Modigliani, czyli dźwiękowe malarstwo

 

Miłośników malarstwa muszę na wstępie uprzedzić, że będę pisał o malarstwie, ale nie tak, jak to bywa w albumach. Będziemy rozmawiać o dźwiękowym malarstwie w ramach recenzji Modigliani Quartet, którego koncert odbył się 8 marca 2018 w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu. Koncert był piękny i bardzo malarski, jednak aby zobaczyć zawarte w nim obrazy nie wystarczy papier, choćby nie wiem jak dobrej jakości. Potrzebne będzie inne podłoże – nasza wyobraźnia, nasza zdolność nadawania barw tonom oraz określania płaszczyzn płynącej w czasie muzyki. Będziemy musieli doprowadzić do kontrolowanego zwarcia w naszych zwojach mózgowych, tak aby przestrzeń pomieszała się na moment z czasem, zaś brzmienie z barwą.

 

Mnie na koncercie te zderzenie wrażeń zapewnił bardzo ciekawy Modigliani Quartet złożony z muzyków związanych z Paryżem. Skład tego kwartetu to: Maury Coeytaux, Loïc Rio – skrzypce, Laurent Marfaing – altówka i François Kieffer – wiolonczela. ­Nazwa, jaką przyjęli dla swego muzycznego przedsięwzięcia nie jest przypadkowa. Rzeczywiście charakteryzowała ich gra bardzo barwna, wręcz przesycona kolorem i wyrazista. Typowo francuska elegancja muzykowania łączyła się z ekspresją, nic nie było sztuczne, ale jednocześnie miało się wrażenie bardzo przemyślanych poruszeń malarsko – muzycznego pędzla. Nie wiem, czy nie zasugerowałem się za bardzo samą nazwą, ale ten styl gry rzeczywiście kojarzył mi się z Modiglianim, który miał skuteczną obsesję na punkcie eleganckich, zsyntetyzowanych płaszczyzn, dla których akty kobiece były chyba raczej pretekstem niż celem. Słowo „obsesja” może się też źle kojarzyć, ale w sztuce ma przeważnie wymiar pozytywny. Chodzi przecież o pewną przemyślaną do granic konsekwencję stylistyczną, która w przypadku wykonawców muzyki prowadzi nas umiejętnie przez prezentowane dzieła.

 

Modigliani Quartet / fot. Marie Steggat

 

Koncert zaczął się od niedokończonego Kwartet smyczkowy c-moll D 703 Schuberta, w którym zakochał się wiele lat później Brahms i go wydał. Miłość Brahmsa do tego dzieła była zupełnie uzasadniona. To rzeczywiste arcydzieło, gdzie nieco mroczna, balladowa melodyjność łączy się z jakimiś niezwykłymi, jakby neorenesansowymi archaizacjami poszczególnych głosów, a to wszystko razem stanowi naturalną, organiczną całość. Kwartet Modigliani zagrał niedokończony kwartet doskonale. Barwnie, wyraziście i z podkreśleniem bardzo niezwykłych i też bardzo pięknych elementów muzycznej konstrukcji.

 

Kwartet Debussego to prawdziwe arcydzieło, choć powstał przed najsławniejszymi utworami muzycznego impresjonisty. Choć uwielbiam Debussego, to przy okazji muszę się zwierzyć, że zdarzają mu się (moim oczywiście zdaniem) elementy nieco męczące. Chodzi o kadrowanie. Nie należę do osób, które wzdragają się przed tworzeniem analogii między muzyką a sztukami plastycznymi. Uważam, że nazywanie Debussego impresjonistą jest trafione. Zaś jednym z elementów malarstwa impresjonistycznego było swobodne kadrowanie. Chęć ucinania części kształtów, obniżania lub spychania na bok punktu zbieżności i tak już mocno zatartej mięsistymi plamami barwy perspektywy. Oczywiście swobodne kadrowanie bywa nieco ryzykownym zabiegiem i zdarzają się dzieła impresjonistów przypominające zdjęcia aparatu, który upadł i się uruchomił i coś tam złapał na matrycę (w archaiku istniało też coś, co nazywano „kliszą”, ale nie mam pojęcia jak to mogło wyglądać). W przypadku muzyki Debussiego w niektórych jego dziełach fortepianowych też moim zdaniem zachodzi taka przypadkowość kadrowania. Dźwięki są rozrzedzone tam gdzie nie trzeba i zagęszczają się bez przyczyny, dziwacznie i manierycznie. W przypadku kwartetu nie można mieć jednak takich zastrzeżeń. Co najwyżej mocniejsze jest jego powiązanie z romantyzmem Cesara Francka, mistrza Debussiego, co nie jest oczywiście żadną wadą. Kwartet Modiglianiego zagrał to arcydzieło mocnymi, nasyconymi barwami. Nie było żadnych mglistych i rozwianych księżycowych poświat, co dla wielu muzyków stało się synonimem stylistyki muzycznego impresjonisty. Czasem oczywiście te poświaty są wspaniałe, ale jednak impresjonizm to mięsiste barwy, lejące się jaskrawymi plamami, nieco ociężałe i męcząco piękne jak letni upał. Kwartet Modiglianiego odzwierciedlił tą moc koloru w muzyce doskonale!

 

 

Po przerwie usłyszeliśmy drobne dzieło kameralne Pucciniego Crisantemi na kwartet smyczkowy. Pięknie zagrane same w sobie jednak ustępowało znaczeniem operom tego kompozytora. Potraktowałem je jako interludium pomiędzy znakomitymi ogniwami koncertu.

 

Ostatnim ogniwem koncertu był Kwartet smyczkowy F-dur op. 96 nr 12 „Amerykański“ Antonina Dvořáka, czyli dzieło, które na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy najczęściej słyszałem na żywo, nie tylko w NFM. Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż jest to mieniąca się wspaniałymi melodiami perełka, zaś czeski romantyk wziął te melodie od Indian, Afroamerykanów, Kowbojów i oczywiście także od Czechów. Kwartet Modiglianiego zagrał ten amerykański fresk kameralny bardzo oryginalnie. W przeciwieństwie do większości znanych mi zespołów nie szarżował jak stado bizonów, ale grał subtelnie, poruszając się między odległymi planami, czasem się przybliżając, czasem zaś pozwalając tonąć w dali głównym tematom. Było to bardzo poetyckie i przypadło mi ogromnie do gustu.

 

Na bis było bardzo filmowe, ale też świetnie skomponowane Intermezzo Korngolda, ciekawsze moim zdaniem od kameralnej próby Pucciniego, która też oczywiście nie była zupełnie nieciekawa.

 

Reasumując – gościliśmy znakomity kwartet, który pokazuje muzykę w mądry i bardzo malarski sposób. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz Modigliani Quartet zagości we Wrocławiu.  

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *