Jeszcze nie tak dawno temu wielu melomanów i krytyków muzycznych żaliło się, że za mało się wydaje płyt z klasyczną muzyką polską. Ta sytuacja na szczęście się zmienia, a ważnym krokiem na drodze tych zmian jest nagrodzona między innymi Fryderykiem płyta Chóru NFM „De profundis” z muzyką współczesnych polskich kompozytorów.
Tematem tej płyty są psalmy, na bazie których polscy kompozytorzy z czterech a może nawet pięciu pokoleń skomponowali swoje dzieła na chór a capella. Najstarszym twórcą na płycie jest Andrzej Koszewski (1922 – 2015), zaś najmłodszym jest urodzony w roku 1988 Andrzej Bielerzewski. Psalmy są śpiewane w różnych językach, jest łacina, jest polski, jest angielski, ale jest też na przykład cerkiewny rosyjski w kompozycjach sławnego ze swych dzieł sakralnych Romualda Twardowskiego (rocznik 1930).
Jedną z największych atrakcji płyty jest oczywiście wspaniałe brzmienie Chóru NFM pod dyrekcją Agnieszki Franków-Żelazny. Mamy okazję spędzić prawie godzinę z doskonałym brzmieniem tego zespołu, wcale nie tak częstym wśród innych dobrych chórów – barwność jest tu łączona z brzmieniem precyzyjnym i mocnym, nie ma tak typowiej u wielu innych zespołów eteryczności, która może bardzo się podobać, ale w nadmiarze może też usypiać. Zdarza się to niektórym chórom angielskim, które choć znakomite bywają niekiedy monotonne.
Estetyka muzyki chóralnej ewoluuje inaczej, niż estetyka muzyki instrumentalnej. Głos ludzki, choć bardziej elastyczny od instrumentu, nie łatwo poddaje się technikom analogicznym do uderzania w pudła wiolonczel czy skrzypiec, czy też do napełniania wnętrza fortepianu płytkami, wstążkami i blaszkami, aby dźwięk był preparowany. Oczywiście chórzyści mogą też mlaskać, klaskać, krzyczeć, można im dać kartki, aby nimi szeleścili. Tym razem jednak prezentowane kompozycje bazują na typowym, chóralnym śpiewie, gdzie estetyka późnego romantyzmu przechodzi w modernizm, a później w postmodernizm. Są też oczywiście elementy prawosławne, jak w kompozycjach Twardowskiego. Mamy też pewne elementy archaizacji, w cieniu jednak tradycji romantycznej, zderzane z inspiracjami muzyką nowszą, na przykład minimal music.
Wielką zaletą płyty De profundis jest zatem pewna spójność w różnorodności. Również tematyka narzuca podobny nastrój zadumy, choć czasem ponurej zadumy, a innym radosnej czy też zamyślonej. To bardzo ważne, gdy się antologię dzieł – dzięki wykonaniu i dobremu doborowi dzieł mamy do czynienia z czymś spójnym, album słuchany w całości skłania do refleksji i zapewnia dobrze zakomponowane estetyczne doznania. Przypomina to nieco sztukę komponowania dobrych wystaw w muzeach, niekoniecznie przecież sztuki dawno minionej. To jak są rozmieszczone poszczególne dzieła samo w sobie staje się obiektem sztuki.
Oprócz wspomnianych już kompozytorów, usłyszymy też na tej płycie kompozycje Marcina Tadeusza Łukaszewskiego (ur. 1972), Miłosza Bembinowa (ur. 1978), Marcina Jasińskiego (1949 – 2010), Józefa Świdera (1930 – 2014), Michała Zielińskiego (ur. 1965), Pawła Łukaszewskiego (ur. 1968) i Łukasza Urbaniaka (ur. 1980).
Zapaleni czytelnicy mawiają, iż nie jest prawdziwym czytelnikiem ten, kto nie przeczytał całego Prousta. Być może wysmakowani melomani powinni zacząć mówić, iż nie jest prawdziwym miłośnikiem muzyki ten, kto nie słucha muzyki chóralnej. W niej sama struktura dzieła jest bardzo wyraźnie zaznaczona, dźwięk dobrego chóru, jakim jest znakomity Chór NFM, jest homogeniczny a jednocześnie w jakimś sensie bardzo humanistyczny, bo przecież przemawia do nas grupa rozśpiewanych ludzkich głosów (inaczej niż w również bardzo homogenicznym kwartecie smyczkowym). Słyszymy zatem nie tylko sprawiające przyjemność zestawienia tonów, ale też wyraźnie odczuwamy idee, jakie wyrażają poszczególni kompozytorzy. Oglądanie tych idei w oparciu o podobny zakres tematyczny to znakomity i pobudzający wyobraźnię pomysł!
Czekam zatem na więcej płyt – antologii Chóru NFM.