Frogs & Rosbifs – czyli Francuzi i Brytyjczycy o sobie nawzajem

Anglicy i Francuzi to chyba te dwa narody, które najchętniej żartują i szydzą z siebie nawzajem, mimo iż mają wiele wspólnego. Oba te narody zamieszkiwały kraje, które uległy stosunkowo szybkiej centralizacji politycznej i ich kultura była tworzona przede wszystkim w ośrodkach głównych jak olbrzymi Londyn i niewiele mniejszy Paryż.

28
Il. Hogarth: The Gate of Calais

Anglicy są nie tylko potomkami Celtów i Germanów, ale i Rzymian, którzy za panowania cesarza Klaudiusza podbili Brytanię. W przeciwieństwie wiec do np. Niemiec, Anglia była w całości poporzadkowana rzymskiej cywilizacji, co zbliża Brytyjczyków do Francuzów i innych spadkobierców Imperium Romanum, i stąd pochodzi ich, często podkreślane „starszeństwo cywilizacyjne” wobec innych obszarów zasiedlonych przez ludy germańskie. Zwłaszcza butni Niemcy czują wyraźny kompleks niższości wobec pokrewnego narodu brytyjskiego. Rzymianie wycofali się z Brytanii w V wieku, zostawiając Brytów na pastwę dzikich Piktów napierających z północy, co jak się wydaje wyrobiło w wyspiarzach przekonanie, że najlepiej samemu zadbać o własne interesy.

W 1066 roku francuskojęzyczni Skandynawowie osiedleni w Normandii od dwu wieków, postanowili najechać Anglię, co doprowadziło do tego, że jeszcze w XIV wieku język francuski stał się językiem elit na Brytanii. Trzeba było wysiłków odnowicieli języka angielskiego typu Geoffreya Chauvera i Williama Langlanda by przywrócić angielszczyznę literaturze. Ten nowy angielski był jednak już mocno przesiąknięty francuszczyzną. Do dziś jeśli rodowity Anglik zna jakiś język obcy najczęściej jest to francuski. Za panowania Jana Bez Ziemi Anglia stała się przejściowo lennem papieskim, co dla przyszłych pokoleń stanowiło kolejne doświadczenie negatywne, związane z obcymi wpływami na wyspach. Wojna stuletnia z Francją (warto tu zaznaczyć, że Francja była wówczas krajem o 12-milionowej populacji, czterokrotnie liczniejszej niż angielska) przerwała pokrewieństwo między obu narodami o francuskojęzycznych elitach. Francuzi swoje poczucie narodowe budowali w dużym stopniu na identyfikacji negatywnej wobec Anglików. Wojna stuletnia (1337-1453) i okrucieństwa Anglików spowodowały, że przestano na nich spoglądać jak na grupę normańskich szlachciców mogących stanowić pożądaną alternatywę wobec francuskich panów i zaczęto widzieć w nich okrutnych (obżerających się rudych i jasnowłosych) najeźdźców. Francuski notariusz żyjący pod koniec XV wieku zanotował: „…gdy już wyrzucono Anglików, każdy się wziął za swoją robotę; budowano i handlowano, i zaczęto opływać w dostatki[1]…”; to wszystko dzięki „wyrzuceniu Anglików”.

Reformacja, a zwłaszcza zmagania Elżbiety II z hiszpańskimi agentami, knowaniami i najazdem utrwaliła wśród Anglików niechęć do katolicyzmu, a także do autorytetów. Typowo angielska znana nam skłonność do lekkiej drwiny z autorytetów ukształtować się musiała w tych czasach. Tymczasem Francja pozostała częścią katolickiego „absolutystycznego” inwentarza, odtąd już nie tylko krew dzieliła oba narody.

Na przełomie XVI i XVII wieku Francja zdaje się nie wywoływać u elit angielskich specjalnych emocji. Głównym przeciwnikiem trochę podziwianym, a trochę pogardzanym była wówczas Hiszpania, a dopiero potem część negatywnych cech przypisywanych temu narodowi zaczęto donosić także do Francuzów.

Francja była w renesansowym Londynie uznawana za część obozu znienawidzonych katolików-„papistów”, których jednak w samej Anglii było wystarczająco dużo, by unikano niepotrzebnego drażnienia papistowskiej nuty[2]. Francja, o czym nie wolno zapominać, brana była przez Elżbietę I pod uwagę jako ewentualny sojusznik, który mógłby pomóc Anglii utrzymać Hiszpanów na bezpieczną odległość. Francuzom i papistom pamiętano jednak rzeź nocy Św. Bartłomieja (1573), która znalazła swe odbicie w sztuce Chistophera Marlowe’a (1564-1593); The Massacre at Paris (premiera 1593)[3].

W XVI wieku – dobie wojen religijnych, Anglia pełniła rolę kraju wspierającego protestantów, co nie mogło się podobać szamoczącym się między ligą katolicką a hugenotami monarchom, ani absolutystycznym jurystom, upatrujących jedyną szansę na spokój i dobrobyt we wzmocnieniu władzy królewskiej. Ustrój angielski, a zwłaszcza egzotyczna dla Francuzów działalność i funkcja parlamentu budziła pewną ciekawość. Bodin w swych „Sześciu księgach o rzeczpospolitej” rozważa, czy można uznać monarchię angielską za suwerenną[4]. Anglików Bodin zaliczał do „ludów Północy”[5], podobnie jak Szwedów, Polaków, Duńczyków, Moskali i Franków, bardziej energicznych od południowców (Galów, Hiszpanów, Włochów, Greków). Ludzie Północy woleli zawsze, zdaniem Bodina, „rządzić się same”, podobnie jak samemu załatwiać inne ważne sprawy, o czym świadczyć miała mnogość pojedynków, dozwolonych, a nawet zachwalanych w prawie salickim i skandynawskim. Południowcy byli zdatniejsi do roli poddanych króla absolutnego; bardziej posłuszni, bierni i szukający opieki potężnego władcy[6]. O Anglikach wspomina jeszcze Bodin, ostrzegając, że zawsze wykorzystują oni niesnaski wśród Francuzów[7]. Bodin twierdził również, że w dziedzinie sztuki, i jak byśmy dziś powiedzieli, całokształtu cywilizacji, ludy Południa mają przewagę (włoskie malarstwo renesansowe?). To poczucie wyższości widać potem także u Boulainvilliersa, a nawet, w sposób pośredni u oświeconego francuskiego „amerykanina” Condorceta, który uznawał, że epoka przesądu we Francji skończyła się na rządach Henryka IV (1589-1610)[8], takie postawienie sprawy dawałoby przewagę cywilizacyjną Francji nad Anglią, ponieważ w przypadku sąsiada trzeba poczekać na śmierć fanatycznego „monstrum”, za jakie przez drugą połowę XVII i cały XVIII wiek, a nawet i później uchodził Cromwell lider angielskiej rewolucji purytańskiej (1649-1660).

Thomas Hobbes, racjonalistyczny absolutysta nie chwali Francji w „Lewiatanie” (1651), ale też jej nie atakuje, choć miałby powody, choćby ściganie go w Paryżu (gdzie przebywał w latach 1640-1651) za ateizm. Rewolucja angielska dokonana przez purytanów dowodzonych przez Cromwella przeraziła Europę. Cromwell dołożył swą cegiełkę do antykatolickości angielskiej uprawiając intensywną antyhiszpańską propagandę.

Restauracja Stuartów i okres umacniania ich absolutyzmu (1660-1689) zbliżyła Anglię do Francji. monarchia Ludwika XIV i monarchia Karola II, mimo wymuszonych ustępstw tego drugiego na rzecz parlamentu miały wiele wspólnych cech; przykładowo – obie stosowały merkantylizm w handlu i produkcji. Połączoną niechęć do absolutyzmu i do Francji jako pierwszy uosabiał po części republikanin i po części zwolennik rządów arystokracji Sir Algernon Sidney (1623-1683). 7 grudnia 1683 został stracony za zdradę króla (rzekomy udział w spisku mającym obalić Karola II), któremu do 1677 roku pomagał. Discourses on Government (1680) Sidneya zawierają, prócz tez antyabsolutystycznych, wiele pośrednich przytyków do niedoskonałości i „nadużyć” rządu we Francji i Rzeszy niemieckiej[9]. Większość angielskiej elity politycznej tolerowała zapatrzonego we Francję protestanta Karola II, lecz charakterystyczny jest fakt współdziałania wigów i torysów w obaleniu Jakuba II (pan. 1685-1689), o którym wiadomo było iż wyznawał katolicyzm.

John Locke, ideolog nowego, wigowskiego w swej istocie, ustroju wykształconego z „chwalebnej rewolucji” (1688-1689) w swej krytyce absolutyzmu raczej unika wyraźnych ataków na Francję i jej rząd. Problem absolutyzmu traktuje więc uniwersalnie. Zauważa jednak pewną cechę francuskiego ustawodawstwa, która często będzie jeszcze bulwersować Anglików; mianowicie nacisk na moc ziemi francuskiej powodującą m.in., że dziecko Anglika i Angielki spłodzone we Francji będzie zgodnie z obowiązującym tam prawem poddanym króla Francji.

Walki o Irlandię z wiernymi Stuartom irlandzkimi katolikami, wsparte propagandą rządu Wilhelma III Orańskiego (pan. 1689-1702), wojującego z Francja już od 1672 (jako stadhouder Republiki Zjednoczonych Niderlandów) utrwaliły wśród ludu angielskiego wyobrażenie, że Anglia (potem Wielka Brytania) jest ostatnią ostoją wolności przeciw hegemonii Ludwika XIV.
W połowie XVII wieku francuski propagandysta królewski , Cardin Le Bret odmawiał Anglii, tak zresztą jak i księstwom Rzeszy statusu suwerennych monarchii. Ten bardzo skoncentrowany na sprawach francuskich autor, zaszczycił jednak Anglików (i Holendrów) mianem „następców Kartaginy”, ze względu na silnie rozwinięty handel morski. Le Bret żałował też, że dopiero za kardynała Richelieugo, dla którego pisze swe dzieło o suwerenności królewskiej rząd we Francji położył większy nacisk na rozwój floty[10].

W 1661 roku Ludwik XIV nie brał Anglii zbyt poważnie. Wymieniając kraje ważne dla europejskiej równowagi, omówił ja nawet po Danii, jednak jednocześnie cieszył się z niedawnej restauracji Stuartów i wiele obiecywał sobie po ich profrancuskich inklinacjach[11].

W 1716 roku w Amsterdamie został opublikowany znakomity podręcznik dyplomacji zatytułowany: De la manière de négocier avec les souverains („O sposobie prowadzenia negocjacji z władcami”). Jego autorem był wytrawny dyplomata François de Callières (1645-1717), który podkreślał różnice w procesie podejmowania decyzji politycznych po obu stronach Kanału La Manche:

„… Są kraje, w których nie wystarczy porozumieć się z władcą i jego ministrami, bo istnieją tam inne równoważne moce, które mogą unicestwić jego postanowienia i zmusić je do podjęcia przeciwnych. Tak dzieje się w Anglii, gdzie parlament często zmusza królów, wbrew ich woli do wojny lub pokoju…[12]”.

Parlamentaryzm brytyjski (podobnie jak polską sejmokrację) Francuzi traktowali jako słabość, aż do pokonania ich przez Brytyjczyków w wojnie o hiszpańską sukcesję (1701-1714), po której napięcie miedzy obu krajami i narodami musiało zmaleć, ale Francja i jej rząd służyły jako przykład niezdrowych, zdaniem Brytyjczyków, roszczeń do władzy nad wszystkimi i wszystkim. Francuzi byli „ujeżdżanymi przez papieża niewolnikami w chodakach” (pope-ridden, wooden-shoed slaves)[13], kojarzyli się ludowi angielskiemu z nadętymi afektowanymi, wiecznie rozgadanymi i plotkującymi leniwymi błaznami. Francję nazywano monkey land – „krajem małp”. Jeśli chciano dokuczyć Francuzowi nazywano go – chattering French baboon – „gadatliwym francuskim pawianem”[14]. Przywiązanie Francuzów do warzyw i czarnego chleba, spożywanego w Anglii przez biedotę, było w oczach mięsożernych i rybożernych Anglików dowodem na francuskie ubóstwo i zachłanność rządu absolutnego. Symbolem starej dobrej Anglii i jej bogactwa była powszechnie konsumowana pieczeń wołowa (roast-beef) – angielskie danie narodowe, o którym w 1731 roku Henry Fielding skomponował balladę: O the Roast Beef of Old England (jako część sztuki teatralnej The Grub-Street Opera):

O the Roast Beef of Old England

Tłumaczenie [P.N.]

„…When mighty Roast Beef was the Englishman’s food,
It ennobled our brains and enriched our blood.
Our soldiers were brave and our courtiers were good
Oh! the Roast Beef of old England,
And old English Roast Beef!
But since we have learnt from all-vapouring France
To eat their ragouts as well as to dance,
We’re fed up with nothing but vain complaisance
Oh! the Roast Beef of Old England,
And old English Roast Beef!..”

„..Gdy potężny rozbef był pokarmem Anglika,
Uszlachetniał nasze umysły i wzbogacał krew,
Nasi żołnierze byli dzielni a dworzanie dobrzy,
Oh rozbef starej Anglii,
stary angielski rozbef!
Odkąd Francja nauczyła nas,
jeść jej zakąski i tańczyć,
jesteśmy wypchani jeno próżną uprzejmością,
Oh rozbef starej Anglii,
stary angielski rozbef!…”.

Niezwykle popularna ballada (pod jej wpływem Francuzi zaczęli nazywać Anglików – les rosbifs) stała się jednym z podstaw brytyjskiego patriotyzmu i nacjonalizmu. Jego uzupełnieniem jest obraz Williama Hogartha zatytułowany: „Brama Calais” The Gate of Calais, zwany też: O, the Roast Beef of Old England. W lipcu 1748 Hogarth, korzystając z zawieszenia broni między obu państwami[15], wyruszył w dawno planowaną podróż do Francji[16]. Czekając w Calais na statek, który miał go zabrać z powrotem do ojczyzny, Hogarth malował miejscową twierdzę, która do 1558 roku należała do Anglii i miała angielski styl architektoniczny. Czynność ta wydała się podejrzana francuskim żołnierzom, którzy zaprowadzili go do gubernatora, ten jednak od razu spostrzegł, że ma do czynienia z artystą, a nie szpiegiem. Obraz Hogartha nabrał więc specyficznego znaczenia patriotycznego[17], tym bardziej, że na obrazie sługa niesie ogromną porcję wołowiny.

Hogarth był zdziwiony jak dalece Calais różni się od angielskiego Dover:

„…Kiedy ktoś jedzie pierwszy raz stąd do Francji droga przez Calais, musi uderzyć go fakt, jak dalece w tej niewielkiej odległości od Dover wszystkie rzeczy wyglądają inaczej; farsowa pompa wojenna, ostentacyjna religijność, rozgardiasz i mało sensownej działalności, krótko mówiąc bieda, niewolnictwo i bezczelność, a także przesadna grzeczność dają ci tu próbkę całego kraju. Również ludzie, tak samo jak brzegi, są tu zupełnie inni. Żony rybaków mają twarze jakby obciągnięte garbowaną skórą, a żołnierze są obszarpani i wychudzeni…”[18].

Nie można jednak powiedzieć by w Calais panował wówczas zupełny zastój, skoro w roku 1740 zrekonstruowano ratusz pochodzący z 1231 roku.
Londyńczycy ustawicznie bali się francuskiej inwazji, która nie była wcale taka niemożliwa. Doskonałym przykładem może być tu sytuacja z czasów wojny o sukcesję austriacką (1741-1748), w której Wielka Brytania poparła Austrię przeciw Francji Ludwika XV. We fragmencie dziennika Johna Percevala, 1. hrabiego Egmont (1683-1748) z 12 lutego 1744 roku czytamy, iż uzbroił on całą służbę swego londyńskiego domu w muszkiety i szpady, na wypadek gdyby krążąca po Kanale La Manche flota francuska (zanim przegnały ją okręty adm. Norrisa) zdecydowała się dokonać desantu na brytyjską stolicę. Większość ówczesnej klasy politycznej i intelektualistów spodziewała się w tych dniach rychłego ataku[19]. Bano się powszechnie, że Francuzi będą się osiedlać wśród Anglików, by potem skrytobójczo podrzynać im gardła. Hugenotów traktowano z szacunkiem, ponieważ tak nakazywał rząd, byli w końcu protestantami, ale i o nich krążyły niepochlebne stereotypy. Dla utrwalenia się wszystkich negatywnych stereotypów Francuza duże znaczenie miała sprawa kawalera Michela Descazeaux, który podczas swego pobytu w Londynie udawał muzyka, poetę i hrabiego. Descazaux został przedstawiony na karykaturze z 1750 roku jako ucieleśnienie francuskiej buty, sztuczności, pretensjonalności i próżności[20].

