Hiszpański wieczór na święto zakochanych

   W piątkowy wieczór (14.02.2025) przed Wrocławskimi Filharmonikami ustawiono piękne bukiety kwiatów. Zaczął się wieczór z bardzo ciekawym programem i dość niesforną publicznością. Nie, nie działo się to, o czym pomyśleliście. Nie słuchać było głośnych cmoknięć i miłosnych westchnień. Wydaje się, że cześć osób, która przybyła aby świętować w ten sposób walentynki miała pewne problemy z muzyką de Falli i Poulenca (mam nadzieję, że z Chabrierem mimo wszystko nie). Cały czas w trakcie wykonywania utworów toczyły się zatem rozmowy, z których można było usłyszeć „to za trudne”, „przepraszam”, zaś po każdej części koncertu fortepianowego czy El amor brujo  rozbrzmiewały zgodne oklaski. Miałem wrażenie, że tylko kilkanaście osób wśród publiczności zetknęło się w swoim życiu z faktem, że koncerty fortepianowe składają się zazwyczaj z trzech części. Jednocześnie nie widziałem znajomych twarzy, jakby starzy wyjadacze postanowili spędzić walentynki z inną orkiestrą, co było dość niesprawiedliwe zważywszy na ciekawy repertuar koncertu.

Jedną z gwiazd koncertu była oczywiście włosko – turecka dyrygentka Nil Venditti mogąca się poszczycić tym, że jest głównym dyrygentem gościnnym coraz słynniejszej Royal Northern Sinfonia od sezonu 2024/25. Venditti kształciła się w dyrygenturze w Zurcher Hochschule der Kønste pod kierunkiem profesora Johannesa Schlaefli, a także uczestniczyła w Akademii Dyrygenckiej związanej z Festiwalem Muzycznym w Parnu pod kierunkiem Paavo Jørvi, Neeme Jørvi i Leonida Grina. We Włoszech ukończyła z kolei występ wiolonczelę u Francesco Pepicelli.

Drugą gwiazdą był Anton Gerzenberg, rozwijący swoją pianistyczną karierę zwłaszcza od czasu zdobycia Pierwszej Nagrody na Konkursie Geza Andu w Zurychu w 2021 roku. Anton Gerzenberg, urodził się w 1996 roku. Gra szeroki repertuar od Sweelincka po Lachenmanna, zatem nie tak obecnie popularny Poulenc nie jest tu wcale wyjątkiem.

Wieczór walentynkowy był w dużej mierze wieczorem hiszpańskim, bowiem aż dwa utwory z trzech miały wyraźnie iberyjskie konotacje. Dzięki muzyce Hiszpania może kojarzyć się z miłością, w końcu flamenco i Carmen… Jednak tak naprawdę jej kultura przez wiele wieków stawiała kobietę na bardzo niskiej pozycji społecznej, co średnio sprzyjało udanym historiom miłosnym. Świadczą o tym choćby dramaty wielkich barokowych pisarzy takich jak Calderon czy Lope de Vega. W czasach Franco z kolei kobietom nie wolno było prowadzić samochodów i dotyczyły ich ograniczenia o których nie śniło się współczesnym Europejczykom.

