Na Facebooku zawrzało. Jan Wójcik, redaktor naczelny Euroislamu, posłużył się na swoim portalu satyrą. Niestety, owa satyra, choć ujmująca pewną prawidłowość rodem z rzeczywistości (jak na satyrę przystało), stała się przyczyną kontrowersji. Przedstawimy Wam najpierw wpis Jana Wójcika odnoszący się do zaistniałej w sieci sytuacji, później zaś ukarzemy wam źródło owych niepokojów. Ciekawi jesteśmy, czy zgadzacie się z tezą, że internet niektórych z nas czyni nieco mózgowo ociężałymi? A może część z nas już z tym przybywa do krainy www?
Jan Wójcik:
Czy internet pozbawia nas finezji i pewnej inteligencji?
Dzisiaj wrzuciliśmy na portal artykuł, który był ewidentną blagą, przedstawiający Zielonych w kontekście satyrycznym, przerysowującym ich poglądy. Na wszelki wypadek napisaliśmy, że pochodzi z magazynu produkującego zmyślone wiadomości jak Asz Dziennik.
No i się zaczęło. Pominę „życzliwych” stronie, którzy czepią się każdego niedociągnięcia, żeby dokopać. Część jednak osób zaczęła oskarżać nas, że nie bierzemy pod uwagę, że ludzie nie czytają newsów, tylko udostępniają. Inni, że obniżamy swój autorytet, bo bawimy się w takie zmyślone żarty. Jeszcze inni, że kolportujemy fake newsa itd.
Z drugiej strony były też reakcje, które rozumiały konwencję i jednak sporo osób się uśmiało.
Więc jak to jest? I pytam czysto poznawczo. Czy fake news, o którym piszesz, że jest fake newsem jest jeszcze fake newsem? Czy rzeczywiście ludzie są tak niekumaci, że czytając, że Zieloni chcą montować ogniwa fotowoltaiczne Saudyjkom na głowach, nie czują ściemy? Czy rzeczywiście powinniśmy dostosowywać się do tych, którzy nie czytają treści i udostępniają posty? Czy w dobie fake newsa, satyra, która jest zmyśloną opowieścią, przedstawiającą jednak pewien problem rzeczywisty (Monachomachia), powinna zaniknąć, bo może zostać pomylona z newsem? Czy żartując trzeba koniecznie uprzedzić, że się żartuje i wstawić pięć ikonek z przymrużonym okiem?
Oto treść tej satyry:
Decyzja Arabii Saudyjskiej, zezwalająca kobietom prowadzić samochód, spotkała się z ostrą krytyką niemieckich Zielonych.
„To czarny dzień dla walki przeciwko klimatycznemu ociepleniu”, wyjaśnia liderka Zielonych Urlike Lunacek. „Arabia Saudyjska, zabraniająca połowie populacji prowadzić samochód, miała wiodącą rolę w polityce klimatycznej”, powiedziała Lunacek. „Żałujemy, że kraj ten porzucił tą skuteczną drogę”. Zieloni proponują, by zadowolić kobiety, kwoty miejsc siedzących w autobusach i pociągach przeznaczonych wyłącznie dla kobiet.
Lunacek krytykuje redukowanie feminizmu do równouprawnienia płci: „Dla nas to przestarzała koncepcja. Jesteśmy już krok dalej i domagamy się całkowitego zrównania człowieka i drzewa”. Dlatego Zieloni, by wzmocnić feminizm w Arabii Saudyjskiej proponują montować na burkach ogniwa słoneczne. (j)
na podstawie: Die Tagespresse
Od redakcji: Zdajemy sobie, że słowa padające w artykule mogą być prawdopodobne, ale Die Tagespresse to gazeta ze zmyślonymi newsami, jak Asz Dziennik czy The Onion.
[bezsensowny i nie na temat wtręt antyżydowski usunięty przez admina]
Baterie słoneczne na głowach to nie takie głupie, technika idzie do przodu i w Polsce w naukach przedmałzenskich kobiety nosza w pochwach czujniki temperatury i przy wchodzeniu do koscioła proboszcz skanuje i bezprzewodowo ma informacje o całym cyklu. W ten sposob technika sakralna pozwala kobiecie zanalizowac swoje wykresy, razem z proboszczem. I to wcale nie jest fake news. A polski koscioł zamierza zmienic formule przysiegi małzenskiej: "i bede ci wierny do smierci trzy lata po twojej smierci", zainspirowany Zelnikiem.
