Feminizm, równość, parytety

Najgorliwsze ideolożki współczesnego feminizmu specjalizują się w wyszukiwaniu coraz to nowych obszarów, gdzie rzekomo kobiety mają niższe prawa, tropieniu seksizmów, a nawet wtrącaniu się w prywatne i intymne sprawy poprzez np. chęć poszerzania definicji gwałtu, którym byłby seks bez wyraźnej entuzjastycznej zgody. Nie ustają w uświadamianiu kobiet, że żyją jakby pod okupacją patriarchatu i pilnują, by walka przypadkiem nie miała określonego końca, by nie stać się niepotrzebnymi.

O tych najbardziej radykalnych zapędach feministycznych ideolożek, których chyba nie przewidzial sam George Orwell, wpominałem już wcześniej w artykule "Feminizm-wypaczony". Bojowniczki współczesnego feminizmu jawią się jakby dźwigały na swoich barkach wszystkie krzywdy doznane przez kobiety całego świata, w całej historii ludzkości i teraz czują się w obowiązku, by je pomścić. Co najzabawniejsze, choć same regularnie piętnują najgorsze męskie cechy, to  jednocześnie sugerują, że od mężczyzn się nie różnią.

I nie przekona ich matka ewolucja, która tak akurat wytworzyła gatunek ludzki, że dwie płcie były do tego potrzebne, a więc muszą się czym różnić, bo w przeciwnym razie wystarczyłaby jedna. Nie jesteśmy obojnakami, klonami, nie rozmnażany się przez pączkowanie. Istnieją pierwszo, drugo i trzeciorzędne cechy płciowe. Różnice są w wyglądzie, genach, budowie kszkieletu, funkcjach mózgu, hormonach. Nie oznacza to, a przynajmniej nikt poważny tak nie twierdzi, że te różnice decydują o tym, kto jest gorszy, lepszy, mądrzejszy, czy głupszy, tylko po prostu inny. Jednak niczym nie zrażone ideolożki, w swojej feministycznej nowomowie, potrafią uznać płeć jedynie za “konstrukt społeczny” lub narzuconą rolę przez…oczywiście patriarchat. Cały ten feministyczny cyrk można by po prostu wyśmiać i pokazać paniom z kompleksami na tle swej płci kilka kółek na czole, ale tylko dopóki tego typu ludzie nie mają realnej władzy. A jak widać łakną jej ogromnie i nie mogą się doczekać by zakazywać, nakazywać i cenzurować. By karać seksistowskich grzechników, według swoich ideologicznych kryteriów.  

Do absurdalnej wojny płci, oprócz samych feministek, przyczyniają się współczesne media poprzez zapraszanie do dyskusji w swych audycjach zazwyczaj postaci o fundamentalistycznym nastawieniu. Naczelne feministyczne ideolożki i aktywistki jak Magdalena Środa, Manuela Gretkowska, Monika Płatek, czy Kazimiera Szczuka, przy jednym stole z Markiem Jurkiem, Jackiem Żalkiem, czy Korwinem-Mikke mogłyby dostarczyć niezłej rozrywki, ale trudno tam będzie usłyszeć głos rozsądku. Zaznaczyć trzeba jednak, że nawet skrajne poglądy na ten temat często znajdują część wspólną. Jeżeli w Ewangelii wyczytamy, że każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już dopuścił się z nią grzechu, to od feministycznych przywódczyń coś podobnego, że nie klaps, uszczypnięcie, dotknięcie, ale już pożądliwe spojrzenie lub komplement jest molestowaniem, a więc to wszystko co znamy jako próby nawiązywania znajomości między kobietą, a mężczyzną, zwykła kokieteria, flirtowanie, uwodzenie, które czasami kończy się małżeństwem, rodziną i zaistnieniem nas wszystkich z feministkami i dewotami włącznie. Posiadane przez nas popędy nie są kwestią wyboru, ani złej woli, lecz wynikają z posiadanych genów i wydzielanych hormonów. To podstawowa siła napędowa ewolucji, a dobór płciowy jest jej ważnym elementem. 

