Ciemny fortepian Brahmsa

   Wrocławskie NFM i dzień po dniu koncerty symfoniczne. Dwie orkiestry – Drezdeńscy Filharmonicy i nasi, Wrocławscy. Niedawno pisałem zatem recenzję z występu Krzysztofa Urbańskiego z Drezdeńczykami, dziś zaś też ciekawy koncert, którego najmocniejszym punktem był II Koncert fortepianowy B-dur op. 83 Johannesa Brahmsa. Dyrygował Jacek Kaspszyk, znający Wrocławian od podszewki i wielce zasłużony swoimi interpretacjami masywnej, późnoromantycznej muzyki Mahlera i Richarda Straussa. Ale oczywiście Koncert fortepianowy potrzebuje pianisty i był nim tym razem Sergei Babayan.

Sergei Babayan/ fot, Marco Borggreve/ ze stron NFM

   Jest to urodzony w 1961 roku w Armenii pianista, uznawany za jednego z najwybitniejszych współczesnych wirtuozów fortepianu. Zawsze mnie swoją drogą ciekawi, że tak niewielki, choć starożytny kraj jak Armenia ma tak duże znaczenie na scenie muzycznej. A przecież Ormianie mają też zupełnie niezwykłą własną tradycję muzyki dworskiej i sakralnej. Ormiański duduk wdarł się nawet do kultury masowej, stając się synonimem tajemniczości i melancholii. Kariera koncertowa i fonograficzna Babayana wyróżnia się intensywnością oraz głębią interpretacji, szczególnie w repertuarze rosyjskim (Rachmaninow, Prokofiew, Skriabin).

    Babayan nie stronił od konkursów. Odniósł zwycięstwo w Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Roberta Casadesusa w Cleveland (1989), zdobył pierwszą nagrodę na Konkursie w Hamamatsu w Japonii (1991) i triumfował w Konkursie Królowej Elżbiety w Brukseli (1991), gdzie zdobył uznanie za wykonanie utworów Prokofiewa i Liszta.

   Fonografia dokumentująca sztukę interpretacyjną Babayana nie jest bardzo bogata, choć ciekawa. Mamy więc Études-Tableaux Rachmaninowa (Decca), nagranie chwalone za połączenie wirtuozerii i liryzmu. Ciekawy jest również album „Prokofiew: Sonaty nr 6, 7 i 8” (Profil). Krytycy uznają go za zbiór wzorcowych interpretacji „wojennych” sonat kompozytora.

   Najbardziej znane są z pewnością kolaboracje Babayana z innymi wielkimi pianistami, a więc album „Prokofiev for Two” (2021, DG) z Daniilem Trifonowem, zawierający transkrypcje utworów Prokofiewa na dwa fortepiany i Lisztowska współpraca z Marthą Argerich dla EMI.

   A jak brzmiał II Koncert fortepianowy Brahmsa we Wrocławiu? Muszę przyznać, że zaskoczył mnie styl gry Babayana. Były to luźno opadające, ciemne kaskady dźwięków. Towarzyszyła im nienaganna technika i potężne dłonie, sprawiające, że skala dynamiczna przesunęła się o kilkanaście decybeli w górę w odniesieniu do wielu innych pianistów. Forte potrafiło być naprawdę potężne, dawno już nie słyszałem tak mocny brzmień z fortepianu. Wobec tego piano nie musiało być szeptane, mogło być bardzo czytelne na tle orkiestry, która wcale nie musiała nienaturalnie się ściszać. Takie luźne, plastyczne granie nieodmiennie kojarzy mi się z indyjską szkołą gry na tabli Banares Gharaną, której przedstawiciele mocno poluźniają membrany tych bębnów i niemal pływają w ciemnych, nadzwyczaj plastycznych dźwiękach. W stosunku do mocno naciągniętych membran może się to wydawać nieco chaotyczne i mniej precyzyjne, jednak w odniesieniu do mistrzów tej szkoły nie są to słuszne zarzuty. Dodam na marginesie, że z mojej strony takie indyjskie porównania nie mają w żadnym wypadku deprecjonować fortepianu i pianistyki (mówiłem wszak o bębnach), są po prostu pomocne w opisie odczuć. Od strony wyrazowej interpretacja Babayana była bardzo romantyczna, pierwsze dwie części koncertu były zagrane z należnym im rozmachem, w trzeciej nie brakło liryzmu, zaś w czwartej pojawiło się wiele Brahmsowskiego humoru i może nawet była ona przez to najbardziej niezwykła na tle innych wykonań. Jeśli chodzi o orkiestrę i dyrygenta, to było znakomicie, również sola wiolonczeli i rogu były świetne. Słychać było, że Wrocławscy Filharmonicy grają wciąż lepiej i lepiej i Jacek Kaspszyk jest w stanie wyciągnąć z nich znacznie więcej niż pięć czy dziesięć lat temu.