Jakkolwiek by nie było, mitowi barwnej i zmysłowej Hiszpanii wierni byli Francuzi, a złośliwcy mówią, że to oni w zasadzie ten mit stworzyli. W końcu Bizet nie był wcale Hiszpanem, zaś na rozwój flamenco wpłynęli w ogromnym stopniu turyści z XIX wieku, bo i tacy też byli. Zresztą flamenco wcale nie stawia miłości wśród swoich ulubionych tematów, a i u Romów tradycyjna pozycja kobiety jest dość niska. Flamenco mówi o niedoli i o losie, nie sławi raczej zakochanych. Jednak na początek koncertu usłyszeliśmy feerię barw wyrażoną przez Emmanuela Chabriera w jego Españi – rapsodii na orkiestrę. Skoro już jestem za sprawą niesfornej publiczności nieco zgryźliwy, muszę przywołać moje wspomnienie z licealnych lat, gdy mój przyjaciel meloman, kochający szczerą miłością wielkich dyrygentów, zamęczał mnie jednym z wielkich dyrygującym właśnie Chabrierem. Ja też oczywiście lubię wielkich dyrygentów, ale jednak Chabrier w dużych ilościach przyprawiał mnie o niezły ból głowy. Miałem wrażenie, że jego muzyka jest bardzo efektowna, ale też nieznośnie pusta. Dziś już tak nie uważam. Chabrier w rozsądnych ilościach zachwyca i jest oczywiście miejsce w muzyce orkiestrowej miejsce dla fajerwerków. Nil Venditti wykonała ten utwór z ogromną pasją i zapałem, brakowało trochę precyzji i zróżnicowania dynamicznego, ale ogólnie było to dobre wykonanie.

Po Chabrierze nastał czas na Poulenca. Usłyszeliśmy jego Koncert fortepianowy cis-moll FP 146. Nie jestem zagorzałym zwolennikiem neoklasycyzmu, zwłaszcza francuskiego (najbardziej lubię neoklasycyzm amerykański). Jednak to właśnie koncerty w NFM przekonały mnie do tego, że jestem jednak trochę uprzedzony. Zaś jednym z mocnych argumentów przeciwko moim uprzedzeniom był między innymi koncert na orkiestrę i organy także Francisa Poulenca. Dwie pierwsze części koncertu fortepianowego były wręcz bardzo piękne. Tym razem nie było tu tak słynnej dla Les Six apoteozy muzyki zwyczajnej i użytkowej, co czynił zresztą również inny neoklasycysta Hindemith. Poulenc nie przekonywał mnie, że ta muzyka powinna rozbrzmiewać w windach czy halach dworcowych. Było całkiem romantycznie, melodyjnie, co ciekawe pojawiła się też intrygująca i nietypowa dla neoklasycyzmu politonalność. Orkiestra grała barwnie i sugestywnie. Pianista Anton Gerzenberg grał z dużą wirtuozerią i doskonale się wpisywał w złożoną fakturę utworu, który przy całej swojej wielorakości dzięki rozwiniętej melodyce sprawiał wrażenie uroczej prostoty. Jedyne co mnie zdziwiło, to proporcje między wolumenem fortepianu a orkiestry. Najpierw miałem wrażenie, że dyrygentka Nil Venditti zakrywa solistę zbyt masywnym brzmieniem orkiestry. Dziwiło mnie to, bo poza tym orkiestra brzmiała wyśmienicie. Później jednak, zwłaszcza w drugiej części, nastąpiły bardzo ciche momenty orkiestrowe, jednak pianista też osiągnął tak ciche piano pianissimo, że dalej tonął w brzmieniu orkiestry. Zacząłem więc myśleć o samym Poulencu. Faktem jest, że poza paroma ekspozycjami napisał on w tym koncercie dużo muzyki, gdzie fortepian i orkiestra grają wspólnie i ta orkiestra jest gęsta, rozszczepiona do tego na rozmaite wątki. Zatem, być może, ten koncert to bardziej taka trzyczęściowa symfonia z fortepianem i nie jest on do końca w tej sytuacji instrumentem solowym? Nie mam pojęcia. Słuchanie nagrań nie da mi odpowiedzi na tę zagadkę, bo przecież w wielu nagraniach zgłaśnia się nienaturalnie instrument solowy. Muszę czekać na kolejne koncert na żywo i w ten sposób zapewne polubię jeszcze bardziej niektóre dzieła Poulenca.

