Trzeci dzień 60. Wratislavii Cantans (6.09.2025) przyniósł we Wrocławiu kilka świetnych koncertów. Recital harfistki Magdaleny Hofmann miał miejsce tego dnia dwa razy, z tym, że raz o 12:00, a później o 18:00 zazębiając się z Bachowską Sztuką Fugi w wykonaniu Andrzeja Kosendiaka i Wrocław Baroque Ensemble. Był jeszcze koncert uczestników 49. Kursu Interpretacji Muzyki Oratoryjnej i Kantatowej, przygotowany przez dyrektora artystycznego Chóru NFM i ukazujący fragmenty oratorów Józefa Haydna i Josefa Myslivečka. Zwłaszcza tego ostatniego kompozytora bardzo żałuję, jednak nie mogłem udać się na ten koncert, choć towarzyszących Wratislavii kursów interpretacji niemal zawsze jestem zadowolony. Wiadomo, że część uczestników ma przeciętny talent, zawsze jednak zdarzają się osoby u progu swoich karier, zaś repertuar kursów interpretacji jest zazwyczaj bardzo ciekawy. Tym razem był Mysliveček, wybitny klasycysta, którego dzieła wielu melomanów na świecie chce poznać lepiej, gdyż zdecydowanie na to zasługują. Oczywiście Czesi znają Myslivečka doskonale, ale globalne zainteresowanie tą twórczością przynosi wiele dobrych wykonań spoza Czech.
Jak się okazuje, harfa jest jednym z motywów przewodnich tegorocznej Wratislavii Cantans. Będziemy mieli aż trzy recitale wybitnych harfistów, zaś do krainy tego starożytnego w swej ogólnej koncepcji instrumentu zaprosiła nas Magdalena Hoffmann.

Zanim jednak przedstawię harfistkę, warto wprowadzić sam instrument. Nie pamiętam drugiej tak harfowej Wratislavii… Prototyp harfy był prosty w swojej koncepcji. Instrument wywodzi się z łuku myśliwskiego, którego cięciwa wydawała dźwięki podczas szarpania. Giętkie kije z wieloma cięciwami istniały na całym świecie tysiące lat temu i nadal istnieją w odizolowanych plemionach na całym świecie. Pierwsze wizerunki harf pochodzą z Mezopotamii (ok. 2800 r. p.n.e.) i z Egiptu. Na glinianych tabliczkach z Ur oraz reliefach z Niniwy (VII w. p.n.e.) widoczne są harfy o asymetrycznych kształtach, często towarzyszące ucztom lub obrzędom. Harfy jakie znamy z egipskich fresków i płaskorzeźb są podobne do malijsko – gambijskiej harfy „kora”, słuchając zatem malijskich bardów zwanych griotami możemy sobie wyobrażać, jak mogła brzmieć harfa na dworze faraonów.
Tyle tradycja. Tymczasem najstarsze zachowane instrumenty odkryto w grobowcu króla Abargi w Ur (ok. 2685 r. p.n.e.). Były to symetryczne i asymetryczne liry oraz harfy o okrągłych pudłach rezonansowych, wykonane z drewna. W Egipcie tzw. Pieśni harfiarzy zapisywano w grobowcach (średnie i nowe państwo). W Grecji harfę przypisywano muzie Terpsychorze (bogini tańca), a w kulturze judeochrześcijańskiej stała się atrybutem króla Dawida i aniołów. Mezopotamskie tabliczki (ok. 2000 r. p.n.e.) zawierały instrukcje strojenia harf za pomocą interwałów trytonu i półtonu, co świadczy o zaawansowaniu technicznym .
