Dogmatyzm nie jest miłą przypadłością. Szkodzi zarówno swojemu nosicielowi, jak i jego otoczeniu. Na dogmatyzmie opierają się wszelkie potencjalnie niebezpieczne i szkodliwe ideologie.
Szkodliwość może mieć różną skalę i siłę oddziaływania. Na dole skali, z napisem „niska szkodliwość”, znajdują się łagodni dogmatycy, którzy po prostu uniemożliwiają prowadzenie dialogu z nimi na niebezpieczne dla ich dogmatów tematy. Na przykład, jeśli ktoś uważa, że ma w sobie czakramy „bo tak”, w pewnym momencie po prostu przestanie słuchać osoby znającej się na medycynie. Albo też będzie powtarzał „prawdę o czakramach” niezależnie od argumentów osoby mającej realną wiedzę o ludzkim organizmie.
Górną skalę szkodliwości oddziaływania dogmatyzmu wyznaczają obecnie ludobójcy z ISIS lub z Boko Haram. Przyjmują oni za prawdę dogmaty Koranu, łącznie z sugestiami prawnymi zawartymi w owym dziele, przez co biorą sobie seksualne niewolnice, dokonują masowych mordów na osobach nie chcących przyjąć ich religii, ukrzyżowują dzieci, palą żywcem w żelaznych klatkach „złych lotników”, ucinają głowy zachodnim cywilom i tak dalej…
Wszystkie religie opierają się w dużej mierze na dogmatach, choć oczywiście i na szczęście nie wszystkie prowadzą do szaleństwa i sadyzmu znanego nam z dokonań islamskich fundamentalistów. Nawet z Koranu wielu ludzi czerpie dużo łagodniejszą dogmatykę, która jednakże nawet w bardzo umiarkowanej formie stanowi poważne ograniczenie intelektualnej i często również „fizycznej” wolności.
Najlepszym inkubatorem dogmatów jest więc wiara religijna. Nie da się wierzyć w żadną religię nie przyjmując całkiem obszernych zbiorów dogmatów, których trzeba bronić przed innymi ludźmi i przed własnym zdrowym rozsądkiem.
Przykładowo – hinduizm obiecuje rozwój na drodze wcieleń. Pewne zachowania sprzyjają lepszym wcieleniom, inne skazują na wcielenia gorsze. Ktoś bardzo „religijnie wykształcony” może nawet próbować uwolnić się od koła wcieleń i dostąpić mokszy, stanu szczęśliwości. Na bazie hinduistycznych religijnych przekonań powstały kolejne dogmaty. Jeden z nich dotyczy podziału na kasty, na ludzi lepszych i gorszych. Inny mówi o podrzędnej roli kobiety wobec mężczyzny, co dawniej miało wyraz w obrzędzie sati, czyli paleniu wdów żywcem po śmierci ich mężów. W późniejszych czasach zamiast wdowy palić, wyrzucano je po prostu poza margines społeczny, każąc im się oszpecić i żyć z żebrania. Oczywiście nie wszystkie dogmaty hinduizmu są równie przykre dla ludzi. Hinduiści na przykład uważają, iż warto umrzeć w Waranasi, albo też iść na pielgrzymkę do sanktuariów w Himalajach. Twierdzą też, że rzeki są święte. Te ostatnie dogmaty nie są zbytnio groźne, sprzyjają nawet turystyce i zamiłowaniu do sztuki, czego dowodem są piękne ghaty budowane najczęściej nad Gangesem i Jamuną. Oczywiście z uwagi na chęć pielgrzymki do Waranasi bardzo pobożny hinduista może przeznaczyć rodzinne oszczędności narażając swoje dzieci na nędzę, co się zdarza również hojnym darczyńcom Radia Maryja w Polsce, z tym, że malowniczy Ganges zastąpiony jest w tym wypadku uśmiechniętą buzią Ojca Dyrektora. Zatem nawet z pozoru niewinne dogmaty mają zazwyczaj swoją ciemną stronę, gdy ktoś jest ich aktywnym entuzjastą.
O szkodliwości dogmatów chrześcijańskich nie muszę wiele pisać. Wszyscy znamy wiele z nich. Z jednych wypływają ataki na naukę, na przykład na lekcje biologii kosztem propagowania kreacjonizmu. Z innych czerpią osoby chcące wmówić wszystkim kobietom, że zapłodnione jajeczko w ich łonie jest już „człowiekiem z duszą” i bez względu na wszystko muszą się decydować na macierzyństwo, nawet jeśli są ofiarami gwałtu, nawet jeśli poród może je zabić, nawet, jeśli wiadomo, że urodzą dziecko z całkowicie uszkodzonym mózgiem (albo nawet bez mózgu). Z historii wiemy, że bywało znacznie gorzej, że fanatyczni chrześcijanie zachowywali się niekiedy tak samo jak sadystyczni ludobójcy z ISIS.
Oczywiście nie tylko religie są atrakcyjną pożywką dla dogmatyzmu. Komunizm zaowocował dziesiątkami milionów ofiar na całym świecie, z uwagi na dogmaty o „walce klas”, o „człowieku przyszłości”, o gospodarce centralnie planowanej, o „wyższości bazy nad nadbudową”…
Dzisiejsza myśl lewicowa też ma swoje dogmaty. Na przykład – dogmat o potrzebie krytyki amerykańskiego imperializmu, jako głównej przyczynie zła, dogmat o tym, że Palestyńczycy zawsze są ofiarami „złych Izraelczyków” i że obrona Palestyńczyków jest jednym z najważniejszych tematów w ogóle (a są przecież miejsca, gdzie niezależnie od oceny łamie się prawa człowieka znacznie częściej), dogmat o tym, że globalizacja jest zawsze zła etc.
Myśl prawicowa to z kolei choćby dogmat o tym, że całkowity brak regulacji państwa gwarantuje wolność i że rodzina jest główną komórką wolności. Tymczasem to właśnie w rodzinach zdarza się najwięcej mordów i nadużyć władzy. To, że prawo do edukacji najmłodszych jest im gwarantowane niekiedy wbrew chęciom rodziców (państwo to narzuca rodzinom), jest jednym z największych osiągnięć cywilizacji Zachodu.
Niestety, ateiści też bywają bardzo dogmatyczni. Kiedyś nie chciałem w to wierzyć, ciesząc się własnym ateizmem, który w moim odczuciu jest szeroką aleją prowadzącą do wolności intelektualnej i do wolności w odkrywaniu rzeczywistości. Im dłużej jednak publicznie zajmuję się propagowaniem ateizmu, tym częściej orientuję się, iż istnieją również postawy ateistyczne, których raczej nie warto propagować.
Oczywiście nikt z nas nie jest wolny od dogmatów. Czasem możemy się upierać na przykład przy tym, że koty są mądrzejsze od psów (albo odwrotnie), nie mając danych aby tak twierdzić. Możemy twierdzić z całym przekonaniem, że Niemcy nie mają poczucia humoru, a Francuzi są „zniewieściali”… Oczywiście żadne twarde badania statyczne nie potwierdzają takich sądów, ale możemy dla własnej wygody i tak ulegać takim dogmatycznym opiniom. Dopóki jednak nie przywiązujemy wielkiej wagi do tych naszych twierdzeń i jesteśmy w stanie się od nich zdystansować, nie jest z nami źle, nie dajemy nad sobą władzy dogmatom. Przykładowo – wystarczy, że nie będziemy próbować zabić, albo usilnie wymazać z pamięci psa, który okazał się sprytniejszy od naszego mruczka…
Oprócz tego mam wrażenie, że istnieją dwa główne typy dogmatyzmu – świadomy i nieświadomy. Świadomy dogmatyzm jest przypadłością niektórych ludzi inteligentnych. Pomimo, że intelekt sprzyja w zdrowych warunkach antydogmatycznemu sceptycyzmowi, osoby świadomie dogmatyczne trenują swój intelekt do obrony własnych dogmatów, stając się ich swoistymi adwokatami i teologami. Dogmatyzm ubrany w naginające rzeczywistość sprytne uzasadnienia jest szczególnie niebezpieczny i to głównie on jest źródłem najbardziej okrutnych czynów.
Nieświadomy dogmatyzm jest częstszy. Jego przyczyny są bardzo proste – są nimi głupota i arogancja. Często zdarzają nam się sytuacje, w których nasz rozmówca, twierdzący coś absolutnie absurdalnego, broni tego zażarcie, nawet jeśli czuje, że nie ma racji. Taki rozmówca nie broni wtedy treści danego dogmatu, ale „swojej pozycji w stadzie”. Nie może przegrać w dyskusji, nie może pokazać, że on tu nie rządzi, że jego ego nie jest pępkiem całego świata. Pomaga w tym fakt, że główną funkcją wielu rozmów nie jest oczywiście przekazanie sobie informacji, ale ustalanie hierarchii wewnątrzgrupowej. Stąd bierze się też popularność plotki, czyli obgadywania osoby z naszej grupy za jej plecami przez osoby należące do tej samej grupy. Źródłem tak idiotycznej treści wielu naszych rozmów jest zapewne sama ewolucja. To podczas walki o pozycję w stadach, aby być dopuszczonym do rozrodu, do przekazania naszych genów dalej, kształtował się nasz mózg. Niektórzy psychologowie ewolucyjni uważają nawet, że ów makiawelizm był głównym faktorem ewolucyjnego rozwoju naszego umysłu.
Nie ma więc nic dziwnego w sytuacji, gdy część naszych rozmówców i rozmówczyń upiera się, nieraz bardzo agresywnie, przy najbardziej nawet idiotycznych dogmatach, chcąc przez to wyrazić nie tyle treść tychże dogmatów, co raczej chwałę swojej pozycji seksualno – społecznej, swój autorytet, długość penisa, dzietność swoich bioder etc. Napisałem o biodrach i penisie, ale wydaje się, że pokazywanie swej wagi poprzez upór w dyskusjach jest cechą częstszą u mężczyzn, niż u kobiet.
Głupota jako przyczyna nieświadomego dogmatyzmu to proste zjawisko. Gdy ktoś nie jest w stanie myśleć w sposób złożony, posługuje się przyjętymi bezmyślnie od innych sloganami i hasłami. Jeśli mimo słabego intelektu jest osobą wrażliwą, o wysokiej inteligencji emocjonalnej, to i tak nie stanie się dogmatykiem. Choć bowiem nie zrozumie treści argumentów, to będzie w stanie dobrze ocenić szczerość intencji rozmówcy. Jeśli jednak słaby poziom inteligencji logicznej idzie w parze z przeciętnym poziomem inteligencji emocjonalnej, głupiec niejako musi być dogmatykiem, czyli opierać się na prostych sloganach i w razie czego bronić ich pięścią i krzykiem.
Jeśli chodzi o dogmatyczny ateizm, mieliśmy ostatnio na portalu RacjonalistaTV trzy hipotezy, które zaszokowały kilku dogmatycznych rozmówców. Były to:
sugestia, iż ateizm to nie tylko akt niewiary w boga i że są różne rodzaje ateizmu;
przypuszczenie, iż niektóre gatunki zwierząt mogą mieć cechy myślenia magicznego i pewnej protoreligijności;
hipoteza dotycząca tego, iż nie rodzimy się ani ateistami, ani teistami, ale osobami ze skłonnościami do myślenia racjonalno – logicznego i do myślenia religijno – magicznego.
Jak się okazało, choć wszystkie te tematy były wyrażone tylko jako przypuszczenia, a nie jako dogmaty i „prawdy objawione”, wzbudziło to agresję kilku osób podających się za szczególnie „czystych ideowo” ateistów. Te osoby nie były w stanie przyjąć, iż przypuszczenie nie jest „głoszeniem absolutnej prawdy”. Przypuszczenie nie wynika też przeważnie z chęci narzucenia przez jego autora jakiejś „prawdy” innym ludziom, lecz z chęci poznania rzeczywistości. Żadne z tych przypuszczeń nie było też atakiem na ateizm, lecz zgodną z racjonalnym ateizmem chęcią poznania prawdy na temat jakiegoś aspektu świata. Uczciwość intelektualna wspiera, a nie osłabia postawę ateistyczną.
Nasi dogmatyczni i bardzo agresywni interlokutorzy bronili twierdzeń, które urosły w niektórych kręgach do rangi nośnych haseł, wyrażanych również przez niektóre znane i mądre osoby. Te hasła to:
Ateizm to tylko niewiara w boga i nic więcej
Religijność to tylko pranie mózgu dokonywane przez chciwych kapłanów (nie może wynikać z inklinacji nabytych drogą genetyczną).
Wszyscy rodzimy się ateistami! (a później złe otoczenie społeczne na czele z kapłanami nas psuje)
Cóż – jako racjonalny ateista po prostu traktuję te trzy powyższe zdania jako pewne hipotezy. Nie są one na razie niepodważalnymi, gruntownie przebadanymi faktami i dlatego zwróciłem uwagę na słabe punkty tych hipotez (co nie znaczy, że część z nich nie wyjdzie z tego obronną ręką). Ze zdumieniem zetknąłem się z agresywnymi, dogmatycznymi ateistami, którzy na zwykłe pytanie o 100% zasadność powyższych tez odpowiedzieli atakami personalnymi, zwykłym „internetowym hejtem”…
Być może spory z ludźmi wierzącymi, upierającymi się niekiedy przy rzeczach naprawdę absurdalnych, typu dzieworództwo Maryi, czy dusza w komórce jajowej kobiety, czynią nas, ateistów, do pewnego stopnia podatnymi na bycie aroganckimi i na wrażenie zbyt wielkiej pewności siebie. Być może stąd niekiedy wynika nasz styl rozmów w momentach, kiedy granica między rzeczywistością a absurdalnością danego twierdzenia nie jest już tak oczywista, jak w przypadku wyganiania przez Jezusa demonów w wieprze…
Uważam, że utrzymywanie się zbyt długo w stanie arogancji i patrzenia z góry na każdy odrębny od naszego pogląd czyni nas równie zaplątanymi w złudzenia, jak ma to miejsce w wypadku mocno wierzących religijnych dogmatyków. Taki dogmatyczny ateizm rzeczywiście staje się jakąś nową religią, a nie czymś innym. Dlatego warto go unikać, a wymaga to pracy nad samym sobą, co dla osób zbyt pewnych siebie jest nie lada wyzwaniem.
Na koniec zapraszam Was do obejrzenia mojej bezbożnej pogadanki, gdzie dokładniej wyjaśniam przykłady dogmatycznego ateizmu na bazie jego zderzeń z racjonalnym ateizmem.
Myślę, że agresja i obrażanie w niewielkim stopniu są skutkiem dogmatyzmu, gdyż wielu wierzących w dogmaty potrafi rzeczowo i spokojnie odpowiadać na krytykę, zaś wielu nie dogmatyków (przynajmniej tak o sobie twierdzących) dość łatwo w pada irytację i ucieka się do ataków ad personam.
Moim zdaniem przyczyny są bardziej banalne, czyli: brak kultury dyskusji i/lub nerwowość (czyli konstrukcja psychiczna, temperament)
.
Światopoglądowa debata chyba nie ma długiej i dobrej tradycji w Polsce, ja w każdym razie z podziwem przyglądam się takim debatom prowadzonym w krajach anglosaskich (bardzo wiele z nich jest dostępnych na youtubie).
Nie potrafimy też oddzielać racji od osoby – zarówno oceniając (krytykując czyjś pogląd łatwo łączymy z krytyką osoby), jak i przyjmując ocenę (krytykę naszego poglądu traktujemy jak krytykę nas samych).
Nie zgadzam się z twierdzeniem że, wielu wierzących potrafi rzeczowo i spokojnie odpowiadać na krytykę (krytykę dogmatów jak rozumiem). Zaryzykowałbym twierdzenie, że wierzący w dogmaty albo odpowiadają nierzeczowo, albo niespokojnie, albo nie odpowiadają wcale. Owszem bywają pojedyncze przypadki gdy krytyka dogmatu skłania do pogłębionej dyskusji, ale dzieje się tak niezmiernie rzadko -oczywiście mówię jeno wedle moich, własnych doświadczeń, choć muszę przyznać jest ich sporo. Prawie każda (a z pewnością większość) dyskusja światopoglądowa w jakiej brałem udział, albo po prostu, których byłem świadkiem (dodać, że chodzi mi o dyskusje inicjowane przez wierzące osoby) w najlepszym przypadku skończyła się urwaniem tematu i prawie zawsze stroną zrywającą taką rozmowę była osoba wierząca. Co samo w sobie może świadczyć właśnie o braku kultury dyskusji. W moim odczuciu takie zachowania, docelowo są formą szantażu emocjonalnego, agresji emocjonalnej, choć pewnie w znakomitej większości niezamierzoną. Taki „katechizujący” styl, podobnie jak otwarta agresja słowna z dyskusją nie ma nic wspólnego gdyż nie nosi znamion wymiany myśli, a zaledwie uzewnętrznia brak szacunku lub rzekomy brak szacunku.
Prymusi są najtwardszym betonem. Żeby nie być posądzonym o krytykę niektórych szkolnych kolegów, dla ślepo przekonanych o wielkości i mocy inteligencji emocjonalnej jaką dysponują, zaznaczę, że chodzi mi o współczesnych, wybitnych uczniów Jezusa. – Ci to jest granit nie do ruszenia, są znacznie bardziej dogmatyczni od nauczyciela. Sam Jezus, gdyby dane mu było żyć w naszych czasach i w jakimś normalnym miejscu, prawdopodobnie porzuciłby boga i stał się ateistą.