Wielka Brytania to kraj oratoriów. Muzyka Haendla zapoczątkowała dobrą passę tego gatunku muzyki na Wyspach i Brytyjczycy pozostali mu wierni, w XIX wieku znacząco rozszerzając aparat wykonawczy służący wyłanianiu z nutowej ciszy tych olśniewających i efektownych arcydzieł. Dzięki konserwatywnym muzycznym gustom Brytyjczyków po oratoria Haendla mogli swobodnie sięgać wielcy rewolucjoniści, twórcy muzyki naszych czasów – Haydn, Mozart i Beethoven. Zwłaszcza epickość genialnej muzyki Beethovena wiele zawdzięcza haendlowskiej wyobraźni. Do nurtu wielkich oratoriów z wielkim aparatem wykonawczym dołączył Felix Mendelssohn-Bartholdy. Płyta McCreesha odtwarza brytyjskie prawykonanie jego oratorium Eliasz, jakie miało miejsce w ratuszu Birmingham w roku 1846.
Okres kierowania Wratislavią Cantans przez Paula McCreesha była bardzo ważny, zarówno dla niego, dla wrocławskiej kultury, jak i dla życia muzycznego Europy. Dzięki tej współpracy powstały wielkie rekonstrukcje prawykonań dzieł Haydna, Brittena, Berlioza i Mendelssohna (mam nadzieję, że to nie koniec!). Płyty powstałe z tej kooperacji wzbudziły ogromne zainteresowanie krytyki i głośne dyskusje w całym muzycznym świecie.
Prawykonanie Oratorium Eliasz Mendelssohna wymagało zgromadzenia czterystu muzyków. Podobnie rzecz się miała z McCreeshowską rekonstrukcją. Brytyjski dyrygent od dawna wozi nas swoim wehikułem czasu, lądując nim na uroczystościach weneckich dożów z XVI czy XVII wieku, albo na pogrzebie jednego z monarchów Hiszpanii. McCreesh odtwarza wtedy nie tylko dawne instrumentarium, ale też dokładny skład wykonawczy, który zazwyczaj różni się znacząco od składu większości znanych zespołów muzyki dawnej grających dzisiaj. Tymczasem McCreesh ma bezgraniczne zaufanie do dawnych (i nie tylko dawnych – vide Britten) kompozytorów i uważa, że nawet jeśli mamy wątpliwości co do środków muzycznych obecnych przy prapremierach ich sławnych dzieł, które później grywano w innym składzie, to powinniśmy jednak rzucić się w głęboką wodę i zaufać kompozytorom.
A że to zaufanie ma sens, dowiadujemy się z płyt. W przypadku monumentalnego wykonania Eliasza Mendelssohna od razu słychać efekt skali. Kompozytor naprawdę pisał ten utwór dla czterystu a nie czterdziestu czy stu muzyków. Różnica jest taka jak w malarstwie. Mało kto zachwyci się obrazami Davida oglądając je tylko w reprodukcjach z albumów z malarstwem czy na ekranie komputera. Aby wielkie kompozycje Davida zaczęły na nas w pełni działać, trzeba pójść do muzeum i stanąć przed tą wysoką na kilka metrów i szeroką na kilkanaście metrów ścianą, na której ledwo mieści się przeciętny obraz malarza klasycyzmu i rewolucji. Podobnie jest z muzyką – Eliasz zagrany i zaśpiewany zgodnie z logiką prawykonania, przez potężną armię czterystu muzyków i śpiewaków to coś zupełnie innego niż przeciętne wykonania tego utworu w standardowym składzie.
Oczywiście McCreesh w swoim wehikule muzycznego czasu nie przenosi się tylko tam, gdzie śpiewały armie muzyków. Jego rekonstrukcja Pasji Mateuszowej Jana Sebastiana Bacha jest z kolei „chudsza” od przeciętnych wykonań, gdyż dyrygent zastąpił tu chór solistami. Ja nie zgadzam się z jego wnioskami dotyczącymi składu prawykonania pasji, uważam, że chór jednak był, a z pewnością powinien być (czyli McCreeshowska maszyna czasu wleciała do alternatywnego wszechświata moim zdaniem), ale efekt artystyczny i tak jest wspaniały.
