Bill Clinton. Początki politycznej drogi

Bill Clinton, wieczny student, baptysta i urwis w jednym, zdolny dyplomata, świetny mówca, polityk poruszający tłumy, pierwszy prezydent USA pokolenia powojennego, który unowocześnił zaniedbaną za Reagana infrastrukturę, i wyrównał Reaganowski mega-deficyt, oraz dał światu Internet oraz pogodził Irlandczyków, a mimo to znany jest poza USA i może jeszcze UK, głównie z krótkiej znajomości z pewną stażystką o żydowskim pochodzeniu i polskim nazwisku.

Bill Clinton urodził się w najbiedniejszym i najprymitywniejszym wówczas stanie USA, Arkansas, którego nazwę wymawia się w języku angielskim nie tak jak Kansas z mocnym „s” na końcu, lecz nieco z francuska „Arkansa” z akcentem na ostatniej samogłosce, co być może wiąże się z wpływem kultury Cajunów, czyli francuskich osadników z niezbyt odległej przecież Luizjany, a może ze zwykłej południowej maniery połykania ostatniej litery jak w Teksasie np. going wymawia się goin’. Dziś palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o zaniedbania edukacji i infrastruktury dzierży Missisipi, to że Arkansas nie jest już przedmiotem żartów narodu amerykańskiego, lecz jest nim Missisipi, jest zasługą wieloletniego gubernatora Arkansas czyli Billa Clintona właśnie.

Miejscowość, w której urodził się Bill, wówczas jeszcze z nazwiskiem Blythe, jako William Jefferson Blythe 19 sierpnia 1946 roku, nazywa się Hope czyli nadzieja, co prawdopodobnie mogło się przyczynić to tego, że Bill zawsze miał tendencję do myślenia wielkoformatowego (thinking big), jak mówią Amerykanie. Co prawda ongiś w XIX wieku „Hope” można było nazwać nawet statek niewolniczy, a jakiekolwiek genius loci, i magie słów są i zawsze będą sprawą bardzo dyskusyjną i czysto subiektywną, pozostaje jednak faktem, że ludzie wierzą w magię słów, co mogło pomóc Clintonowi jako młodemu politykowi. Czy to przypadek, że jego partyjny „kolega” Obama wybierze na tytuł swej sztandarowej książki: „The Audacity of Hope” („Odwaga Nadziei”) należy wątpić. W końcu startując w wyborach prezydenckich w 1992 roku Clinton analizował dogłębnie wszystkie elementy strategii Cartera, więc dlaczego Obama nie miałby nawiązać do sukcesu Clintona, który był w pełni świadom magii słowa Hope i wykorzystywał ją w klipach wyborczych.

Jako niemowlę Bill Blythe ważył prawie 3 kilogramy, co w jego przypadku przełożyło się na imponujące rozmiary ciała w życiu dorosłym, choć niektórzy  jemu współcześni politycy tacy jak Kohl, Chirac czy Jelcyn  nie ustępowali mu w tym względzie.

Dawniej powiedziano by, że Bill był pogrobowcem (posthumous child), ponieważ jego ojciec zginął w wypadku przed jego narodzinami. Bill nie znał więc swego ojca, i był wychowany przede wszystkim przez kobiety, dlatego że ojczym czyli Roger Clinton nie grzeszył stałością charakteru. Od dawna istnieje przesąd, że wychowankowie kobiet wyrastają na kobieciarzy lub flirciarzy, zapewne psychologowie by się tu nie do końca zgodzili, ale w przypadku Clintona przesąd był prawdziwy, chociaż jego skłonność do flirtu na niewiele by się zdała gdyby nie nieprzeciętna uroda, jaką odziedziczył po rodzicach.

Ojciec Clintona, Bill Blythe był komiwojażerem i żołnierzem, tak samo jak potem jego syn, unikał wielu kłopotliwych sytuacji dzięki osobistemu urokowi. Wielokrotnie zaczynał biznes od nowa. Jego matka Virginia Dell Blythe była pielęgniarką, cenioną za fachowość i elegancję, ale o jej prowadzeniu się istnieją sprzeczne opinie. Na pewno miała skłonność do flirtu, w czym oczywiście nie ma nic złego, ale frustracje po śmierci męża miały przyczynić się do skłonności do alkoholu.

Bill Blythe i Virginia Dell pobrali się w Texarkanie 3 września 1943 roku, a więc trzy lata przed narodzinami późniejszego prezydenta USA.  Para niespecjalnie wiele o sobie wiedziała nawzajem, co było typowe dla tamtych czasów, gdy rodziny utrudniały randkowanie. Virginia wiedziała, że Bill Blythe wychował się na farmie, nie wiedziała że był już wcześniej żonaty (1935-1936) z siedemnastoletnią córką gospodarza z Oklahomy, Adele Gash. Co więcej Bill Blythe miał na koncie jeszcze dwa takie małżeństwa i dwa rozwody, o tym także Virginii nie powiedział. Wiedziała tylko, że podejrzanie wiele kobiet kręci się wokół Billa. Można przypuszczać, że Bill Blythe niespecjalnie widział sens zwierzeń, skoro po kilku tygodniach od ślubu wyruszył na wojnie. W 1944 roku naprawiał silniki w bazie armii amerykańskiej w Kairze. W maju 1944 roku jego batalion przerzucono do Caserty w południowych Włoszech. Nie brał udziału w walkach. W tym czasie Virginia powróciwszy do Hope, ukończyła szkołę pielęgniarską by być lepsza w swoim zawodzie. Do męża pisała codziennie. Gdy powrócił z Włoch pod sam koniec 1945 roku, zabrał ją do Chicago, gdzie podjął pracę w firmie naprawiającej ciężki sprzęt, w której już kiedyś pracował. Niestety nie mogli się sobą długo nacieszyć.  17 maja 1946 roku Bill Blythe jadac z Chicago do Hope, gdzie mieli ostatecznie zamieszkać z Virginią. Jechał o wiele za szybko swoim ciemnym Buickiem, co znamy z relacji innych kierowców Elmera Greenlee i Roscoe Gista. Nieopodal Sikeston w Missouri jego auto koziołkowało i stanęło na dachu na wiejskiej drodze przecinającej autostradę. Ranny powinien był prawdopodobnie zostać w aucie i czekać na pomoc, niestety wyczołgał się z niego i po paru metrach wpadł do przydrożnego rowu pełnego wody, gdzie wkrótce utonął. Bill Clinton w swojej autobiografii pocieszał się, że przynajmniej jego ojciec walczył do końca, jak na żołnierza przystało. Między linijkami można jednak wyczuć ogromny smutek i żal, z powodu tego, że nie mógł poznać swojego ojca, co zupełnie zrozumiałe.

Bill Blythe junior, a potem Bill Clinton, był to więc skromny chłopak z Arkansas, chociaż jak uważa choćby autor nieautoryzowanej biografii Clintona, David Maraniss, opowieści o niedostatku i bardzo skromnym bycie Virginni Dell Blythe i jej syna są nieco zmitologizowane. Virginia była bądź co bądź specjalistką w swoim fachu, i podstawowe potrzeby jej syna zawsze były zaspokojone.