Co jakiś czas jesteśmy świadkami czegoś w rodzaju parad, pochodów organizowanych przez ugrupowania feministyczne, zwanych przez nie same „Manifami”. Angażują się w nie często znane postacie, aktorki, dziennikarki, "polityczki". Jednym z często podnoszonych tam postulatów jest równa płaca za równą pracę. Z Onetu, "Co partie proponują kobietom."  

Lewica zapowiada, że wzorem Islandii, zapewni równe płace za tę samą pracę bez względu na płeć. Od 2023 roku każda firma będzie musiała uzyskać od Państwowej Inspekcji Pracy Certyfikat Sprawiedliwych Płac, który będzie odnawiany co dwa lata. 

Pracując w kilku urzędach, czyli na tzw. państwowej posadzie nigdy nie zauważyłem nierównego traktowania kobiet pod tym względem. Istnieje coś takiego jak kategorie zaszeregowania i stawki są identyczne dla wszystkich. Płaca jest równa chociaż trzeba przyznać, że system ten nie jest i nie może być całkiem sprawiedliwy. Każdy pracuje nieco inaczej, ma inny wpływ na efektywność i wizerunek firmy, czy urzędu, zakresy obowiązków nie są identyczne i czasami trudno ocenić, kto musi wkładać więcej wysiłku w ich wypełnianie. Po prostu nie ma dwóch ludzi, którzy byliby identyczni w tym co i jak robią i nie musi to mieć cokolwiek  wspólnego z płcią. Patrząc np. na posłów i posłanki aż się prosi o zróżnicowanie wysokości ich diet, ale akurat nie ze względu na płeć. Panie ministry podejrzewam również zarabiają tyle samo co ministrowie. Tak samo jest u nauczycieli i urzędników wszelkich szczebli, wszelkich urzędów. Czy salowy zarabia więcej niż salowa, pielęgniarz więcej niż pielęgniarka? Zarzuty o dyskryminację ze względu na płeć, to zarzuty łamania Konstytucji, więc wypadałoby też uważać, czy aby nie są bezpodstawne.

Trochę inaczej sprawa ma się w przypadku firm prywatnych. Przecież państwo nie może dyktować przedsiębiorcy ile, komu i za co ma płacić. On odpowiada za finanse i rozwój firmy, a jego obowiązkiem jest przede wszystkim respektowanie praw pracownika i wywiązywanie się z zawartej umowy. Dwóch mężczyzn wykonujących tę samą pracę też powinno być jednakowo wynagradzanych. Nie podejmuję się jednak dyktowania pracodawcom prywatnym zbyt sztywnych zasad zatrudniania i wynagradzania, bo ostatecznie cała gospodarka na tym traci. W sumie kobiety też są pracodawcami, każda może założyć własną firmę i płacić kobietom dwa razy więcej i nie będę się wtrącał. Ewentualną karą za dyskryminację, jeżeli taka będzie miła miejsce, powinny być wszelkie kontakty z organami państwa np. uzależnienie od tego przyznania dotacji unijnych, funduszy na roboty publiczne, czy zwolnień podatkowych. Od dawna oczekuję jednego konkretnego przykładu, gdzie za dokładnie tę sama pracę, w tym samym zakładzie, ludzie z tym samym wykształceniem, stażem, kwalifikacjami, czasem pracy itd… dostają różne wynagrodzenie tylko ze względu na płeć. Jak na razie takiego przypadku nie znam. Ale oczywiście hasło jest nośne, a bojowniczki muszą ciągle walczyć, więc nie mogą sobie zaracać głowy konkretnymi przykładami. Wszelkie zarzuty i oskarżenia powinny być skierowane do konkretnych osób i firm, czyli jakie kobiety mniej zarabiają, gdzie, w porównaniu z kim? Każdy, kto czuje się dyskryminowany może wytoczyć sprawę, powołać się na Konstytucję i Kodeks pracy. 