Inną jeszcze przyczyną wrogości osiemnastowiecznych londyńczyków do katolickich cudzoziemców, w tym zwłaszcza Francuzów, było nieporozumienie jakoby oni właśnie doprowadzili do wielkiego pożaru Londynu w 1666 roku. Tak naprawdę pożar wybuchł w jednym z pieców królewskiej piekarni przy Pudding Lane (dlatego duchowni uważali pożar za karę za grzech obżarstwa). Do jego spowodowania przyznał się jednak wówczas pewien Francuz, najprawdopodobniej niespełna rozumu. Po odbudowie Londynu w drugiej połowie XVII wieku na miejscu dawnej piekarni powieszono tablicę głoszącą, że ogień zaprószyli „papiści” (tj. katolicy).
Na wrogość londyńskiego tłumu Francuzów skarżył się m.in. Jean-Pierre Grosley[21], autor przewodnika po Londynie wydanego w 1772 roku, który słyszał takie określenia jak „francuski pies” i „francuska dziwka”, jakie prześladowały francuskich turystów rozpoznawalnych łatwo po stroju i manierach. Grosley konfrontuje informacje o takich zdarzeniach z grzecznością brytyjskiej klasy uprzywilejowanej i sprzedawców w sklepach. Biedacy natomiast nieraz obrzucili jajkami powozy, w których jechali francuscy goście[22]. Ciekawe jest to, że tylko w Londynie cudzoziemców tak bardzo nie lubiano, co być może wynikało z rozpolitykowania Londyńczyków[23].
Przedstawiciele elity, tacy jak Fielding trochę dworowali sobie z ludowego nacjonalizmu, a trochę podzielali przekonania ulicy. Osiemnastowieczna Wielka Brytania to z jednej strony mieszczańscy „prawdziwi Anglicy” (true-born Englishmen), a z drugiej arystokratyczni modnisie zapatrzeni we francuskie zwyczaje. Do arystokratycznych miłośników Francji należał znany już nam Philipp Dormer Stanhope, hrabia Chesterfield żywo interesujący się literaturą francuską i tezami francuskiego oświecenia, bliski przyjaciel Montesquieu i korespondent Voltaire’a. Przy okazji trzeba zaznaczyć, że brytyjska arystokracja nigdy nie osiągnęła takiego stopnia sfrancuzienia jak na przykład niemiecka; podobnie brytyjscy myśliciele polityczni nie mieli w zwyczaju analizować ustroju francuskiego tak dokładnie jak ich francuscy koledzy „angielski rząd” i angielką monarchia mixta. Francję oglądał Chesterfield przede wszystkim oczyma dyplomaty, taką też optykę widać w jego edukacyjnych listach do syna[24], który również był przygotowywany do zawodu dyplomaty; oto fragment z listu z 21 sierpnia[25] 1747 roku:

„…Wobec osoby cesarza w Wiedniu preferuje się inne grzeczności niż ukłony, we Francji nikt nie kłania się królowi[26], ani nie całuje jego ręki; w Hiszpanii i Anglii ukłony są czynione a ręce całowane[27]…”.

Francja robiła na brytyjskich dyplomatach silne wrażenie swą potęgą militarną i dwukrotnie większą liczbą mieszkańców niż posiadała Wielka Brytania. Mocną krytykę hr. Chesterfielda budziły bezbożność i libertynizm francuskich elit, czego dowodzi list z 18 (29) listopada 1748 roku: „…przejście z papizmu w pogaństwo jest łatwe i szybkie[28]…”. Jak wielu innych brytyjskich autorów osiemnastowiecznych, hr. Chesterfield nie dostrzegał specjalnych różnic miedzy europejskim absolutyzmem a azjatyckim despotyzmem, mimo iż wolę królów Francji ograniczały; ordonanse ich poprzedników, zwyczaje polityczne i ciała pośredniczące. Chesterfield pisał do syna z roku 1767 by obejrzał pozostałe ślady dawnej Francji pełnej stanowych i regionalnych przedstawicielstw, z którymi królowie francuscy musieli się liczyć:

„…Słusznie zamierzasz zobaczyć obrady stanów Langwedocji, choć są one jedynie cieniem prawdziwych stanów, z czasów gdy we Francji istniało jeszcze nieco wolności[29]…”.

Chesterfield pisze te słowa, mimo iż w Anglii, też była cenzura prasy; też bijano poetów; też zamykano w wiezieniu za krytykę władz (sprawa Johna Wilkesa), dlatego, że utożsamiał on wolność z parlamentaryzmem, a więc z reprezentacją (tzw. „wolnością pozytywną”). Mimo to, uważa, że od Francuzów można się wiele nauczyć z takich dziedzin jak historia (jeśli zdoła się wreszcie skierować dyskusję ze spraw trywialnych na tematy istotne[30]), o oświeceniu francuskim nie miał Chesterfield najlepszego zdania, twierdząc (np. w liście z kwietnia 1752 roku), że rozbija się ono na drobne (co ciekawe chwali on wyraźnie Voltaire’a, ale jako historyka, a nie filozofa). Mimo to lord odradza synowi przebywanie jedynie wśród innych odwiedzających Francję typowych les Milords Anglois, którzy ograniczali kontakty z tubylcami do absolutnie niezbędnego minimum[31].
Najmłodszy syn premiera Roberta Walpole’a (1676-1745), polityk i pisarz Horace Walpole[32] (1717-1797) nie był tak nieprzychylny francuskiemu absolutyzmowi jak lord Chesterfield; przeciwnie, sercem jest wyraźnie po stronie tych „filozofów”, którzy jak Voltaire pokładali nadzieję w oświeconych reformach[33], jakie władca absolutny wprowadziłby łatwiej niż ten, który musi się liczyć z opinią innych. Horace Walpole kibicował partii „liberalnej” skupionej wokół markizy Pompadour, przez cały okres jej wpływów na dworze (1745-1764), licząc iż odciągnie ona Ludwika XV od księży i dewotów[34]. Po śmierci Pompadour (1764). Los Francji wyraźnie leżał mu na sercu.
Słynnemu pisarzowi Henry’emu Fieldingowi, który trzymał z wigami, bliżej było do true-borne Englishmen (tak nazywano wówczas nieco ksenofobicznych patriotów angielskich, nazwa pochodziła z wiersza Daniela Defoe) niż do arystokratycznych brytyjskich frankofilów. Mimo komediowego charakteru jego słynnej powieści „Tom Jones, czyli historia podrzutka”, można w niej znaleźć kilka delikatnych „ataków” na „nienaturalnie wielką” władzę królów francuskich. Francuzów, uważa też Fielding za naród najbardziej opętany przez uwielbienie wojny:

„…Nie chciałbym traktować tej sprawy żartobliwie, w obawie że poważni mężowie stanu i politycy, którzy żartów nie lubią, oburzą się na moje sugestie; ale całkiem serio, czyż bitwy nie można by, rozstrzygnąć przy pomocy pewnej liczby krwawiących nosów i podbitych oczu równie dobrze, jak hekatombą okaleczonych i pomordowanych ciał ludzkich? I czy zdobywanie miast nie mogłoby być rozstrzygnięte tym samym sposobem? Można przypuszczać, że taki projekt byłby niekorzystny dla interesów Francji, która straciłaby swoją wyższość nad innymi narodami, zdobytą dzięki biegłości jej inżynierów, lecz biorąc pod uwagę rycerskość i wielkoduszność tego narodu, jestem przekonany, że Francuzi nigdy by nie odmówili walki na równych prawach z przeciwnikiem, czyli jak to się mówi — dorównania mu uzbrojeniem[35]…”.

Podobnie Oliver Goldsmith (ur. 1728 lub 1730, zm. 1774), wyraźnie dbający o „czystość” angielskiej kultury i krytykujący m.in. uwielbienie dla włoskiej opery, ponieważ nie widział sensu w słuchaniu ich, jeśli nie zna się włoskiego. Za podobnie afektowaną, jak włoska opera, uważał francuską grzeczność. W swojej powieści filozoficznej[36] „Obywatel świata” (The Citizen of the World) powstającej w formie artykułów prasowych od 1760 roku przedstawił scenę gdy w czasie deszczu Anglik i Francuz proponują pożyczenie zziębniętemu (bo nieprzygotowanemu na taką aurę) Chińczykowi swe płaszcze:

„…Anglik, widząc jak trzęsę się z zimna, rzekł; „… weź ten płaszcz, ja go nie potrzebuję, poradzę sobie równie dobrze bez niego”. Na to Francuz jął pokazywać mi swą grzeczność: „…Mój drogi przyjacielu, wykrzyknął, proszę byś zaszczycił mnie używając mego płaszcza. Spójrz jak znakomicie chroni mnie on przed deszczem. Nie rozstałbym się z nim dla innych, ale dla takiego przyjaciela jak Ty pozbył się nawet własnej skóry[37]…”.

Goldmith interesował się dość głęboko francuskimi literatami, zarówno konserwatywnymi[38], jak i oświeceniowcami[39], mało jednak znajdował dla nich słów pochwały. Szkocki geniusz Hume, mimo przyjaźni z Rousseau[40], również daleki był od chwalenia philospohes, jako w dużym stopniu konserwatystę drażnił go ich radykalizm, a jako empirystę, ich racjonalizm i aprioryzm[41]. Znane jest powiedzenie Hume’a zalecającego „myśleć z Anglikami, a bawić się z Francuzami”, być może jego przekonanie brało się stąd, że będąc w l. 1763-1765 sekretarzem brytyjskiego posła w Paryżu Francisa Seymour-Conway, markiza Hertford (1718-1794), Hume bywał w salonie madame Geoffrin, która nie dopuszczała zwykle do rozmów na poważniejsze tematy. Mimo wszystkich negatywnych skojarzeń, jakie Francja mogła budzić w Brytyjczykach, pozostawała jednym z głównych miejsc, jakie należało odwiedzić w ramach podróży edukacyjnej – Grand Tour. Nie wszyscy jednak wyjeżdżali tam by poszerzać swe horyzonty. Pisarz angielski szkockiego pochodzenia Tobias Smollett (1721-1771), ojciec powieści pirackiej, wybrał się do Francji i Włoch w kwietniu 1763 roku by podnieść się na duchu po utracie jego jedynego dziecka, 15-letniej Elisabeth. Podróżował z Boulogne do Nicei, która, ze względu na swój leczniczy klimat była głównym celem podróży; następnie odwiedził kilka z miast włoskich by w czerwcu 1765 roku powrócić do Londynu. W 1766 wydał wspomnienia z podróży pod tytułem: Travels through France and Italy.

Na brytyjskich podróżników czekała we Francji burbońska biurokracja. Celnicy może i byli, jak pisał Smollett milsi od angielskich, ale zwykli zatrzymywać „podejrzane” książki; z tego powodu pisarz musiał spędzić znacznie dłuższy czas w Boulogne niż zamierzał, co zaprowadziło jego umysł ku refleksjom, którym, jak pamiętamy nieco miejsca poświęcił Locke, że gdyby umarł we Francji, to mimo iż jest Anglikiem, a więc cudzoziemcem, cały jego dobytek przypadłby Ludwikowi XV („napuszonej lali” – stuffed doll, jak nazywa króla w innym miejscu). Swe książki odzyskał dzięki interwencji ambasadora (i zapewne jego sekretarza – Hume’a). Smollett jest wyraźnie typem turysty marudzącego; narzeka na afektację dam paryskich, na dewocję i melancholijny charakter ludu francuskiego, na to, że Francuzi są kłopotliwi i kapryśni (Francuz babrzący palcami we wszystkich misach z potrawami i stwierdzający, że „nie jest głodny”), niezdolni do przyjaźni, a jeśli nawet do niej zdolni, to w najwyższym stopniu kłopotliwi jako przyjaciele, gdyż wypytują o intymne szczegóły[42].
We Włoszech (1762) Smollett napotkał innego znakomitego podróżującego pisarza Laurence’a Sterne’a (1713-1768) pastora anglikańskiego i prekursora sentymentalizmu jako prądu w literaturze. Wobec Sterne’a, Smollett musiał być równie marudny, co wobec Paryżan, skoro Sterne sparodiuje go jako wiecznie niezadowolonego turystę p. Smelfungusa w swej „Podróży sentymentalnej przez Francję i Włochy”. A Sentimental Journey Through France and Italy, będącej w dużym stopniu odpowiedzią na książkę Smoletta.
Sterne również wyjechał do Francji (1762) z powodów zdrowotnych (postępująca gruźlica). Udał się do Paryża, a następnie do Montpellier i Tuluzy, gdzie sprowadził żonę i córkę. Również tutaj odnosił znaczne sukcesy towarzyskie, przyjaźniąc się m.in. z Voltaire’m i Diderotem. W 1765 roku odbył kolejną podróż przez Francję i Włochy, a zimę spędził w Rzymie i Neapolu. Na kanwie tych podróży napisał (1767) i wydał (1768) „Podróż sentymentalną”. Podobnie jak Smolletowi miał kłopoty z francuską biurokracją, jednak jak się zdaje, swe kłopoty przyjmował ze stoickim spokojem, choć były poważne:

„…Kiedy La Fleur powiedział mi, że porucznik policji dowiadywał się o mnie, rzecz przypomniała mi się w jednej chwili; ledwie La Fleur zdążył dokładnie mi to opowiedzieć, wszedł właściciel hotelu i powtórzył to samo z tym dodatkiem, że specjalnie pytano o mój paszport. Na zakończenie wyraził nadzieję, że go posiadam. — Zaprawdę, nie! — odrzekłem.
Gdy to powiedziałem, właściciel hotelu odstąpił ode mnie na trzy kroki, niczym od powietrzem ruszonego— a biedny La Fleur postąpił trzy kroki ku mnie takim ruchem, jaki czyni dobry człowiek, by ratować nieszczęśliwego — i pozyskał tym moje serce; z tego jednego rysu poznałem bowiem jego charakter tak doskonale i mogłem polegać na nim tak pewnie, jak gdyby służył mi wiernie przez siedem lat.
— Mon Seigneur — zawołał właściciel hotelu — lecz wydawszy ten okrzyk zreflektował się i natychmiast zmienił ton, — Jeśli Monsieur — powiedział — nie posiada paszportu, apparement — według wszelkiego prawdopodobieństwa — ma w Paryżu przyjaciół, którzy mu go sprokurują. — Nic mi o tym nie wiadomo — odrzekłem z niedbałą miną. — Wobec tego certes— odparł — poślą cię, panie, do Bastylii lub do Chatelet, au moins . — Fiu! — rzekłem — król francuski to zacny człek — nie zrobi krzywdy nikomu[43]. — Cela n’empêche pas — odparł — z pewnością poślą cię jutro rano do Bastylii. — Ależ nająłem u ciebie kwaterę na miesiąc— odpowiedziałem — i nie opuszczę jej ani na dzień przed czasem na przekór wszystkim królom Francji na świecie. — Na to La Fleur szepnął mi do ucha, że nikt nie może stawiać oporu królowi Francji.
— Pardi!— rzekł mój gospodarz — ces Messieurs Anglois sont des gens très extraordinaires. — Co powiedziawszy i przypieczętowawszy przekleństwem, wyszedł…[44]”.

Podczas wojny siedmioletniej (1756-1763) obecność Anglików we Francji była podejrzana, stąd potrzebowali mieć paszporty wydane przez osoby godne zaufania. Wyjeżdżając z Anglii, Sterne nie wiedział, że jeszcze toczy się wojna (sic !). Przypadek ten daje wyobrażenie o swobodzie, jaka mimo wszystko panowała w tych czasach. W kłopotach paszportowych pomógł baron d’Holbach, który odwołał się do swych wpływowych znajomych[45]. W „Podróży sentymentalnej” zwraca uwagę jeszcze fragment gdy Sterne musi płacić tyle samo za przejazd teoretycznie tańszą drogą, ponieważ „król Francji nie może tracić z powodu kaprysów J.W. Pana (tj. Sterne’a). Sterne, podobnie jak Smollett i Locke zwraca też uwagę na droit d’aubaine, czyli przejmowanie przez króla Francji, zgodnie z francuskim prawem, spadku po cudzoziemcu; widać przepis ten musiał szczególnie szokować Brytyjczyków[46]. W swej pisanej od 1758 roku i nigdy niedokończonej powieści: „Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy” (The Life and Opinions of Tristram Shandy, Gentleman) można znaleźć dość liczne fragmenty wskazujące, że „absolutna” władza króla Francji wydawała się temu pisarzowi nieuzasadnionym panowaniem nad życiem i śmiercią poddanych[47]. Protestancka perspektywa nigdy do końca nie opuszczała nawet oświeconych Brytyjczyków, na przykład stolica zdobytej w XVII wieku głównie luterańskiej Alzacji, Strasburg miał duże znaczenie dla protestantów całej Europy, o czym świadczą też takie faty, jak umieszczenie w „Tristramie Shandym” Laurence’a Sterne’a fikcyjnego księstwa Sklawkenbergius, ze stolicą w Strasburgu i wybranie lasu wokół miasta na jedno z miejsc akcji powieści Matthew Gregory’ego Lewisa.