Bo dla mnie ten tekst na rtv to promocja stronki Euroislam, a nie dyskusja co jest blagą i czy zaznaczac, ze to zart czy na prawde.
A może rzeczywiście wziąć pod uwage to, że spora grupa odbiorców internetu jest ograniczonymi intelektualnie, leniwymi i nieoczytanymi matołami, którzy nie zadadzą sobie trudu nawet sprawdzenia daty danego wpisu, a ich chęci poznawcze kończą się na przeczytaniu tytułu i może jeszcze paru zdań z nagłówka? Może faktycznie trzeba potraktować funkcjonalnych debili jak osoby intelektualnie niesprawne i specjalnie pisać do nich jak do dzieci, by sami się zaczęli buntować, albo też co chwilę wskazywać palcem jednemu z drugim debilowi, że w tym miejscu jest żart, a w tamtym metafora czy eufemizm? Może też unikać sensacyjnych tytułów, po przeczytaniu których człowiekowi wydaje się, że może sobie darować resztę tekstu? I przestać przyczyniać się do tworzenia i wzrostu internetowych kretynów, niezdolnych do odróżnienia prawdy od fikcji czy do pohamowania swoich emocji i reakcji?
Zwykłe tytuły są skazywane na niewidzialność w oczach wielu, „myślących inaczej”. Natomiast ochrona polegająca na unikaniu ekscytujących treści wyhoduje tylko jeszcze większego wirusa bezmyślności moim zdaniem.
@Jacek Tabisz
Clickbait to nie lek, clickbait to choroba.
Przecież internet to śmietnik. Większość treści w internecie to bezwartościowy chłam. Rzeczy wartościowych jest odrobinka. Tak jak na śmietniku: wśród śmierdzących odpadków można znaleźć czasem coś ciekawego. Niektórzy nawet z tego żyją : – )
…przerysowującym ich poglądy
—
Jakby większość rzeczy na euroislamie nie była przerysowaniem, nie miała charakteru sensacji i nie odwoływałaby się do emocji… to może ludzie by się nie nabierali, a strona miałaby autorytet. 🙂
Euroislam nie jest wcale tak "przegięty". Ulegasz nieco uprzedzeniom
@Jacek Tabisz
Podobno według prawicy uprzedzenia mają być lekiem na islamizację i szczepionką przeciwko niej… 😉 Jeśli się promuje pewne rozwiązania, to można też paść ich ofiarą.
Niestety, euroislam, moim skromnym zdaniem, ma tylko jedno zastosowanie — utwardzanie w dotychczasowych przekonaniach swoich czytelników , czyli confirmation bias.
@Jacek Tabisz
Wiem, że jestem może zbyt surowy, bo jednak krytyka islamu jest potrzebna.
Ale cały czas mam wrażenie, że w ten sposób to… źle, źle i jeszcze raz źle to wszystko. 🙂
Z pewnością niedoskonale, ale lepiej niż cenzura politycznej poprawności.
@Jacek Tabisz
Z pewnością niedoskonale, ale lepiej niż cenzura politycznej poprawności.
—
Ale gorzej niż w „Przez świat na fazie” (kanał na YT — nie wklejam linku, bo i tak wytnie komentarz). 🙂
Rozumiem, gdyby dyskusja dotyczyła portalu NieDlaIslamizacjiEuropy…. ale jeżeli się twierdzi, że Euroislam – najbardziej chyba obiektywny i racjonalny portal nt. islamu w Polsce – jest przerysowany, nasączony emocjami i trzeba dzielic przez 10 jego informacje, to sory memory…. w głowie większość to chyba zindoktrynowana religinopolityczną poprawnością sałata
No bo jest – jak zwykły tabloid, pudelek czy clickbaitowe artyku z onetu/wp o aktorce, która zapomniała majtek, tyle że o islamie, więc sam fakt mówienia o islamie robi w oczach wielu niewiadomo co z tej strony, a raport the economist czy coś innego co by dostarczało obiektywną wiedzę bez manipulacji emocjami i ciągłego jęczenia to nie jest. Nie dla islamizacji byłoby przynajmniej uczciwe pod tym względem, że nie udawałoby dziennikarstwa.
i tak na euroislamie trzeba zawsze przejść do źròdła i sprwdzić jego wiarygodność. Tak jak w przypadku tego:https://extremism.gwu.edu/sites/extremism.gwu.edu/files/MB%20in%20Austria-%20Print.pdf dodatkowo trzeba to jeszcze sprawdzić z innymi rzeczami. To już lepiej samemu sobie poszukać od razu.
