Pamiętam jaki wstrząs wywołała swego czasu wśród melomanów płyta Rogera Norringtona z fragmentami utworów Wagnera. Brytyjski dyrygent ośmielił się wówczas włączyć ojca późnego romantyzmu i modernizmu do ruchu muzyki dawnej, wykonując jego dzieła w sposób „historycznie poinformowany”. Norrington uwzględnił wszelkie różnice między budową instrumentów na jakich grywano pod koniec XX wieku i tych, którymi operowali współcześni Wagnerowi wykonawcy jego dzieł. Odtworzone zostało też odmienne niż współcześnie ułożenie poszczególnych sekcji orkiestry w przestrzeni. Ludzie byli przyzwyczajeni do tego, że na instrumentach historycznych i (częściej) kopiach instrumentów historycznych grywa się średniowiecze, renesans i barok, ale nie epoki późniejsze, a zwłaszcza Wagnera, który przyczynił się do ukształtowania się współczesnego nam składu orkiestry i estetyki jej gry. „To co będzie następne” – powtarzali zaszokowani miłośnicy muzyki klasycznej – „może doczekamy się interpretacji Strawińskiego czy Schönberga w sposób historycznie poinformowany?" No i stało się – doczekaliśmy się takich wykonań, a jedno z nich miało miejsce na tegorocznej Wratislavii Cantans, wywołując wbrew dawnym obawom w pełni zasłużony entuzjazm publiczności.
8 września w Sali Czerwonej NFM za „Historię żołnierza” Igora Strawińskiego wziął się Ensamble1918 i użył do tego instrumentów zgodnych ze stanem technicznym wykonawstwa sto lat temu. Zespół prowadzony przez Simone Bernardiniego składa się z wybitnych, włoskich głównie muzyków związanych z czołowymi zespołami wykonującymi muzykę barokową na instrumentach historycznych. Założycielem zespołu Ensemble2018 jest klarnecista Tindaro Capuano, którego spotkamy na płytach Tafelmusik Baroque Orchestra, Accademia Bizantina czy Il Giardino Armonico. Tindaro grał na koncercie obok Historii żołnierza Trzy utwory na klarnet solo powstałe jako wotum wdzięczności dla pierwszego mecenasa wykonania tego utworu.
O Historii żołnierza, arcydziele muzyki XX wieku (jak zresztą niejeden utwór Strawińskiego) znakomicie napisał w książeczce programowej redaktor Programu Drugiego Polskiego Radia Marcin Majchrowski. Zauważył on, że rok przed wybuchem I Wojny Światowej Strawiński napisał Święto wiosny, gdzie armia muzyków składa pogańską ofiarę przy akompaniamencie groźnej i bitewnej wręcz muzyki. Święto wiosny doskonale pasuje do obrazów nowoczesnej wojny, choć jest wpatrzone w pradawną, pogańską Ruś, gdzie składana jest ofiara tańca do śmierci przez rytualnie wybraną niewinną dziewczynę. Drugą obserwacją Majchrowskiego był fakt, iż Historia żołnierza powstała u schyłku Wielkiej Wojny i tak, jak w Święcie wiosny mieliśmy groźną armię potężnej orkiestry i prawdziwą orgię środków wyrazu, tak w napisanej po wielu wojennych pożogach Historii żołnierza obcujemy z garstką rozbitków, którzy uprawiają swego rodzaju teatr ubogi. Ubogi w sensie metaforycznym, jak i dosłownym… Strawiński chciał się Historią żołnierza poratować przed nędzą, gdyż wylądował w odciętej przez wojnę Szwajcarii. Pomysł nie wypalił, bowiem epidemia grypy hiszpanki zablokowała projektowaną przez Strawińskiego i jego przyjaciół trasę koncertową.
Historia żołnierza mimo ubóstwa środków wyrazu imponuje wręcz niepowtarzalną sugestywnością i ekspresją. Świat kompozytora wchłania nas natychmiast w swoje tryby, zaś jaskrawe i wyrafinowane spiętrzenia jego muzyki nieodmiennie zachwycają. Ensemble1918 ukazał tę opowieść w sposób kongenialny, przenosząc nas 100 lat wstecz nie tylko dzięki starannie cofniętym w czasie środkom wykonawczym, ale również dzięki świetnej melorecytacji Claudii Gambino. Wykonawcom udało się stworzyć prawdziwy teatr również w warstwie wizualnej dzięki reżyserii Piera Nungiguerra, który sięgnął po sceniczne rekwizyty, aktora i teatr cieni. To był wspaniały koncert – wykonawcy przenieśli nas w tajemniczy, groźny i po części baśniowy świat Żołnierza zniewalanego przez diabła (którego można uznać za alegorię wojny jako takiej). Wszyscy grali z ogromną wirtuozerią, lecz szczególne brawa należą się skrzypkowi Lorenzo Rovati, który na swoich uzbrojonych w historycznie poinformowane jelitowe struny skrzypcach z ogromną finezją i perfekcją odtwarzał świat Igora Strawińskiego. Ten kameralny koncert z pewnością zapisał się na wysokim miejscu wśród bezcennych interpretacji wzbogacających Wratislavię Cantans już po raz 53.
Po koncercie z muzyką Strawińskiego miał miejsce wieczorny koncert Wratislavii, na którym Andrzej Kosendiak ukazał dzieła Marcina Józefa Żebrowskiego (ok.1748 – 1780). Ten związany z Jasną Górą twórca balansował między barokiem a klasycyzmem. W jego muzyce zadziwia ogromna inwencja melodyczna, dość swobodna jak na jego czasy, oraz nawiązania do skocznych rytmów tradycyjnych polskich tańców. Andrzej Kosendiak poprowadził dzieła Żebrowskiego z dużą mądrością, nie ulegając modzie na „łupany (disco)barok”. Po tak doskonałym wykonaniu doszedłem do wniosku, iż za mało jeszcze wspieramy muzykę klasyczną. Wielu polskich muzycznych mistrzów przeszłości nie cieszy się jeszcze należnym im szacunkiem. Wrocławska Orkiestra Barokowa i Andrzej Kosendiak mają ogromne zasługi w przywracaniu nam muzyki przedklasycznej, odkrywamy, że Polska Sasów, Wazów, Jagiellonów była muzycznie bogata i oryginalna, stanowiąc kolejny wielki muzyczny świat w Europie.
Gwiazdami wykonania muzyki Żebrowskiego byli Jian Hui Mo, sopran chłopięcy, oraz Maciej Gocman, wybitny stylista znany z wielu doskonałych wykonań muzyki dawnej. Urzekły mnie doskonałe arie z towarzyszeniem trąbki i skrzypiec obligato, na których zresztą sam kompozytor grywał zachwycająco i to podobno na koncertach w odległej od Częstochowy Warszawie. Obok polskich rytmów ludowych, oraz elementów nawiązujących do wcześniejszych polskich kompozytorów do świata Żebrowskiego przeniknął też barok w stylu saskim. Eklektyczna stylistycznie muzyka Żebrowskiego okazała się być logiczna w swej dojrzałej konstrukcji, wielobarwna i pełna ekspresji. Andrzej Kosendiak po raz kolejny udowodnł, że muzyka polskiego baroku jest skarbem, a nie dziwactwem potrzebującym muzealnej straży.