Kolejnym podróżującym po Francji Anglikiem, o którym warto wspomnieć był ekscentryczny oficer i miłośnik sztuki (znajomy malarza Gainsborougha) kpt. Philip Thicknesse (1719-1792). W 1777 roku Thicknesse wydał swoje A Year’s Journey Through France and Part of Spain.[48] W dziele tym nie dopatrzymy się tak głębokich spostrzeżeń jak u Sterne’a czy Smolletta, lecz przykuwa uwagę przynajmniej jedna uwaga autora:

„…Ktokolwiek porówna mieszkańców Szwajcarii, Anglii, Irlandii czy Szkocji z mieszkańcami Hiszpanii, Portugalii czy innych krajów z południowym klimatem, zauważy, że ludzie urodzeni w cieniu posępnych gór są nieskończenie lepsi o tych urodzonych w najlepszym słonecznym klimacie. Możliwe jednak, że różnica ta powstała w wyniku raczej niedostatku wolności niż dzięki sile klimatu. O wolności! słodka wolności ! Bez ciebie, życie nie może być miłe[49]…”.

Ta domniemana zależność między umiłowaniem wolności a klimatem, pochodziła w przypadku Thicknesse’a od Montesquieu, lecz, jak widzieliśmy, już Bodin dzielił narody na północne – buntownicze, i karne – południowe. Ciekawe czy Thicknesse zaliczał do południowych narodów także Francuzów; pytanie nie jest bezzasadne, ponieważ pisarka Hester Lynch Piozzi (1741-1821), zwiedzająca Francję w 1784 roku, twierdziła, że „Francuzi są leniwi, choć łagodny klimat Francji zachęca do pracy”[50].
Częstokroć Brytyjczycy przekonani, że Francja to kraj bezdusznej biurokracji i tyranii, zmieniali zdanie dotarłszy na miejsce. Tak było choćby w przypadku niejakiego Martina Sherlocka (zm. 1797), kapelana hrabiego Bristolu. Sherlock odwiedził w 1776 roku Voltaire’a w Ferney. Voltaire zapytał go wówczas:

„… – Jak pan znajduje Francuzów?
Sherlock: Są mili, dowcipni, dostrzegłem w nich tylko jedną wadę: zanadto naśladują Anglików.
Voltaire: Jakże to, uważa pan, że zasługujemy na własną oryginalność?
Sherlock: Tak, panie.
Voltaire: I ja również. My jednak zazdrościmy wam rządu.
Sherlock: Znalazłem Francuzów wolniejszymi niż mi się wydawało.
Voltaire: Owszem, jeśli mowa o przechadzkach, jedzeniu tego, co mu się podoba, i sjeście we własnym łóżku, Francuz cieszy się względną wolnością. Ale co do podatków!…Ach! Jakiż pan szczęśliwy, możesz robić wszystko; myśmy zrodzeni w niewoli, w niewoli umieramy, nie możemy nawet umrzeć tak jak chcemy, potrzebny nam ksiądz[51]…”.

Sherlock czuł, że Voltaire przesadza, ale nie kontynuował tematu. Podobne zdanie jak młody kapelan wyrobił sobie pisarz i ekonomista Arthur Young (1741–1820). Podróżował on po Francji w feralnych latach 1787-1789 i obserwował rozkład monarchicznych struktur.

Opisując sytuację we Francji w ostatnich latach rządów Ludwika XVI, Young zwraca uwagę (dziennik 11 sierpnia 1787) na osławione złowieszcze lettres de cachet, jednak zaraz potem dodaje:

„…a mimo to jest to najłagodniejszy rząd znaczniejszego europejskiego państwa, nie licząc naszego własnego[52]…”.

Bawiący w Londynie w latach osiemdziesiątych XVIII wieku, niemiecki pastor Wendeborn odwiedzający Londyn w latach osiemdziesiątych XVIII wieku dziwił się, że nawet angielski żebrak uważa się za lepszego od dobrze ubranego zamożnego Francuza, ponieważ jest „wolny”[53].

Wraz z upadkiem wartości tworzących państwo Ludwika XIV, elity czasów regencji ks. Orleańskiego, elity francuskie ogarnęła słynna anglomanie. Czołowym krzewicielem mody na „rząd angielski”, modę i literaturę i sztukę wyspiarzy był oczywiście Voltaire[54], zachwycony mnogością angielskich sekt religijnych i ich tolerowaniem się nawzajem:

„…sekciarskie rozwścieczenie minęło w Anglii wraz z wojnami domowymi…Kiedy wigowie i torysi szarpali ojczyznę jak niegdyś gwelfowie i gibelini Italię, religia musiała skojarzyć się z polityką stronnictw. Torysi byli stronnikami anglikanów, wigowie chcieli zmieść ich z powierzchni ziemi, kiedy jednak odnieśli zwycięstwo ukontentowali się ich poniżeniem…[55]”.

Ponieważ pierwsze cztery angielskie listy Voltaire’a dotyczyły religii tolerancyjnych i pacyfistycznych kwakrów, we Francji od razu zarzucono mu propagowanie poglądów tej sekty. Voltaire, jednak wiemy, wyraził w 1745/1746 roku sympatię do jakobitów, czego nie wybaczyli mu jego londyńscy znajomi. Do końca życia Voltaire miał jednak dużo sympatii dla Anglików[56], wystarczy wspomnieć cytowany wcześniej fragment jego rozmowy z Martinem Sherlockiem (1776), a także powiastkę filozoficzną „Historia Jenniego” z 1775 roku, w której w filozoficzno-teologicznej dyspucie wykształcony Mr. Freind dystansuje hiszpańskiego scholastycznego bakałarza z Salamanki[57]. Co interesujące angielscy autorzy, zwłaszcza po 1760 roku bezceremonialnie prostowali fałszywe wyobrażenia o brytyjskim ustroju prezentowane w pracach francuskich i nie tylko francuskich anglofili[58]. Na fali anglomanii przełomu lat trzydziestych i czterdziestych języka angielskiego nauczył się m.in. Diderot[59], choć nieco potem (1748) w „Niedyskretnych klejnotach” nieco naigrawał się z angielskiego parlamentaryzmu; w powieści wymyślony podróżnik i zdobywca niewieścich serc uderza w te słowa:

„…Angielki, to kobiety na pozór zimne i wyniosłe… zawojowałem żonę pewnego baroneta podczas gdy on walczył w parlamencie o interesy narodu przeciw zakusom dworu[60]…”.

Pierre Desfontaines, mimo iż tłumaczył na język francuski m.in. „Podróże Guliwera” miał do Anglii i jej zwyczajów stosunek krytyczny, dlatego czasem uważa się za ojca francuskiego nacjonalizmu. W swojej „Apologii charakteru Francuzów i Anglików” (Apologie du caractère des Anglois et des François) z 1725 roku uznał Francuzów za o wiele dowcipniejszych (tj. inteligentniejszych) i odważniejszych od Anglików[61]. Choć oświeceni Anglicy nie interesowali się tak bardzo ustrojem francuskim, jak francuscy angielskim, to jednak gazety angielskie takie jak Gentleman’s Magazine poświęcały wieściom z Francji zdecydowanie więcej uwagi niż informacjom o kondycji Hiszpanów czy państw niemieckich; tu prasa francuska, jak się wydaje, nie odwdzięczała się podobną atencją okazywaną Anglii[62]. Konserwatywny Année littéraire Frérona próbował zwalczać anglomanię, podobnie jak pamflet Préservatif contre l’Anglomanie (1757), autorstwa Louisa Fougeret de Monbron (1706-1761) pikardyjskiego pisarza włóczącego się po Europie. Fougeret najczęściej pisał satyryczne teksty o Londyńczykach i Paryżanach[63].
W samym środku pierwszej fali anglomanii, w 1737 roku markiz d’Argenson szedł po prąd pisząc w swoich Considérations sur le gouvernement ancien et présent de la France:

„…Zwyczaj umiłowania i pożądania pieniędzy psuje zarówno angielskie obyczaje jak ich politykę. Korupcja wyborcza i parlamentarna posłużyły jako środek do zaprowadzenia despotyzmu[64]…”.

Była to aluzja do korupcyjnego systemu premiera Walpole’a, ale Francuzi dość często zarzucali Anglikom chciwość. Duży cios anglomanii[65] jako zjawisku masowemu położyła wojna siedmioletnia (1756-1763) i utrata Kanady i Indii na rzecz Brytyjczyków, prawdziwi miłośnicy Anglii pozostali jej jednak wierni, z przekąsem pisząc o tych przekonanych, że Anglia rzeczywiście jest „odwiecznym wrogiem” Francji:

„…Domorośli politycy z tarasu Tuilerii są przeciwko Anglikom; gadają tylko o tym; jakby tu lądować w Anglii, zająć i spalić stolicę; a choć wszyscy się z nich śmieją, ten pogląd na Anglików nie różni się od sądu możnych[66] tego świata[67]…”.

Niewątpliwy anglofil, Louis Sébastien Mercier odróżniał mądrą i wspartą wiarą w lepszość brytyjskich instytucji anglophilie i bezmyślne naśladownictwo obyczaju i stroju angielskiego – anglomanie:

„…Czy nigdy nie weźmiemy od Anglików nic prócz odzienia? Maja i oni głupców, ale u nich głupota bierze początek z pychy, u nas zaś głupcy powodują się tylko próżnością. Mają i oni ludzi występnych, lecz ludzie ci do swych występków nie dodają przynajmniej obłudy. Mają złodziei, lecz ci złodzieje zachowują jeszcze cień zacności; nigdy nie okradną cie do szczętu, dzielą się łupem z ofiarą i nie przelewają krwi jak złodziej we Francji. Bodajby mnie okradziono po angielsku!. Ale nasi złodziejaszkowie poczynili nie większe postępy niż nasi współcześni głupkowie, rzekomi naśladowcy brytyjskich obyczajów…[68]”.

Richard Butterwick wspominał o przejściowej urazie do Anglii[69], jaki odczuwało wielu adeptów oświecenia we Francji i Niemczech w okresie konfliktu Jerzego III i parlamentu z amerykańskimi koloniami (1775-1783), jednak juz niedługo potem uwielbienie dla wolności angielskich zlało się z uwielbieniem do wolności amerykańskiej:

„…Nadzieje nasze co do przyszłości rodzaju ludzkiego sprowadzają się do trzech zasadniczych punktów: obalenie nierówności między narodami, większa równość w obrębie tego samego ludu i rzeczywiste udoskonalenie się człowieka. Czy wszystkie narody zbliżą się kiedyś do tego stanu cywilizacji, jaki osiągnęły ludy najbardziej oświecone, najbardziej wolne, najbardziej wyzwolone z przesądów, jak Francuzi i Anglo-Amerykanie…[70]”.

Brytyjczycy nie wiedzieli co myśleć o rewolucji francuskiej. Czy radykalizm jej liderów opierał się na tych samych założeniach wolnościowych drogich Brytyjczykom czy nie. 6 maja 1791 roku dwaj główni mówcy wigów w parlamencie Charles James Fox i Edmund Burke wygłosili przeciwne mowy; pierwszy przemawiał wtedy Fox, który stwierdził, że prawa człowieka „chimeryczne” i nielogiczne według Burke’a, są podstawą nie tylko konstytucji francuskiej, ale każdej, czyli również angielskiej. Burke uważał, że wobec różnic między obiema, chwalenie francuskiej, oznacza ganienie angielskiej. Radykalniej, niż Fox, myślał dramaturg i dziennikarz Richard Brinsley Sheridan (1751-1816), który stwierdził: „Francja wznosi się na szczyty wolności, podczas gdy Anglia zdają się staczać w dół”. Wigów popierających rewolucje zaczęto nazywać „młodymi wigami”. Niejaki John Butler, o którym nic nie wiadomo, poza tym co sam napisał (nawet nie wiadomo czy Bulter to jego prawdziwe nazwisko) poparł Sheridana twierdząc, że angielska wolność przypomina „oskubanego koguta”, tak bardzo okroili ją posłowie i kolejni ministrowie[71]. Ostatecznie Burke przekonał naród, że Francuzi nie podążają za przykładem anglosaskim lecz przygotowywali grunt pod nowy autokratyczny reżym (jak się okaże będzie to reżym Napoleona). Porównania na niekorzyść francuskiej myśli politycznej, obecne u Hume’a i Burke’a[72] stawały się coraz oczywistsze i coraz modniejsze. Wystarczy wspomnieć tu o słynnej karykaturze Thomasa Rowlandsona (1756-1827): The Contrast z 1793 roku, na której porównał on wolność brytyjską pozwalającą się cieszyć poddanym bezprecedensową prosperity i bezpieczeństwem i wolność francuską; szaloną, okrutną i niebezpieczną.

W latach 1790-tych, gdy rządy „uprzywilejowanych” stanęły pod znakiem zapytania, karykaturzyści stali zwykle po stronie obawiających się zmian konserwatystów, nierzadko ośmieszając polityków o zacięciu reformatorskich – przedstawiając ich jako włóczęgów i zbójców[73].
Po stronie francuskiej zdarzali się myśliciele polityczni, którzy w sposób świadomy nawiązywali do angielskiej myśli wolnościowej, wybierając jedną z jej gałęzi na własny użytek. Tak jak Voltaire nawiązywał do Locke’a, próbując jednak pogodzić jej z monarchistyczną tradycją Francji, tak Honoré Mirabeau zaczerpnął z teorii Johna Miltona, uważając, że mogą one mieć jak najbardziej uniwersalne zastosowanie. Mirabeau wydał swoje dzieło: Sur la liberté de la presse, imité de l’anglois de Milton w Londynie i Paryżu jednocześnie w 1788 roku[74], mając świadomość doniosłości wydarzeń w swojej ojczyźnie. Uznawał wyraźnie osiągnięcia angielskie w dziele zapewnienia wolności prasy, zazdrościł Brytyjczykom silnie ugruntowanych wolności, którymi „nic nie zachwieje”[75] i przypisywał im to, że w Wielkiej Brytanii wybucha mniej ministerialnych skandali[76]. Twierdził jednak, ze gdyby przeszczepić wolność prasy do Turcji, to wielki wezyr natychmiast zacząłby oglądać się na opinie ludu, a kraj ten, którym obecnie tak Europa pogardza, stałby się równie silny i podziwiany jak Anglia[77] (Wielka Brytania). Mirabeau powoływał się na Miltona, inny przyszły rewolucjonista i jednocześnie również monarchista, Sieyès, którego poglądy na kwestie związane z wolnością omówione zostały już w rozdziale I, czerpał natchnienie m.in. z republikanizmu Jamesa Harringtona i z jego dzieła: Oceana[78].
Co ciekawe Francuzi osiemnastowieczni zarzucali czasem Brytyjczykom czy też Anglikom (oba słowa wówczas stosowano zasadzie wymiennie) nadmierną powagę. Francuscy rozmówcy Hester Lynch Piozzi rozmawiali z nią w Bath o Italii i włoskim charakterze narodowym. Dwoje Francuzów stwierdziło wówczas, ze nie mogli znieść tej powagi Włochów, którzy ciągle sie wzajem zabijają, podobnie jak ciężko im wytrzymać przyciężką melancholię Anglików, którzy byli wówczas rekordy w liczbie samobójstw, i cieszyli się już na powrót do Paryża[79].

Sebastian Mercier uważał Wielką Brytanię za kraj, który bardziej zbliżył się do drogiej mu rzekomej republikańskiej godności człowieka niż Francja, o czym dwa poniższe fragmenty Tableau de Paris:

„…W monarchii trzeba być gładkim sybarytą, wyzbytym dzielności; jedyną pociechą są tu próżne rozkosze zbytku. Tylko republikanom przystoi szorstkie wzięcie, zamaszyste ruchy i harde spojrzenie, które idzie w parze ze śmiałym sercem i miłością ojczyzny…”.

Zaraz potem czytamy:

„…Wolę patrzeć jak w Londynie lud bije się na pięści i upija w szynku, niż widzieć, jak w Paryżu nie śmie unieść głowy, zatroskany, niespokojny, sponiewierany[80]…”.