Być może niektórym wyrównywaczkom chodzi też o ogół pracujących kobiet w stosunku do ogółu pracujących mężczyzn i różnice w ilości zarabianych pieniędzy? Czy więc mamy zmusić kobiety do pracy, nawet te którym wystarcza bycie gospodynią domową i matką, czy po prostu żoną bogatego męża i jest to jej wybór? Na siłę zapędzić także do zawodów “ciężkich”, mało wdzięcznych (np. kanalizacja, tartak), by wyrabiały normę adekwatną do liczebności przedstawicieli swojej płci? U tych kobiet feministki zapewne nie zapunktują.

Jeżeli poważnie chcemy mówić o równości, która zapewniona jest np. w Konstytucji RP, to przede wszystkim należy skończyć mnożenie przepisów i ustaw, w których wymienia się prawa obywatelskie z ciągłym dzieleniem na płcie; mężczyzna i kobieta mają równe prawo do …..i tu wymieniamy do czego, zamiast stosować proste słowo „każdy”, „każdy obywatel” naszego kraju raz zdefiniowany i któremu przysługują wszytkie prawa w Konstytucji wymienione. Tak samo jak w przypadku prostego słowa  „nikt”, które odnosić się powinno do wszystkich, bez względu na płeć, kolor skóry, wyznanie, pochodzenie itd. Tak prosto i logicznie zaczyna się rozdział naszej Konstytucji dotyczący wolności i praw obywatelskich; wszyscy są równi wobec prawa, nikt nie może być dyskryminowany z jakiegokolwiek względu, itd. Każdy więc kto ma jakieś zastrzeżenia ma prawo wnieść oskarżenie, zażalenie, doniesienie do odpowiednich władz i dochodzić swoich konstytucyjnych praw, bo po to są. Niestety kilka artykułów już widocznie pisano pod dyktando wyrównywaczy dzielących społeczeństwo:

"Art. 33 pkt 1 – kobieta i mężczyzna mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym". Czy wymieniono na pewno wszystkie sfery życia?

"Pkt 2 – kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów…" Kolejna wyliczanka. I jeszcze to beznadziejne „w szczególności równe prawo”. Czyli te poprzednie równe prawa były równe inaczej, „nieszczególnie”? Czy rozpisywanie dwóch pierwszych artykułów, na płcie i dziedziny życia ma jakikolwiek sens nawet dla feministek? Wyobraźmy sobie przepisy tworzone pod każdego z nas, np. każdy obywatel, w tym Piotr Korga, ma równe prawa…., pełnosprawni i niepełnosprawni mają równe prawa, biali i czarni mają równe prawa, osoby heterosekualne i homoseksualne mają równe prawa, a w szczególności… 

Gdy chcemy uchodzić za istotę rozumną, to nie powinniśmy bezmyślnie identyfikować się i całkowicie solidaryzować z jakąkolwiek grupą społeczną utworzoną według kryteriów niezależnych od wolnej woli jej członków, czyli płciowych, rasowych, wiekowych, narodowościowych itd. Rzadko coś mądrego usłyszymy, gdy ktoś zaczyna swoje wystąpienie od słów „My”, My kobiety! My Chrześcijanie! My Czarni! A nawet My Polacy! Jak dotąd nie przyszło mi do głowy mówienie “My mężczyźni”, ani jakiś automatyczny i bezmyślny rodzaj solidaryzowania się z tą akurat połową ludzkości. Przecież wśród nich są ludzie podli i dobrzy, idioci i geniusze, kulturalni i chamy, przestępcy, mordercy, komuniści, islamiści, itp. itd. Polacy to też zarówno bohaterowie jak i zdrajcy, cały zakres możliwości, osobowości i charakterów. Jak można identyfikować z tym wszystkim na raz? Człowiek rozumny czuje pewien rodzaj wspólnoty z innymi osobnikami reprezentującymi podobny punkt widzenia na sprawy tego świata, wyznającymi podobny system wartości, szuka innych istot jego zdaniem rozumnych, a to nigdy nie będzie grupa zbyt wielka, ani jednorodna pod jakimkolwiek względem. 

