Niejedna kobieta zachowuje sentyment do lektur z dzieciństwa i młodości. Czy są one interesujące dla dzisiejszych dziewcząt? I czy mogą stać pretekstem do rozmowy o historii kobiet i zmianach w postrzeganiu ich pozycji na przestrzeni dziejów, skłonić do namysłu nad zmianami i obecnymi wciąż stereotypami?
Przyjrzymy się kilku książkom obecnym od dawna w naszej pamięci zbiorowej.
W roku 1961, na mniej więcej dziesięć lat przed pojawieniem się pojęcia gender na świecie, w Polsce powstała książka, która można dziś uznać za modelowe jego wyjaśnienie w wersji dla najmłodszych. Przez kolejne pół wieku cieszyła się dużą popularnością, a jej ekranizacja często bywała emitowana w wakacyjnych programach. Ciekawe czy dziś ktoś by się na to odważył…
Różowe i niebieskie światy
Mowa oczywiście o powieści Hanny Ożogowskiej „Dziewczyna i chłopak czyli heca na 14 fajerek”. Popularna autorka nie kierowała się raczej równościową misją. Stworzyła po prostu historię opierającą się na klasycznym schemacie qui pro quo w której można jednak zauważyć wiele cennych obyczajowych obserwacji.
Bardzo podobne fizycznie rodzeństwo Tosia i Tomek jest zmuszone zamienić się rolami podczas wyjazdu na wakacje. Bohaterowie reprezentują typowe stereotypy płci. Tosia jest spokojna, łagodna i gospodarna. Tomek to wygadany buntownik z przywódczymi skłonnościami. Podobne postawy przejawiają zresztą ich rodzice. Jest to patriarchalna rodzina w złagodzonym XX-wiecznym wydaniu, w której najważniejsze jest zdanie ojca.
W pierwszych rozdziałach brat i siostra rozmawiają o tym, kto ma w życiu lepiej. Tosia uważa, że „dziewczyna musi tyle umieć” a Tomek, że rodzice są surowsi dla chłopaka, który „musi być twardy”. Wkrótce mogą zrewidować w praktyce swoje wyobrażenia.
12-latka i 13-latek stają przed nowymi wyzwaniami, jakim jest dla niego ugotowanie obiadu a dla niej rąbanie drewna. Ambicją obojga jest wytrzymanie przez miesiąc w odmiennych rolach bez podejrzeń krewnych. Muszą jednak umotywować, dlaczego ich zachowanie jest nieco odmienne od oczekiwanego.
Pomysłowa Tosia wzbudza podziw chłopaków z sąsiedztwa. Przekonuje ich, że dziewczyna może bawić się w Indian i grać rycerza w inscenizacji bitwy pod Grunwaldem (przy tej okazji zostają nawet przywołane postacie Joanny d’Arc i Emilii Plater).
Podobne zdziwienie wywołuje spokojny, schludny i chętny do pomocy w domu Tomek orientujący się nawet w tajnikach damskiej mody. Ciocia stawia go wzór swoim synom, w ich oczach zyskuje on jednak dopiero gdy ratuje „męski honor” odpowiadając na wyzwanie kuzyna.
Pozornie uniwersalne perypetie rodzeństwa to opowieść zakorzeniona głęboko w pojmowaniu ról płciowych wynikających z polskich dziejów. Ojciec rodziny zdecydował się na przeprowadzkę ze względu na konflikt z dominującą teściową sprzeciwiającą się patriarchalnym tendencjom zięcia. Dzielna wdowa ciocia Isia to spadkobierczyni pokoleń kobiet muszących sobie samodzielnie radzić z prowadzeniem gospodarstwa i wychowywaniem dzieci.
Czy świat w ogóle zmienił się bardzo przez ostatnie pół wieku? Zarzut „dziewczyńskości” zachowania nadal bywa pewnie obelgą dla chłopców. Dla panów ze starszego pokolenia wyczynem kulinarnym jest usmażenie jajecznicy. A czy zarządzanie przez Tomka gospodarstwem cioci nie nasuwa skojarzeń ze współczesnym pojęciem „szklanego sufitu”? Kobiety pracują rzetelnie ale szefuje mężczyzna (choć w damskim przebraniu).
