W trakcie tworzonego pod auspicjami NFM festiwali Forum Musicum słuchałem wczoraj (26.08.23) koncertu Ensemble del Passato i myślałem sobie, że tak wspaniala, świeża, odkrywcza w swoim wyrazie muzyka rozbrzmiewała już niemal równo 400 lat temu. Epoka wczesnego baroku, manieryzmu, późnego renesansu przyniosła prawdziwe muzyczne skarby. Jednym z jej pragnień było przywrócenie greckiej trójjedynej chorei, prawdziwej tragedii muzycznej, łączącej muzykę, taniec, słowo i choreografię. Skupionej starannie na sytuacjach niemożliwych wyborów głównych protagonistów dramatu. Gdy zanurzam się w tej epoce jestem wręcz zły na późniejszy rozwój opery i gadanego teatru. Ile z tego stracono w XVIII wieku, ile traci się dziś! A czy Mozart, Verdi i Wagner, najwięksi twórcy opery byli w stanie odzyskać ową upojną świeżość Monteverdiego i jego co najzdolniejszych współczesnych? Nawet jeśli tak, to kto poza Wagnerem, Verdim i Mozartem? Donizetti? Puccini? Handel? Telemann?
Pierwsze dekady XVII wieku to czas młodości Berniniego i Borrominiego, to czas Caravaggia. To istne szaleństwo estetycznego wysmakowania, które mimo to nie gubi się w detalach, nie traci siły wyrazu, lecz w niemal niemożliwy później i wcześniej sposób moc odziaływania potęguje. Niedawno w Rzymie na niezbyt okazałej ulicy minąłem kościół Borrominiego (San Carlo alle Quattro Fontane) , nie wiedząc od razu, że to on. Przystanąłem jak rażony piorunem, mimo, że jezdnia, w dość barbarzyński sposób, rozcięła placyk upiększony fontannami mistrza i zbliżyła się niemal na stopnie owego arcydzieła sztuki przestrzeni. Czy w dziedzinie architektury można osiągnąć jeszcze więcej? Nie sądzę, natomiast można znacznie mniej. Tak samo jest z muzyką, której mogli słuchać Borromini i Bernini, o ile oczywiście nie byli zajęci knuciem przeciwko sobie, zwłaszcza Bernini.
Ensemble del Passato wystąpił w następującym składzie:
Anna Budzyńska – sopran
Maciej Kończak – gitary historyczne, teorba
Henryk Kasperczak – chitarrone
Zagrali i zaśpiewali natomiast całą plejadę dzieł dopiero odkrywanych, w znakomitej większości rewelacyjnych i też kilka bardzo znanych utworów, zwłaszcza Monteverdiego i Luzzasca Luzzaschiego. No, trzeba przyznać, że błyszczały one oślepiająco nawet na tle bardzo dobrych dzieł. Oto co grano:
D. Obizzi Raddoppia anima mia; Ah Clori, ah rabiosetta
L. Luzzaschi Aura soave di segreti accenti
V. Calestani Folgorate saettate
J. Kremberg Suita (oprac. H. Kasperczak)
G.P. Biandrà Signor ferma
V. Calestani O begl’occhi o pupillete
C. Monteverdi Si dolce è’l tormento
B. Marini La bella man vi stringo
C. Monteverdi Maladetto sia l’aspetto
J.F. Fibiger Suita (oprac. M. Kończak)
G.P. Biandrà Occhi voi che fovente
T. Cecchino Gioia del Paradiso
C. Monteverdi Damigella tutta bella
Tematyka dzieł była miłosna, madrygałowa. Oczy kochane i oczy okrutne pojawiały się w wielu utworach. Anna Budzyńska śpiewała ciemnym sopranem znakomicie i wrażliwie realizując mikrostruktury i ozdobniki podkreślające wysmakowane metafory i afekty. Henryk Kasperczak wydobywał cudowne, niskie tony ze swojego chittarone. Swoją drogą dopiero teraz odkryłem, jak niewygodnie trzyma się do gry ten wielki instrument. Nigdy nie spoczywa on na kolanach, jest przyczepiony szerokim pasem do torsu grającego, co pozwala mu zapewne uzyskać pełniejszy i bardziej nośny dźwięk z pudła rezonansowego. Maciej Kończak sięgał natomiast po rozmaite rodzaje lutni i gitar, śmiało improwizując, popisując się gęstą wirtuozerią i dając się zauważyć również w znakomitych aranżacjach niektórych utworów. Ogólnie stworzona została aura niezwykle wysmakowanej, pełnej inwencji sztuki, jedynej w swoim rodzaju. Smakowaniu muzyki sprzyjało usytuowane przy placu Nankiera Mauzoleum Piastów Śląskich, które poprzedza szkoła żeńska prowadzona przez urszulanki. Mauzoleum zachowało częściowo gotyckie mury, okna i maswerki, po części zaś zostało uzupełnione modernistycznym betonem. Jest to szkoła rekonstrukcji mająca we Wrocławiu kilka przykładów, obok w większości restaurowanych od A do Z budowli. Grobowce Piastów, Piastówn i Piastowych spoglądały na nas z mroku, ja siedziałem najbliżej płyty nagrobnej Henryka Grubego.
Słuchając 400 letniej muzyki obok pamiątek władców zmarłych jeszcze dwieście – trzysta lat wcześniej myślałem sobie właśnie o tej jakże dokładnej podróży w czasie. Program koncertu zapewniał mnie na dodatek, że część ze znakomitych, a mniej znanych dzieł znalazła się w swojej epoce we Wrocławiu, więc rozbrzmiewały w moim mieście, choć raczej nie w mauzoleum. Moja radość stała się już zupełnie gorąca, gdy dowiedziałem się, że muzycy z zespołu nagrali już jedną płytę poświęconą utworom z 1622 roku i zamierzają teraz stworzyć album ANNO 1623 i chcą tak iść co najmniej do lat trzydziestych XVII stulecia, dochodząc może do 1638, kiedy to Borromini wzniósł świątynię przy czterech fontannach. Muzycy ustawili swoją machinę czasu na bardzo piękne dla sztuki ogólnie i muzyki w szczególności dekady. Nie mogę się doczekać następnych płyt i następnych koncertów!