Współczesny feminizm ma też ochotę zamieszać w systemie demokracji. Regularnie pojawiają się, także w Polsce, pomysły podziału miejsc w parlamencie (i nie tylko tam)  po równo dla kobiet i mężczyzn, czy samego zwiększenia ilości kobiet poprzez parytety płci. Co w tej kwestii proponuje lewica?

“Komitet chce wprowadzić też parytet płci w Radzie Ministrów, zarządach powiatów, zarządach województw, zarządach dzielnic m.st. Warszawy oraz zarządach i radach nadzorczych spółek samorządowych i Skarbu Państwa.”

Wyrównywać, wyrównywać… Jednak społeczeństwo dzieli się naprawdę w wielu innych, istotniejszych płaszczyznach, niż ta związana z płcią. Nawet gdyby istniały tylko dwie partie kobiet i mężczyzn, to jedna z nich wygrywając wybory musiałaby zdobyć większość, aby mieć możliwość rządzenia. Władza, a równość to co innego, a równe prawo dostępu do władzy zapewnia Konstytucja. Można się też spodziewać, że po feministkach inne grupy zamiast angażować się w politykę, wybory, konkurować o głosy, zaczęłyby się po prostu domagać swojego uczestnictwa w rządzeniu państwem. Geje, lesbijki, dalej mniejszości wszelkiej maści, może według wyznań katolicy, prawosławni, ateiści, nie zapominajmy o niepełnosprawnych, podzieliliby procentowo mandaty według liczby osobników i z głowy ogólnokrajowe wybory. Istniałyby tylko wybory wewnętrzne w każdej grupie. Kompetencje, wykształcenie, elokwencja, prezencja stają się mało istotne, a przecież już jest z tym kiepsko. Niektórzy mieliby nawet problem gdzie przynależeć, w jakiej grupie starać się o mandat, np. niepełnosprawna lesbijka z mniejszości niemieckiej.

Nie powinno się traktować miejsc w parlamencie, czy w urzędach państwowych jak łupu wojennego, a przynajmniej nie wypada tego tak bezczelnie głosić, że "nam się należy". To powinno być miejsce pracy wybranych, wynajętych przez społeczeństwo ludzi, najlepiej z jakimiś kwalifkacjami z różnych branż, do zarządzania pieniędzmi pochodzącymi z podatków. Od tego zależy poziom życia obywateli, ich prawa, wartość pieniądza, to na co nas stać i co nam wolno. Niekompetentny urzędnik dowolnej płci powinien być zastąpiony lepszym bez…. “zaglądania mu pod ogon”. Dlatego jak na razie to wyborcy decydują kogo wybiorą, a startować w wyborach może „każdy”. Konsekwencją nonsensu, zwanego parytetami jest ingerowanie w niezależność partii politycznych, którym się wyznacza kogo ma umieszczać na pierwszych miejscach list wyborczych. Jak dotąd ludzie przynależą do danej partii ze względu na to co myślą, czy bardziej w lewo czy w prawo. Każda z partii wystawiając swoich reprezentantów na listy wyborcze musi wybrać jej zdaniem najlepszych, a nie po połowie kobiet i mężczyzn. Jeżeli jakaś partia liczy sobie kilka tysięcy facetów i kilkadziesiąt kobiet, to na pewno nie będzie reprezentatywne wystawianie równej liczby kobiet i mężczyzn nawet jeśli chodzi jedynie o czołowe miejsca na listach. Ciekawe zresztą jak to rozwiąże partia kobiet? Może będziemy mieli do czynienia z jakimiś łapankami, molestowaniem, przekupstwem, aby tylko nakłonić odpowiednią liczbę pań lub panów do członkostwa i kandydowania, aby spełnić te idiotyczne kryteria? Czy potem będzie jakiś nacisk na wyborcę, aby skreślał po równo jednych i drugich? 