Pokutuje mit jakoby myśl francuskiego oświecenia dążyła zawsze do abstrakcji, a nie doświadczenia, co rzekomo miało wywołać rewolucję francuską zamiast spokojnej reformy (choć faktycznie wyparcie liberała Condorceta cytującego Voltaire’a, przez radykała Robespierre’a powołującego się na Rousseau miało spore znaczenie dla radykalizacji rewolucji). Różnicę między wolnością brytyjską a wolnością francuską upatruje się zwykle w aprioryczności i uniwersalizmie koncepcji francuskich, przy jednoczesnym konsekwentnym nawiązywaniu do historii własnego kraju przez autorów brytyjskich, co nie odpowiada do końca prawdzie, ponieważ wśród Francuzów również znajdziemy autorów wywodzących swe racje przede wszystkim z historii i doświadczenia historycznego narodu (Bodin, Domat, Boulainvilliers, Dubos, d’Argenson, Voltaire), a wśród Brytyjczyków – pisarzy odwołujących się do wyobrażeń abstrakcyjnych. . To co zazwyczaj uznaje się za dojrzałą koncepcję wolności politycznej typu angielskiego (indywidualizm, liberalizm ekonomiczny, decentralizm) jest w istocie tworem stworzonym wspólnie przez Anglików (Locke, Milton, Sidney etc.), Szkotów (Hume, Ferguson, Smith) i Amerykanów, Francuzów (m.in. Bayle, Voltaire, Condorcet i Mercier). Natomiast „wolność francuska” byłaby w takim układzie zespołem radykalnych idei rewolucji francuskiej mającej swe źródła w pismach Mesliera, Morelly’ego, Rousseau, ale także i Anglików: Paine’a i Preistleya, lub arystokratycznych idei nawiązujących do wyjątkowości szlachty jako stanu politycznego[81].
W czasie wojen rewolucji francuskiej, Brytyjczycy wspierali rojalistycznych emigrantów i ich starania o odzyskanie Francji dla Burbonów, nie znaczy to jednak, że wszyscy Brytyjczycy byli chętni temu wspieraniu. Panowała powszechnie opinia, ze wszyscy francuzi niezależnie czy rojaliści czy rewolucjoniści to wredne „żaby” – frogs (lub: froggies). Echa tamtych czasów są dobrze oddane w miniserialu historycznym: Hornblower (odcinek: Frogs and Lobsters – homarami nazywano bowiem brytyjskich żołnierzy noszących wówczas czerwone mundury), w którym widzimy jak rojaliści próbują niszczyć wszystkie ślady działalności rewolucji na prowincji, włącznie z tymi chwalebnymi (biblioteka i szkoła w dawnych dobrach jednego z oficerów królewskich). Rojaliści są w serialu reprezentowani przez dwóch oficerów; jednego szlachetnego i odważnego, choć nieco marzycielskiego, i drugiego mściwego ze skłonnością do alkoholu). Marynarze angielscy przewożący monarchistycznych żołnierzy są wściekli, z lepszego zakwaterowania przeklętych „żabojadów” i kłócą się często z nimi. W jednym z odcinków serialu komediowego: „Czarna żmija” (Blackadder) również mamy motyw niechętnego pomagania francuskim rojalistom (Edmund Blackadder czyli Rowan Atkinson, w jednej ze scen dziwi się pomaganiu im: „przecież my nienawidzimy Francuzów. Prowadzimy z nimi wojny…”. Stereotypy francusko-angielskie dobry rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich są też ciekawie przedstawione w serii książek Bernarda Cornwella o przygodach majora Richarda Sharpe’a (w adaptacji filmowej w tą rolę wcielił się znakomity Sean Bean). Widzimy w jednym z tych filmów np. scenę, gdy major Sharpe każe strzelać swym żołnierzom, dopiero jak Francuzi podejdą na odległość umożliwiającą skuteczny ostrzał, czyli wtedy gdy poczują zapach czosnku, spożywanego w dużych ilościach w bardziej śródziemnomorskiej kuchni francuskiej. Czosnek był równie francuski w wyobrażeniach brytyjskich o Francji, jak rzekoma francuska rozwiązłość. Syfilis w całej europie nowożytnej uchodził za „francuską chorobę” (oczywiście we Francji uchodził za neapolitańska chorobę, została ona bowiem przywleczona przez żołnierzy francuskich podczas wojen włoskich (1494-1559) z Neapolu na północ Europy, a w Turcji zwana była „chrześcijańską chorobą”), lecz w angielskim istniały i istnieją czasem do dziś wyrażenia łączące sferę wyuzdanego seksu z francuskością; takie jak np.: „francuskie lekcje” – French lessons, których udzielić może prostytutka.
Znakomity film Patrice’a Leconte’a: „Śmieszność” (Ridicule – 1996), który opowiada o losach francuskiego arystokraty i inżyniera barona Grégoire’a Ponceludon de Malavoy (Charles Berling), który w 1783 roku próbuje przekonać króla i dwór w Wersalu, do osuszenia bagien w jego posiadłości w Dombes (na północ od Lyonu). Zostaje tam wplątany w dworskie intrygi, które coraz bardziej podkopują jego wiarę w powodzenie misji. Stara się zyskać sympatię dworu poprzez bycie dowcipnym. W kilku scenach jest mowa o brytyjskim: humour, który jest niepodobny do francuskiego dowcipu, bowiem opiera się na dowcipnej ripoście i specyficznym poczuciu absurdy życia i śmierci. Przykładem klasycznego francuskiego dowcipu (który mógł pojawić się w formie zarówno repliki, jak i rozległego opowiadania czy wiersza) podanym w filmie może być taka wymiana zdań:
„- ach winogrona, mógłbym ich zjeść tyle ilu Samson zabił Filistynów”
– tą samą szczęką[82]?
Lub:
„szkoda że nie bywa Pani w (nazwa miejscowości) dobre towarzystwo jest tam niezłe, a złe – wręcz znakomite!”
Przykładem zaś brytyjskiego humoru, którym fascynuje się filmowy markiz de Bellegarde (Jean Rochefort) podany w filmie była taka przypowiastka:
„Zapytano raz (tu nazwisko) ile miał kochanek. Ten na to: „ile trzeba mieć, aby odrzec „kilka”?
Lub inna:
„Poczas bitwy pod Fontenoy[83] dobosz, któremu kula urwała połowę czaszki zdążył jeszcze zakrzyknąć: „O rany, chyba straciłem głowę”.
Generalnie francuscy dworacy w filmie uważali brytyjski humor za nieco zbyt spontaniczny, ale pociągający. Przepychanki kulturowe francusko-brytyjskie nie straciły do dziś niczego ze swej aktualności, czego przykładem mogą być choćby bardzo liczne na serwisie Youtube filmiki o brytyjskich zwycięstwach nad Francuzami i odwrotnie przesyłane przez francuskich i brytyjskich internautów. Skoro zwykli obywatele są tak bardzo spolaryzowani, to nic dziwnego, że „narodowa” optyka potrafi wymusić swe prawa na reżyserach. Wystarczy porównać popularną opowieść Aleksandra Dumasa-ojca (1802-1870): „Czarny Tulipan” (La Tulipe Norie) o entuzjastycznym wobec rewolucji młodzieńcu, który walczy z arystokratycznym magistratem swojego miasta (ekranizacja – 1964 r. z Alainem Delon) z brytyjską powieścią węgierskiej arystokratki osiedlonej w Londynie Emmy Magdolny Orczy (1865-1947) „Szkarłatny Kwiat” (The Scarlet Pimpernel – film 1934, seriale TV 1982 i 1999-2000) o baronecie Sir Percy Blakeney’u, należącym do stowarzyszenia 19 arystokratów angielskich (League of the Scarlet Pimpernel)[84] ratujących, w krwawym roku 1792, swych francuskich odpowiedników przed gilotyną. W filmie występuje też poseł francuski obywatel Chauvelin, który zostaje przedstawiony na londyńskim dworze Księcia Walii jako pracownik departamentu sprawiedliwości, no co Książę odpowiada: „Sprawiedliwość ? We Francji ?”.
Największym wyczynem reżyserskim jest pogodzenie dwóch przeciwstawnych sobie wzajem mitologii[85] jakiego dokonał Siergiej Bondarczuk w filmie: Waterloo (1971), w którym znalazło się miejsce i dla dramatyczno-rewolucyjnej legendy self-made mana Bonapartego jaki i arystokratyczno-dżentelmeńskiej legendy dobrodusznego księcia Wellingtona, a jeszcze zostało go nieco dla marszałka Francji Neya i Ludwika XVIII. Mitologie historyczne francuska i brytyjska mają przeciwstawne wektory; francuska jest przede wszystkim rewolucyjne, brytyjska rojalistyczno-parlamentarna. Niezwykle istotny jest, wybór perspektywy z jakiej oceniany jest świat powieści/filmu. Można tu powiedzieć, że niektóre postacie historyczne maja niebywałe szczęście być samemu głównymi bohaterami filmów o swych czasach, jak to jest nagminnie w przypadku Elżbiety I Tudor (ur. 1533, pan 1558-1603), jak na przykład w: Elizabeth: The Golden Age (2007), w którym motywem przewodnim jest wyprawa hiszpańska przeciw jej władzy w 1588 roku. Dlaczego zawsze ona jest w centrum wydarzeń, a nie ktoś z jej wrogów, na przykład Filip II, a „Marię Stuart” nakręcono co prawda, ale w Polsce (1994)? Prawdopodobnie dlatego, iż postać Elżbiety I zbyt mocno wrosła już w narodową mitologię brytyjską. W odróżnieniu od Elżbiety I, francuski król Ludwik XVI ciągle pojawia się w filmach opowiadających historię kogoś innego. Przykładem może być: „Śmieszność” Patrice Laconte’a, w którym to filmie widzimy zmagania pełnego dobrych chęci szlachcica z prowincji z bezduszną wersalską biurokracją. Kino, tak jak historia, ma swoich ulubieńców i czarne owce. Znacznie lepiej traktowany jest prze francuskich firmantów Ludwik XIV czyli „król-Słońce”, ale i jemu obrywa się z pozycji liberalno-rewolucyjnych.
Katolicki i konserwatywny pisarz angielski Gilbert Keith Chesterton (1874-1936) twierdził, że brytyjska elita czasu rewolucji za Kanałem La Manche po prostu zastanawiała się, czy jest bardziej arystokratyczna czy demokratyczna, by ostatecznie stwierdzić, iż jest przede wszystkim arystokratyczna. Wynikiem było opowiedzenia się przeciw rewolucyjnej Francji (wbrew nadziejom młodych wigów takich jak Charles Fox i radykałów jak Joseph Priestley), a po stronie absolutnych monarchii mniej (Hiszpania) lub bardziej (Austria) oświeconych[86]. Chesterton zauważył także, że Brytyjczycy mają skłonność do historycznej wspaniałomyślności wobec wrogów takich jak np. szkoccy wodzowie średniowieczni czy George Washington. Nie zauważa jednak, co ciekawe, że Francuzów to raczej nie dotyczy, choć pewna fascynacja Napoleonem także się zaznaczyła[87]. Natomiast zauważa brytyjską skłonność do spóźnionego rozpoznania aktualnego wroga i zagrożenie, podając przykład Cromwella wygrażającego Hiszpanom, choć w jego czasach to raczej Francja sięgała po europejską hegemonią, i szowinistów przełomu XIX i XX wieku, którzy wciąż za głównego wroga uważali Francję, kiedy to Niemcy rozpoczęli starania o wyparcie Brytyjczyków z mórz. Chesterton bowiem nie tylko zauważał wskrzeszenie martwego chrześcijaństwa, które nadeszło wraz z brytyjskim sprzeciwem wobec rewolucji francuskiej, ale i coraz większe zafascynowanie u Anglików, Prusami i zjednoczonymi przez nie Niemcami. Uważał on, że brak reakcji wobec pruskich ekscesów (wojny z Danią, Austrią i Francją) i datująca się od czasów Waterloo sympatia wobec pruskich towarzyszy broni, połączyła się z wzorowaniem się na Niemcach w sprawach społecznych (ubezpieczenia społeczne) i z odrodzeniem germańskiej świadomości (Niemcy tratowano pod koniec XIX wieku na angielskich uniwersytetach jako bratni kraj, a Francję jako przysłowiową kupę gówna z piejącym kogutem na jej czele), jako ultrakatolik Chesterton uważał Niemców za barbarzyńców łączących luteranizm, anty-rzymskość i odhumanizowany dryl, dlatego postulował, by wbrew obiegowym opiniom o nowoczesności ducha niemieckiego i protestanckiego, i niemieckiej filozofii, i poprzeć „cywilizowaną” Francję. Cieszył się więc, że w I wojnie światowej tak się stało, i wyraził myśl, że nawet przegrana wojna z Niemcami, będzie piękna jako wojna w obronie cywilizacji[88]. Oczywiście spojrzenie zapatrzonego w Rzym i chrystianizm autora było mocno zideologizowane i wykoślawione. Mogło się jednak podobać w krajach o antyniemieckiej orientacji.
Warto zwrócić uwagę, że adwersarz Chestertona, lewicowy liberał i autor SF Herbert George Wells (1866-1946) wybuch I wojny światowej traktował początkowo jako szansę dla Anglii na zdobycie dominującej roli, jako strażnika pokoju światowego, potem jednak stał się idealistycznym pacyfistą, a więc wojna miała też w pewnym sensie podporządkować Francję brytyjskiej mediacji i przewodnictwu.
W XIX wieku Francuzi generalnie cenili wysoko brytyjskie umiejętności wojskowe, o czym mogą świadczyć przypadkowe nawiązania literackie do dzielności brytyjskich oficerów i szeregowców, takie jak choćby w noweli: Carmen Prospera Mérimée (1845)[89]. Anglicy, tacy jak John Acton (1834-1902), sami dziwili się, że są narodem wojowników, choć nigdy nie wystawili na raz więcej niż 50.000 żołnierzy, a armia stała była przez stulecia (zwł. pod koniec XVII i w XVIII wieku) krytykowana nad Tamizą jako element niepożądanej absolutystycznej polityki monarszej, podczas gdy Francja miała najpotężniejszą stałą armię lądową w Europie.
W XIX wieku wigowska opowieść o Anglii jako kolebce wolności politycznej przybrała swą pełną formę. W Wielkiej Brytanii XIX wieku nastąpił ostateczny tryumf wigowskiego mitu historycznego pielęgnowanego przez Thomasa Babbingtona Macaulay’a i jego ucznia George’a Macaulay’a Trevelyana. Czytając ich dzieła można uwierzyć, że inaczej stać się nie mogło. Przypomina to mit o konieczności nastąpienia zjednoczenia Niemiec kultywowany przez tzw. pruską szkołę historyczną z Leopoldem von Ranke’m na czele. Podobne deterministyczne wizje snuli socjaliści (nieuniknione zwycięstwo proletariatu). Francja, a potem Niemcy staną się w myśl wigowskiego mitu historycznego przykładami krajów, gdzie biurokracja zdusiła wolność. Faktycznie jeśli spojrzeć na dawniejsze dzieje Francji i Anglii, możemy dopatrzyć się współdziałania arystokracji brytyjskiej z królem i walki francuskich władców o podporządkowanie sobie szlachty francuskiej. Warto porównać sytuację jaka panowała w obozie króla angielskiego Edwarda I przed bitwą pod Crécy[90] (1346) z bitwą króla Francji Ludwika XI przeciw Burgundczykom i zbuntowanym wielkim panom feudalnym, pod Monthléry[91] (1465). Brytyjczycy szybciej poznali co to patriotyzm – lojalność wobec władcy i państwa, rozumiany jako udział w tworzeniu jego praw i polityki. Trudno sobie także wyobrazić by patriota[92] angielski XVI wieku zachowywał się jak jeden z ojców literatury francuskiej Brantôme[93] wyznający miłość do Francji a wojujący przeciw niej po stronie Hiszpanów. Z drugiej strony, we Francji z trudem wyobrażano sobie, by monarchę można było obalić. Gdy w 1365 roku Robert le Coq wystąpił z pomysłem by Stany Generalne mogły obalać źle rządzących władców, nie spotkało się to z życzliwym przyjęciem posłów[94]. Francuscy liberałowie już w XVIII wieku, a w XIX wieku już bardzo regularnie zazdrościli Anglikom tego, że bardziej wytrwale bronili się przed biurokratyzacją w imię wolności osobistej i regionalnej. Fakt posiadania przez Wielką Brytanię pod koniec XIX wieku tylko około 30.000 urzędników państwowych, a przez Francję niemal 900.000 skłaniał Alexisa de Tocqueville’a do stwierdzenia, że „mimo archaiczności brytyjskiego systemu politycznego, wolność i dostatek są tam lepiej zabezpieczone niż gdziekolwiek indziej[95]”. Pamiętać jednak należy, ze w II połowie XIX wieku to Francja była krajem mniej zdominowanym przez arystokratyczne elity i dającym większe możliwości awansu społecznego. Między innymi dlatego historycy francuscy tacy jak Pierre Gaxotte, broniący zalet panowania absolutystycznych królów z dynastii Burbonów, krytykowali francuskie anglomanie. Monarchista Gaxotte[96] ma w pewnym stopniu rację pisząc o fascynacji Voltaire’a i Montesquieu angielską wolnością:
„…Zdumiewa nas obraz Anglii, który ci pisarze stamtąd wywieźli. Nie widzieli „ponurej i niespokojnej wyspy królobójców”, nie dostrzegli narodu nietolerancyjnego, chciwego ambitnego, który wszczął prześladowania religijne pod postacią najbardziej bezdusznej i nieubłaganej akcji administracyjnej, natomiast dojrzeli antyczne Salentum, liberalne, oświecone, zamieszkałe przez uczonych i myślicieli, godne tego by dostarczyć światu wzorców cnót obywatelskich …”.