Na euroislamie jest recykling wiadomości, czasem ciężkiej pracy innych ludzi opakowany w tanią sensację /populizm/ generator outrage’u i confirmation bias. Nie ma pogłębnej analizy opartej na rzetelnym riserczu zakończonej propozycjami rozwiązań.
Od samego początku Internetu w Polsce trzeba było uśredniać jego treść. Może same prapoczątki były inne gdy użytkowników było niewielu, a ci co z niego korzystali szanowali czas i ilość przesyłanych danych.
Na każdą postawioną tezę znajdziemy kilka kontrtez.
Śnieg jest biały.
Znajdziemy ileść treści, że ma jednak inne kolory. Uśredniając całość wyjdzie nam, że biały. Tylko czy średnia to jest fakt? Jeśli trafimy na treści, w których będzie przeważał inny kolor to dojdziemy do innego wniosku. Powódem tego jest, że szukaliśmy tak nie inaczej. Intuicja może nam podpiowiadać coś innego, zaczniemy więc pytać ludzi na forach i wdawać się w dyskusję. Średnia może się zmienić, dostaniemy różne odpowiedzi. Część ludzi będzie pisać co im klawiatura na palce przyniesie i do upadłego przekonywać do swich racji. Wcale nie zbliży nas to do poznania stanu faktycznego. Po długich poszukiwaniach w końcu może wyrobimy sobie jakiś pogląd na temat koloru śniegu.
Tak wszystko fajnie. Tylko nie każdy ma czas, chęci i umiętności wyszukiwania treści w Internecie. Przyjmą jedną znalezioną treść za fakt. Część nawet nie przyswoi treści tylko skupi się na tytule, który z treścią może mieć niewiele wspólnego.
Czy można winić tylko odbiorcę treści za to, że ją przyswaja bezkrytycznie? Polemizowałbym.
To dostawca treści jest często osobą zajmującą się tym profesjonalnie i powinno mu gdzieś w głowie siedzieć, że jakość powinna mieć jakiś poziom.
Co tym czasem robią dziennikarze? Nie jest istotna dla nich jakość przekazu tylko sensacja. Nawet gdy w swojej dziennikarskiej rzetelności przedstawią wszystkie fakty i opinie stron to są w stanie tak to przygotować by dać nacisk na ich zdaniem najistotniejsze fakty.
Kto więc zatem jest bardziej winny?
Manipulowany czy manipulant?
Czy więc lepiej być niedoinformowanym czy zmanipulowanym?
Czy można winić tylko odbiorcę treści za to, że ją przyswaja bezkrytycznie? Polemizowałbym.
Tu chodzi o to, że odbiorca treści czyta tylko nagłówek i z pasją, często na wkurwie, komentuje. Ja sam robię czasem eksperymenty polegające na tym, że nagłówek jest w opozycji do dalszej treści. Oczywiście w wielu wypadkach bardzo przekonani o swoim znaczeniu komentujący odnoszą się tylko do nagłówka. Gdy się ich upomni,że komentują rzecz nieprzeczytaną, piszą dalej, dalej wściekli. „Cóż za bezczelność, mam przeczytać artykuł, który tak pewny siebie komentuję!” – złoszczą się miotając dalej gromy. I jak to nazwać? Czy można wtedy winić odbiorcę? Jak najbardziej – albo czytam i komentuję, albo nie czytam i nie komentuję. Nie ma to nic wspólnego z winieniem odbiorcy za naiwność.
Prowadzę zajęcia ze studentami. Przyjmują oni to, co znajdą w internecie za prawdę objawioną. Nawet jeżeli znajdą dwie sprzeczne opinie na ten sam temat, nie powoduje to u nich jakieś refleksji. Po prostu przyjmują obie. Takie dwójmyślenie. Rozmawiałem z nauczycielami z LO. Potwierdzają moje spostrzeżenie. Mówili mi, że bardzo trudno przekonać uczniów do tego, że jakaś opinia w internecie jest jawnie fałszywa, nawet gdy przedstawi się silne dowody. Po prostu „jak pisze w internecie“ i koniec dyskusji.
Kiedy wynaleziono maszyne drukarska to byly podobne dyskusje czy nie stracimy finezji.Historia dowiodla ze stracilismy nie finezje tylko analfabetyzm.