Jeżeli głosuję na kobiety, a często tak bywa, to nie z tego względu, że są kobietami, ale dlatego, że należą do partii, która w największym stopniu odzwierciedla moje poglądy. Nie zależy mi też, aby w Sejmie, czy w rządzie była przewaga mężczyzn, może być po połowie, może być 80 % kobiet i więcej, a  potem na odwrót, pod warunkiem, że tak zadecydują wyborcy, a partie wystawią kogo chcą. Czy w innych branżach feministki też zechcą wprowadzenia parytetów? Tyle samo kobiet kierowców co mężczyzn? Po równo dziennikarzy w redakcjach, prezesów, szwaczek, górników, kanalarzy? Towarzyszki feministki, myślące o zapewnianiu sobie stanowisk z pominięciem procedur obowiązujących wszystkich obywateli tego kraju, potrafią nawet opowiadać takie bajeczki, jakoby zwiększenie ilości kobiet poprawiało atmosferę w sejmie, komisjach i rządzie. Wystarczy popatrzeć jak kobiety o różnych poglądach potrafią się doskonale nienawidzić i doprowadzać do konfliktów z bardzo błahych powodów, nie różniąc się w niczym od swoich partyjnych kolegów, często ich prześcigając. Ponadto parlament to nie przedszkole i nie o atmosferę w nim chodzi, tylko o skuteczność, a płeć nie może być i nie jest żadnym kryterium przydatności społecznej. O tym decyduje to, co człowiek ma w głowie, między uszami, a nie między nogami. Czasami mamy jednak wrażenie jakby to drugie było dla walczących feministek najważniejsze, wysuwając argumenty, że kobiecie „należy się” jakieś stanowisko tylko dlatego, że jest kobietą. Tylko, że tam gdzie komuś się coś należy, zazwyczaj kończy się równość, sprawiedliwość, wolność i w końcu demokracja.


 

O autorze wpisu:

Piotr Korga. Używane nicki: ED Korg, Edgar Harpun, Korund

17 Odpowiedź na “Feminizm, równość, parytety”

  1.  

    Bardzo dobry artykuł. Argumenty w nim przedstawione wydają mi się nie do odparcia. Poprawiłbym tylko lietrówkę ("istnieją pierszo-").

    .

    Jeżeli stanowiska feministycznego nie sposób uzasadnić, musi to oznaczać, że jest irracjonalne, powodowane np. przekonaniem, że jest słuszne, ale nie wystarczającymi racjami.

    .

    Warto zbadać, na ile gdzie indziej (na szczęście u nas jeszcze nie) feminizm przenika do nauki, i to nie nauk społecznych, ale nauk ścisłych. Istnieje już np. biologia feministyczna (https://en.wikipedia.org/wiki/Feminist_biology). Żądanie parytetów też może niedługo objąć świat nauki (np.: połowa nagród Nobla dla mężczyzn, połowa dla kobiet).

    1. > Argumenty w nim przedstawione wydają mi się nie do odparcia.

      Jakie tam argumenty. Artykuł zawiera mnóstwo opinii (autora), przykładów typu "a ja widziałem/nie widziałem", retorycznych pytań i autorytarnych wyjasnień "jak być powinno". Można się z tym zgadzać albo nie, lecz tez umocowanych argumentami – zero.

  2. Autor po raz któryś gnoi feministki. Jakie ma w tego powody, można się domyślać, ja uważam, że po prostu nie lubi, a może i się boi – kobiet. Jego sprawa.

     

    W jednym z moich postów pisałam, a teraz powtórzę: Zrównanie kobiet w prawach, również wyborczych, jest główną i wystarczającą podstawą uznania, że kobiety są równe mężczyznom. Ta zasada jest uznana na całym Zachodzie i w coraz większej ilości państw całego swiata – poza państwami, gdzie wielka siłą są korporacje (kościoły) religijne. Tam, gdzie włada religia, nie ma mowy o jednakowym statusie obu płci.