Hope w latach czterdziestych i pięćdziesiątych było miastem mocno zakorzenionym w burzliwej przeszłości. Większość czarnych kobiet pracowała jako niańki i sprzątaczki u białych, ostatni lincz czarnego miał miejsce w latach dwudziestych. Po śmierci męża Virginia mieszkała u swoich rodziców, prowadzących sklep, jesienią 1947 roku wyjechała do Nowego Orleanu uczyć się anestezjologii. Bill mieszkał nadal z dziadkami. Jeszcze przed wyjazdem do Luizjany, Virginia poznała w sklepie swego ojca niejakiego Rogera Clintona, lekkoducha prowadzącego salon samochodowy w Hot Springs, jednego z większych miast stanu Arkansas, liczącego wówczas nieco poniżej, a dziś nieco powyżej 30 tysięcy mieszkańców. Roger Clinton, podobnie jak Bill Blythe jeździł Buickiem, a nawet kilkoma Buickami, jako właściciel salonu i również był kobieciarzem, jeszcze większym niż poprzedni mąż Virginii. Niektórzy odradzali Virginii wyjście za Rogera, wiedziano na przykład, że raz po kłótni z barmanem przestrzelił zbiorniki z wodą przed knajpą, mimo to poślubiła go 19 czerwca 1950 roku.

Roger nie adoptował małego Billa, który nadal nazywał się Bill Blythe junior, i raczej unikał spędzania z nim więcej czasu, ale mały Bill i tak lgnął do niego i nazywał go tatą. Niestety Roger miał wybujały i agresywny temperament, gwałtownie kłócił się z Virginią, czasem ją nawet bił, a raz gdy chciała wbrew jego woli pojechać z synkiem na pogrzeb babci, strzelił tuż nad jej głową z pistoletu.  Tego dnia oczywiście noc Virginia spędziła u sąsiadów, a Roger w areszcie. Mimo to się jakoś dogadywali i we wrześniu 1952 roku Roger i Virginia przeprowadzili się, po sprzedaży salonu w Hope, Sidowi Rogersowi, do Hot Springs, a dokładniej na farmę położoną pod tym miastem. Oboje jednak nie lubili farmerskiego życia, i tak latem 1953 roku przenieśli się do eleganckiego domu przy Park Avenue, dzięki pomocy brata Rogera, Raymonda Clintona, poważanego z Hot Springs biznesmena. Co ciekawe jako kandydat na prezydenta i prezydent Clinton prawie nigdy nie wspominał Hot Springs, a jedynie Hope.

Jako chłopiec mały Bill Blythe uwielbiał zwracać na siebie uwagę, by to osiągnąć potrafił nawet wybić szybę, kiedy złamał rękę był dumny że temblak go wyróżnia, miał więc wszystkie cechy pierwszorzędnego polityka.

 

 

Hot Spings było znacznie większe i znacznie bogatsze niż Hope, w odróżnieniu od Hope, było też położone na malowniczych wzgórzach i pagórkach. Wielu gangsterów miało tu swoje meliny. Dwie dekady wcześniej Al Capone miał narożny apartament w luksusowym hotelu Arlington z widokiem na Central Avenue. Nie brak było w Hots Springs szulerni, i hazardu. Raymond Clinton sprzedawał gangsterom i szulerom samochody, choć jednocześnie starał się jako obywatel miasta wzmacniać choć trochę prawo i porządek. Roger Clinton nie miał takich horyzontów ani ambicji, jak wielu mężów tamtych czasów na południu USA, bijał i wyzywał żonę, za rzekome flirty samemu mając własne.

Wspominając dzieciństwo w Hot Springs, prezydent Clinton, nie rozpisuje się tyle o gangsterach, choć wspomina zabawną historią z prześwietleniem podziurawionej jak sito kulami klatki piersiowej pewnego gangstera. Virginia była zdziwiona oglądając zdjęcie rentgenowskie, że posiadacz tylu kul w swoim ciele wciąż żyje. Bardziej skupiał się na podkreślaniu wielokulturowości miasta. Roztańczone i żyjące hazardem.  Zanim Atlantic City i Las Vegas zdominowały hazard, Hot Springs było bardzo radosnym miastem. Dopiero za gubernatora Rockefellera, konserwatysty z Partii Republikańskiej, zlikwidowano ostatnie kasyna.  Hot Springs czasów młodości Clintona, było bardziej liberalne pod każdym względem od przeciętnego miasta w Arkansas. Miało też mniejszości etniczne, nie tylko czarną co było standardem Południa, ale także żydowską, irlandzką i włoską, niczym w Nowym Jorku czy New Jersey. Dla Południa ważny był, i nadal jest, duch niezależności od Waszyngtonu. Legendarny gubernator Arkansas, Faubus twierdził w 1957 roku, że nie przeszkadza mu bynajmniej to, że białe i czarne dzieci razem chodzą do szkoły, ale że Waszyngton i prezydent podejmują decyzję bez konsultacji z nim w „jego stanie”.

W niespokojnym domu z pewnością brakowało małemu Billowi dyscypliny, dlatego, choć rodzice byli baptystami, wysłano go w 1954 roku do szkoły katolickiej, które znane są w USA i cenione do dziś, z dyscypliny właśnie. Szkoły klasztorne dziś nie są już tak drogie, ale wtedy wysłanie do takiej było nobilitacją. Do szkoły chodził w garniturze, przechodząc zawsze obok kościoła baptystów, dokąd często zaglądał, o czym zaświadczał potem pastor Dexter Blevins. Młody Bill chciał być pastorem jak Billy Graham. W czwartej klasie przeniesiono Billa do szkoły publicznej Ramble School. W tej nowej szkole przedstawiał się już jako Bill Clinton. Zapamiętano go jako otwartego, odważnego i towarzyskiego ucznia, który sam pierwszy wyciągał rękę w powitaniu. Prezydent Clinton w swojej autobiografii powie, że uczynił to by mieć takie samo nazwisko jak brat, czyli synek Rogera i Virginii, Roger junior.

Niestety rodzice nadal się kłócili. Wybuchy zazdrości Rogera przybierały na sile. 27 marca 1959 Roger dotkliwie pobił Virginię, podobnie zdarzyło się w 1961 roku. W 1960 roku czternastoletni, ale już rosły Bill wyrzucił ojczyma z domu, gdy ten zaczął znów bić matkę i syna. Bill stał się pod tym wpływem przedwcześnie dojrzały. Nie znienawidził ojca, ale chronił matkę, zeznając na procesie rozwodowym. W 1962 roku Virginia i Roger rozwiedli się i ponownie pobrali po kilku miesiącach, wbrew radom Billa który już ojczymowi nie ufał. W tym samym roku ze względu na Rogera juniora (jak twierdził potem sam prezydent Clinton), a może i na Rogera seniora, Bill zmienił formalnie nazwisko na Clinton. Roger nie przestał pić, ale czynił to w samotności, stał się apatyczny. Spędzał bardzo dużo czasu przed telewizorem. Zaraził jednak Billa miłością do jazzu. W przyszłości nauka gry na saksofonie, i gra na tym instrumencie będzie dla Billa Clintona tym czymś pięknym, co pozwala mu zapomnieć o cierpieniu związanym z życiem w dysfunkcyjnej rodzinie.

W szkole średniej Bill był lubiany. Uchodził za bystrego ucznia. Interesował go np. związek między posiadaniem floty a demokracją w historii Wielkiej Brytanii i USA.   Już jako młodzieniec Bill Clinton nie uznawał spraw przegranych. Na lekcji łaciny przekonująco bronił Catyliny przeciwko argumentom Cycerona. Zmagał się z trudnymi lekturami; ulubioną był „Folwark zwierzęcy” George’a Orwella, słynne studium ustroju totalitarnego. Liceum w Hot Springs, obok jeszcze jednego w Little Rock, jako jedyne uczyło w Arkansas teorii ewolucji, zakazanej w większości stanu. Nic dziwnego, że wykształcił się w tych szkołach pewien snobizm. Tym bardziej, że uczono tam łaciny i podstaw greki.

