berlioza skrzył się niczym słoneczny dzień nad egipską pustynią. Cóż za zwariowane, ale jakże piękne pomysły, jak słuchanie wspólnie z Józefem, Marią i mieszkańcami Sais koncertu na harfę i dwa flety. Czy nie tak grywano w hellenistycznym Egipcie? Oczywiście, że tak – jak zapewnił nas Berlioz. Wspaniała muzyka i wspaniale wykona.
A śpiewacy? Cóż doskonale przygotowani i dobrani tak, aby wspólnie tworzyli spójny i wysmakowany, wielobarwny świat. Szczególnie brawa należą się narratorowi Thomasowi Walkerowi (tenor) oraz Frances Gregory w roli Marii (mezzosopran) i Ashley Riches – Józefowi (bas-baryton). Najbardziej dramatyczne partie do odśpiewania miał Neal Davies – Herod (bas-baryton), znakomity technicznie, jednak z nieco zbyt pustym dołem rejestru. Ale i tak świetny.
To była prawdziwa uczta Maestro Paulu McCreesh! Czekamy na płytę!