     

    Natomiast to, o co toczy bój Korga, to walka o ekstra przywileje jakiejś grupy społecznej, która, przy dowolnej okazji, chce powiększyć własny dobrostan.

     

    Mysliwi, np. chcą coraz większej swobody dla polowań, samochodziarze ograniczenia praw pieszych, piesi – vice versa, itd. Feministki chcą zagrabic więcej przywilejów? Chcą. Machos chcą być jako pany i władcy? No ba.

    Incele żądają kobiet jako należnego im dobytku? Mogą sobie żądać. Biskupi chętnie by im dali, ale na szczęście już nie mogą.

     

    Ewolucja kulturowa trwa. Manify, love-parady, akcje modlitewne i inne tego typu eventy sa jej częścią, wytwarzaja nowe obyczaje, zmieniaja stare. Panta rhei.

     

    Na tym wszystkim pieką swą pieczeń politycy. Bez żenady, bez litości – byle zgarnąć głosy. Wszystkie chwyty dozwolone. (Na przykład, pisanie tekstu "boldem"  🙂

     

     

    1. A jeden przykład, gdzie kobiety nie mają równego prawa? Wybory? Zarobki? Jeden przykład nierównej płacy za dokładnie tę samą pracę zamiast ideologicznych bajań i domagania się czegoś co jest zagwarantowane. Ja nie muszę niczego udowadniać, bo można sobie wziąć Konstytucję, Kodeks pracy, Kodeks karny i co tam jeszcze i sprawdzić, że zarzuty feministek są bezpodstawne. 

    2. >>Ewolucja kulturowa trwa. Manify, love-parady, akcje modlitewne i inne tego typu eventy sa jej częścią, wytwarzaja nowe obyczaje, zmieniaja stare. Panta rhei.<<

      -Tak. Jest coraz więcej grup roszczeniowych, które chcą sobie coś załatwić kosztem innych, bezczelnie udajac prześladowanych.  

      >>Na tym wszystkim pieką swą pieczeń politycy. Bez żenady, bez litości – byle zgarnąć głosy. Wszystkie chwyty dozwolone. (Na przykład, pisanie tekstu "boldem"  🙂<<

      -Nikt nie broni kobietom być politykami i są. I jednym z chwytów do zagarnięcia głosów mają być parytety. Bez żenady, bez litości. Nie wiem co masz do czcionki, ale tak wygląda tekst po wklejeniu go z Google Docs i nie da się zmienić. Przynamniej jest wyraźny. Czy jest przez to seksistowki lub molestuje Twój wzrok?

      1. Przecież potwierdzam, że kobiety, mając równe prawa z mężczyznami nie są dyskryminowane, różnice zaś obyczajowe, czy specyfikowane uwarunkowaniami biologicznymi nie moga byc sensownie regulowane przepisami czy parytetami.

         

        Natomiast "walkę z feminizmem" uważam za bezsensowną, tak samo, jak "walkę z Kościołem" (chociem ateistka); to są tylko politykierskie manipulacje, gry, w które, nietety, daje się wciągnąć zbyt wielu ludzi, nawet ci, którzy określają się racjonalistami.

         

        Skoro "bold" "sam się zrobił", to sorry, myślałam że to sposób na podniesienie rangi wypowiedzi. Jestem grammar nazi i razi mnie paskudnie pisany tekst. W tym nie do pobicia jest A.Dominiczak, a on się tłumaczy, że pisze na smartfonie i w pośpiechu.

        No cóż, pewnie należy przywyknąć do faktu, że trzeba się tłumaczyć z wymagania  poprawności językowej i typograficznej. 