Pod wrażeniem  progresywistycznego przemówienia Kennedy’ego wygłoszonego w 1960 roku, Clinton postanowił zapisać się do Democratic Party. Bill liczył na ucywilizowanie Południa, choć sam stykał się czasem z odium południowca, np. Edith Jones ostrzegała go, że dla południowca dostanie się do jednej z uczelni Ivy League może być trudne.

W 1963 roku Clinton należał do organizacji Boys Nation. W lipcu 1963 roku dwoma klimatyzowanymi (klimatyzacja coraz populeraniejsza w latach 50. przyniosła cywilizację na amerykańskie Południe, czyniąc z Austin czy Dallas wielkie prężne miasta) autobusami chłopcy z Boys Nation, otrzymali  za dobre wyniki w nauce, okazję spotkania ze słynnym JFK, czyli prezydentem Johnam Fitzgeraldem Kennedym, u szczytu jego politycznej chwały. Prezydent przemówił do nich w Ogrodzie  Różanym Białego Domu  24 lipca 1963. Wielu chłopców podchodziło do mowy sceptycznie, większość podziwiała wówczas konserwatywnego senatora  Arizony, republikanina Barry’ego Goldwatera,  apostoła antyfederalizmu, czyli zwolennika jak najsłabszej władzy Waszyngtonu nad władza stanowymi. Poinstruowano chłopców by nie tłoczyli się wokół prezydenta, ponieważ wówczas zareaguje ochrona. Były to niespokojne czasy, kiedy Kennedy forsował sprawę praw obywatelskich dla czarnych, nadal prześladowanych na Południu, ostatecznie miał się stać męczennikiem tej sprawy. Kennedy powiedział chłopcom, że rasizm jest chorobą która należy zwalczyć, i że powinni być dumni z bycia Amerykanami, ponieważ, gdyby USA nie istniały, świat nie znałby wolności, ta ostatnia uwaga odnosiła się oczywiście do tyranii radzieckiej.

Dlatego tak bardzo mocno Bill Clinton przeżył śmierć Kennedy’ego 22 listopada 1963 roku. Płakali nauczyciele, płakali uczniowie. Clinton w swej autobiografii wspomina konserwatywna koleżankę, która z zimnym spojrzeniem powiedziała, że może to się obróci na dobre dla Ameryki, Clinton komentuje to zdarzenie, w kontekście zaskoczenia, że można czuć aż taką nienawiść.

W Hot Springs były nie tylko drużyny sportowe, ale i chór liczący 400 osób. Bill wolał grać na saksofonie. Gra pomagała mu przełamać nieśmiałość i dość niską samoocenę typową dla nieco otyłego ucznia. Instrument zabierał ze sobą wszędzie. Dzięki temu mógł brylować w towarzystwie, a zawsze mu na tym zależało. Jedna koleżanka z tych lat, Carolyn Yedell zapamiętała jak bardzo ją skrzyczał gdy niechcący saksofon upuściła. Bill wolał siedzieć w szkole i uczestniczyć w czym tylko się da by nie wracać do domu za wcześnie. Przed muzyka zajmowało go harcerstwo. Nikomu jednak o swych domowych kłopotach nie mówił. Carolyn była wyjątkiem. Grał bardzo dobrze na saksofonie. W 1962 roku grał przed tysięczną widownią. Dzięki jazzowi poznał wielu czarnych rówieśników.

W tym czasie Bill rozpoczął studia w założonej w 1919 roku Szkole Studiów Zagranicznych na znacznie starszym uniwersytecie Georgetown pod Waszyngtonem, gdzie do uczniów zwracano się per „pan” ale nadal traktowano ich jak dzieci. Według jednej z nauczycielek, Edith Irons, jednym z powodów decyzji było to, że Georgetown mieści się w Waszyngtonie. Na roczniku był jednym z niewielu z południa, i jedynym który w rubryce „język obcy”, mógł wpisać tylko martwy język – łacinę. Wkrótce zacznie się z zapałem uczyć niemieckiego. Był też jednym z niewielu baptystów na tej katolickiej uczelni. Nie miał jednak problemu z uczestnictwem w katolickich ceremoniach uczelnianych. Studenci niekatoliccy nie musieli uczęszczać na wykłady z teologii, zamiast tego chodzili na zajęcia z kultury porównawczej prowadzone przez sinologa węgierskiego pochodzenia Josepha Sebesa. Zajęcia te nazywano w żargonie uczelni „buddyzmem dla baptystów”. Sebes zachęcał do wczuwania się w skórę ludzi z innych kultur, często mawiał: „my hinduiści”, „my buddyści”. Inny wykładowca Otto Heinz uświadomił Clintonowi, że ma umysł analogiczny, a nie absolutny, co oznacza, że łatwiej mu będzie zrobić karierę. Jeszcze inny, historyk Carrol Quigley, w odróżnieniu od tamtych nie-ksiądz, budził taki respekt i strach, że i Bill budził respekt mając jako jeden z niewielu odwagę by zagadnąć Quigleya o ten czy inny temat. Quigley często krytykował Platona jako faszystę. Walter Giles, konstytucjonalista, dopuszczał liberalną, szeroką interpretację konstytucji USA. Jak w wielu krajach swoboda interpretacji konstytucji stanowi w Stanach Zjednoczonych kość niezgody miedzy lewica i prawicą, im swobodniejsza tym bardziej progresywna. Wykłady Gilesa utwierdziły więc Billa Clintona w jego lewicowo-liberalnym światopoglądzie.

            Wydaje się, że Clinton uczył się z łatwością. Rzadko widywano go z książkami, ale radził sobie dobrze. Niektórzy koledzy uważali go za lizusa, Bill zawsze zaprzeczał. W Georgetown nie brakowało kafejek i klubów , w których można było przesiadywać, poznawać nowych ludzi i pograć jazzowe standardy. W Arkansas wszyscy się znali, tutaj była anonimowość, Bill zaczął interesować się kobietami, albo raczej reagować na ich zainteresowanie.

            Na uczelni pojawiały się wówczas pierwsze oznaki radykalizacji. Debatowano często czy nie wesprzeć marszy dla ustawy o prawach obywatelskich dla czarnych (1964), ciągle kwestionowanych na Południu kraju, a z Waszyngtonu na Południe daleko nie było. Clinton ostatecznie opowiedział się po stronie umiarkowanych, a więc przeciw udziałom w marszach. Niektórzy absolwenci już zdążyli zginąć w Wietnamie, ale antywojenna fala radykalizacji nastrojów miał przyjść nieco później.

