Bardzo mnie cieszy, gdy pojawiają się u nas koncerty muzyki indyjskiej. Indie są drugą obok Europy cywilizacją, która rozwinęła najbogatszy system muzyki klasycznej, zatem spotykając się z muzycznymi Indiami odkrywamy całe światy, a nie tylko powierzchowny folk. Nawet, gdy Hindusi przedstawiają słuchaczom muzykę ludową lub popularną, słychać w tym dziedzictwo i głębię tysiącleci uczonych debat o sztuce dźwięku i spuściznę dziesiątków tysięcy kompozytorów, teoretyków, estetyków i muzykologów.
Jaki był koncert zespołu Saagara, który wystąpił w NFM 13 października 2018 roku? Nie była to muzyka klasyczna ani nawet czysto indyjska. Szefem i założycielem zespołu jest bowiem Wacław Zimpel, znany polski jazzman i ambientowiec grający tu na klarnecie altowym, khaenie i obsługujący elektronikę. Jako miłośnik czysto klasycznej muzyki powinienem w tym momencie fuknąć jak nadąsany kot i wyrazić pewne rozczarowanie. Bo jakże chętnie posłuchałbym po prostu klasycznego karnatyckiego ragam-tanam-pallavi. Jednakże talent i wyobraźnia Zimpela uratowały sprawę. Choć włożył do rąk Hindusów sporo jazzu i ambientu (zapewne nie tylko on, gdyż sami Hindusi interesują się tymi nurtami), to jednak zachował on estetyczną spójność i dostatecznie mocno nawiązał do stylistyki muzyki indyjskiej w swoich zapętlonych samplach i w solówkach altowego klarnetu brzmiących niekiedy jak zafascynowany Indiami Coltrane, czyli brzmiących bardzo dobrze. Inna rzecz, że solówkom niełatwo było się wydobyć z pulsującego gąszczu wirtuozerii rytmicznej perkusistów zespołu, ale miało to swój ogromny urok.
Giridhar Udupa z ghatamem, zdjęcie z angielskiej Wikipedii
Największą gwiazdą koncertu był dla mnie Giridhar Udupa grający na ghatamie. Muzyk o mały włos nie dostałby wizy w Indiach i naprawdę możemy się cieszyć, że jednak zdołał do nas dotrzeć, bo grał rewelacyjnie. Precyzja, szybkość i wielobarwność jego gry świadczyły o dojrzałości artystycznej i dużym mistrzostwie. Udupa jest jeszcze młodym artystą, gdyż urodził się w 1980 roku. Za edukację Giridhara, gdy ten miał zaledwie cztery lata, wziął się jego ojciec Vidwan Ullur Nagendra Udupa uznawany za jednego z największych wirtuozów mridangamu. Od tego czasu Giridhar stał się jednym z bardziej znanych muzyków Południowych Indii, o czym świadczą jego występy z największymi sławami muzyki karnatyckiej. Od dawna też indyjski artysta zdradzał zamiłowanie do łączenia różnych muzycznych tradycji, całkiem zaś niedawno założył instytucję wspierającą kształcenie muzyków i rozwój sztuki indyjskiej.
Ghatam różni się znacząco od mridangamu, którym dysponował ojciec Giridhara. Mridangam to jedyna w pełni klasyczna i sięgająca swoją genezą starożytności perkusja Południowych Indii. Natomiast ghatam przez tysiąclecia traktowany był jako instrument ludowy, gdyż jest to w swym pierwotnym kształcie gliniany garnek. XX stulecie było jednakże w Indiach okresem emancypacji wielu ludowych instrumentów i ogólnie muzyki instrumentalnej, która w poprzednich wiekach miała znacznie mniejsze znaczenie przy muzyce wokalnej. Ghatam doczekał się udoskonaleń konstrukcyjnych i – przede wszystkim – ogromnego rozwoju techniki gry na nim. Giridhar Udupa jest obecnie dowodem na ogromny rozwój stylu gry na ghatamie, sam instrument pozwala grać w zawrotnych tempach złożone rytmy karnatyckie składające się czasem ze stu i więcej uderzeń w cyklu, który można i należy powtarzać w sposób improwizowany, przetwarzając go w rozwiniętej technice rytmicznych wariacji.