         

         

         

        1. >>Przecież potwierdzam, że kobiety, mając równe prawa z mężczyznami nie są dyskryminowane, różnice zaś obyczajowe, czy specyfikowane uwarunkowaniami biologicznymi nie moga byc sensownie regulowane przepisami czy parytetami.<<

          -Rzeczywiście potwierdzasz. Tylko to nie ja toczę bój, lecz krytykuję tych co toczą takowe boje, ludzi przeideologizowanych i definitywnie zakompleksionych, którzy chcą wpływać na prawo, a tym samym decydować o moich prawach i wolnościach. O to się boję, a nie kobiet, których regularnie bronię w tekstach o islamie, a których nie bronią feministki. Zresztą uważam, że odsetek takich bojowych pań nie jest jeszcze zbyt wielki w naszym kraju i daleko nam do np. "feministycznej" Szwecji. 

      2. Akurat w polityce potrzebne parytety, a wlasciwie parytety nie szkodza. Tu nie trzeba miec kompetencji, popatrz na Szydlo czy Pawlowicz. Do tej pory rzadzili mezczyzni, rzady kobiet nie gwarantuja ze bedzie madrzej. Fajnie by bylo gdyby na lewicy pojawila sie silna kobieta. Taka instytucja gdzie kobiety sa niedopuszczane do glosu to koscioly. Tam trzeba miec kutasa, tak mowia samce, bo podobno Jezus tego wymagal. Powinien byc parytet w kosciele, zdecydowanie.

         

        1. >>Powinien byc parytet w kosciele, zdecydowanie.<<

          -A co bezbożnika obchodzi Kościół? Tam im gorzej, tym lepiej, niech kobiety od niego odchodzą, zamiast stanowić jego podporę. Nie ma przymusu przynależności do Kościoła, a co tam się dzieje to sprawa wierzących, dopóki oczywiście nie dochodzi do przestępstw. 

          1. Wlasnie nie. Kobieta ksiadz to najlepszy sposob na odstraszenie kobiet od kosciola. Jak sobie baba pomysli ze miala by sie spowiadac drugiej babie – co za koszmar. One sa jak kury, uznaja tylko koguta.

  3. ostatnio lecze zeby – same dentystki – bardzo dochodowa profesja – moze by jakies parytety zrobic – aby wyrownac tą razaca nierownosc – 50% miejsc na studiach stomatologicznych dla kobiet —w szkołach tragedia same kobiety – jakie to spaczenie pedagogiczne – dla wychowanków 

     

  4. Tak jakoś wypada, że sporo jest chętnych do wojenki z feministkami, a także – w naszym kraju – do wojny z komunistami i islamistami. Wspólna cecha tych kampanii jest to, że są one bezpieczne. Wprawdzie bojówki komunistyczne i islamistyczne są groźniejsze niz feministyczne, ale za to – w naszej RP – świecą fizyczna nieobecnością.

     

    Dziwnie natomiast mało jest gotowych do walki z faszystami, czyżby ich kamuflaż jako "narodowcy" i "patrioci" był aż tak skuteczny, czy raczej fakt, że ich bojówki są jak najbardziej fizycznie obecne – odstrasza tych, co tak dzielny odpór daja lewactwu, pedalstwu i  feminizmowi?

     

     

    1. >>Tak jakoś wypada, że sporo jest chętnych do wojenki z feministkami, a także – w naszym kraju – do wojny z komunistami i islamistami. <<

