Na taki koncert czekałem już od dawna. Wschodząca gwiazda klawesynu, Ewa Mrowca zaprezentowała nam w ramach drugiego spotkania festiwalu Forum Musicum muzykę klawesynową z okresu jej największej świetności. Przenieśliśmy się do Francji XVIII wieku, zahaczając lekko o poprzedni wiek. W salonach francuskich filozofów, ojców oświecenia, jak i na dworze wersalskim, gdzie Król Słońce zamknął w złotej klatce francuskich magnatów, rozkwitała muzyka niezwykła i jedyna w swoim rodzaju. Muzyka łącząca rzeczy całkowicie sprzeczne – impresję chwili z poszukiwaniem sedna dźwięku i sztuki muzycznej, amorficzną swobodę z konwenansami dźwiękowej etykiety, prostotę intymności z przepychem apoteozy.
Ewa Mrowca / fot. archwiwum artystki
Ewa Mrowca zasłynęła już w świecie swoim wyczuciem francuskiej klawesynistyki. Jej debiutancka płyta poświęcona muzyce Jeana Nicolasa Geoffroy zrobiła spore zamieszanie w muzycznym świecie, zdobywając między innymi pięć stroików miesięcznika Diapason, gdzie przecież recenzji wykonań klawesynowej muzyki francuskiego baroku zdecydowanie nie brakuje. Mrowca studiowała u najlepszych, z których wymienię Kennetha Gilberta, którego interpretacje dzieł Rameau są po prostu wstrząsające. Styl Ewy Mrowcy jest jednak zupełnie oryginalny – nie znajdziemy w nim łatwych odniesień do Gilberta, czy Christopha Rousseta, Elisabeth Joyé, Pierra Hantai lub Jespera Christensena. Z Kennetha Gilberta odziedziczyła artystka być może uważność, świadomość detalu powiązaną ze świadomością ogólnej formy, której ten detal służy. Rzecz niby oczywista, ale choćby Rousset, baśniowo wręcz w swej grze malowniczy, nie zawsze łączy analizę formy z jej syntezą.
Program koncertu wyglądał następująco:
J.-H. d’Anglebert Prélude en sol mineur ze zbioru Pièces de clavecin (1698)
J.N. Geoffroy Pièces en g re sol b quar: Sarabande, Danse paysanne, Air de Bergere I, Air de Bergere II, Air de Bergere III, La Muzette, Chaconne ze zbioru Livre de pieces de clavessin
A. Forqueray Première suite en re mineur: Allemande La Laborde, La Forqueray, La Cottin, La Bellmont, La Portugaise ze zbioru Pièces de clavecin (1747)
J.-Ph. Rameau Allemande, Courante, Sarabande ze zbioru Nouvelles suites de pièces de clavecin (1728); Les tourbillons ze zbioru Pièces de clavecin(1706); La poule, Les sauvages, L'Egyptienne ze zbioru Nouvelles suites de pièces de clavecin (1728)
J. Duphly La Félix ze zbioru Second livre de pièces de clavecin (1748)
M. Corrette Les étoiles ze zbioru Premiere livre de pièces de clavecin (1734)
J. Duphly Chaconne ze zbioru Troisième livre pièces de clavecin (1756)
Na bis artystka zagrała raz jeszcze Les sauvages Rameau, czyli zaczerpnięty z opery Les Indes Galantes taniec dzikich Indian. Lecz właśnie, czy rzeczywiście dzikich? Rameau, podobnie jak Rousseau był jednym z głównych bohaterów oświecenia. Był też encyklopedystą wierzącym, że muzyka jest filozofią doskonalszą od gadanej filozofii, niesłusznie roszczącej sobie prawo do wyłączności (całkowicie się tu z Rameau zgadzam!). Zatem owa dzikość Indian to raczej refleksja nad Złotym Wiekiem przesiana przez filozofię Rousseau. Mrowca zagrała ten traktacik filozoficzny z ogromnym zrozumieniem i pewną powagą, niosącą nas daleko w krainę odczuć i wyobraźni.
Lecz wróćmy do początku. Koncert otwarło preludium d’Angleberta, najbardziej spoufalonego z Królem Słońce muzyka, który być może dlatego był niewątpliwym mistrzem muzycznych otwarć przypominających wschody słońca zalewające światłem rozległe przestrzenie.
Geoffroy był znakomity, z pewnością należy nabyć płytę Mrowcy z jego muzyką. Dzieła Antoine’a Forqueray’a okazały się być w tym wykonaniu prawdziwą magią i to mimo, że były to transkrypcje z utworów na wiolę da gambę i bc. Gęsta faktura tych transkrypcji, przepływające w niskich tonach konstrukcje dźwiękowe otwierały przed słuchaczami zupełnie nowe światy. Diabeł Wioli, jak zwano Forqueray’a w kontraście dla Anioła Wioli, Marina Marais’a, okazał się w klawesynowym wydaniu raczej Orfeuszem schodzącym do Hadesu nie tyle z podaniem o pracę, ale aby wydrzeć zeń uwięzioną muzę.
Dzieła Rameau jak zwykle pokazały niewątpliwy geniusz ich twórcy. To muzyka pozaczasowa i ponadczasowa. Niektóre jej aspekty są nowoczesne i nie do doścignięcia nawet w XXI wieku. Niezwykłe faktury, nagłe modernistyczne progresje, zadziwiające zwroty narracji ku czemuś bardziej kosmicznemu niż wersalskiemu – tego wszystkiego nie da się opisać nawet w najmniejszym stopniu. Artystka dowiodła swojego zrozumienia dla niezwykłości tej muzyki i mądrze łączyła konieczną dla Rameau wirtuozerię z żywiołem naukowym i futurystycznym. Co ciekawe najbardziej zachwycił mnie Allemande, choć przecież były też efektowne Kurka i Egipcjanka. W Allemande elegancja zdobionej faktury i nagłe, intymne wręcz progresje tworzyły wyjątkowo trafioną mieszankę, której nie znalazłem u większości znanych moim uszom klawesynistów.
Na koniec utwory Duphly’iego i Corrette’a stanowiły kontynuację wyjątkowo zmysłowej i homogenicznej tkanki klawesynowych dzieł Rameau. To był wspaniały koncert, drugi już na tegorocznym Forum Musicum i jak najlepiej świadczący o tym sierpniowym festiwalu. Mrowca grała na nowym klawesynie Bruce’a Kennedy’iego opartym na instrumencie Pascala Taskina z roku 1769. To wymarzone narzędzie do wykonywania muzyki francuskiego baroku.