Sprawa nie jest jednak tak prosta; jeśli chodzi o cenzurę to istniała ona w obu krajach przed rewolucją 1789 roku (potem zresztą też), tolerancja religijna była bardzo ograniczona w obu krajach, lecz ograniczona według innych zasad, dlatego wolnościowy spór francusko-brytyjski chyba nigdy się nie zakończy.
Zabawną dziewiętnastowieczną francuską karykaturą Anglika, jest brytyjskie wcielenie Edmunda Dantesa vel. hrabiego Monte Christo czyli postać lorda Wilmore. Główny bohater powieści Aleksandra Dumasa-ojca przygotowując sobie przebranie lorda Wilmore (by otworzyć niepostrzeżenie wielki kredyt bankowy), przyprawia sobie wielki sztuczny nos, ponieważ, jak twierdzi, elity brytyjskie muszą mieć większe nosy, od francuskich, ponieważ samo imperium brytyjskie jest dużo większe od francuskiego. Z brytyjskiego imperializmu żartował też Jules Verne (1828-1905) zamieszczając np. w swej powieści: „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi” (20 000 lieues sous les mers, 1870) dialog francuskiego zoologa Pierre’a Aronnax z afrykańskim prymusem brytyjskiej szkoły kolonialnej, który był nauczony właściwie cały świat uważać z dominium angielskie. Z opowiadań młodego Afrykanina wynikało niezbicie, ze brytyjscy nauczyciele uczyli swych podopiecznych jedynie o angielskich koloniach w Azji i Afryce, pomijając zupełnie kolonie innych krajów. Gdy uczeń doszedł do omawiania Europy okazało się, ze nauczono go, że składa się ona z krajów takich jak Anglia i Szkocja, podczas gdy Rosja, Francja czy Prusy były to dlań jedynie prowincje. Na te słowa dr Aronnax parsknął śmiechem pytając, „- powiedz mi czy księżyc też należy do Anglii ?”, na co uczeń z całą powaga odpowiedział: „- jeszcze nie, ale będzie należał”, wywołując dalsze salwy śmiechu Francuza.
Tak bardzo lubimy przeciwstawiać Anglików i Francuzów sobie nawzajem, że zapominamy, o przykładach ścisłej współpracy obu tych narodów i ich krajów. W I i II wojnie światowej oba kraje walczyły ramię w ramię. Jeszcze przed 1914 rokiem Brytyjczycy doczekali się pierwszego króla-frankofila od czasów wypędzenia Jakuba II Stuarta (1688). Królem tym był Edward VII (ur. 1841, pan. 1901-1910), a jego panowanie przyniosło powiew świeżości w zakresie obyczajów po konserwatywnej epoce wiktoriańskiej. Edward zadowalał się zwykle pełnieniem funkcji reprezentacyjnych. Swoimi wizytami w Paryżu i ujmującym sposobem bycia podłożył jednak podwaliny pod porozumienie brytyjsko-francuskie. Jeszcze jako książę wyjechał w 1855 z rodzicami do Paryża (na dwór cesarza Napoleona III). Podczas studiów i potem Bertie, jak go nazywano w rodzinie królewskiej, powadził życie playboya, ku rozpaczy królowej Wiktorii. W Paryzu, gdzie przebywał bardzo często, mieszkał w hotelu Bristol jako baron Renfrew lub książę Lancaster, odwiedzając regularnie teatry i opery. Jego ociężała sylwetka znana była w całym Paryżu. Naśladowano jego sposób ubierania (książę wylansował przez przypadek zapinanie kamizelki bez ostatniego guzika, kiedy w pośpiechu zapomniał dopiąć guziki) i zachowania (podawał rękę z łokciem przy ciele, bo cierpiał na reumatyzm ramienia). Z tego edwardiańskiego trendu w modzie pozostał do dzisiejszych czasów jedynie materiał w prążki. Edward VII uważał z początku, że: Niemcy i Wielka Brytania są naturalnymi sojusznikami. Razem mogłyby stać się policją świata i zapewnić trwały pokój, lecz nie mógł porozumieć się ze swoim siostrzeńcem, cesarzem Wilhelmem II, który nazywał wuja „starym pawiem”. Edward zwrócił się zatem ku Francji. W 1903 złożył wizytę w Paryżu. Rewizyta prezydenta Emila Loubeta w Londynie stała się zalążkiem entente cordiale, a to trójporozumienia (1908) z udziałem Francji, Wielkiej Brytanii i Rosji. W ten to sposób Francja i Wielka Brytania zostały sojusznikami po raz pierwszy od wojny krymskiej (1853-1858).

Podczas agresji Niemiec hitlerowskich na Francję w maju 1940 roku, Francuzów wspierał korpus brytyjski. Świeżo wybrany na premiera Winston Churchill proponował, wobec klęsk francuskich, by Francję i Wielką Brytanię połączyć w jedno państwo, co umożliwiłoby ominięcie konieczności podpisania przez Francję kapitulacji wobec agresora. Rząd francuski nie zdecydował się na ten krok. Jednak ci Francuzi, którzy chcieli walczyć dalej ewakuowali się do Wielkiej Brytanii. 18 czerwca 1940 roku Charles de Gaulle wygłosił na antenie radia BBC przemówienie do narodu francuskiego, wzywające do walki z niemieckim okupantem. W lipcu 1940 roku w Algierii francuskiej, Royal Navy zaatakowała flotę pozostającą pod kontrolą wojskową admirała François Darlana, który rozstrzygnął o decyzji kapitulacji Francji, odmawiając przewiezienia 200.000 żołnierzy z Francji metropolitalnej do Algierii i kontynuowania walki z Niemcami w oparciu o posiadłości zamorskie Francji i jej flotę. Churchill postawił wobec marynarzy ultimatum (wspólna walka przeciw III Rzeszy, ewakuacja do francuskich portów na Karaibach, albo rozbrojenie), wobec jego odrzucenia Brytyjczycy zaatakowali (3 lipca operacja Catapult). Wobec poniesionych ofiar ludzkich, operacja spowodowała faktyczne zerwanie stosunków dyplomatycznych Wielkiej Brytanii z rządem Vichy, spowodowała antybrytyjskie resentymenty w społeczeństwie okupowanej Francji i była intensywnie wykorzystywana do propagandy antybrytyjskiej w społeczeństwie francuskim zarówno przez okupantów niemieckich, jak i zwolenników kolaboracji z III Rzeszą. Istnienie państwa Vichy powodowało, że francuskie relacje z Brytyjczykami czasów wojny nie zawsze były pozytywne, tak samo jak relacje z Niemcami nie zawsze były negatywne.
W 1956 roku Francja i Wielka Brytania razem prowadziły akcje zbrojną (z poparciem Izraela) przeciw Egiptowi, który znacjonalizował kanał sueski. Wojna ta toczyła się dla aliantów szczęśliwie, lecz niestety ich plany pokrzyżowały USA, które zagroziły, że sprzedadzą amerykańskie rezerwy funta szterlinga, osłabiając brytyjską gospodarkę i Arabia Saudyjska ogłaszając embargo na dostawy ropy naftowej do Wielkiej Brytanii i Francji. 22 grudnia Wielka Brytania i Francja wycofały swoje oddziały z Egiptu. Brytyjczycy uświadomili sobie wtedy, ze nie są już supermocarstwem, a Francuzi, ze na USA nie można liczyć, jednak wnioski na przyszłość rządy obu krajów wyciągnęły odmienne. Odtąd Brytyjczycy byli nad Sekwaną często postrzegani jako amerykańska wtyczka w Europie, co spowodowało m.in. sprzeciw prezydenta de Gaulle, a wobec brytyjskiej próby akcesu do EWG (1961).
Oba kraje Wielka Brytania i Francja i dziś bardzo się różnią. Pierwsza nadal jest królestwem, druga jest republiką. Obie są jedynymi europejskimi potęgami atomowymi, ale tylko druga jest samowystarczalna gospodarczo (rolnictwo karaibskie). Polski historyk Andrzej Cisek upatruje wyższości Wielkiej Brytanii w brytyjskim przywiązaniu do tradycji, nawet jeśli oznaczać to ma, że w Londynie nadal znajdują się skwery i pomniki poświęcone zbrodniarzom radzieckim takim jak Lenin (relikt czasów koalicji antyhitlerowskiej). Francuzów natomiast postrzega jako naród chcący zbudować wszystko od nowa (rewolucje), nie bacząc na koszty i straty[97]. Wśród polskich naukowców jest to dość rozpowszechniony pogląd, można tu wskazać choćby prof. Lecha Trzeciakowskiego (UAM).

Wielu Brytyjczyków jednak uważa swój kraj za zbyt tradycyjny, i za mało innowacyjny, głownie dlatego, ze jego instytucje działają dłużej niż francuskie, które w czasie rewolucji zostały zmienione zgodnie z nowym oświeceniowo-republikańskim porządkiem. Niekoniecznie jednak ma to coś wspólnego z techniczną nowoczesnością. Możemy się jednak natknąć na zdania takie jak w komedii: Johnny English z Rowanem Atkinsonem w roli tytułowej, w którym to filmie na tron angielski miał być powołany francuski książę Pascal Sauvage (w tej roli John Malkovich) i jeden dziennikarz brytyjski występujący w filmie wyraził nadzieję, że „wprowadzi on europejską nowoczesność do naszych średniowiecznych instytucji”. Z drugiej jednak strony bogaci Francuzi uciekają dziś przed nadmiernymi podatkami nad Tamizę. Zrobił się mały skandal prasowy gdy pojawiła się plotka o zamiarze przeprowadzki Laetitii Casty, francuskiej modelki, która niewiele wcześniej pozowała jako Marianna- symbol Francji.
Doskonałym źródłem do poznania aktualnych stereotypów brytyjskich dotyczących Francji i Francuzów jest zabawna książeczka: The Allien’s Guide to France Jima Watsona[98]. Dowiemy się z niej m.in. że Francuzi świata nie widzą poza swoim krajem (obrazkowa wizja Francji zawieszonej samotnie w przestrzeni kosmicznej)[99], że prawy brzeg Sekwany jest burżujski i konserwatywny, a lewy rewolucyjno-artystyczny[100], że we Francji arogancja i obsesja na punkcie samych siebie[101], a także utrudnianie życia władzom uchodzą za zalety[102], że Belgowie i Szwajcarzy są we Francji nielubiani za rzekome prostactwo, USA za fast foody, a Brytyjczycy z powodów historycznych, że francuzi musza mieć swoje zdanie na każdy temat (naród 60 milionów filozofów)[103], jednocześnie jednak Francuzi ponoć szybko się nudzą i szukają nowych tematów do rozmowy. Ciekawe jest to, że obwiniani przez Niemców i Austriaków za kastowość, Brytyjczycy wytykają ją Francuzom. Według Jima Watsona francuskie społeczeństwo dzieli się na: wielką burżuazję – grande bourgeoisie (de facto arystokrację i ludzi z nią związanych, którzy zauważają jedynie siebie i chłopów, którzy jako jedyna z pozostałych klas zna swoje miejsce), bonne bourgeoisie – najmniej narzekającą warstwę społeczną bogatych biznesmenów, nuworyszów i artystów, drobną burżuazję (petite bourgeoisie), której członkowie narzekają na to, że nuworysze płacą za małe podatki patrząc na nich z góry, wreszcie na chłopów[104]. Watson zauważa też, że we Francji za faux pas uchodzi np. zwracanie się po imieniu do osoby, którą dopiero co poznaliśmy, lub to gdy kobieta poprawia strój i makijaż idąc ulicą[105]. Według Jima Watsona przeciętny Francuz uważa się zwykle za wielkiego poetę, filozofa, uwodziciela i sportowca, chociaż nie dba dostatecznie o zdrowie, pali i pije (dla niejednego Anglika butelka wina do posiłku to już niemal pijaństwo) za dużo, poezji nie rozpozna mając ja pod nosem i zbyt łatwo zasypia w obecności kobiet. Bardzo często Jim Watson żartuje, że Francuz lubi tylko te zwierzęta, które znajdują się już na stole i które może zjeść. Nieprzypadkowe jest chyba to, że Anglicy kochają zwierzęta i w przeciwieństwie do Francuzów niekoniecznie muszą je zjeść. Kobiety francuskie uchodzą za ciężko pracujące na swój „naturalnie” piękny wygląd. Uchodzą też za wybuchowa mieszankę kobiecości, inteligencji i feminizmu. Dzieci francuskie, według Watsona są zbyt gadatliwe, a starcy cieszą się mirem w rodzinie, do tego stopnia, że zwykle nie mieszkają w domach starców, lecz z cała rodziną, z którą jeżdżą też na wakacje. Prywatne życie par jest faktycznie prywatne, mąż i żona nie rozpowiadają zwykle o swych problemach na prawo i lewo[106]. Watson wspomina o fabryce viagry otwartej w dolinie Loary, i o tym, że męskość mieszkańców poczuła się na tyle wówczas zagrożona, ze oficjalny rzecznik fabryki powiedział publicznie, że produkują tylko na eksport[107]. Brytyjczyk podkpiwa też sobie z pielgrzymek do Lourdes, gdzie jego zdaniem stałymi gośćmi są członkowie brytyjskiej Conservative Party i francuscy komuniści. Francuzi, zdaniem Watsona, raczej sami sobie stawiają diagnozę, niż polegają na opinii lekarza, chyba że są naprawdę ciężko chorzy. Idą więc częściej do aptekarza niż lekarza. Źródłem kolejnego omawianego mitu, tym razem o niedomytych Francuzach jest z kolej list Napoleona do Józefiny, który kazał jej wstrzymać się z kąpielami do czasu swego powrotu z kampanii wojennej, oraz fakt, że Francuzi uważają naturalny zapach ciała za silny afrodyzjak, podczas gdy Anglosasi są bardziej sterylni. Watson pisze, że słowo: „nie” (non) jest najczęściej używanym słowem we Francji, a de Gaulle oparł swą cała polityczną karierę na zdolności powiedzenia tego słowa we właściwych chwilach. Brytyjski autor pisze też o tym, że Francuzi lubią udawać, że nie znają i nie rozumieją angielskiego, a fakt, że wielu młodych Francuzów nie kryje się ze swą dobra znajomością tego języka, starsi uważa jaz a przejaw kulturowego upadku kraju[108]. Kolejny stereotyp to nieuprzejmy francuski kelner (na zamieszczonym rysunku widzimy kelnera, który przynosi jedzenie i ma na nosie klamrę do wywieszania prania i który mówi do pary czekającej na dania: „to nie jedzenie, to wy dwoje !” – mając na myśli nieprzyjemny zapach. Stereotypowa ekspedientka francuska na zarzut klientki, że coś nie leży, powie ponoć, ze ubranie jest OK., a winien jest olbrzymi rozmiar klientki. Wrogość wobec cudzoziemców ma być jakoby narodowym sportem Francuzów. Osobiście zupełnie się z tą opinią nie zgadzam, co najwyżej zauważyłem lekkie zniecierpliwienie u przechodniów, gdy zbyt wolno wydukałem moje pytanie o drogę. Francja odziedziczyła rzymskie zwyczaje kulinarne, a Rzymianie gotowali nawet ośmiornice i popielice, stąd zapewne pochodzi wniosek Watsona, iż Francuz zje wszystko co pełza, pływa, skacze czy lata. Autor pisze, że wegetarianie i weganie są we Francji traktowani podejrzliwie[109]. Watson przestrzega swych rodaków przed krzyczeniem: garçon! w celu przywołania kelnera[110], i podchodzeniem samemu do kelnera, zaleca raczej czekanie[111] i zwracanie się do nich per: monsieur i madame. Autor przestrzega też przed: nouvelle cuisine – minimalistyczną i lekka czasem do absurdu. Informuje też, że we Francji mięso jest zwykle serwowane krwiste (saignant), chyba, że ktoś zażyczy sobie wypieczone (bien cuit), na przykład Anglicy lub inni miłośnicy skremowanego mięsa[112]. Autor jest pod wrażeniem, że francuzi, choć dużo piją, rzadko się upijają, w przeciwieństwie do turystów. Jim Watson, choć tak naigrawa się z Francuzów, uczy tez swoich rodaków, by zachowywali się na poziomie we francuskich knajpach, by np. nie przynosili ze sobą do knajpy wina z supermarketu i by nie krzyczeli, ze wino jest z korkiem (corked) i niż żądali wymiany butelki, jeśli znajdą kawałki korka w winie, tj. by nie mylili wina, które weszło w reakcję z korkiem i stało się octem, z winem, które miało po prostu rozwalający się korek, lecz smakuje dobrze[113]. Sztuka francuska według Jima Watsona nie musi być zrozumiała, lecz jest po to by o niej dyskutować, dlatego jego zdaniem powieść francuska „musi być bardzo długa, traktować o naturze, klasie robotniczej lub eleganckiej dekadencji i nie mieć żadnej intrygi”[114]. Choćby pobieżna znajomość Voltaire’a, Rousseau, Balzaca, Dumasa, Hugo, Sand, Zoli, Colette, Prousta i Sartre’a zjedna cudzoziemcowi, jak twierdzi Watson, serce Francuza. Muzyka francuska charakteryzuje się zdaniem Watsona, przerostem tekstu i dramatyzmu scenicznego nad melodią, kino zaś introspekcją i dystansem wobec hollywoodzkich kanonów piękna, o tym ostatnim ma świadczyć fakt, że największy francuski gwiazdor filmowy Gérard Depardieu adonisem nie jest. Francuzi mają ponoć skłonność do traktowania pracy jak hobby, punktualności jako przykład braku wyobraźni, a regulacji urzędniczych i przepisów (Francja ma, jak informuje nas Watson, dwa razy tyle urzędników co Niemcy i trzy razy tyle co Japonia) jako coś co można zignorować. Watson odradza zdradzanie swojego zniecierpliwienia podczas rozmów z francuskimi urzędnikami[115].
Brytyjczycy dość powszechnie i często narzekają na francuską biurokrację. Pisarz francuski Jean Marcel Bruller (1902-1991) ps. Vercors w swej powieści: „Zwierzęta niezwierzęta” (Les Animaux dénaturés, 1952) zamieścił nawet wypowiedź angielskiego sędziego, który ocenił, że we Francji: „wszystko jest skodyfikowane, włącznie z właścicielem jajka, które zniesie kura na polu gospodarza”, nawiązując do tego spostrzeżenia Ludwik Stomma potwierdza je (choć posądza Vercoursa raczej o chęć ośmieszenia ignorancji Anglików, a nie samokrytyki odnośnie ustroju swego państwa), podając informację, że gdyby rzeczywiście przestrzegać we Francji prawa co do joty, to każdy obywatel tego kraju powinien by znać ok. 50.000 regulacji prawnych[116]. Jak widać nadmierna ilość urzędników nie jest bez efektów.
Bardzo zabawne jest kiedy Watson pisze, że „rozmiary francuskich ubrań są inne niż w innych częściach świata”[117], zupełnie jakby światem były kraje anglosaskie, a Europa kontynentalna jakimś wyjątkiem. Przypomina mi to, wspomnienie prof. Macieja Serwańskiego z Wydziału Historycznego UAM, o tym jak podczas mgły nad Kanałem La Manche[118] media podawały, że „Europa została odcięta od świata”, nie przyszło bowiem Brytyjczykom do głowy, ze to raczej ich niewielka wyspa został odcięta od Europy. Opinię od Francuzach jako o niebezpiecznych kierowcach potwierdzało kilka znanych mi osób (jedna z nich twierdziła, że Brytyjczycy jeżdżą fatalnie, ale ostrożnie, a Francuzi dobrze, ale jak wariaci). Watson zauważa, że biorąc pod uwagę proporcje liczby ludności i samochodów, we Francji dochodzi do dwa razy większej liczy wypadków, niż w Wielkiej Brytanii, Japonii czy USA[119]. Zdaniem Brytyjczyka kierowcy francuscy nie tylko uważają, ze cała droga należy do nich, ale , że wyprzedzając inny samochód (zwłaszcza ten na cudzoziemskich tablicach rejestracyjnych), należy odpowiednio poniżyć wyprzedzanego odpowiednim gestem i przecięciem mu drogi z gwałtownym użyciem hamulca[120]. Francuską TV Watson określa jako zbyt przepełniona głupimi quizami, operami mydlanymi, oraz występami cyrkowców[121]. Omawiając radio zauważ, ze puryści językowi wymusili, by radio puszczało w 40% muzykę francuską lub francuskojęzyczną. Pamiętam, że kiedy jeździłem do Francji autokarem totalne zanglicyzowanie i zamerykanizowanie radia belgijskiego i niemieckiego mocno kontrastowało z patriotycznym doborem audycji radia francuskiego. O francuskiej policji, Watson pisze, że zgodnie ze stereotypem policjanci francuscy są twardzi, próżni, skorumpowani i bardziej zajęci walka z biurokracją niż zbrodnią. O oddziałach do walki z zamieszkami (CRS), pisze Watson, że są bardzo niebezpieczni i przypominają strojem sędziego Dred[122]. Watson pisze też o zamiłowaniu rządu francuskiego do luksusów, przejawiających się np. w tym, że prezydent Republiki Francuskiej mieszka jak król w Pałacu Elizejskim (zbudowanym dla markizy Pompadour). Pamiętam też oskarżenia prasy francuskiej wobec prezydenta Chiraca, że rządzi w stylu Burbonów (tj. egoistycznie). Chyba coś z ostentacji Burbonów istotnie przetrwało w dzisiejszej Francji, tak samo jak coś z dyskretnej i skromnej praktycznej elegancji Downing Street 10 przetrwało do dziś. Choć nie zapominajmy o pałacu Buckingham (mieszkaniu monarchów brytyjskich od lat 60. XVIII stulecia). Gdy pod koniec XVIII wieku Mercier pisał: „motłoch paryski rzeczywiście wierzy, iż Anglicy jedzą mięso na surowo; że w Londynie ciągle ktoś topi się w Tamizie; że nie zdarza się, by nie pobito cudzoziemca przejeżdżającego przez miasto, pisał też o zwykłym łyku paryskim, który popisywał się przed zdumionym Anglikiem wspaniałością pałacu króla:

„Alboż to wy macie króla? Jak to mieszka, pożal się Boże! Popatrzcie na naszego: ten mieszka w Wersalu. To mi zamek, co się zowie! Widzieliście gdzie cos podobnego! Co za wielkość, co za przepych! Co za wspaniałość! … U nas byle książę ma dwór wspanialszy, niż ten wasz królik[123]…”.

Wiele z tych mitów nadal żyje. Watson ostrzegał też przed nowym zjawiskiem -kupowania po okazyjnych cenach wiejskich domów we Francji, które mogły nie być nigdy remontowane od czasu ich wybudowania (np. od XVIII lub XIX wieku)[124]. Mimo to Anglików pociąga różnorodność francuskiego krajobrazu, gdzie co milę każda wioska oferuje mały skrawek raju na ziemi, o czym pisał w swoich dziennikach Peter Mayle (ur. 1939), brytyjski pisarz, autor serii książek o Prowansji[125].
Uzupełnieniem wiedzy o dzisiejszych relacjach i stereotypach francusko-brytyjskich może być znakomita i przezabawna książka brytyjskiego dziennikarza Stephena Clarke’a[126] (ur. 1959), „Merde! Rok w Paryżu” (A Year in the Merde – 2004), opisującej (wraz z kilkoma kontynuacjami) w żartobliwy sposób opisujących perypetie Brytyjczyka Paula Westa we Francji. Dowiemy się z niej m.in., że Brytyjczycy doceniają, że francuskie kobiety nie przestrzegają poprawności politycznej i noszą podniecającą bieliznę[127]. W jednym z wywiadów brytyjski autor mówił, że i Angielki i Francuski są dziś feministkami, lecz Francuski są mimo to kobiece (nawet gdy mówią facetowi, żeby spadał, odurzają seksapilem[128]) podczas gdy Brytyjki trenują judo i inne sporty walki i często odstraszają mężczyzn swą iście męską wojowniczością. W innej książce: „Merde! chodzi po ludziach” (Merde Happens, 2007) Clarke również „atakuje” Anglię z francuskiej perspektywy:

„…– Mnie pogięło[129]? – odwróciłem się twarzą do Larry’ego. – Mnie? W kraju gdzie ostrygi i orzechy laskowe są uważane za równie niebezpieczne co pociski? Gdzie nie możesz przespać się z kobietą bez odbycia trzech randek, ale możesz strzelać z nazistowskiego karabinu maszynowego? Gdzie nie możesz powiedzieć koleżance komplementu z pracy, by nie wylecieć za molestowanie seksualne, ale gdzie wszystkie kelnerki muszą pokazywać cycki? Gdzie wszyscy rezerwują sobie miejsce przy oknie, a potem nie chcą wyglądać przez to okno? Ty mówisz, że mnie pogięło?[130]…”.

Bohater serii książek Clarke’a Paul West (skrzyżowanie Hugh Granta z Davidem Beckhamem), Brytyjczyk pracujący we Francji (tak jak Stephen Clarke, który dziękował francuskim władzom za wprowadzenie 35-godzinnego tygodnia pracy, dzięki czemu znalazł czas na napisanie książek o Paulu West) czasem broni Francji i Francuzów przed brytyjskimi żartami, ale też wścieka się na Francuzów. Pierwszy kontakt Westa z Francuzami wygląda tak, że widzi on obcałowujących się pracowników paryskiej firmy, gdzie ma pracować i zaczyna się zastanawiać czy w razie epidemii opryszczki nie będzie musiał nosić kondomu na głowie[131]. Znów zatem widzimy, jak u Watsona, starcie angielskiej sterylnej czystości z francuska bezpruderyjną cielesnością. Zaraz potem West czekał aż recepcjonistka i jej koleżanka 10 razy zapewnią się, że się zdzwonią i nie doczekał się przeprosin z powodu tej zwłoki, za to doczekał się przekręcenia swojego nazwiska (Pol Wess). Jean-Marie Martin szef firmy bronił przed Westem instytucji całowania się pracowników:

„…Cóż w zasadzie ta radość nie jest najszczersza pod słońcem, ale całować się trzeba…”.

Na pytanie Westa czy mężczyźni też powinni to robić, Jean-Marie odpowiedział dość szorstkim pytaniem: „twoim zdaniem Francuzi są zniewieściali ?”. A gdy West zapewnił, ze nie o to mu chodziło, szef zachowywał się jakby miał udowodnić na swej sekretarce, że bynajmniej nie są[132]. Bardzo zabawne są próby przedstawienia tego jak Paul West słyszy angielszczyznę Francuzów, którzy słabo znają angielski[133]. Tłumaczka polska Agnieszka Ciepłowska próbowała oddać po polsku np. ta wypowiedź powieściowego pracownika firmy imieniem Bernard: „naziwam się berr narr, jesz tam odpowiedź alni za komunikat akcia”, lub innego pracownika informatyka imieniem Marc: „Stułdiowałem w Georgii, połtem pracowałem dla śpółki łubeźpiecieniowej w Atlancie, W dzieł te hii, o czyściec”. Stéphanie była z kolej według własnych słów: „odpowiedalina na zapatrzynie[134]”. Paul West jako specjalista od marketingu miał pomóc wypromować we Francji angielska herbatę (uważaną we Francji za napój luksusowy i droższy dwa razy od kawy[135]) i sieć kawiarni. Jego anglosaski dynamizm nieco przeraża dość leniwych francuskich kolegów. Francuzi z szefem firmy p. Martinem na czele proponowali nazwę: „My Tea is Rich” jako parafrazę powiedzonka francuskiego: „My tailor is Rich” („mój krawiec jest bogaty”), które to powiedzonko funkcjonuje we Francji jako „angielski” humor, a zupełnie jest nieznane w Anglii, a przynajmniej nie jest znane głównemu bohaterowi powieści Stephena Clarke’a. Podobnie za ultra angielskie uchodzą dla powieściowych Francuzów zupełnie nieangielskie wersje nazw miejsc, firm i zabytków jak: Trafalgar’s Square czy Brooklyn’s Bridge , które są po prostu błędne, jako, że żadnego apostrofu w tych nazwach nie ma[136]. Rozmowa na ten temat zakończyła się oskarżaniem Anglików o dolewanie soku pomarańczowego do szampana i ripoście Westa o dolewaniu przez Francuzów likieru z czarnej porzeczki do tego trunku. Po spotkanie podczas którego nie zapadła żadna decyzja, Jean-Marie cieszył się, że było to spotkanie w angielskim stylu[137] czyli właśnie oparte na decision making. Najgorsze jak stereotypy o narodzie przesłonią to co mówi sam jego reprezentant. Kilka scen dalej Paul West dziwił się, że poza chuliganami i chorobą wściekłych krów za typowo angielskie zjawiska Francuzi uznawali królową, Shakespeare’a, Roling Stonesów i Davida Beckhama, czyli same pozytywne skojarzenia[138]. Wyjście na francuski dwugodzinny lunch[139]-siestę o 12:30 porównuje West z świętem, bowiem francuscy pracownicy życzyli sobie: bon appétit tonem, jaki w Anglii zarezerwowany jest dla słów: Merry Christmas[140]. Podczas lunchu z szefem Paul West próbuje przekonać go do tego, by uwolnił go od współpracy leniwych francuskich kolegów, którzy tylko go denerwują mało pomagając. Okazuje się, ze Jean-Marie zatrudnił ich, choć wiedział, że wielu z nich po prostu się do projektu Westa nie nadaje, ale musiał im dać jakąś dodatkową pracę. Tak tłumaczy francuski szef całą sprawę zdumionemu Brytyjczykowi:

„…U was jeśli pracownik zwalnia tempo to się go wyrzuca. U nas jest inaczej. Pracownik dzwoni do inspecteur du travail, czyli inspektora pracy, składa skargę, a wtedy pracodawca płaci odszkodowanie, albo związki zawodowe zarządzają strajk i robi się z tego merde générale[141]…”.

Również Clarke, za pośrednictwem bohatera swej powieści odnosi się do nieśmiertelnego tematu nieuprzejmych francuskich kelnerów. Odpowiednia scena podczas lunchu Westa z Martinem pokazuje, ze nieuprzejmy kelner zrobi co trzeba, jeśli się nie będzie zwracało uwagi na jego humory, co przeczyło wychowaniu Westa, każącemu mu po brytyjsku zabiegać o cudzą sympatię[142]. Kelnerzy londyńscy, jak pisze Clarke, to głównie młodzi ludzie, którzy chcą sobie dorobić, podczas gdy paryscy to dojrzali ludzie, aż za bardzo świadomi swych praw pracowniczych. Kelnerzy paryscy doceniają też ponoć, kiedy się mówi ich językiem, czyli, by np. dostać niewielką kawę z mlekiem zamiast wielkiego kubasa, trzeba mówić: un crème, a nie un café au lait. Kelnerzy bardziej szanują miejscowych niż turystów, tak samo zamiast „jednego piwa”, lepiej zamówić un demi czyli dosłownie „połowę”[143].
Następnie West, a raczej Stephen Clarke, rozprawia się z kolejnym francuskim mitem, angielskiego dżentelmena, dla którego honor kobiety ważniejszy jest niż pożądanie. West zaczyna całować się z Christine, pracownica firmy Martina, lecz ona w szale namiętności przypomina sobie o swoim chłopaku i zaczyna się wycofywać, West próbuje jednak nakłaniać do miłosnego aktu, skoro zabrnęli tak daleko, lecz jego niewystarczająca znajomość francuskiego skutkuje tym, że Christine ma pewność iż on podziela jej zdanie i jeszcze – niemal ku jego rozpaczy – dziękuje mu za bycie takim angielskim rozumiejącym dżentelmenem. West potem złorzeczy bohaterom Jane Austen (zwłaszcza Panu Darcy’emu) i bohaterom granym przez Hugh Granta: „…w jaki sposób Brytyjczyk ma doprowadzić sprawę do pomyślnego końca, skoro jesteście tacy uprzedzająco grzeczni?[144]…”. A przecież, jak zauważa Clarke ustami swego bohatera, czasy się zmieniły i nawet księżna Diana uwiodła swego instruktora jazdy konnej. Ten rozpowszechniony we Francji mit brytyjskiej powściągliwości przybiera też czasem inny odcień, w jednym z wywiadów z autorem: Merde… pisał on o zdziwieniu znajomych Francuzów, iż Hugh Grant został raz przyłapany w samochodzie z prostytutką, myśli oni bowiem na serio, że homoseksualizm tak jest rozpowszechniony nad Tamizą, że taka scena machismo w wykonaniu Brytyjczyka jest nie do pomyślenia.
Kolejna różnica kulturowa o jakiej wspomina Clarke dotyczy tego, że większość Francuzów traktowała poważnie psychologiczne dylematy znajomych, wtedy, gdy większość Brytyjczyków już dawno palnęłaby: „na miłość boską przestań jęczeć ![145]”.
Kolejny problem podjęty w książce to francuska biurokracja. Bohater książki dostał dzień wolny na załatwienie karty pobytu i okazało się, że nie bez przyczyny, ponieważ do urzędu musiał wziąć:

„…Paszport, umowę o pracę, trzy zdjęcia, ostatni rachunek za elektryczność, oraz świadectwa ślubu wszystkich chomików jakie hodowałem od roku 1995, oczywiście skopiowane na średniowiecznym pergaminie. Nic trudnego[146]…