Eliasz w wykonaniu McCreesha jest przepięknie wydany. Książeczka zawiera wywiady, eseje, zdjęcia na pięknym kredowym papierze. Polskiego melomana na pewno ucieszy fakt, iż jest w dwóch językach – angielskim i polskim. To nic dziwnego, gdyż jest to wynik współpracy zespołów NFM (w tym wypadku chóru) z zespołami McCreesha – Gabrieli Consort & Players, oraz Gabrieli Young Singers Scheme – programem McCreesha opierającym się na czterech najlepszych szkołach muzycznych w UK, aby tworzyć z nich wielkie młodzieżowe i dziecięce grupy chóralne. Entuzjastyczna opinia na temat tego programu jednej z młodych chórzystek też zresztą jest zawarta w książeczce płyty. O wadze współpracy z Wrocławianami (przez wielkie „W”, bo dokonali wszakże rzeczy niebanalnej) świadczy powierzenie przez McCreesha wszystkich chórów szefowej Chóru NFM Agnieszce Franków-Żelazny. To świadczy o ogromnym zaufaniu dla wrocławskiej chórmistrzyni, gdyż McCreesh należy do grona największych mistrzów chóralistyki na świecie. Dba on o to, by efekt związany ze śpiewem armii chórzystów nie różnił się jeśli chodzi o spójność, elastyczność, jednorodność kolorystyczną od dobrze przygotowanego chóru kameralnego. Agnieszka Franków-Żelazny osiąga podobny efekt, też stając się (mamy rok 2012, jeśli chodzi o to nagranie, wtedy de facto Chór NFM zwie się jeszcze Chórem Filharmonii Wrocławskiej) bardzo znaczącą osobą na mapie europejskiej chóralistyki.
Ratusz w Birmingham
Podróż McCreesha w czasie wymagała wielu studiów i przygotowań. Użyto na przykład ofiklejdy kontrabasowej (na której świetne gra Anthony George), która poprzedzała tubę i która istnieje na świecie tylko w dwóch egzemplarzach nadających się do gry. Ten instrument sprowadzono z USA. Niezwykłe rzeczy działy się też z organami – użyto wspaniałego instrumentu z ratusza Birmingham, którego część pamięta jeszcze prawykonanie Eliasza. Brzmi on wspaniale, wznosi się często na pierwszy plan mimo czterystu muzyków obok niego, należy też do najciekawszych i najpotężniejszych organów powstałych w XIX wieku. Użycie tego instrumentu na nagraniu wymagało jednak wirtualnego usunięcia poważnych zmian, jakie miały miejsce po epoce Mendelssohna, jak i dodania partii organów cyfrowo, gdyż nie udało się ich wraz z odtworzeniem oryginalnego brzmienia ująć na żywo, wraz z innymi muzykami. Gra warta była świeczki, gdyż te organy brzmią rewelacyjnie, zaś pogląd McCreesha sugerujący, iż we współczesnych nagraniach repertuaru oratoryjnego za bardzo wycofuje się na drugi plan organy, jest jak najbardziej uzasadniony. Obok niezwykłej ofiklejdy kontrabasowej mamy też „zwykłe” ofiklejdy, serpenty, czy angielskie trąbki suwakowe. Część z tych instrumentów jest znacznie trudniej dostępna niż kopie (lub czasem oryginały) instrumentów barokowych. W XIX wieku następował nagły rozwój instrumentarium, związany z rewolucją przemysłową i nowymi możliwościami ich tworzenia, dzięki rozwojowi metalurgii, odlewnictwa, tworzenia klapek i zawiasów etc. etc. Dlatego ciężko jest dokładnie uchwycić instrumentarium w danym miejscu i w danym roku. Efekt takiej żmudnej archeologiczno – detektywistycznej pracy sprawdza się jednak, docieramy bowiem do rzeczywistej materii muzycznej, nad jaką pracował Mendelssohn.
Eliasza Mendelssohna McCreesh opisał w książeczce jako dzieło przez część muzykologów uważane za drugorzędne. Ogólnie cała muzyka Mendelssohna jest nie dość ceniona, sądzę, że z uwagi na jej specyficzną emocjonalność, którą ja nazywam baśniową, a nawet „elfią” (elfią w stylu Drydenowskim a nie Tolkienowskim), oraz niezwykły, pastelowy koloryt jego instrumentacji. Tu znów odniosę się do sztuk plastycznych. Swego czasu odtworzono polichromie jakie oryginalnie pokrywały „białe marmury” rzeźb Antycznej Grecji. „Jaki kicz!” – zakrzyknęli nie tylko zaangażowani w sztukę amatorzy, ale i wielu świetnych skądinąd historyków sztuki. To oczywiście nie był żaden kicz, tylko zbyt konserwatywne utonięcie krytyków we własnej, „jedynie słusznej”, estetyce. Podobnie Mendelssohn odbiega od „jedynie słusznej” estetyki wielu współczesnych melomanów. Są oni przyzwyczajeni do tłustych brązów Brahmsa i jeszcze tłustszych barw Bartoka czy Szostakowicza i dlatego ciężko im znieść jasne pastele Mendelssohna (ale też na przykład symfonicznego Schumanna i czasem nawet Liszta). Mam nadzieję, że genialne wykonanie McCreesha zwalczy część tych nieracjonalnych uprzedzeń.
Organy w ratuszu w Birmingham
Ważną rolę pełnią w Oratorium Eliasz soliści, a są to znani i cenieni śpiewacy, mający obok innych zalet doświadczenie w oratoriach Haendla – Rosemary Joshua śpiewa sopranem, Sarah Connolly mezzosopranem, Robert Murray tenorem i Simon Keenlyside barytonem. Są też „pomniejsi śpiewacze” drugiego planu, w tym rewelacyjny sopran chłopięcy Jontiego Warda. Eliasz ukazuje się przed nami jak pełen zapierających dech w piersiach barwnych zestawień i detali fresk. Jednocześnie dramatyzm opowieści jest niezrównany, akcja toczy się wartko, potężne chóry i instrumentalne interludia wciskają nas w ziemię, zachowując mimo całej swej siły precyzję i aksamitne barwy. McCreesh w wywiadzie stwierdził, że jeśli chodzi o przygotowanie strun jelitowych na instrumentach smyczkowych wiele zespołów muzyki dawnej trochę oszukuje, on natomiast przygotował nie tylko instrumenty i struny z epoki, ale wymieszał je w zależności od stopnia technologicznego zaawansowania, tak jak to było w roku 1846 na prawykonaniu w Birmingham. Nie wiem jak to jest z tymi strunami w innych zespołach, ale faktem jest, że smyczki monumentalnie poszerzonego zespołu Gabrieli Players brzmią niezwykle – obok potężnej masy, jest też lekkość i delikatność. Dźwięk, który z tego powstaje, jest w zasadzie niemożliwy, ale jednak istnieje i dociera do naszych uszu. Piękna płyta! Z pewnością jedna z najlepszych jakie w ogóle nagrano z muzyką Mendelssohna, jak i jedna z najciekawszych artystycznie i estetycznie płyt które współtworzyli polscy muzycy. Nie tylko ja to zaważyłem – Eliasz otrzymał nagrodę Editor's Choice 2012 magazynu „Gramophone” i Diapason d’Or de l’Année 2013 magazynu „Diapason”. Nie tak często swoją drogą brytyjscy i francuscy krytycy muzyczni są tak zgodni. Często Gramophone nagradza płytę, której „Złoty Stroik” nawet nie zauważył i na odwrót. Może to dzięki temu, że Mendelssohn był Niemcem pochodzącym z jednego z najwspanialszych żydowskich rodów, który był luteraninem, a następnie zbliżył się do anglikanizmu, przez co jego Eliasz, bardzo ceniony (wraz z kompozytorem) przez księcia Alberta i królową Wiktorię, jest zdaniem McCreesha oratorium oddającym ważny moment w muzyce anglikańskiej i dla niej bardzo formotwórczym. Książeczka płytowa przytacza zresztą piękne i bardzo szczere gratulacje wręczone przez księcia Alberta kompozytorowi w imieniu własnym i królowej.
Królowa Wiktoria, miłośniczka muzyki Mendelssohna, jak wyglądała na kilka lat przed premierą Eliasza
Ps.: Miałem szczęście być na wykonaniu tego arcydzieła przez armię McCreesha na Wratislavii Cantans, ale z uwagi na autentyczność miejsca i wspaniałe, autentyczne organy, ratusz w Birmingham był najoczywistszym miejscem na nagranie.