      -Używasz dziwnych określeń w stosunku do zwykłego tekstu krytykującego czyjąś głupotę. Gdy ktoś kpi z feminizmu, czy krytykuje islam to znaczy, że ma ochotę walczyć? Jest przeciwnie, bardzo chciałbym nie musieć o nic walczyć i mieć  przynajmniej takie swobody jak obecnie, które są zagrożone w przypadku dominacji muzułmanów, gdziekolwiek się pojawią. Feminizm w wydaniu wielu aktywistek ma ochotę kneblować usta i wprowadzać kary za urojone seksizmy i molestowania. Feministki i znaczna częśc lewicy regularnie wyzywa od faszutów i islamofobów ludzi kryrtykujących islam i jego najgorsze przejawy, a nawet w są za to mandaty i wielu ludzi straciło pracę na uczelniach i w redakcjach. Nazywa się to mową nienawiści, która jest stosowana jak bicz na niepoprawnych i niewygodnych. A faszyści? Pokrzykujący gówniarze stadionowi. Prawdziwych mało, ale to właśnie poprawnośc polityczna i robienie z ludzi idiotów, jakby nie mieli oczu, ani uszu, powoduję wzrost radyklanych nastrojów. To że u nas nie ma zagrożenia ze strony muzułmanów jest spowodowane tylko jednym, że jest ich mało i powinno tak zostać, co niestety bardzo nie pasuje naszym feministkom pragnących odmienności kulturowych (książąt Orientu), o czym już pisałem.   

        1. Na to, co ktoś czuje nic nie poradzę. Na razie istnieje swoboda odczuć i  ich wyrażania. A na takim wiecu nie byłem i się nie wybieram. Naprawdę istnieją przeciwnicy lewicy i roszczeniowego feminizmu, którzy nie są prawicowymi oszołomami. Nazywają się racjonalistami. 

  5. Faktem  jest ze w przeszlosci na wszystkich kontynentach kobiety byly uposledzone. Od czasow biblijnych do obecnych. 

    Obecnie zaczyna byc lepiej ale wciaz kobiety maja nizsze  pensje od mezczyzn za ta sama prace. Pracujac 20 lat w przemysle lotniczym USA zauwazylem ze wiekszosc kobiet traktuje swoja prace powaznie i stara sie ja wykponac bardzo solidnie aby przekonac kierownictwo ze kobiety sa rownie dobre. Jedynie w Skandynawii kobiety sa traktowane tak samo jak mezczyzni. Najgorsza sytuacja kobiet jest w krajach muzulmanskich.

    1. -Tak było w przeszłości  i tak jest do dziś w krajach islamskich, o czym sam pisałem. Natomiast tutaj pokazuję, że prawo nikogo nie dyskryminuje i wszelkie przepisy zapewniają równość płci. Dawna formuła feminizmu się wyczerpała i dziś należy jedynie pilnować przestrzegania prawa. Naprawdę pan pracujuący w "Biedronce" na kasie nie ma wyższych stawek od pań. Piszę coś takiego na kolejnym forum i nie dostałem ANI JEDNEGO konkretnego przykładu, gdzie kobieta, za dokładnie tę samą pracę, w tej samej firmie, dostaje niższe wynagrodzenie niż mężczyzna, tylko ze względu na płeć. ANI JEDNEGO! Za to naczytałem się absurdalnych zarzutów, że "boję się kobiet", "piszę jak ONR-owiec", "nie rozumiem zmian kulturowych". 

      -Co do Skandywawii, naprawdę nie dawałbym dzisiaj tych krajów za przykład. Lewicowy feminizm  przekrczył tam już "owellowskie" granice. Poprawnośc polityczna jest kneblem na wolnośc słowa. Rodzicom odbiera się dzieci z banalnych powodów, oczywiście rodowitych mieszkańców, nie ingerując w patologie imigrantów muzułmańskich. Szwedzi są ostrzej traktowani przez system prawny niż przyjezdni, którzy opanowali wiele dzielnic miast, gdzie kobiety są zagrożone jak nigdy wcześniej przestępstwami na tle seksualnym, a wiele musi zmieniać miejsce zamieszkania, ze względu na nękanie i moletowanie. Polityka imigracyjna to kompletna katastrofa. Ten spokojny niegdyś kraj stał się areną walki gangów. Ministry szwedzkiego rządu pokornie zakładały chusty na wizytę w Iranie i nie robią nic, aby dzieci imigrantów nie musiały ich nosić, uznając je za część ich kultury. To nie jest dobra droga. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

piętnaście − 1 =