            Pierwsza kampania w jakiej Bill Clinton wziął udział to kampania gubernatorska w Arkansas. Bill znalazł się w sztabie sędziego Franka Holta, kampania była nieudana, choć Bill miał szanse wystąpić po raz pierwszy i to udanie jako mówca,  ale nie wszytko poszło na marne, sędzia Holt poznał Clintona z senatorem Fullbrightem, dla którego od 1966 roku Clinton będzie pracował. Holt starał się zrobić z wyborów moralny triumf Starego Południa (rasistowskiego) z Nowym Południem (demokratami popierającymi prawa obywatelskie Johnsona dla czarnych), przegrał, ponieważ nie odpowiadał na oszczercze ataki, przynajmniej tak powszechnie uważano, gdyż sędzia był niezwykle powściągliwy. Clinton też tak uważał, i nie zamierzał w podobnych przypadkach odpuszczać, gdy sam będzie startował w różnych wyborach. Jako sztabowiec Holta przypominał też innym wspierającym kampanię sędziego, że „wynik wyborów nie jest miarą człowieka”. W Arkansas, według wielu autorów, polityka bardzo często wygląda tak, że ręka rękę myje. Lokalny redaktor gazety raczej spyta gubernatora czy może coś wydrukować zanim to uczyni.

            W 1966 roku Clinton pojawił się na Kapitolu w Waszyngtonie, by pracować dla senatora Fullbrighta, skłóconego wówczas z prezydentem Johnsonem w kwestii wojny w Wietnamie. Fullbright był jednym z pierwszych jej krytyków, co skutkowało częstymi epitetami pod jego adresem jako „skrajnego idealisty”, często też podważano jego patriotyzm. Fullbright odpowiadał, ze obowiązkiem obywatele jest krytykować ojczyznę i jej politykiem, a „różnica poglądów w demokracji jest aktem wiary”. Clinton, pracujący jako posłaniec, w kierowanej przez senatora Fullbrighta Komisji Spraw Zagranicznych, był wówczas za wojną i popierał prezydenta Johnsona, mimo iż miał tylko odroczenie poboru o dwa lata ze względu na studia. Często do Waszyngtonu przyjeżdżał ciągle przybity wyborcza porażką Holt lubiący pogawędzić z ambitnym studentem, czyli Billem Clintonem, w zamian za pogawędki, przedstawiał Billa waszyngtońskim szychom. Z ówczesnych znajomych Billa nikt nie był absolutnym przeciwnikiem wojny w Wietnamie, lecz raczej przeciwnym w tych okolicznościach, lub wręcz zwolennikiem. Clinton unikał towarzystwa lewicujących radykałów.

            Senator Fullbright przekonał Clintona by ubiegał się o prestiżowe stypendium Rhodesa, sam jako młodzieniec popłynął do Wielkiej Brytanii w 1924 roku i bardzo sobie chwalił to stypendium ustanowione przez Cecila Rhodesa, brytyjskiego odkrywcę i biznesmena z przełomu XIX i XX wieku. Według Davida Maranissa Clinton wziął się ostro za formę by spełniać kryteria sportowe, niezwykle ważne dla Rhodesa, według samego Clintona w 1966 roku kryteria sportowe znaczyły znacznie mniej niż choćby w 1924 roku, gdy stypendium dostał jego mentor Fullbright. Wymagania dla kandydatów stypendialnych były i są osobliwe. Bada się umiejętności obrony dysertacji, rozwiązania quizów, gry w bierki i zachowania na przyjęciu koktajlowym. Clinton startował z Arkansas by mieć mniejszą konkurencję i dostał stypendium. Nie pierwszy i nie ostatni raz przydało mu się prowincjonalne pochodzenie.

            W 1968 roku atmosfera polityczna w USA wyraźnie zgęstniała. Ofensywa Tet, z trudem odparta przez Wietnam Południowy i US Army, przemowy  pastora Martina Luthera Kinga i większe ryzyko poboru do armii, przyczyniły się do radykalizacji nastrojów. 4 kwietnia 1968 pastor King został zastrzelony w Memphis. Ocenia się, ze gdyby nie biali demokraci apelujący o zgodę, jak Robert Kennedy, sam zresztą zastrzelony dwa miesiące potem, mogło by dojść wówczas do zamieszek na tle rasowym w całym kraju. Zresztą Waszyngton i kilka innych miast ogarnęły zamieszki. 5 czerwca zginęło dwóch oficerów marynarki z rąk czarnego, który twierdził, że został przez nich obrzucony rasistowskimi wyzwiskami. Radykalizacja nastrojów nie objęła jednak Billa Clintona, nie zapuścił długich włosów, zrobi to dopiero później. Pozostał umiarkowany, ale trzeba przyznać nigdy się tego nie wstydził, wręcz przeciwnie. Nigdy też nie twierdził, ze kiedykolwiek był wielkim rewolucjonistą i radykałem.

Według nieautoryzowanej biografii Clintona pióra Davida Maranissa to wuj Billa Raymond Clinton i konserwatywny sędzia Henry Britt postarali się by Clinton mógł trochę postudiować w Okfordzie bez ryzyka natychmiastowego poboru. Chodziło o to by mógł choć rok postudiować w Anglii, ten sam jednak Maraniss przyznaje, że przysługi dla stypendystów Rhodesa były czymś normalnym w tym czasie, a zatem trudno tu mówić o jakimś faktycznym nepotyzmie. Według m.in. Tomasza Wróblewskiego, wpływowy wuj Billa, Raymond i biuro senatora Fullbrighta wywierały naciski na komisje poborową by dali Clintonowi więcej czasu na skończenie studiów.

Do Anglii stypendyści płynęli tradycyjnie, statkiem, a konkretnie wspaniałym liniowcem „United States” zwodowanym w 1952 roku. Poza stypendystami Rhodesa było tam też mnóstwo innych studentów obu płci (bo stypendium Rhodesa obejmowało tylko mężczyzn). Bill starał się zaprzyjaźnić ze wszystkimi. Czasami znajomi uważali, ze trochę nimi manipuluje. Z prasy dostępnej w Oxfordzie, USA jawiły się jako kraj pogrążony w chaosie, brytyjskie media jednoznacznie potępiały wojnę w Wietnamie i wyolbrzymiały skalę zamieszek rasowych. Dochodziła niechęć do wdzierających się w historyczne uliczki oksfordzkie amerykańskiej nowoczesności. Jednocześnie jednak brytyjscy studenci często nosili długie włosy a la Rolling Stones i deklarowali lewicowe poglądy,  wyjątkiem radykałów takich jak Christopher Hitchens, późniejszy pisarz polityczny,  jednak rzadko angażowali się wprost w politykę. Stypendyści z USA nawet ci, którzy potępiali wojnę w Wietnamie nie brali udziału np. w wielkim londyńskim antywojennym marszu 27 października 1968 roku. Wojnę odbierali osobiście; z drżeniem dłoni otwierali listy i paczki z domu.

Według oksfordzkiej modły, Clinton dostał tutora, czyli opiekuna naukowego. Został nim antykomunista z Polski Zbigniew Pełczyński, sarkający na marksistowski bełkot dobywający się z ust wielu studentów, którzy socjalizm znali tylko z książek. W jednej z prac napisanych pod kierunkiem Pełczyńskiego, Clinton interesująco porównał elity ZSRR do korporacji, w której poszczególne działy odpowiadają siłom i interesom poszczególnych grup społecznych. Bill był popularny wśród brytyjskich kolegów. Ze swą zwalistą sylwetką doskonale nadawał się ro rugby.