   Brahms był poprzedzony kompozycją Davida Poppera, czeskiego kompozytora, który żył w latach 1843 – 1913. Usłyszeliśmy Polonez koncertowy op. 14 w wykonaniu młodych muzyków – wiolonczelistki Emilii Banasiewicz i pianisty Mikołaja Ferenca. David Popper był wybitnym wiolonczelistą i jego koncert wiolonczelowy uchodzi za jednego z najtrudniejszych przedstawicieli swojego gatunku. Polonez był z kolei dziełem dość lekkim, salonowym, jednak partia wiolonczeli była upstrzona trudnościami i możliwościami popisu. Emila Banasiewicz zagrała tę partię znakomicie, z wielką precyzją i ekspresją, broniąc niejako sensu programu wspierającego młodych artystów z Dolnego Śląska, który realizowany jest z okazji obchodów dziesięciolecia Narodowego Forum Muzyki. Bo jednak nie jest to oczywiste, że młody muzyk poczuje się pewniej w swoim życiu stając nagle przed dwoma tysiącami osób czekających na występ wybitnego pianisty w przebojowym koncercie. Tym razem jednak wszystko przebiegło znakomicie, i piękna gra młodych artystów była dobrym wstępem do Brahmsowskiej uczty, pasując do niej zresztą również swoim romantycznym charakterem. Wydaje mi się, że przynależność dzieł do tej samej epoki powinna być regułą w takich „obok programowych” prezentacjach, bo gdy inni młodzi artyści zagrali przed romantycznym dalszym ciągiem dzieło współczesne, nieco zaginęli w całości programu ze swoim występem.

Po przerwie usłyszeliśmy zaś XXI Symfonię op. 152 „Kadisz” Mieczysława Wajnberga, który jak widać uciekł przed klątwą Dziewiątej nakazującą umierać wielu kompozytorom w trakcie prób napisania swojej Dziesiątej Symfonii. XXI Symfonia to jedno z najgłębszych i najbardziej poruszających dzieł kompozytora, powstałe w 1991 roku, pod koniec jego życia. Jest to ostatnia symfonia Wajnberga, naznaczona tragicznymi doświadczeniami artysty: utratą rodziny w Holokauście, prześladowaniami w ZSRR (m.in. aresztowaniem w 1953 roku podczas kampanii antysemickich) oraz osobistą refleksją nad ludzkim cierpieniem. Utwór dedykowany jest ofiarom getta warszawskiego, co nadaje mu wymiar uniwersalnego lamentu i hołdu dla zmarłych. Dzieło zostało wykonane po raz pierwszy dopiero w 1992 roku, już po śmierci kompozytora, w Moskwie. Krytycy podkreślają, że symfonia łączy osobisty żal z uniwersalnym przesłaniem antywojennym. Porównuje się ją do dzieł Szostakowicza, ale Wajnberg wypracował tu własny, przejmujący język muzyczny. Długo niedoceniana, zyskała rozgłos w XXI wieku dzięki wykonaniom m.in. Kremeraty Baltyckiej pod batutą Gidona Kremera oraz nagraniom (np. album z 2014 roku z sopranistką Mirą Zakarian). Obecnie XXI Symfonia uważana jest za jeden z najważniejszych muzycznych pomników Holokaustu, obok takich dzieł jak „Ocalały z Warszawy” Schönberga.