Do najstarszych nieprzerwanych europejskich tradycji harfowych zalicza się harfę celtycką. Harfa jest godłem Irlandii, widnieje na euro i herbie państwa. Jej tradycja sięga XII w., a najsłynniejszy zachowany instrument (XIV-wieczny) przechowywany jest w Trinity College w Dublinie. Harfy irlandzkie budowano z jednego kawałka drewna (wierzba, dąb), miały 28–34 mosiężne struny. Grano na nich, szarpając struny długimi paznokciami lub nakładkami, trzymając instrument na lewym ramieniu. Angielscy najeźdźcy tępili harfiarzy (XVI–XVII w.), uznając ich za strażników antykolonialnej kultury. Mimo to tradycja przetrwała dzięki wędrownym bardom, jak Turlough O’Carolan. Harfa celtycka i związane z nią tradycje były echem średniowiecza, w którym to harfy diatoniczne towarzyszyły trubadurom i minstrelom. W IX w. pojawiły się pierwsze harfy z kolumną (Utrecht Psalter). W XVIII w. mechanizmy pedałowe (wynalazek S. Erarda, 1811 r.) umożliwiły granie chromatyczne. Królowa Maria Antonina popularyzowała harfę we Francji. Harfa była cały czas obecna, jednak musiała ustąpić miejsca, tak ważnego w średniowieczu, innym instrumentom strunowym. Głównym przeciwnikiem harf okazały się koniec końców strunowe instrumenty klawiszowe, wiodące swoją genezę z cymbałów, które już w średniowieczu zaczęto wzbogacać mechanizmem dźwigien, klawiszy, piórek lub młoteczków.
Zawsze też myślałem, że harfie zaszkodził jej cichy wolumen brzmienia, jednak w pięknej komnacie Muzeum Pana Tadeusza harfa zabrzmiała znacznie donośniej niż lutnia i skrzypce z poprzedniego koncertu. Wspominając recitale klawesynowe z poprzednich lat, muszę przyznać, że też zdecydowanie głośniej brzmi harfa. Nie jest zatem przypadkiem, że na przykład w rozbudowanych symfoniach Mahlera solo harfy lub harf dobiega do nas całkiem wyraźnie mimo wielkich wnętrz. Wydaje mi się, że recital harfowy w ramach Wratislavii Cantans powinien na przyszłość odbywać się w większych salach NFM i w większych zabytkowych wnętrzach.
Recital Magdalena Hoffmann był bardzo różnorodny. Niestety, na Toru Takemitsu musiałem biec na następny koncert, który odbywał niemal kilometr od wrocławskiego rynku w NFM. Oto program koncertu:
Carl Philipp Emanuel Bach Fantazja Es-dur Wq. Deest, H. 348
Georg Friedrich Händel Suita g-moll HWV 453: I. Overture
Jean-Philippe Rameau Suita e-moll RCT 2: V. Le Rappel des oiseaux
Robert Schumann Vogel als Prophet oraz Einsame Blumen ze zbioru Waldszenen op. 82
Robert Schumann Warum? ze zbioru Fantasiestücke op. 12
Maurice Ravel Prélude z suity Le Tombeau de Couperin
Jacques de la Presle Le Jardin mouillé
Tōru Takemitsu Stanza II
John Dowland Semper Dowland, semper dolens
Benjamin Britten Suita op. 83
Wilhelm Friedemann Bach Fantazja a-moll F. 23
Fryderyk Chopin Walc e-moll WN29 (wersja na harfę w tonacji es-moll)
Jak podała książeczka programowa, z wyjątkiem transponowanego Walca Chopina wszystkie utwory, które nie powstały na harfę, były wykonane z oryginalnej partytury, bez transkrypcji. To wraca mnie myślami do przegranej walki jaką harfy toczyły i toczą z klawesynami i fortepianami.
Jednak, mimo braku konieczności transkrypcji, taki na przykład Rameau brzmiał na harfie zupełnie inaczej niż na klawesyn. Znikła cała jego progresywna motoryczna dzikość, pojawiły się za to rokokowe wykwintne pastele, pastoralne ciepło i zaduma. Było to wspaniałe! Z kolej CPE Bach, z jego muzyką protoromantyczną i protoklasycystyczną brzmiał równie ekstrawagancko jak na instrumentach klawiszowych, ale jakby bardziej jeszcze surowo. Okazuje się zatem, że harfa w rękach mistrzyni nie zawsze musi łagodzić i ocieplać muzykę. Świetny był oczywiście Ravel, nie znany mi wcześniej Jacques de la Presle zabrzmiał bogato i tajemniczo. Najodważniejsze stylistycznie było sięgnięcie po Schumanna, którego żywioł baśniowy zyskał na harfie zupełnie nowe odcienie tracąc jednocześnie te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Mimo jednak tego, że Schumanna najpewniej znacznie lepiej grać na fortepianie, recital Magdaleny Hofmann był piękną podróżą w krainę starożytnego i wciąż obecnego instrumentu. Jeśli chodzi o pradawną genezę, to jedynymi instrumentami mogącymi pochwalić się tak odległą metryką są flety i oczywiście instrumenty perkusyjne.