West miał też problem z francuskimi kanapkami z pleśniowym niepasteryzowanym serem, co jego znajoma, Aleksa skwitowała stwierdzeniem: „Ech wy Anglicy, na waszych farmach jedzenie rośnie w wysterylizowanych próbówkach[147]…”. Na dyskotece West zauważył z kolei, że Francuzi nie rozumiejąc tekstu anglosaskich piosenek tańczyli np. spokojne pląsy do piosenek Joe Stummera o buncie i orgiach[148]. Porównując paryskie metro, z londyńskim Clarke ustami swojego bohatera Westa preferuje paryskie jako dużo tańsze, z wagonami umożliwiającymi wyprostowaną pozycję w wagonach (architekci w Londynie wykopali zbyt niskie kanały) i z dużo estetyczniejszymi przystankami, też uważam, że nie da się powiedzieć inaczej i nie jest to frankofilia lecz prawda[149]. Następnie mamy motyw szefa Westa, Jeana-Marie, który sprowadzał pokątnie angielską zakazana jeszcze wtedy (oficjalnie z powodu choroby wściekłych krów, jeszcze przez 2 lata po wygaśnięciu epidemii), chociaż minister odznaczył go medalem za zasługi dla rodzimego przemysłu. West podziwiał jak bardzo łatwo przychodziło Jeanowi kłamanie. Kilka scen potem West odpowiadał na pytania rodziny Jeana-Marie o Anglię, jego żona chciała wiedzieć, czy bożonarodzeniowy pudding przyrządza się pół roku przed Gwiazdką, syn, czy we wszystkich angielskich pubach są striptizerki, a córka, czy Anglicy boją się kobiet[150]. West zamieszkuje potem w mieszkaniu studenckim (bardzo porządnym wbrew obawom Westa) u tejże córki w dzielnicy Marais. Mieszkania tego typu pierwotnie miały być dla uboższych studentów, lecz ostatecznie stały się mieszkaniami synów i córek establishmentu i świata biznesu. Córka szefa, Élodie oczywiście od razu dobrała się do głównego bohatera, traktując go jako przerywnik między sprowadzaniem do mieszkania kochanków o wyglądzie modeli. Umieszczając swego bohatera w jednym mieszkaniu z Francuzką, Clarke miał możliwość pokazania odmiennych zachowań dotyczących kulinariów i prowadzenia domu. Élodie zabraniała Paulowi Westowi kroić sałaty i chować sera do lodówki (by go nie „zabić”, tj. nie zabić żyjących w nim bakterii) i żartowała, że piłki do kosza robi się z angielskiego sera, a angielskie kiełbaski ze starych skarpetek[151], mimo iż np. po Francji Wielka Brytania jest największym konsumentem szampana na świecie[152], a powieściowi Francuzi polubili w końcu paszteciki z mięsem i ser Stilton[153]. Westowi w Paryżu, a wiec zapewne i Clarke’owi dokuczał brak zieleni (której w porównaniu z Londynem jest tam mało)[154]. West był w Paryżu i Londynie (gdzie odkrył, że po pobycie w Paryżu jest uczulony na chleb z supermarketu i na sałatki swojej mamy), kiedy wybuchła wojna w Iraku (2003) i za pomocą swojego bohatera Clarke mógł ukazać różnice w podejściu do tego konfliktu u obu narodów, które znalazły się w przeciwnych obozach. Niektórzy Brytyjczycy sprawiali wrażenie, jakby mogli zatłuc siekierą kogoś kogo zdradziłby francuski akcent, podczas gdy Francuzi nadal chodzili do KFC i McDonald’s, chociaż gdy West zdradził swój akcent, paryska ekspedientka rzucała sucho: „80 centów reszty” i nie życzyła mu miłego dnia. Francuzi lubowali się w powtarzaniu, że w tej wojnie „chodzi tylko o ropę”[155]. Jedna z pracownic firmy monsieur Martina wyraziła wobec Westa prowokacyjna uwagę, że „w ONZ doświadczeni francuscy dyplomaci na pewno zdobędą przewagę nad anglosaskimi barbarzyńcami”[156]. West, a właściwie Clarke zastanawiają się jak to się stało, że tak wielką karierę zrobiło we Francji i na kontynencie europejskim słowo „Anglosas”, oznaczające mieszkańca USA, Anglii, Australii lub Kanady, natomiast Anglikom kojarzące się raczej ze starożytnymi wojami w hełmach ze skrzydłami[157]. A oto jak Paul West oceniał francuskie wybory parlamentarne i kpił z nierealności haseł i obietnic wyborzych, sprowadzając je do absurdu:

…The Communists were promising retirement for all state employees at age 35. The Socialists were proposing absolutely nothing because they couldn’t elect a leader who would propose things. The centre-right parties … were all promising employers that they would no longer have to pay workers and would be exempt from prosecution for any industrial pollution that killed fewer than 100,000 people. The far right was proposing, less realistically, to have immigrants barbecued in every place du marché on Friday nights. And in a similar vein, the rural party promised to change the law on endangered species so that hunters could now shoot dodos, unicorns, mermaids and American tourists[158]. („Komuniści obiecywali emeryturę urzędników w wieku lat 35, socjaliści niczego nie obiecywali, bo nie mogli znaleźć lidera, który by coś zaproponował, partie centroprawicowe … obiecywały pracodawcom, że nie będą musieli więcej płacić pracownikom, i będą zwolnieni z kar za jakiekolwiek zanieczyszczenia, które zabiłyby mniej niż 100,000 ludzi. Skrajna prawica proponowała, mniej realistycznie, usmażyć emigrantów na każdym rynku w piątki wieczorem, podobnie partia rolnicza obiecywała zmienić prawo o zagrożonych gatunkach tak, by myśliwi mogli strzelać do ptaków dodo, jednorożców, syren i amerykańskich turystów…”.

W tej jednej wypowiedzi mamy powtórzone chyba wszystkie stereotypy o Francuzach, jako ludziach samolubnych, radykalnych i zjadających co tylko się rusza. Inaczej niż Watson, Clarke kreśli obraz paryżan jako słabo zorientowanych w polityce i bardziej interesujących się nową fryzurą Davida Beckhama niż strajkami czy traktatami międzynarodowymi[159]. Zakończmy to długie omawianie książki Clarke’a zdaniem Jean-Marie Martina o ruchu ulicznym: Red lights are like queues. They are for people who have time to waste („Czerwone światła są jak kolejki. Są dla ludzi, którzy mają czas, by go marnować”.
Odnosząc się do kwestii sympatii i antypatii brytyjsko-francuskich Ludwik Stomma uznał, że Anglicy są traktowani we Francji jako część narodowego inwentarza i wspierani w trudnych chwilach politycznych, o wiele chętniej przez Francję, niż np. Amerykanie[160].
Pewne nieporozumienia między obu nacjami może wywołać zupełnie inny model właściwego zachowania. Podczas gdy Anglik zawsze na wszelki wypadek zachowuje się jak na wytwornym przyjęciu, Francuz zachowa się sztywno i godnie tylko na takim przyjęciu, podczas gdy na przykład na wsi zachowuje się jak chłop np. siusiając do rzeki. Po prostu francuski kod grzeczności zakłada całkowite dostosowanie się do okoliczności i towarzystwa. Gdy ktoś upije się i zwymiotuje, Anglik udzieli mu pomocy i uda, ze nie widział co się działo, Francuz natomiast uczyni podobnie, lecz obróci sprawę w żart i będzie się starał rozweselić nieszczęśnika[161]. Faktycznie widać to nieco w francusko-włosko-belgijskim filmie „Zapiski z Toskanii” (Copie conforme) z 2010 roku. Akcja filmu polega na tym, że Elle (w tej roli gwiazda francuskiego kina Juliette Binoche), francuska antykwariusza osiadła w Toskanii, poznaje pisarza angielskiego Jamesa Millera (William Shimell), brytyjskiego pisarza promującego swoją najnowszą książkę. Po spotkaniu zaprasza go na wycieczkę do małego miasteczka, gdzie właścicielka kawiarni bierze ich za małżeństwo. Oboje wykorzystują to zdarzenie, by rozmawiać o miłości tak, jakby byli wieloletnim małżeństwem. Widać wyraźnie, że on zachowuje się na wsi i w małych włoskich miasteczkach jak na sali wykładowej i broni przed urokiem chwil, ona natomiast ulega mu i naciska na niego, by uczynił podobnie.
Najbardziej popularne stereotypowe wizje Francuzów i Anglików znajdziemy jednak chyba w komiksie: „Asteriks u Brytów” i w serialu „Allo Allo”. W komiksie dzielni i weseli Galowie odwiedzają chłodnych do obrzydzenia Brytów, którzy nie potrafią nawet się cieszyć z uwolnienia przyjaciela z rzymskiego więzienia (polecam scenę, kiedy jeden oberżysta deklaruje, że jest z tego powodu: „szaleńczo szczęśliwy” nie wykonując jednak przy tym żadnych gestów ulgi, lecz trzymając ręce wzdłuż korpusu). Brytowie przestawieni w komiksie, są ksenofobami, gotują wszystko w okropnym sosie miętowym, są dość leniwi, ale są też dzielni do szaleństwa i są galijskimi sojusznikami przeciwko Rzymowi. W serialu brytyjskim: Allo Allo to Francuzi są strasznie leniwi, dumni, a także tchórzliwi (z wyjątkiem twardych dziewcząt z ruchu oporu), zaś Brytyjczycy to nieco postrzeleni wojskowi traktujący całą wojnę jak sport.

[1] J. Baszkiewicz, Historia Francji, Wrocław 1978, s. 195.

[2] Liczba katolików w Anglii systematycznie spadała przez cały wiek XVII, vide: Ibidem

[3] Vide: Ch. Marlowe, Masakra w Paryżu i śmierć księcia Gwizjusza, jak ją grali słudzy Wielce Czcigodnego Lorda Admirała, Kraków 1975.

[4] J. Bodin, Sześć Ksiąg o Rzeczypospolitej, Warszawa 1958, s. 115.

[5] Wystarczy spojrzeć na „Tablicę narodów”, by stwierdzić, że pod tym względem nic sie nie zmieniło, aż do lat trzydziestych i czterdziestych XVIII wieku.

[6] J. Bodin, Sześć Ksiąg o Rzeczypospolitej, s. 453-461.

[7] Ibidem, s. 502.

[8] N. Hampson, Middlesex 1968, s. 149.

[9] A. Sidney, Discourses concerning government, New York 1805, vol. III

[10] C. Le Bret, Les Œuvres de messire C. Le Bret conseiller ordinaire du Roy, en ses Conseils d’Etat & Privé, devant Avocat General en la Cour des Aydes, & depuis au Parlamet de Paris, Paris 1689, s. 78.

[11] Louis XIV, Mémoires suivis de Manière de visiter les jardins de Versailles, Paris 2007, s. 59.

[12] F. Callières, Sztuka dyplomacji, Lublin 1997, s. 60.

[13] Vide: K.B. Smellie, Great Britain since 1688, Michigan 1962.
[14]Vide: M. Duffy, The Englishman and the Foreigner, s. 17.

[15] W październiku 1748 roku miano zawrzeć pokój akwizgrański kończący wojnę o sukcesję austriacką (1741-1748), w której Wielka Brytania wspierała Austrię przeciw Francji.

[16] Towarzyszyli mu jego przyjaciele artyści; Thomas Hudson, Joseph i Alexander Van Aken, Francis Hayman, and Henry Cheere i George Vertue. Haymann wracał z Hogarthem przez Calais do Anglii, a pozostali pojechali do Flandrii i Holandii, vide: R. Paulson, Hogarth: High Art and Low, 1732-50 Vol 2, Cambridge 1992.

[17] Vide: Ibidem

[18] Ibidem, s. 203.

[19] Vide: Manuscripts of the Earl of Egmont – Diary of the first Earl of Egmont (viscount Percival) vol. III. 1739-1747, London 1928, s. 284-285.

[20] vide: M. Duffy, The Englishman and the Foreigner

[21] Grosley stwierdzał, że dobrze, że nie znał angielskiego i nie rozumiał wyzwisk rzucanych na ulicy pod jego adresem, vide: Ibidem, s. 11-12.

[22] Vide: R. Bayne-Powell, Travellers in Eighteenth-Century England, s. 67.

[23] Vide: M. Duffy, The Englishman and the Foreigner, s. 13.

[24] Listy hr. Chesterfielda opublikowano w 1774 roku, tj. w rok po jego śmierci.

[25] 1 września 1747 – wg obowiązującego wtedy w całej Europie poza Wielką Brytanią, Turcją i Rosją kalendarza gregoriańskiego.

[26] Znajdowałoby to potwierdzenie w pracach historyków dyplomacji, którzy twierdzą, że król Francji, mimo całego ceremoniału wersalskiego, daleko bardziej rozbudowanego niż wiedeński, był dla obcych dyplomatów łatwiej dostępny niż cesarz u którego audiencję trudno było wyprosić, vide:

[27]vide: Ph. Chesterfield, The Letters of Philip Dormer Stanhope, Earl of Chesterfield in four volumes, London 1847, vol. I, s. 72.

[28]… the transition from Popery to Paganism is short and easy…, vide: Ibidem, vol. I, s. 219.
[29] … You are in the right to go to see the assembly of the states of, Languedoc, though they are but the shadow of the original Etats, while there was some liberty subsisting in France…, vide: Ibidem, vol. IV, s. 112.
[30] list datowany 1 XI 1750, vide: Ibidem, vol. II, s. 45.
[31] list datowany 30 IV 1750, vide: Ibidem, vol. II, s. 8.

[32] H. Walpole, The Letters of Horace Walpole: Earl of Orford: Including Numerous Letters Now First Published from the Original Manuscripts in four Volumes, Lea and Blanchard Philadelphia 1842, vol I, s. 116.
[33] Uwielbienia dla poglądów Wolteriańskich widocznego u Walpole’a, nie rozumiał jego przyjaciel historyk Thomas Gray (1716-1771), w liście z marca 1771 roku pisanego trzy miesiące przed śmiercią Gray pisał, że trzeba mieć wyjątkowo zdrowy żołądek by strawić potrawy (tj. poglądy) Voltaire’a: „…Ateizm to kiepskie danie, a jednak wszyscy kucharze Francji wymyślają doń nowe sosy…”, vide: Ibidem, vol. IV. Nic nie przeszkadzał fakt, ze Voltaire był deistą I ateistów (Holbach, Diderot) zwalczał intelektualnie.
[34] Interesujące są poglądy Horacego Walpole’a na kwestię wolności. W liście do Sir Davida Dalrymple. (datowanego: Strawberry Hill, Feb. 3, 1760) odnosi się do pomysłu swego korespondenta by zebrać, zapewne w celach wychowawczych, wszystkie pieśni odnoszące się do „sprawy wolności” (cause of liberty). Inicjatywę tą Walpole’ pochwala, lecz jest sceptyczny, czy wolność, jak wiele innych wartości nie nabiera wartości jedynie w konfrontacji jednego tłumu z drugim (liberty…can never be taught the people but when it is taught them by faction. The mob will never sing lilibullero but in opposition to some other mob), vide: Ibidem, vol III, s. 40.
Jako przyjaciela Francji, Walpole’a interesowały francuskie rozprawy dowodzące „odwiecznej wrogości” między obu krajami, jak praca Gabriela-Henri. Gaillarda (1726-1806): Histoire de Rivalite de la France et de l’Angleterre opublikowana w trzech tomach w Paryżu w 1771 roku. W sprawach amerykańskich Walpole miał poglądy Burke’owskie, które nieco zmodyfikował, gdy Francja poparła kolonistów (1778).
[35] H. Fielding, Historia życia Toma Jonesa czyli dzieje podrzutka, Warszawa 1955, t. I, s. 274.

[36] Jej głównym bohaterem jest Chińczyk zwiedzający Wielką Brytanię – równie „prawdziwy” jak Persowie z „Listów Perskich” Montesquieu.

[37] O. Goldsmith, The Citizen of the World, W: The miscellaneus works of Oliver Goldsmith, London 1908, s. 93.

[38] W The Citizen of the World odnajdujemy fragment poświecony Fréronowi, jako „jednemu z francuskich pisarzy pierwszego rzędu”, który stwierdzał, ze angielskim autorom brakuje smaku, a ich geniusz, jeśli już da o sobie znać, to zawiera się w przesadzie i ironii. Dalej Goldsmith cytuje Shaftsbury’ego, który z największą przyjemnością czytywał autorów francuskich. Golsmith uważał jednak, że francuscy autorzy to racjonaliści zasługujący na pogardę (most contemptible reasoners), vide: O. Goldsmith, The miscellaneus works of Oliver Goldsmith, s. 115-116.

[39] W 1759 roku Goldsmith sporządził tekst poświęcony życiu i twórczości Voltaire’a; Memoirs of M. de Voltaire, vide: Ibidem, s. 489-511.

[40] W czasie pobytu Rousseau w Londynie, Hume bardzo dbał by nic mu nie brakowało i by dobrze się czuł, jednak mania prześladowcza na jaką cierpiał Rousseau przekonany, że cały świat uwziął się na niego – „ostatniego zacnego człowieka” nieco zaskoczyła Hume’a, vide: P. Johnson, Intelektualiści, Warszawa 1988, s. 23.

[41] B. Miner, Zwięzła encyklopedia konserwatyzmu, Poznań 1999, s. 116-117.

[42] Vide; T. Smollett, Travels Through France and Italy, Evanston Illinois 1997.

[43] Politycznie Sterne związany był z wigami, co znajduje swe „potwierdzenie” w dość niefrasobliwym podejściu do królewskiej osoby Ludwika XV.

