Taki koncert zdarza się nie na każdej Wratislavii Cantans. Z jednej strony muzyczny odkrywca, z drugiej strony zapomniane arcydzieła, z trzeciej wreszcie strony znakomite wykonanie. Tak też było dziewiątego dnia Wratislavii Cantans, gdy w prezbiterium kościoła Marii Magdaleny (gdzie Wratislavie odbywają się dość często) stanął Hervé Niquet wraz ze swoim Le Concert Spirituel. W roli zapomnianych arcydzieł wystąpiły utwory Orazio Benevolo (1605 – 1672), kompozytora o francuskich korzeniach związanego z Rzymem.
Na kilka godzin przed koncertem przeprowadziłem wywiad z Hervé Niquetem. Ten wielki artysta okazał się nad wyraz skromnym człowiekiem, mającym jednocześnie wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia (niebawem będziecie mieli okazję zobaczyć ten wywiad). Nie wiedziałem oczywiście zbyt wiele o muzyce Orazio Benevolo, więc pytałem dyrygenta o jego misję związaną z propagowaniem muzyki francuskiego baroku i o Claudio Monteverdiego, którego krótki motet Cantate Domino był także wykonany na koncercie. Rozmawiało mi się miło, ale czułem, że Hervé Niquet ma wrażenie, iż nie zapytałem go o najistotniejszą sprawę. I rzeczywiście – Orazio Benevolo stanowił najistotniejszą sprawę na tym koncercie. Ale wywiad prowadziłem przed koncertem, więc skąd miałem to wiedzieć.
Teraz już wiem. Rzym XVII wieku dostarcza wielu muzycznych odkryć. Pamiętam, jak bardzo zafascynowała mnie muzyka Stefano Landiego przedstawiona przez zespół Arpeggiata na płycie Alphy (ze znakomitym Marco Beasleyem). Tym razem poznałem twórcę późniejszego niż Landi, działającego na pograniczu wczesnego i dojrzałego już baroku. Moje wrażenie było nie mniejsze i mylili się ci, którzy sądzili, że po znakomitym Powrocie Odyseusza do ojczyzny Claudio Monteverdiego z Johnem Eliotem Gardinerem Wratislavia Cantans 2017 już niczym nie wbije nas w ziemię, nie osłupi z zachwytu itd. Itp. Stało się inaczej – Hervé Niquet, znakomity artysta działający od dawna i jednocześnie nie wiedzieć czemu nie będący podmiotem tej czy innej mody (na Gardinera, na Savalla, na Venexianę, na Herreweghę etc. etc.) przedstawił nam program znakomicie ułożony, wymagający tytanicznej pracy i w ostatecznym efekcie wstrząsający.
Benevolo jako dwunastoletni chłopiec trafił do kapeli św. Ludwika Króla Francji w Rzymie, która skupiała mniejszość francuską zamieszkującą dawną stolicę cezarów. W świątyni tej wiele swoich prac zostawił śmiały realista swoich czasów Caravaggio, przypominając nam teraz, że sztuki plastyczne siedemnastowiecznego Rzymu są nam znacznie bardziej znane od jego muzyki, nie gorszej wcale od tej weneckiej, florenckiej czy neapolitańskiej. Znamy Caravaggia, Berniniego, Borrominiego, a z trudem i bardzo powoli odkurzamy z mroków niepamięci takich twórców jak Landi czy Benevolo. Wracając do biografii Benevola – przez kościoły rzymskie z ich kapelami – Santa Maria in Travestare oraz San Luigi dei Francesci zawędrował on do Wiednia, na dwór arcyksięcia Leopolda Wilhelma, gdzie zainspirować mógł tamtejszych kompozytorów, Bibera nie wyłączając. Ów akurat rodził się, gdy Orazio Benevolo gościł we Wiedniu, ale w końcu mamy w naszej kulturze zapis nutowy i Biber bezpośrednio lub pośrednio mógł się zapoznać z rewelacyjną, monumentalną i polichóralną twórczością rzymskiego poprzednika. Ja w każdym bądź razie widzę łączność między monumentalnymi mszami Bibera i Benevolo, choć może jeszcze inne, brakujące ogniwa tej ewolucji wchodziły tu w grę. Z pewnością dzieła, które zaprezentował nam Hervé Niquet nie ustępują twórczości wielkiego Bibera, choć są znacznie mniej znane, oraz stylistycznie nieco wcześniejsze (piękne taneczne motywy pojawiające się czasem u Benevolo przywodzą jeszce na myśl pierwszych mistrzów baroku) Myśląc o tym wspominam słowa Hervé Niqueta, który zapytany o to, czy Monteverdi był kompozytorem rewolucyjnym stanął mocno po stronie tych wszystkich kompozytorów, których jeszcze nie znamy, lub znamy bardzo słabo.