Amerykańscy koledzy stypendialni Billa Clintona  jak czarnoskóry Tom Williamson, który był początkowo nieufny wobec kolegi- białego południowca żartowali, ze po powrocie do USA, Clinton zostanie dixiekratą (dixiecrat), czyli demokrata układającym się z rasistami z Południa Stanów, Clinton zarzekał się, że nie porzuci swego liberalnego idealizmu. Inny kolega Frank Aller będzie z kolej znany w grupie z powodu swej batalii z komisją poborową. Bill nie był jednak zupełnie przeciwny służbie wojskowej. Wśród cynicznych rodaków w Oksfordzie czuł się trochę nieswojo. Inaczej niż w Georgetown, też trudno go było zobaczyć bez książki w ręku.

W 1969 roku ku zaskoczeniu oksfordzkich nauczycieli wrócił na jeszcze jeden rok do Anglii. Teraz miał długie włosy i niechlujne ubranie, i wielu go nie poznało. 15 listopada 1969 roku Bill Clinton był na antywojennym marszu na Grosvenor Square w Londynie, w tłumie 300 osób prowadzonych przez aktora Pala Newmana, ale należał do tych którzy kazali komunistom się odczepić, gdy ci próbowali przejąć inicjatywę. Zapamiętano Clintona, jak przekonywał by nie łączyć się z nimi. Był konsekwentnie umiarkowany. W tym czasie prezydent Nixon zmniejszał stale zaangażowanie amerykańskie w Wietnamie, ale nadal widmo poboru wisiało nad Billem.

Jeszcze w 1969 roku odbył wycieczkę po Europie. Odwiedził skandynawskich działaczy pacyfistycznych, pojawiał się u znajomych ze studiów, którzy rozjeździli się po Helsinkach i Oslo i innych miejscach. Pojawiał się bez zapowiedzi, szokując swym nowym wyglądem. 31 grudnia 1969 roku Clinton dostał wizę do ZSRR podczas gdy jego przyszły kontrkandydat w wyborach prezydenckich 1992 roku, Ross Perot, jej nie otrzymał. Oczywiście wtedy obaj nie mieli pojęcia o swym istnieniu. Clintonowi celnicy kazali rozebrać się do naga, wszędzie szukając narkotyków. Bill Clinton odwiedził ZSRR z ciekawości, w odróżnieniu bowiem od brytyjskich studentów w Oksfordzie, amerykańscy stypendyści Rhodesa pogardzali komunizmem. Clinton uważał, że Rosja jest jak Wietnam, marnuje tylko siły USA, które mogłyby się przydać gdzie indziej, na przykład w progresywnej polityce wewnętrznej. Clinton przyłączył się do grupy biznesmenów i hydraulików amerykańskich podróżujących po Moskwie. Z Rosji pojechał jeszcze odwiedzić Pragę i Monachium. W stolicy Czech przygnębiały go czołgi sowieckie na ulicach, w Monachium brał udział w zabawach studenckich. Za każdym razem wykorzystywał kontakty ze studiów oksfordzkich i waszyngtońskich. Po zakończeniu trymestru w 1970 odwiedzi jeszcze Madryt. Clinton nie został na trzeci rok w Oksfordzie, i nie otrzymał dyplomu, spieszno mu było do szkoły prawa na uniwersytecie Yale w New Haven w stanie Connecticut.

Clinton wybrał Yale ponad Oksford i Uniwersytet Arkansas w Fayetteville, ponieważ  w Yale University dały już o sobie znać nowe czasy. Dyscyplina została drastycznie rozluźniona, i pozawalało mu to jednocześnie prowadzić działalność polityczną, a potem nadrobić materiał. Yale było według Levina idealnym miejscem dla Clintona bo znane było nie tylko z nauki czym prawo jest, ale i czym powinno być, a Bill był typowym idealistą. Clinton miał nadzieję, że utrzyma się ze stypendium, niestety było za niskie, więc ściął włosy i zaczał szukać pracy.

Latem 1970 roku Bill Clinton próbował swych sił w kampanii wyborczej w Connecticut. Teren był trudny zdominowany prze konserwatywnych mieszczan oddanych Republikanom, ale zawarł wiele ważnych znajomości, przydatnych później w działalności politycznej.

Najbardziej barwną postacią wśród ciała pedagogicznego w Yale był profesor J. William Moore, specjalista od procedur prawnych. Studenci się go bali, ale Bill Clinton nie podzielał tego strachu, jako praktyk polityki wiedzący dobrze jak działa rząd centralny i lokalny w praktyce, czasem nawet wygrywał dyskusje z Moore’m. Nie był mu także straszny konserwatywny Robert Bork, przeciwieństwo prof. Quigleya z Georgetown, zwolennik konserwatywnej retrospektywnej, i bardzo ostrożnej interpretacji konstytucji USA i konstytucji w ogóle, który pastwił się nad legenda liberalnych sędziów Oliverem Wendellem Holmesem równie brutalnie jak Quigley nad Platonem.

Bill Clinton był znany w Yale z tego, że często przysiadał się do czarnych studentów, którzy w tych czasach zwykle trzymali się miedzy sobą, zawsze gotowy sypać opowieściami z Południa m.in. o arbuzach z Hope o mitycznych rozmiarach. Z powodu tych opowieści czasem jego koledzy obawiali się, że jako chłopek-roztropek z Południa nie poradzi sobie na egzaminach, dlatego że stereotyp prowincjusza z Południa to stereotyp osoby niezbyt rozgarniętej, która właśnie snuje podobne opowieści. Były to jednak tylko studencie uproszczenia, i uprzedzenia z jednej strony, i gra i autokreacja Clintona z drugiej. Ponieważ Clinton w dyskusji starał się szukać pozytywnych stron we wszystkich, początkowo brano go za naiwnego, również i tutaj niesłusznie.

To w Yale Bill poznał Hillary Rodham, która w 1975 roku zostanie jego żoną. Poznali się w zwykły sposób, zostali sobie przedstawieni, jednak Bill i Hillary dokonywali potem kolejnych mitologizacji scen spotkania. Hillary nie przepadała za opowieściami z Południa, była bardziej konkretna niż Bill, co jest typowe dla Illinois skąd pochodziła. Jej rodzina była konserwatywna, i do 1964 roku była wielbicielką republikanina Barry’ego Goldwatera, dopiero potem stawała się demokratką i progresywistką, ale nigdy dogmatyczną. W polityce fascynowało ją zwycięstwo i argumenty, bardziej niż ideały. Jesienią 1971 roku Bill i Hillary zamieszkali razem w niewielkim mieszkaniu niedaleko Wydziału Prawa. Hillary była typowym przykładem na niejednoznaczność pokolenia powojennego wędrującego po całych Stanach, często zmieniającego poglądy z domowych konserwatywnych, zwłaszcza jeśli pochodziło się jak Hillary ze Środkowego Zachodu, na progresywne, zwłaszcza jeśli trafiło się na kampus na Wschodnim Wybrzeżu.

W roku 1972 Clinton starał się wesprzeć Demokratów w wyborach ogólnokrajowych  w  Teksasie. Wysłał go tam senator McGovern. Życie podczas kampanii było wesołe i swobodne, podobno wtedy pojawiała się marihuana, ale królowało niepodzielnie piwo. Clinton pędził życie nie tyle podrywacza, co guru kobiet, do którego kobiety same podchodziły, w przeciwieństwie do innych mężczyzn popularnych wśród kobiet, nie mówił o nich wiele, wolał rozmawiać o polityce, zapamiętali koledzy z tego okresu. W 1972 roku, podczas kampanii, wyszła na jaw afera Watergate, ale początkowo mało kogo zainteresowała, i Clinton nie był tu wyjątkiem. Kampania się nie udała, na co wielu działaczy zareagowało przygnębieniem, ale nie Clinton, dla niego życie to nieustanna kampania uważa jego biograf Maraniss. Wiele o duchu tamtych czasów i tamtej kampanii może powiedzieć przykład Marka Blumenthala, który z nieudanej kampanii w Teksasie jechać miał zaraz do Indii na poszukiwanie pewnego sześcioletniego guru, który na wyjezdnym wytykał Amerykanom, że „dali się nabrać na Nixona”, nie widział, że sam daje się nabrać na dużo gorsze brednie ideologiczne. Clinton na tym tle był wzorcem rozsądku, starał się wymyślić sposób na to by Demokraci częściej wygrywali.