   Niedawno pisałem o mojej przekorze wobec mód. Kiedyś z uwagi na tę przekorę nie sięgałem po III Symfonię Góreckiego, gdy stała się jednym z najbardziej popularnych dzieł muzyki klasycznej u progu lat dziewięćdziesiątych. Tak samo zareagowałem na nagłe zainteresowanie twórczością Wajnberga, polsko – radzieckiego neoklasycysty. Mojego sprzeciwu wobec mód uniknął natomiast Tansman ze swoją twórczością, na którego modę po prostu przegapiłem, a teraz mogę się nim w spokoju zachwycać. W modach jest ogólnie coś nieprzyjemnie nieszczerego. Czegoś nie zauważamy i nagle, jak na komendę, zaczynamy się tym zachwycać, choć przeważnie moglibyśmy odkryć modne obecnie rzeczy wcześniej i na własną rękę. Tak czy siak poznałem już kilkanaście dzieł Wajnberga (choć nie jego sławną operę „Pasażerkę”) i rzeczywiście, całkowicie zgadzam się z tezą, że to ciekawy kompozytor, którego twórczość zasługuje na liczne nagrania i koncerty. Stylistycznie jest on najbliższy Szostakowiczowi, z którym się zresztą przyjaźnił, ale nie jest oczywiście jego epigonem. To raczej zachodzenie w czasie dwóch kompozytorów o podobnej wrażliwości, zmuszonych przez cenzorów ZSRR do stosowania konkretnej, neoklasycystycznej stylistyki. Oczywiście ten przymus miał różną intensywność, bowiem trudno ukryć, że zarówno Szostakowiczowi jak i Wajnbergowi neoklasycystyczna szata bardzo pasowała i chyba mieli wiele momentów, w których wybraliby ją bez żadnego przymusu.

   Wrocławscy Filharmonicy na czele z Jackiem Kaspszykiem odmalowali zatem przed nami potężny, choć jednoczęściowy fresk. Zachwycały piękne sola koncertmistrza, perkusistów, wiolonczeli i może nade wszystko kontrabasu. Urzekł mnie też potężny ekspresjonizm tego utworu, i wspaniałe oddanie tego agresywnego, monumentalnego charakteru przez orkiestrę i dyrygenta. Udane były kameralne momenty symfonii nawiązujące do muzyki żydowskiej. Aleksandra Kubas-Kruk swoim sopranem pięknie zamknęła ów Kadisz. Jestem wdzięczny naszym muzykom za przedstawienie tej symfonii, do niedawna przecież niezbyt znanej. Jeśli mam jakieś uwagi krytyczne, to do samego kompozytora. Dzieło, choć jednoczęściowe, wydaje mi się nieco dziwnie poszatkowane, do tego ciężko odnaleźć w nim jakąś logikę tematyczną. Momentami miałem wrażenie, że słucham jakiejś etiudy orkiestrowej opartej na muzyce napisanej wcześniej do filmu. Radzieccy kompozytorzy pisali oczywiście świetną muzykę filmową, czasem są to arcydzieła, ale nie są to jednak symfonie. Więc wykonanie było bardzo dobre, natomiast sam utwór zostawił we mnie mieszane odczucia. Pamiętajcie jednak, że mam ogólny problem z neoklasycyzmem, i na przykład ceniąc ogromne twórczość kameralną Szostakowicza do tej pory nie rozumiem w pełni jego symfonii. A raczej nie jestem w stanie w pełni odczuć sedna ich estetyki.  

   Ogólnie wyszedłem zainspirowany ciekawym II Koncertem Brahmsa i zadowolony z tego, że poznałem jedną z nieznanych mi wcześniej symfonii Wajnberga, jednak zdecydowanie nie jest to mój ulubiony utwór tego kompozytora, mimo tematu, który jest ważny i który jak najbardziej popieram, zwłaszcza, że żyjemy w czasach, kiedy antysemityzm narasta, co ma wyraz przede wszystkim w zbyt niesprawiedliwej krytyce Izraela i prześladowaniu Żydów na całym świecie tylko za to, że są Żydami, nawet już niezależnie od tego, co osobiście myślą o polityce.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

18 + piętnaście =