[44] L. Sterne, Podróż sentymentalna przez Francję i Włochy, Wrocław 2005, s. 67-68.

[45] Vide: M. Skrzypek, Holbach, Warszawa 1978.

[46] L. Sterne, Podróż sentymentalna, s. 5.

[47] Vide: L. Sterne, Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy, Warszawa 1995.

[48] Ph. Thicknesse, A Year’s Journey Through France and Part of Spain- 1777, BiblioBazaar, LLC, 2008.

[49] vide: Ibidem, vol I, s. 64.
[50] H. Piozzi, Observations and Reflections Made in the Course of a Journey Through France, Italy, and Germany, London 1789, s. 27.

[51] J. Orieux, Wolter czyli królewskość ducha, Warszawa 1986, s. 739.

[52] …and yet it is the mildest government of any considerable country in Europe, our own excepted…, vide: A. Young, Travels During the Years 1787, 1788, and 1789: Undertaken More Particularly with a View of Ascertaining the Cultivation, Wealth, Resources, and National Prosperity, of the Kingdom of France,

[53] M. Duffy, The Englishman and the Foreigner, Cambridge 1986, s. 13. W tej samej książce przeczytać można o wielu innych dowodach pogardy ludu angielskiego wobec cudzoziemców; ze Szkotami i Irlandczykami włącznie, choć ci akurat żyli pod tym samym berłem, zwłaszcza w Londynie, gdyż poza stolicą te negatywne sentymenty nie były tak silne.

[54] W liście z 14 września 1733 roku do barona Johna Herveya, Voltaire zachwyca się pogladami wigowskiego polityka Henry’ego Foxa (ojca Charlesa Jamesa Foxa), którego nazywa „prawdziwie angielskim filozofem” zapewnia, że „Anglicy mogą się stać wrogami ministrów mojego kraju, lecz zawsze będą moimi przyjaciółmi i będę postrzegał ich jako mych rodaków”, vide: Voltaire, Correspondence and related documents. II, January 1730 – April 1734 [Texte imprimé] : letters D 370 – D 730 / ed. by Theodore Besterman [then by W. H. Barber], Genève/Oxford/Paris 1968, s. 387-388.

[55] Voltaire, Listy o Anglikach, Warszawa 1953, s. 57.

[56] Nie brakowało już w XVII wieku Francuzów, którzy po wizycie w Anglii, chwalili wszystko co angielskie. Termin: „anglomania” został wymyślony oczywiście przez tych Francuzów, którzy byli niechętni naśladowaniu Brytyjczyków w czymkolwiek. W listopadzie 1752 roku Voltaire pisał do madame du Deffand z Prus, że wprawdzie naśladuje się już we Francji angielskie teorie w fizyce i innych naukach, angielskie rozwiązania dotyczące aparatu finansowego państwa i technologii budowy okrętów, ale wciąż nie są chętni by naśladować angielską wolność poglądów, vide: P. Gay, Voltaire’s Politics. The Poet as Realist, s.51.

vide: P. Gay, Voltaire’s Politics. The Poet as Realist, Princeton 1959, s. 51.

[57] Voltaire, Księżniczka Babilonu, Opole 1993, s. 171-231.

[58] H. Ch. Kraus, Englische Verfassung und politisches Denken im Ancien Régime: 1689 bis 1789, Oldenburg, s.. 554.

[59] Vide: I.K. Luppol, Diderot, Warszawa 1963.

[60] D. Diderot, Niedyskretne klejnoty, Warszawa 1992, s. 293.

[61] D. A. Bell, The Cult of the Nation in France: Inventing Nationalism, 1680-1800, Cambridge (Massachusetts) 2003, s. 269

[62] Tak wynika przynajmniej z mojej lektury Journal de Trévoux i pewnej liczby numerów Année littéraire. Nie mówiąc juz o typowo informacyjnych gazetach królewskich. Journal de Trévoux wychodziła co miesiąc od stycznia 1701 do grudnia 1767 roku (razem 878 woluminów),

vide: http://pagesperso-orange.fr/dboudin/zEtudes/Trevoux/JounalTrevoux.html

[63] Fougeret był tez autorem pisma: Le Cosmopolite ou le Citoyen du monde (1750), wymierzonego przeciw kosmopolitom.

[64] R. Argenson, Considérations sur le gouvernement ancien et présent de la France par Mr. Le Marquis d’Argenson, Amsterdam 1764, s. 42.

[65] Skomplikowany i często przewrotny sposób postrzegania Anglików przez francuskie elity doskonale obrazują notatki dyplomaty francuskiego Charlesa de Peyssonnela (1727-1790) z 1782 roku opracowane przez Mario Pasa’ę. Jest to typowa książka tamtych czasów mająca służyć dowcipnej rozrywce. De Peyssonnel zauważa u Anglików wiele śmiesznostek, które drażniły wówczas Francuzów, jak na przykład angielskie upodobanie do kabrioletów, czyli odkrytych powozów. Dyplomata wyraźnie podkpiwał sobie przy tym z paryskiej anglomanii, vide: Ch. de Peyssonnel, Petite chronique du ridicule. Les Français ont-ils changé depuis 1782 ?, Paris 2007, s. 37-44.

[66] Rzeczywiście; Fryderyk Wielki i Józef II lekceważyli Anglię ze względu na cykl wyborczy, parlamentaryzm i (przejściowe, jak się miało okazać) kłopoty w wyłonieniu silnego gabinetu. Obaj monarchowie uważali, że z tego powodu na Brytyjczykach nie można polegać, a potęga Wielkiej Brytanii wkrótce upadnie, vide: A. Sorel, Kwestia wschodnia w XVIII wieku, Warszawa 1981, s. 91-98.

[67] S. Mercier, Obraz Paryża, Warszawa 1959, s. 46.

[68] Ibidem, s. 276.

[69] Jak wiemy, markiz Condorcet uważał, że Brytyjczycy „zbłądzili chcąc posiadać poddanych a nie obywateli”, por: rozdz. V.

[70] Vide: J. A. Condorcet, Szkic obrazu postępu ducha ludzkiego poprzez dzieje, Kraków 1957.

[71] E. Małłek, Wojna pamfletów w Anglii 1790-1793, s. 89-91.

[72] Burke powrócił do porównywania wolności brytyjskiej i francuskiej w 1795 i 1796 roku pisząc „Listy o królobójczym pokoju” (Letters on a Regicide Peace), w których wyraził zdziwienie, że porewolucyjna Francja chce być traktowana jako ten sam kraj, jakim była przed 1789 rokiem oraz, że brytyjskie ministerium zastanawia się czy by nie uczynić zadość temu życzeniu. Burke uznał to za zdradę „chrześcijańskiej Europy” i ostrzegał przed silną partią jakobińską w Wielkiej Brytanii, która jako pierwsza chce narzucić Anglikom wolność szkodliwą bo obcą i nieangielską, vide: E. Burke, The works of Edmund Burke in nine volumes, Boston 1839, t. V, s. 21 i 58-89.

[73] Vide: wstep w: J. Brewer, Common People and Politics 1750-1790s, Cambridge 1986.

[74] Pod tekstem widnieje data 4 grudnia 1788 roku i: H. T. Dickinson, Caricatures and the Constitution 1760-1832, Cambridge 1986, s. 14-39.

[75] Ibidem, s. 48.

[76] Ibidem, s. 61.

[77] Ibidem, s. 62.

[78] H. Russsell-Smith, Harrington and his Oceana, Cambridge 1914, s. 205-215.

[79] A Frenchman whom I sent for once at Bath to dress my hair, gave me an excellent trait of his own national character, speaking upon that subject, when he meant to satirize ours. „You have lived some years in England, friend, said I, do you like it?”–„Mais non, madame, pas parfaitement bien[L]”–„You have travelled much in Italy, do you like that better?”–„Ah, Dieu ne plaise, madame, je n’aime guères messieurs les Italiens[M].” „What do they do to make you hate them so?”–„Mais c’est que les Italiens se tuent l’un l’autre (replied the fellow), et les Anglois se font un plaisir de se tuer eux mesmes: pardi je ne me sens rien moins qu’un vrai gout pour ces gentillesses la, et j’aimerois mieux me trouver a Paris, pour rire un peu, vide: H. Piozzi, Observations and Reflections Made in the Course of a Journey Through France, Italy, and Germany, London 1789.
[80] S. Mercier, Obraz Paryża, s. 45.

[81] Więcej o tym piszę w: P. Napierała, „Kraj wolności” i „kraj niewoli” – brytyjska i francuska wizja wolności – XVII-XVIII wiek, Libron Kraków 2011.

[82] Samson zabijał Filistynów oślą szczęką.

[83] Bitwa w której Francuzi pokonali Brytyjczyków w 1745 roku.

[84] To stowarzyszenie było wprawdzie fikcyjne, ale w czasie rewolucji istniały podobne.

[85] Marian Kamil Dziewanowski, w którego domu, jak sam mówi, oddychano atmosfera profrancuską i pro-bonapartystowską był podczas swej wizyty w Londynie zszokowany rozmiarem i witalnością „antylegendy” Wellingtona; stad narodził się jego pomysł by napisać biografie zwycięskiego wodza spod Waterloo, vide: M.K. Dziewanowski, Lord Wellington, pogromca Napoleona, Wrocław 1997.

[86] G. K. Chesterton, Krótka historia Anglii, s, 226, 244.

[87] Ibidem, s. 227.

[88] Ibidem, s. 233 i 257-169.

[89] Vide: P. Mérimée Carmen (zbiór opowiadań), Ksiażka i Wiedza, 1989.

[90] Angielscy panowie doradzali królowi jak walczyć z Francuzami.

[91] Vide: P.M. Kendall, Ludwik XI – Europa w sieci pająka, Warszawa 1996.

[92] Przykładem wczesnego użycia słowa „patriota” w literaturze angielskiej może być list z serii: Relations Politiques L’Angleterre Dr. Wilsona z 1577 roku: „…Champeignie joyeth harde with them that are thought to be The best patriots and lovers of their cowntrie…, vide:

http://bu-169.bu.amu.edu.pl/han/OxfordEnglishDictionary /dictionary.oed.com (dostęp: 21.02.2010 r.)

[93] O zdradzie francuskiego pisarza Pierre’a de Bourdeille, pana de Brantôme (1540-1614), vide: P. Brantome, Żywoty pań swawolnych, Kraków 2003, wstęp autorstwa T. Boya-Żeleńskiego.

[94] Podobnie w elekcyjnej Rzeszy Niemieckiej baronowie nie przeforsowali ostatecznie swego prawa do obalania cesarza w Złotej Bulli Karola IV, vide: J. Baszkiewicz, Myśl polityczna wieków średnich, Poznań 2009, s. 200-201.

[95] Vide: A. Tocqueville, O demokracji w Ameryce, s. 236. Nam współczesny demokratyczny liberał Johnson stwierdza, że różnica ta dowodzi jedynie karygodnego zaniedbania ze strony brytyjskich władz nie nadążających za duchem czasów, vide: P. Johnson, Historia Anglików, s. 314-315.

[96] P. Gaxotte, Rewolucja Francuska, Gdańsk 2001, s. 60-61.

[97] Vide: A. Cisek, Kłamstwo Bastylii. Szkice o wydarzeniach i ludziach Wielkiej Rewolucji Francuskiej, Finna Gdańsk 2006. Chesterton zapewne odpowiedziałby, że Angielskie okrucieństwo przejawia się bardziej subtelnie, w postaci rządów oligarchii trwających od XVII do XIX wieku, która uczyniła zwykłych ludzi niemal zakładnikami rządu…

[98] J. Watson, The Allien’s Guide to France, Survival Books London 2002.

[99] Ibidem, s. 4.

[100] Ibidem, s. 14.

[101] Ponoć w Anglii zbytnia powaga może zaszkodzić nawet politykom, a patos niszczy ich dokumentnie, stąd dystans angielski do republikańskich wielkich słów spotykanych w świecie polityki w wersji laickiej we Francji i (pseudo)bogobojnej w USA. Anglicy wprowadzają Francuzów i inne nacje kontynentu w konfuzję, gdyż c nigdy nie wiedzą, kiedy: not bad oznacza znakomity, a kiedy zwykłe OK., vide: K. Fox, Watching the English. The Hidden Rules of English Behavior, Hodder & Stoughton London 2005, s. 63-67.

[102] I J. Watson, The Allien’s Guide to France, s. 20.

[103] Jako przykład Watson podał fakt, że tylko we Francji powszechnie czytało się projekt traktatu z Maatstricht przed referendum w sprawie powstania UE, s. 23.

[104] Ibidem, s. 25.

[105] Ibidem, s. 26.

[106] Ibidem, s. 28-29.

[107] Ibidem, s. 31.

[108] Ibidem, s. 34.

[109] Ibidem, s. 38.

[110] W jednym z odcinków serialu: Poirot z Davidem Suchetem w roli tytułowej, widać właśnie scenę, gdy angielskie młodziaki z wyższych sfer drą się na całe gardło: garçon! i są rzecz jasna ignorowani przez zniesmaczonych kelnerów.

[111] Ibidem, s. 41.

[112] Ibidem, s.45.

[113] Ibidem, s.53.

[114] Ibidem, s. 54. Być może do niedawna rzeczywiście francuska literatura była jedna z bardziej wymagająca dla czytelnika, ale teraz w czasie nawału postmodernistycznych konstrukcji anglosaskich chyba nie jest to już prawdą.

[115] Ibidem, s.64-65.

[116] L. Stomma, Po co nam Francja? Z owsa ryż, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl Warszawa 2003, s. 22.

[117] J. Watson, The Allien’s Guide to France, s. 71.

[118] Dla Anglików English Chanell.

[119] Ibidem, s.76.

[120] Ibidem, s. 76-78.

[121] Ibidem, s. 82.

[122] Ibidem, s. 86.

[123] S. Mercier, Obraz Paryża, s. 231.
[124] J. Watson, The Allien’s Guide to France, s. 91-92.

[125] L. Stomma, Po co nam Francja ? Z owsa ryż, s. 54.

[126] Oficjalna strona pisarza: http://www.stephenclarkewriter.com

[127] S. Clarke, Merde! Rok w Paryżu W.A.B. Warszawa 2006, s. 11.
[128] Ibidem, s.77.

[129] W tłumaczeniu polskim Hanny Baltyn był tu bardziej wulgarny wyraz.

[130] http://pl.wikiquote.org/wiki/Stephen_Clarke

[131] S. Clarke, Merde! Rok w Paryżu, s. 12.

[132] Ibidem, s. 17-18.

[133] Anglicy lubili i lubią się wyśmiewać już z de Gaulla, który mówił z tak silnym francuskim akcentem, ze wydawało się, że nadal mówił po angielsku. Podobnie sprawa się miał z Helmuthem Kohlem.

[134] S. Clarke, Merde! Rok w Paryżu, s. 23-24.

[135] Znam to z autopsji (pobyt w Paryżu w 2010 roku) i odradzam kupowanie herbaty w francuskiej knajpie.

[136] S. Clarke, Merde! Rok w Paryżu, s. 27.

[137] Ibidem, s. 29.

[138] Ibidem, s. 37.

[139] Tymczasem w Wielkiej Brytanii lunch praktycznie zaniknął. Tom Hodgkinson brytyjski autor urodzony w 1968 roku, w swej książce w której pochwala błogie, a twórcze lenistwo, a krytykuje bezrefleksyjną pracę na akord, bardzo barwnie pisze o „upadku lunchu”, o którym to upadku wspominał już Nietzsche. Lunch kiedyś był słowem określającym całą kulturę rozmowy między współpracownikami i nie tylko, mógł trwać nawet do wieczora, jeśli rozbawieni rozmówcy uznali, że mogą odwołać kolejne zaplanowane spotkania. Ergo lunch był ważny, ważniejszy niż harówka, bo zwiększał jakość życia i stanowił glebę dla pomysłów, vide: T. Hodgkinson, Jak Być Leniwym, Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2008.

[140] S. Clarke, Merde! Rok w Paryżu, s. 38.

[141] Ibidem, s. 42.

[142] Ibidem, s. 47.

[143] Ibidem, s. 167.

[144] Ibidem, s. 51-52.

[145] Ibidem, s. 69.

[146] Ibidem, s.77.

[147] Ibidem, s. 84.

[148] Ibidem, s. 93.

[149] Ibidem, s. 101-102.

[150] Ibidem, s. 123.

[151] Ibidem, s. 146-147.

[152] Ibidem, s. 161.

[153] Ibidem, s. 172.

[154] Ibidem, s. 183.

[155] Ibidem, s. 267-272.

[156] Ibidem, s. 270.

[157] Ibidem, s. 270.

[158] Ibidem, s. 305-306, tekst oryginału: http://en.wikiquote.org/wiki/Stephen_Clarke
[159] Ibidem, s. 313-314.

[160] L. Stomma, Po co nam Francja ? Z owsa ryż, s. 81.
[161] Ibidem, s. 89-92.

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

One Reply to “Frogs & Rosbifs – czyli Francuzi i Brytyjczycy o sobie nawzajem”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pięć × dwa =