Po uzyskaniu dyplomy z Yale, Clinton wystarał się o zatrudnienie na Wydziale Prawa Uniwersytetu Arkansas, powrócił więc na swoja prowincję, uważając że każdy polityk musi startować z rodzinnych stron. Jako wykładowca przypominał showmana i gospodarza-dyskutanta i oceniał łagodnie. Wiele uwagi poświecił kwestii aborcji, która stała się dopiero co legalna na podstawie wyroku w sprawie Roe vs Wade. Później ako kandydat na gubernatora Bill Clinton uznawał, jak jego pastor Oscar Vaught, że biblia hebrajska nie zakazywała całkowicie aborcji, stąd był zawsze pro-choice.

Clinton poświęcał nieco więcej uwagi czarnym studentom, którzy czuli się jeszcze zahukani i nieśmiało przestępowali progi, do niedawna wyłącznie białych uczelni Południa. Lgnęli oni do niego czując, że jego poglądy rasowe nie są wykalkulowane, lecz prawdziwe. Bill Clinton nigdy nie rozumiał i nie akceptował rasizmu, stąd do dziś silny sentyment do Clintonów w społeczności Afroamerykanów.

Arkansas lat 70. było jedynym stanem gdzie nie było powszechnej edukacji. Postępowcy jak Orval Faubus (we wszystkim prócz kwestii rasowej, gdyż był za segregacją) czy Dale Bumpers mieli często związane ręce, wobec konserwatywnych lobbies i anarchizmu mieszkańców stanu. Na przełomie 1973 i 1974 roku Bill Clinton porwał się na głęboką wodę rzucając wyzwanie gubernatorowi Arkansas, z ramienia Republikanów, Hammerschmidtowi. Podczas kampanii zdarzył się Billowi pierwszy publicznie zarejestrowany atak wściekłości, gdy po locie z niedoświadczonym pilotem, powstrzymywany strach puścił. W czasie kampanii Clinton jednocześnie romansował ze studentką pracująca w jego sztabie i czynił wysiłki by ułatwić Hillary Rodham zatrudnienie na Uniwersytecie Arkansas. Hillary długo nie chciała się sprowadzić na prowincję, ale w końcu uległa namowom Billa. Trochę przerażały ją pytania innych kobiet – gospodyń domowych : „ach to pani jest tą kobietą, która pracuje na uniwersytecie?”. Jej feminizm burzył się przeciwko temu tradycyjnemu rozpisaniu ról. W końcu jednak została zatrudniona na uniwersytecie, zyskując sobie szacunek dyrekcji i studentów, wobec których była nieporównywalnie surowsza niż Bill. Tak samo długo ociągała się z decyzją czy wyjść za Billa, również z powodów prowincjonalnych. Koleżanki namawiały ją do trzymania się uniwerków i kancelarii waszyngtońskich i nowojorskich. Pobrali się 11 października 1975 roku przy California Street w Fayetteville w Arkansas. Ceremonię prowadził metodystyczny pastor zgody z wyznaniem Hillary, ale znajomy Billa.

W czasie kampanii Bill nie miał wsparcia Fullbrighta, który tymczasem stracił swój mandat senatorski, głównie dlatego, że nie umiał rozmawiać na wiecach ze zwykłymi ludźmi, jak się okazało po wielu latach spędzonych za biurkiem w Waszyngtonie. Clinton umiał to robić; stosował populistyczne chwyty bardzo zręcznie, gdzie mógł atakował Nixona i Republikanów za Watergate wyolbrzymiając sprawę. Miał doskonały kontakt z tłumami, wściekał się jak jego sztabowcy odciągali go od nich, chociaż gdy postawił na swoim i został z tłumami, pokrzykiwał na sztabowców, że nie organizują dobrze jego czasu. Ten uprzejmy obywatel Arkansas miewał więc jednak czasem coś z kapryśnego tyrana. Clinton krytykował republikanina Hammerschmidta za popieranie Nixona, i postulował wzmocnienie pozycji kongresu wobec prezydentów  i za sprzeciw wobec powszechnej oświaty. Hammerschmidt długo lekceważył Clintona, jednak w ostatnim momencie kampanii wykonał kilka spektakularnych ruchów i ataków reklamowych i wygrał. Bezskutecznie próbował przedstawić Clintona jako niebezpiecznego lewaka, ale sama dysproporcja w możliwościach dotarcia do mediów wystarczyła do wygranej Republikanina. Konserwatywny w większości elektorat Arkansas preferował statecznego Hammerschmidta niż młodego Clintona.

W 1976 roku Clinton wziął urlop naukowy by tym razem postarać się o urząd prokuratora generalnego w Arkansas. W kampanii atakował podwyżki cen telekomunikacyjnych. Wygrał, ponieważ nauczył się, że polityk nie może sam postanowić co dla ludzi jest najlepsze. Stwierdził, że np. rządowy interwencjonizm gospodarczy, czyli keynesizm, będący credo Partii Demokratyczne, nie jest ideałem istniejącym w pustce, że stopnień jego stosowania trzeba z elektoratem negocjować.

Jako prokurator miał większe szansę w ponownym starcie na gubernatorstwo stanu. W 1978 roku Clinton został gubernatorem Arkansas, najmłodszym gubernatorem w skali kraju.  W roku 1978 Clinton wygrał, mimo iż krytykowano go za liberalizm w kwestiach dostępu do broni, marihuany, praw kobiet i kary śmierci (karę śmierci popierał, ale w bardzo rzadkich przypadkach). Wygrał w 71 z 75 okręgów. „Daily Citizen” z Searcy chwaliła go za „konserwatyzm” finansowy (czyli odpowiedzialność finansową).

Jeszcze jako kandydat nieco zszokował publikę zakrapianymi przyjęciami w towarzystwie swych wielbicielek, a Hillary spekulacjami żywym inwentarzem. Władza trochę ich zepsuła. W tym samym czasie kiedy wytknięto Hillary spekulacje, jemu zarzucono uchylanie się od służby wojskowej w 1969 i 1970 roku. Już jako gubernatorowi i jego żonie zarzucano im głównie nie przyjęcie nazwiska męża (Hillary), i zmiany podatku od samochodów (to Billowi). Jako żona kandydata na gubernatora, Hillary odradzał mu przyjmowania pieniędzy, które choć trochę mogły się kojarzyć z łapownictwem, na przykład od lobbystów, jednak jako żona gubernatora sama go w tym przebiła. Miała smykałkę do pieniędzy. Skutecznie grała na giełdzie, jednocześnie jednak reprezentowała prywatne firmy, lokowała produkty i czyniła inne kontrowersyjne kroki. W Arkansas, gdzie jak już wspomniano, ręka rękę myje z zasady, nie dopatrywano się konfliktu interesów, w tym, że reprezentowała firmę prawniczą i układała listę gość na rauty u gubernatora Arkansas. Na Północy to byłby problem, nawet w Illinois, skąd pochodziła, byłby to problem. W Arkansas nie.