Na trzecie ogniwo koncertu najbardziej czekałem. Lubię Manuela de Fallię, posiadam nawet ciekawy i cenny album gdzie on sam dyryguje swoimi dziełami. De Falla jest też jednym z tych samotnych modernistów, którzy działali w rozmaitych krajach Europy mając w sobie coś z romantyków, coś z modernistów i coś z osób zafascynowanych tradycją i folklorem. My mieliśmy Szymanowskiego, Węgrzy Bartoka, Rumuni Enescu, Włosi Respighiego… Oczywiście w Niemczech, we Francji, w Rosji, w Wielkiej Brytanii było już trochę inaczej, nie było już tak odrębnych romantyko – modernistów lśniących odmiennym światłem od reszty krajowych kompozytorów.

El Amor Brujo Manuela de Falli to jedno z najsłynniejszych dzieł hiszpańskiego kompozytora, stworzone w 1915 roku. Pierwotnie był to balet-pantomima z głosem solowym, inspirowany andaluzyjskim folklorem i kulturą cygańską. Tytuł tłumaczy się jako „Miłość czarodziejka” lub „Zaklęte miłości”, a opowieść koncentruje się na tragicznej historii Cyganki Candeli, która próbuje uwolnić się od ducha zmarłego kochanka, by móc kochać nowego partnera. Tu warto zauważyć, że, jak wspomniałem bliżej początku, „walentynki po Hiszpańsku” nie mogą być w pełni słodkie i urocze. Candela, prześladowana przez ducha byłego kochanka (znanego jako „El Spectro”), musi przeprowadzić rytuał egzorcyzmów, by odzyskać wolność. Akcja łączy motywy miłości, zdrady i magii. 

Falla połączył tradycyjne elementy flamenco (np. cante jondo – „głęboki śpiew”) z nowoczesną instrumentacją. Wyróżniają się żywiołowe rytmy, modalne skale i dramatyczne kontrasty.  Tu głosem solowym był znakomicie grający na rożku angielskim Franciszek Olszowski. W pierwotnej wersji utworu mieliśmy mezzosopran. Czasem do wykonań zapraszana jest prawdziwa Cyganka, albo sławne głosy takie jak Teresa Berganza.

Wykonanie mnie zaskoczyło. Było bardzo ciekawe i ponownie nie mogę odmówić Nil Venditti panowania nad orkiestrowymi barwami i ogólną motoryką całości. Zabrakło mi natomiast kontrastu między modernizmem a romantyzującą tradycją. Zwykle dźwięki El Amor Brujo tną jak akordy gitary flamenco, a tu wszystko było nieco rozmyte. Być może jednak była to zamierzona koncepcja, bowiem poszczególne tematy, jak i sposób gry motywów cygańskich na rożku angielskim nie były w pełni podobne do cygańskich motywów znanych mi choćby z nagrań samego kompozytora. Jednocześnie był w tym kunszt i wirtuozeria. Może zatem chodziło o świadome szukanie zupełnie innej perspektywy na ten utwór. Mniej zanurzonej w folklorze, a bardziej w ogólnym modernistycznym romantyzmie? Tak czy siak bardzo mi się to podobało, bowiem w drugą stronę dokonano już wszystkiego, zapraszając najwspanialsze cygańskie divy. Swoją drogą piszę „folklor”, a prawdziwą muzykę flamenco ciężko tak nazwać. To jednak przepracowana muzyka artystyczna, to klasyczna muzyka romska. Nie zawsze się z nią zetkniemy, bo flamenco nadal jest pod ostrzałem licznych turystów i pada ofiarą jazzujących gitarowych riffów stając się zwykłym popem. Ale gdy natkniemy się na wielkiego śpiewaka grającego przy akompaniamencie wielkiego gitarzysty flamenco, który nie chce błyszczeć, ale tradycyjnie respektuje śpiew w centrum flamencowego uniwersum, wtedy bywa to wielka muzyka! Tym razem jednak muzycy złożyli hołd arcyciekawej epoce będącej pomostem między czystym romantyzmem a modernizmem i to też było świetne i ciekawe.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

2 × 2 =