Mam jeszcze do opisania w tej recenzji Die Kunst der Fuge z Andrzejem Kosendiakiem, czyli koncert na który od dawna czekałem. Jednak ów koncert to sprawa oczywista. Znamy zarówno wykonawców, jak i przede wszystkim Dzieło jak i jego kompozytora. W związku z tym poświęcę jeszcze kilka zdań na przedstawienie Magdaleny Hoffman.
Magdalena Hoffmann to wybitna niemiecka harfistka, ceniona za swoje wirtuozerskie wykonania, innowacyjne podejście do repertuaru oraz zaangażowanie w projekty interdyscyplinarne. Magdalena Hoffmann rozpoczęła naukę gry na harfie w wieku sześciu lat w Bazylei. Studiowała u znanych pedagogów: Fabiana Trani w Hochschule Robert Schumann w Düsseldorfie (2007–2013); Skaila Kanga w Royal Academy of Music w Londynie (rok akademicki 2011–2012), gdzie poznawała także techniki harfy jazzowej u Parka Stickneya oraz u Cristiny Bianchi w Hochschule für Musik und Theater w Monachium (studia magisterskie).
Dodatkowo artystka uczestniczyła w mistrzowskich klasach prowadzonych przez wybitnych harfistów, takich jak Fabrice Pierre, Isabelle Moretti, Alice Giles, Isabelle Perrin, Mara Galassi i Milda Agazarian, co pozwoliło jej udoskonalić technikę i poszerzyć horyzonty artystyczne. Znalazłszy te infomacje muszę przyznać ze wstydem, że nie jestem na bieżąco z harfistami. Znam wielu wybitnych harfistów, ale jak widać wielu nie znam. No może po namyśle Isabelle Moretti jest mi znana. No dobrze – Fabrice Pierre jest także kimś, kto już mnie zachwycał i z pewnością mam co najmniej dwie płyty z nim. Jednak to początkowe poczucie obcości przy zetknięciu z wirtuozami harfy, którzy prowadzą kursy mistrzowskie pokazuje pewne moje wyobcowanie przy nagłym wejściu w świat harfowy. Ciekawe, czy ktoś z Was, drodzy Czytelnicy, od razu skojarzył wszystkich wymienionych harfistów?
Wróćmy do Magdaleny Hoffman. Od 2018 roku pełni on funkcję pierwszej harfistki Symphonieorchester des Bayerischen Rundfunks (Bawarskiej Orkiestry Radiowej), jednej z moich ulubionych orkiestr, z pewnością jednej z najlepszych. Wcześniej artystka przez cztery lata była pierwszą harfistką Tiroler Symphonieorchester Innsbruck. Występowała pod batutą słynnych dyrygentów, takich jak Sir Simon Rattle, Kirill Petrenko czy Daniel Harding. W 2021 roku podpisała ekskluzywną umowę z Deutsche Grammophon. Jej album debiutancki „Nightscapes” (2022) został nagrodzony Opus Klassik w kategorii „Młody Talent Roku”. Drugi album, „Fantasia” (2024), eksploruje barokowe fantazje i preludia, oryginalnie komponowane na klawesyn lub lutnię, transkrybowane na harfę. Kupiłem go w ciemno przed koncertem i słucham go teraz z dużą dozą zachwytu.
Magdalena Hofmann jest też wierna homerycko griockim tradycjom harfowym, tradycjom „opowiadaczy”. Harfistka tworzy interdyscyplinarne projekty, takie jak teatralny koncert dla dzieci „ODYSSEY on 47 Strings” (premiera w 2014 roku), łączący muzykę z elementami wizualnymi i opowieściami.
Zaintrygował mnie oczywiście wyjątkowo piękny instrument, którego brzmienie rozsadzało mury komnat Muzeum Pana Tadeusza. Magdalena Hoffmann gra na nowoczesnej harfie pedałowej marki Salvi. Włoska firma Salvi Harps (założona w 1955 roku przez Victora Salvi) jest uznawana za jednego z wiodących producentów harf na świecie. Instrumenty Salvi charakteryzują się precyzyjnym rzemiosłem, innowacjami technologicznymi oraz bogatym, ciepłym brzmieniem.
Hoffmann opisała swój instrument jako mający „drewniane ciepło” typowe dla harf Salvi, ale również srebrzysty blask w wyższych rejestrach. Harfa posiada 47 strun i skomplikowany mechanizm pedałowy (7 pedałów), umożliwiający zmianę wysokości dźwięku o pół tonu lub cały ton dla każdej struny. W wywiadzie harfistka podkreśliła, że jej harfa „potrafi śpiewać”, co jest niezwykłe, ponieważ harfy generalnie mają ograniczone możliwości legato. Hoffmann zwraca uwagę, że harfy z czasem tracą na jakości za sprawą ogromnego napięcia strun, które deformuje płytę rezonansową i szyjkę instrumentu. Wymaga to ciągłych regulacji i ostatecznie wymiany instrumentu.
Z koncertu Hoffmann musiałem jednak biec na drugi koncert, a był on spełnieniem mojego marzenia. Słysząc swego czasu pojedyncze ogniwa Die Kunst der Fuge grane przez Wrocław Baroque Ensemble, napisałem w recenzji, że marzyłaby mi się całość, zarówno na płycie jak i na koncercie. I oto moje marzenie stało się faktem, do tego w ten właśnie sposób Andrzej Kosendiak wszedł w świat Wratislavii Cantans jako jej nowy kierownik artystyczny. Oczywiście od dekad jest on jednym z najważniejszych współtwórców Wratislavii, ale chodzi mi o to konkretne stanowisko.

Wrocław Baroque Ensemble wystąpił w wyjątkowo rozbudowanym składzie:
Andrzej Kosendiak – dyrygent
Wrocław Baroque Ensemble:
Zbigniew Pilch, Mikołaj Zgółka, Katarzyna Olszewska, Klaudia Matlak, Małgorzata Kosendiak – skrzypce
Agnieszka Papierska, Piotr Chrupek – altówki
Jakub Kościukiewicz – wiolonczela
Guido Balestracci – sopranowa viola da gamba
Maurycy Raczyński – tenorowa viola da gamba
Julia Karpeta, Brent Wissick – basowe viole da gamba
Łukasz Macioszek – violone
David Brutti, Andrea Inghisciano – kornety
Masafumi Sakamoto – puzon altowy
Tomasz Wesołowski – fagot
Marta Niedźwiecka, Aleksandra Rupocińska – klawesyny, pozytyw
I w całym Die Kunst der Fuge przeplatały się poszczególne instrumenty, grupy instrumentów i niekiedy tutti, albo niemal tutti. Kosendiak musiał przygotować do tego wykonania własną wersję, niemal symfonię kameralną na bazie arcydzieła Bacha. Wspaniałe były konstrukcje tworzone przez skrzypce i ich kuzynów, wspaniałe były ich gambowe antytezy. Wybitnie grali mistrzowie instrumentów dętych, niezapomniane były dla mnie dialogi Julii Karpety i skrzypków, świetny pozytyw i klawesyny, znakomite solowe niemal fragmenty realizowane przez skrzypka i koncertmistrza Zbigniewa Pilcha. Byłem i jestem zachwycony głębią tego przedsięwzięcia, jego rozmachem i niezwykłą finezją swego rodzaju instrumentacji Die Kunst der Fuge. Oczywiście wychodząc zamieniałem opinie z moimi przyjaciółmi parającymi się między innymi krytyką muzyczną. Jedna osoba była podobnie jak ja zachwycona, druga ze złością zwróciła uwagę na bardzo wolne tempa i brak dynamicznego zróżnicowania poszczególnych ogniw cyklu, a także na nie dość wyrazistą artykulację. Ja jednak pozostaję po stronie entuzjastów. Moim zdaniem pewna jednolitość temp i szukanie głównej siły wyrazu poprzez barwy a nie skrajnie graficzną artykulację ma jak najbardziej sens w tej koncepcji Die Kunst der Fuge, czyniąc ją wyjątkową i bardzo atrakcyjną.