Drugim indyjskim bohaterem wieczoru był K Raja grający na thavilu. To podobnie jak mridangam bęben dwugłowowy, lecz cięższy i potężniejszy, jego niższą membranę pobudza się do drżenia pałką a nie tylko dłonią, zaś na wyższej membranie gra się z nakładkami na palcach. O ile mridangam (na północy Indii zwany pakhawajem) to jeden z najstarszych klasycznych instrumentów Indii, o tyle thavil można ustawić zaraz za nim. Od stuleci żyje on bowiem na pograniczu muzyki rytualnej i klasycznej – dworskiej. K Raja grał na thavilu z ogromnym mistrzostwem, nie tyle stawiając na zawrotne tempa, co na nastrojową dbałość o poetyckość rytmu, jego cieniowanie i modelowanie.
Ważne w koncercie były skrzypce, instrument, który stał się niejako podstawowym zasobem muzyki Południowych Indii, czyli muzyki karnatyckiej. Klasycznym zadaniem dla południowoindyjskich skrzypiec jest akompaniowanie wraz z mridangamem śpiewakowi lub śpiewaczce. Ten akompaniament często polega na twórczym powtarzaniu fraz śpiewaka, czasem na nakładaniu się na jego linię melodyczną z echem poprzednich fraz, inteligentnie i ciekawie przetworzonych. W ramach emancypacji muzyki czysto instrumentalnej w Indiach obecnie spotykamy wielu mistrzów będących głównymi bohaterami klasycznych ragam-tanam-pallavi, jak i instrumentalnych wersji wielkich dzieł Tyagarajy. Grający we Wrocławiu na skrzypcach Mysore N. Karthik pokazał, że bardzo pięknie realizuje śruti (wyrafinowany system glissand budujących muzykę indyjską) i dobrze wtapia się w brzmienie zespołu. Niestety nie dano mu za dużo miejsca na solowe wejścia z muzyką już zupełnie klasyczną.
Trzecim perkusistą w zespole był grający na khanjirze Bharghava Halambi. Khanjira to niezwykle prosty instrument, który dzięki rozwiniętym klasycznym technikom gry wyczynia prawdziwe cuda, trudne do uwierzenia. Khanjira jest zwykłym tamburynem, na którym zdolni muzycy są w stanie wyciągnąć dwie oktawy i całą złożoność karnatyckich rytmów. Gdy trzeba khanjira (czy też kanjira, czy też kandźira) jest w stanie grać basowo i potężnie, innym razem gra lekko, jakby zgodniej z tym, co widać. Halambi grał na khanjirze bardzo dobrze, lecz nie zachwycił mnie do tego stopnia co towarzyszący mu mistrzowie ghatamu i thavilu.
Koncert, mimo, że nie była to klasyczna muzyka karnatycka, lecz forma mieszana, bardzo mi się spodobał. Stało się tak dzięki doskonałemu muzycznemu gustowi Zimpela i jego otwarciu na świat muzyki Południowych Indii, który najwyraźniej rozumie, a nie tylko wykorzystuje jako oryginalny akcent w swojej muzycznej karierze. Sukces koncertu miał też swoje źródło w doskonałej grze ghatamu i thavilu. Ucieszyło mnie, że Giridhar Udupa pochwalił Wrocław i zachwycił się jego dynamiką. Wrocław chyba wlatuje na jakąś kosmiczną orbitę, skoro tak skrajnie wręcz dynamiczny perkusista nadal nie widzi w nim żółwia lecz dynamiczną metropolię.