Nastolatki nie zrozumieją raczej głębi tych zjawisk. Warto jednak spróbować porozmawiać z nimi o tym czego otoczenie oczekuje od dziewczynek i od chłopców i czy musi tak być. I podsunąć następną książkę – damską sagę rodzinną.
Między nami kobietami
Zapomniana dziś zupełnie powieść Stanisławy Platówny „Marianna, Marysia, Misia” to modelowa herstoria. Świadczy o tym już sam tytuł będący imionami przedstawicielek trzech pokoleń.
Główną bohaterką jest 11-letnia Misia, warszawianka odwiedzająca chętnie babcię na wsi. Starsza pani opowiada wnuczce o swoim dzieciństwie i młodości. Pochodziła z ubogiej rodziny, skończyła tylko szkołę podstawową, była służącą w mieście, a potem wyszła za mężczyznę poleconego jej rodzicom przez swatów. Współczesnym wątkiem są romansowe perypetie wujka Tomka, wzbudzającego niepokój rodziny ponieważ pozostaje kawalerem mimo zbliżania się do trzydziestki (!).
Bystra Misia chłonie opowieści babci i porównuje dawne i dzisiejsze czasy. Kibicuje związkowi wujka z Krystyną i stara się doprowadzić do jego szczęśliwego finału. Posuwa się nawet do przywołania ducha ciotki obłąkanej po zdradzie narzeczonego (niczym bohaterka „Wielkich nadziei” Dickensa). Małżeństwa aranżowane kojarzą się dziewczynce z loterią: babcia trafiła dobrze ale niektóre jej koleżanki źle. Proste obserwacje obnażają okrucieństwo zwyczajów wciąż praktykowanych na świecie.
Rodzice Misi są w powieści prawie nieobecni. Znamienne są jednak słowa ojca wypowiedziane do żony: „Twoja matka nabija dziecku głowę bzdurami”.
Te lekceważone „bzdury” to opowieści babci ukazujące świat z kobiecej perspektywy. Rozmowy o planowanych małżeństwach koncentrują się wokół obaw i nadziei dziewcząt, mężczyźni – może poza wujkiem Tomkiem – są tylko tłem. Kobiety decydują o przyszłości swoich córek, także o możliwości kontynuowania nauki.
O nieżyjącym dziadku możemy dowiedzieć się tylko ogólnie że był dobrym mężem i ojcem. Pominięte są zupełnie późniejsze losy rodziny wraz z wojną. Dla Misi znacznie ciekawsza jest sprawa jak poznali się jej rodzice.
Z dzisiejszej perspektywy trudno nie dostrzec propagandowego wydźwięku
szybkiej emancypacji kobiet na przestrzeni jednego pokolenia. Dorastająca już po wojnie Marysia (mama Misi) zdobyła zawód i niezależność a przyszłego męża poznała na wczasach. W nowym świecie jest jednak miejsce na tradycyjne zaręczyny. Teoretycznie to gest dla staroświeckiej mamy. Może jednak jest oznaką czegoś stałego w obliczu zmian?
Tym bardziej że autorka pokusiła się nawet o wątek futurystyczny. We śnie Misia jako dorosła kobieta wybiera w przestrzeni kosmicznej partnera poleconego przez komputer. W latach 70-tych była to abstrakcja rodem z powieści Juliusza Verne’a. Czy jednak nie tak działają dzisiaj portale randkowe?
Jeśli po lekturze opowieści o losach babci i wnuczki nastolatka zechce poznać bliżej herstorię, można polecić jej kilka następnych książek.
Wycieczki w czasie
„Godzina pąsowej róży” Marii Krueger i „Małgosia contra Małgosia” Ewy Nowackiej to książki należące do klasyki młodzieżowej literatury. Schemat jest podobny: dziewczyna z XX wieku przenosi się nagle do innej epoki. Jest na początku zagubiona i zbuntowana, potem jednak zaczyna dostosowywać się do obecnych realiów a nawet odkrywać ich uroki. Nad oboma pannami czuwają doradcy: antenatka czy dytko, postać z rodzimego folkloru.
Zmagania Andy z gorsetem czy Małgosi z paradną robą są oczywiście zabawne.
Co jednak bliżej dowiadujemy się o epokach do której trafiły?
Anda staje się panienką z mieszczańskiego domu końca XIX wieku. Uczęszcza na pensję, uczy się kaligrafii i haftuje pantofle dla ojca, a popołudniami uczestniczy w salonowych przyjęciach. Wyjeżdża z rodzicami do zyskujących popularność nadmorskich kurortów. Pełni funkcję druhny na ślubie siostry, która w poprzednim życiu jest studentką i ma chyba niewiele więcej niż 20 lat.
Świat belle epoque pozornie jest miły i sympatyczny. Po pierwszym szoku cywilizacyjnym można w nim przyjemnie żyć z tymi samymi, choć nieco odmienionymi krewnymi i znajomymi. Obszerne mieszkanie, służba, przyjęcia, wykwintne maniery, piękne stroje…
To wrażenie jest jednak złudne. Potem ukazuje się drugie oblicze pozornie romantycznych czasów. Andzie udaje się przesunąć czas zaledwie o 20 lat. W roku 1900 jest trzydziestoparoletnią starą panną, lekceważoną przez rodzinę i traktowaną nadal jak niedorosła osoba.
Małgosia przenosi się natomiast do XVII wieku, w czasy znane z „Trylogii”. Trafia do o wiele surowszego świata niż Anda. Jest córką zasadniczej wdowy, ma dwie siostry zazdrosne o spadek po dziadku i starającego się znacznie starszego imć Stanisława. Jako uboga szlachcianka rzadko spędza czas na kontredansach z kawalerami. Częściej na zajęciach gospodarskich w domu i na folwarku. Świat wokół rodzinnego dworku pełen jest strachów, wilków, intryg krewnych i pułapek łowców posagów.
Miłość, przyjaźń, życzliwość potrafią się jednak przebić przez skorupę konwenansów. Małgosia uzyskuje pomoc od ludzi których o to wcześniej nie podejrzewała.
Gdy nastolatka wraca do XX wieku, okazuje się, że przez parę miesięcy wymieniła się miejscami ze swoją imienniczką sprzed 300 lat. I zaskakujące, że tamta poradziła sobie nie gorzej – a może i lepiej – w zupełnie odmiennym świecie. W ten sposób zostaje dowartościowana kobieca wiedza przekazywana przez pokolenia: ziołolecznictwo, umiejętności gospodarskie, życie w bliskości z przyrodą.
Córki swoich ojców
Hanna Muszyńska-Hoffmanowa (1913-1995), dziennikarka i pisarka, jest autorką wielu powieści historycznych. Ich bohaterkami zwykle są autentyczne postacie, często spokrewnione lub związane w inny sposób z osobami znanymi z pierwszych stron podręczników historii. Bitwy, traktaty i epokowe decyzje są przedstawione z punktu widzenia dziewcząt czy młodych kobiet. przeżywających dylematy właściwe swoim rówieśnicom w innych epokach. Autorka często stylizuje swoje powieści na pamiętniki dodając elementy nieco archaicznego języka. Potęguje to wrażenie że takie mogły być naprawdę dzieje Bogusławy Dąbrowskiej (córki generała wspomnianego w hymnie narodowym), Alojzy Trauguttówny czy saskiej księżniczki Marii Augusty. Narodowi bohaterowie zostają też odbrązowieni, są przedstawieni z ludzkiej strony, jako mężowie i ojcowie.
Tropy herstorii można znaleźć w wielu innych dziewczęcych lekturach. Choćby w cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza ukazującym emancypacyjne dążenia z końca XIX wieku. W poszukiwaniu bardziej współczesnych klimatów warto natomiast poznać bloga Elizy Szybowicz „Nie tylko Musierowicz” (www.nietylkomusierowicz.wordpress.com). Odnajdziemy tam może wspomnienie książek których treść śledziłyśmy z wypiekami na twarzy mając kilkanaście lat…
Artykuł ukazał się w nr 1-2 (58-59) feministycznego pisma Zadra w roku 2014