Na szczęście dla Rzymu Orazio Benevolo wrócił doń z Wiednia i działał w swoim ojczystym mieście w Santa Maria Maggiore i później w wyjątkowo prestiżowej Capella Giulia przy bazylice św. Piotra, stanowiącej samo muzyczne centrum Rzymu. Nadal nie znamy tego świata, lubującego się w muzyce płynącej z różnych stron, rozkwitającej jak jakiś egzotyczny kwiat w przestrzeni, pełnej boskich dłużyzn i niesamowicie wyrafinowanych dysonansów i zwrotów muzycznej akcji. Wydawca dzieł Benevola, Laurence Feininger, stwierdził, iż czterogłosowe msze kompozytora były przeznaczone do wnętrza bazyliki świętego Piotra i oddawały za pomocą środków muzycznych ideał perspektywy w malarstwie. Przy okazji Messiaena mówiliśmy o synestezjach na linii kolor – dźwięk. Jeszcze bardziej wyrafinowane są synestezje dotyczące przestrzeni i dźwięku. Za moją ulubioną tego typu synestezję podaję zwykle V koncert fortepianowy Beethovena, jeśli nie jest grany w zagoniony sposób, co niestety często się zdarza. W muzyce Orazia Benevola te synestezje też były mocno słyszalne i porywały wręcz wyobraźnię słuchacza do lotu w nieznane.
Nie będę wiele pisał o utworze Monteverdiego i kilku drobnych cząstkach twórczości Palestriny zaprezentowanych na tym koncercie. Piękny był też Canzon Vigesinanona a 8 Frescobaldiego, ojca nowożytnej muzyki instrumentalnej. To wszystko jednak zatonęło w oceanie wyrafinowanej, a jednocześnie pełnej siły muzyki Orazia Benevola. Ciężko zapomnieć o wspaniałych liniach melodycznych, o przestrzeni, o wyrafinowanych zabiegach retorycznych i barwowych. W tej majestatycznej muzyce nic nie było ciężkie, pompatyczne, na siłę. Płynęła szerokim, głębokim ale też przejrzystym i wartkim nurtem.
A wykonanie? Jak na zespół barokowy mieliśmy przed sobą liczną armię wykonawców, co nie dziwne przy muzyce polichóralnej. Soprany, basy, tenory w chórze Le Concert Spirituel były czyste, pełne wyrazu, barwne i ekspresyjne. Puzony, kornety, fagoty i wiole grały z nieskrępowaną wirtuozeriią i bezbłędnie mimo złożoności tych utworów. Przez minione dni Wratislavii mieliśmy okazję słuchać najznakomitszych kornecistów, ale ten z Le Concert Spirituel był chyba jeszcze bardziej w formie. A jak brzmiała podstawa snująca swoje cantus firmus na organach i wiolach! Nie mogłem uwierzyć w to, jakie to wszystko było piękne. To wręcz niezręczne, że rozmowę z Hervé Niquetem przeprowadziłem przed tym koncertem, a nie po nim. W innym razie byłaby ona poświęcona tylko twórczości Orazio Benevolo i Hervé Niquet nie musiałby się niczemu dziwić, jeśli chodzi o moje pytania.
Swoją drogą dyrygent wystąpił w egzotycznym stroju, na pograniczu indyjskiej kurty i fraku. Dyrygował bardzo precyzyjnie, z bezwzględnym wyrazem twarzy, co zrozumiałe, zważywszy na złożoność polichóralnego języka Orazio Benevolo. Na próbie łączył surowość z żartem i bezpośrednim stosunkiem do muzyków, co zobaczycie na filmie niebawem (ale już pewnie po Wratislavii Cantans). Dla mnie ten koncert był jednym z tych, które wpisują Wratislavie Cantans głęboko w historię muzyki polskiej i europejskiej. Niezapomniana chwila, materiał do wspomnień, które nieraz będą wracać. Mam też nadzieję, że stopniowo będzie się pojawiać coraz więcej nagrań i koncertów z muzyką Orazio Benevolo.
Jako postscriptum przytoczę Wam program koncertu, gdyż oczarowany nie chciałem rozbijać moich wrażeń na sekcje i rozdziały. Słuchaliśmy zatem tych oto utworów po kolei: Procesja: Aeterna Christi munera – chorał; Claudio Monteverdi Cantate Domino – motet; Orazio Benevolo Kyrie z mszy Si Deus pro nobis; Giovanni Pierluigi da Palestrina Beata es, Virgo Maria – motet; Orazio Benevolo Gloria z mszy Si Deus pro nobis; Graduał: Et ne avertas faciem tuam a puero tuo – chorał; Orazio Benevolo Credo z mszy Si Deus pro nobis; Girolamo Frescobaldi Canzon Vigesimanona a 8; Orazio Benevolo Sanctus z mszy Si Deus pro nobis; Benedictus qui venit in nomine Domini – chorał; Orazio Benevolo Regna terrae – motet; Giovanni Pierluigi da Palestrina Peccavimus – motet; Orazio Benevolo Agnus Dei z mszy Si Deus pro nobis; Giovanni Pierluigi da Palestrina Pater noster i Orazio Benevolo Magnificat tertii toni.
Wszystkie utwory Palestriny zostały zaprezentowane w wersji instrumentalnej poza pięknym Pater Noster (Ojcze nasz). Palestrina został wprowadzony do koncertu po to, aby ukazać inspiracje dla Benevola. Wszyscy kompozytorzy Rzymu inspirowali się tym muzycznym Rafaelem, ale w przypadku Benevola nie było w tej inspiracji niczego epigońskiego. Poznaliśmy po prostu jedno ze źródeł jego języka.