Bill wprowadził zamiast dotychczasowego uzależnienia podatku od samochodów od wartości pojazdu, na opłatę wyprowadzaną z wagi pojazdu, co spodobało się nielicznym przecież właścicielom limuzyn, a zdenerwowało rzesze użytkowników pickupów. Jako gubernator starał się mediować między wszystkimi grupami interesów i wszystkich zadowolić, gdy się to udało był szczęśliwy, gdy nie – gromił swych współpracowników. Nie trzymał się nigdy harmonogramów, za to miał znakomity kontakt z ludźmi z ulicy, których zapraszał czasem w najbardziej błahych sprawach do swego biura na konkretny termin by pogadać. Zjednało mu to sporo popularności, ale nie odwróciło gniewu za zmianę podatku samochodowego.  

W 1980 roku miały miejsce trzy ważne wydarzenia w życiu Clintonów. Pierwszym były narodziny córki Chelsea, Bill miał okazać się prawdziwym, a nie malowanym ojcem. Drugie to problem z uchodźcami ulokowanymi w Forcie Chaffee w Arkansas, z których część uciekła, co poskutkowało konfliktem gubernatora Clintona z prezydentem Carterem, któremu wówczas cała polityka waliła się pod stopami i uzyskanie porozumienia z gubernatorem małego stanu nie było z pewnością żadnym priorytetem. Carter obiecywał przysyłając Kubańczyków, pomoc ze strony wojska, obietnice okazały się puste. Policja stanowa musiała stoczyć krwawą potyczkę z kilkuset najbardziej agresywnymi uciekinierami. Od Cartera bardziej pomógł w rozładowaniu napięć republikański kongresmen Hammarschmidt. Wyborcy w Arkansas byli wściekli na Cartera, ale i na Clintona, że w ogóle z Carterem rozmawia.

Zresztą porażka Cartera w walce wyborczej z Reaganem i jego pozbawiała pracy. Odnotowano jednak poświęcenie na rzecz stanu i gotowość poświecenia dlań dobrych relacji z Waszyngtonem. Nie wybaczono jednak podwyżki podatku samochodowego. W 1980 Clintonowie byli razem na baptystycznej pielgrzymce w Izraelu, co wzmocniło sentyment obojga dla tego kraju.

W styczniu 1981 roku Clinton musiał się wyprowadzić z rezydencji gubernatora. Źle znosił stanie się znów prywatnym obywatelem. Kupował namiętnie ciężkie niemieckie meble ledwo licząc się z kosztami. Hillary starała się go przekonać by za dwa lata startował znowu na gubernatora stanu. Bill tymczasem stracił rozpęd który wiecznie go gnał. Musiał podjąć pracę biurową, która go nudziła i męczyła, więc ostatecznie postanowił pójść za radą Hillary i dociekłszy przyczyn klęski wyborczej zdecydował się na emisje reklam, w których przepraszał za błędy poprzedniej kadencji, zwłaszcza za opłaty za auta. Było to nieco upokarzające, lecz na dłuższą metę opłaciło się, zgodnie z przewidywaniami sztabowców, którzy uznali, że mieszkańcy Arkansas mieli do najmłodszego gubernatora w USA, ich gubernatora stosunek ojcowski czy też matczyny. Hillary doszła do wniosku, że jej upór w kwestii ubioru, który był zbyt mało konserwatywny, nieogolonych nóg i panieńskiego nazwiska może przeszkadzać mężowi w polityce, i zdecydowała się to wszystko zmienić.

W 1983 roku Clinton znów odzyskał fotel gubernatorski stanu Arkansas na dwa lata. W kampanii winił Reagana i Republikanów za recesję która dotknęła farmy. Prowadził kampanię ciągłą, która wówczas była rzadkością.  W 1983 roku wdrożył z powodzeniem reformy oświatowe w tym zacofanym (od jego kadencji nieco mniej zacofanym) stanie. Zgłosił do Kongresu poprawkę do ustawy o egzaminach dla nauczycieli, wzorując się na najnowszym ustawodawstwie teksańskim. Związki nauczycielskie nie zdążyły zareagować, ustawa przeszła przytłaczającą większością głosów.

W 1984 roku na ogólnokrajowym zjeździe Partii Demokratycznej zachęcał do porzucenia romantyzmu i łączenia realizmu z idealizmem. W 1984 roku Democratic Party wyznaczyła na pojedynek z Reganem staroświeckiego liberała z Północy Mondale’a, co spowodowało, że wielu demokratów z Południa, wolało Reagana. Clinton tez uważał, że typowanie Mondale’a to zły pomysł. Od czasów prawo obywatelskich dla czarnych (1964), na Południu Republikanie stale zwiększali swoje poparcie, jedynym remedium na to było wystawianie demokratów z Południa jak Carter, albo sam Clinton.

Jako gubernator, Clinton nie przeszkodził aresztowaniu swego brata Rogera za handel kokainą, tym bardziej że tylko w więzieniu można było przymusić go do odwyku. Jako gubernatorowa, Hillary denerwowała się, że nie może postawić basenu przy domu, ponieważ wyborcy by mogli to źle odebrać. Jako gubernator nie bał się bywać w domach ludzi oficjalnie zdeklarowanych jako LGBT i wielokrotnie przejawiał niechęć wobec wszelkich uprzedzeń.

W 1988 roku Clinton został wykorzystany przez Demokratów by promować Michaela Dukakisa przeciwko Reaganowi. Jednak jego mowa zaszkodziła i jemu samemu i Dukakisowi, a pomogła Reaganowi. Dukakis był jednak głównie sam sobie winien, popisując się lewicowym dogmatyzmem, i głosząc na przykład, że ułaskawiłby nawet mordercę swojej żony, bo kara śmierci jest niemoralna. Zwolennicy Clintona w Partii Demokratycznej dystansowali się od Dukakisa i podziwiali pragmatyzm polityka z Arkansas. Zdenerwowany i znudzony życiem gubernatora, Clinton powoli zaczynał przemyśliwać o starcie w wyborach prezydenckich. Jedyną kwestia było czy w 1992 roku, przeciwko potężnemu i popularnemu George’owi Bushowi czy dopiero w 1996.

Dokończenie biografii Clintona w drugiej części

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

  1. No bo kara śmierci jest niemoralna i nie przynosi efektów.

    W Tekasie jest 1300 zabójstw rocznie, we Francji 750, w Niemczech 700, w Polsce 300.

     

     

    1. No, tak 1300 zabójstw rocznie w Teksasie. Przecież nie ma to nic wspólnego z faktem, że Teksas graniczy z Meksykiem i że żyje tam wielu potomków Azteków, skądinąd na ogół "uchodzców" z Tego kraju. Latynosi stanowią w Teksasie 30 % populacji, 30 % mieszkańców mówi po hiszpańsku a nie po angielsku – oczywiście bez znaczenia.

       

      1. Polska graniczy z Rosją i kalifatem niemieckim. W Polsce jest 300 zabójstw rocznie mimo braku kary śmierci. Dlaczego?

        Finlandia graniczy z Rosją i kalifatem szwedzkim. W Finlandii jest 112 zabójstw rocznie mimo braku kary śmierci. Dlaczego?

         

         

      2. W Hiszpanii są sami Latynosi ( plus kilka procent muzułumanów). Hiszpania graniczy z kalifatem francuskim który rozumiem wg prawicy jest gorszy niż Meksyk.

        Nie ma kary śmierci, liczba zabójstw w Hiszpanii  – 300 rocznie.

        Jak to wytłumaczysz?

         

        1. 1."Polska graniczy z Rosją i kalifatem niemieckim. W Polsce jest 300 zabójstw rocznie mimo braku kary śmierci. Dlaczego?

          Finlandia graniczy z Rosją i kalifatem szwedzkim. W Finlandii jest 112 zabójstw rocznie mimo braku kary śmierci. Dlaczego?"

          .

          Dlatego, że nie ma tylu imirantów z Niemiec w Polce i w Finlandii z Rosji, ilu jest w Teksasie z Meksyku. Przecież o tym pisałem – czego tu nie rozumiesz?

           

          2. "W Hiszpanii są sami Latynosi ( plus kilka procent muzułumanów)"

          .

          "Latynosi – zbiorcze określenie narodów zamieszkujących Amerykę Łacińską i ich potomków na całym świecie. Termin Latynos odnosi się raczej do stylu życia i specyficznej kultury niż do kategorii rasowych (w szczególności akcentuje się tu dziedzictwo iberyjskie). Czasami nazwa ta może się odwoływać do pochodzenia społecznego czy przynależności rasowej (w tym znaczeniu jest używana w krajach Ameryki Centralnej). W USA termin Latino oznacza wszystkie osoby pochodzące z rejonu Ameryki Łacińskiej. Często błędnie używany jest zamiennie z terminem hispanic, który oznacza wyłącznie osoby pochodzące z krajów hiszpańskojęzycznych."("Wikipedia").

          .

          W Hiszpanii nie zamieszkują więc sami Latynosi (plus kilka procent muzułmanów). Niezststy po raz kolejny okazuje się, że nie rozumiesz znaczenia słów na poziomie szkoły podstawowej. Chyba nawet nie wiedzialaś, że Teksas graniczy z Meksykiem i wypbrażałaś sobie – jak dziecko – że to niebieskoocy kowboje strzelają tam do siebie… 

          1. Na czym polega przewaga Kalifatu Francuskiego ( 10% muzułumanów), Kalifatu Niemieckiego (5% muzułumanów) nad Latynoskim Meksykiem ( 0,01% muzułumanów)?

            Zamieniam się w słuch.

            Do tej pory twierdziłeś że Kalifat Unijnoeuropejski to najgorsze miejsce do życia na Ziemi a tu okazuje się że nie. Dlaczego?

            Czy Hiszpanie i Meksykanie to nie jeden naród???

             

          2. Nie wrzeszcz, twoje histeryczne wrzaski nie zastąpia ani argumentów, ani wiedzy. To po pierwsze. Po drugie, nigdy nie twierdziłem, że UE jest najgorszym miejscem do życia na ziemi. Przeczyłem tylko, by było – jak twierdzilaś – najlepszym, a to nie to samo. Znowu wychodzi twoje nieuctwo – tym razem nie z zakresu georafii, ale z zakresu logiki klasycznej (dodam od siebie: nieuk chyba musi zostać "czlowiekiem lewicy" – nie ma chyba innej możliwości). Oczywiście, jest bezpieczniej we Francji jak w Teksasie, jeżeli mierzyć to – załóżmy – akurat liczbą zabójstw czy morderstw, ale to nie znaczy, że we Francji jest bezpiecznie. O wiele bezpieczniej jest w Polsce niż we Francji. Po trzecie, Hiszpanie i Meksykanie to oczywiście nie jeden naród, tylko dwa odrębne narody. Tym razem nieznajomość historii się kłania. 

            .

            Jesteś bez wątpienia najgłupszym użytkownikiem tego forum – chyba miałabyś spore kłopoty nawet na forum przeznaczonym dla osób z zespołem Downa.

          3. W Polsce jest bezpieczniej niż we Francji.

            Czy w Polsce jest powszechny dostęp do broni palnej?

            Czy w Polsce jest kara śmierci?

            Bo może coś przeoczyłam.

            Czy na polskich drogach jest bezpieczniej niż na francuskich? A może lepiej zginąć w wypadku samochodowym niż w zamachu islamistycznym?

            Jak to jest na prawicy?

            Panie Jacku co Pan sądzi o takim wyzywaniu feministek od głupków? To też racjonalizm czy już niekoniecznie?

             

          4. Przepraszam, to dlaczego we Francji przez dwa lata trwał stan wyjątkowy? Odwołano go ledwie w listopadzie tego roku.

            .

            Bezpieczeństwo we Francji – jakim kosztem? 

            .

            "Stan wyjątkowy dawał ogromne możliwości działania ministrowi spraw wewnętrznych i prefektom policji. Teraz zastąpi go nowa ustawa dostosowana do ciągłego zagrożenia terrorystycznego, przyjęta przez parlament w połowie października i podpisana przez prezydenta Emmanuela Macrona w poniedziałek. 
            .

            Ustawa pozwala na kontrolowanie rozmów telefonicznych i połączeń internetowych, na wytyczenie stref podwyższonego ryzyka narażonych na zamach, śledzenie podejrzanych osób i obejmowanie ich aresztem domowym, powiększenie stref przygranicznych, także w pobliżu lotnisk oraz na walkę z radykalizacją poglądów pod wpływem ideologii radykalnego islamu." (https://www.tvp.info/34641853/francja-bez-stanu-wyjatkowego-po-raz-pierwszy-od-dwoch-lat)

            .

            Nominalnie zniesiono stan wyjątkowy, ale, jak widać, wprowadzono drogą ustwy wiele rozwiązań charakterystycznych dla stanu wyjątkowego. To jest ta "bezpieczna Francja" .Nic dziwnego, że poparcie dla niego i jego działań drastycznie zmalało.  

             

          5. No widzisz, jest to bardzo dobry prezydent i wrzaski amerykańskiego kodziarstwa po ogloszeniu wyborów & kasandryczne przewidywania tamtejszych mainstreamowych specjalistów, że Ameryka się zawali, nie odniosły żadnego skutku i w żaden sposób się nie sprawdziły. Czekam teraz tylko na 1) delegalizację Antify jako organizacji terrorystycznej, 2) areszowanie Sorosa, spekulanta i hochsztaplera, który powinien podzielić los Bernarda Madoffa. I skończą się wygłupy z budowaniem "społeczeństwa otwartego" na koszt tradycyjnych społeczeństw. Coś mi mówi, że doczekam się i na jedno, i na drugie.

          6. A nie lepiej zdelegalizować w USA organizacje które popierają swobodny dostęp do broni palnej? Wtedy byłoby bezpieczniej. 

            W jaki sposób Soros zaszkodził komukolwiek? Czy zabił kogoś?

             

          7. @ Elasp

            Nadal nie napisałeś czym się różnią Hiszpanie od Meksykanów. Dlaczego Meksykanie to Latynosi a Hiszpanie i Włosi już nie? Przecież wszyscy mówią językiem wywodzącym się bezpośrednio z łaciny.

             

          8. Różnią się kultura i historią. Jak nie masz o tym pojęcia, to kup sobie podręcznik z historii z zakresu szkoły podstawowej zamiast zadawać głupie pytania. Język to nie to nie wszystko: Szkoci mówią w większości po angielsku, ale Anglia i Szkocja to nie samo.  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *