Wielka pianistka i medytacja nad muzyką Bacha. To zawsze musi być fascynująca podróż w nieznane. Tak też było w deszczowy wiosenny czwartek we Wrocławiu, w NFM (04.04.24). Usłyszeliśmy drugą księgę Das Wohltemperierte Klavier II BWV 870–893 w wykonaniu Ewy Pobłockiej. Ewa Pobłocka to dla mnie z jednej strony pianistka typowa, stojąca niejako na straży sztuki pianistycznej takiej, jaką powinna być. Czyli sztuki z ważeniem każdego dźwięku, szukaniem jego proporcji i miejsca w muzycznym pejzażu. Z drugiej strony Ewa Pobłocka jawi mi się jako awangardowa eksperymentatorka, która szuka niemal zawsze nowej perspektywy w malowanym przez siebie muzycznym pejzażu.
Tak też było na koncercie. Ponad dwugodzinny cykl Bachowskich muzycznych rozważań stał się w rękach pianistki podróżą przez nieokreślone stany wyobraźni i przestrzeni. Zawsze mnie swoją drogą zastanawia to, że im bardziej abstrakcyjny i matematyczny jest Bach, tym więcej nieoczekiwanych rzeczy ewokuje przemyślane wykonanie jego muzyki.
Artystka kształciła się w Gdańsku i Hamburgu. Stała się gwiazdą w 1980 roku, gdy zdobyła V nagrodę Konkursu Chopinowskiego, a także specjalną nagrodę Polskiego Radia za najlepsze wykonanie mazurków. Od tej pory możemy podziwiać nie tak znów typowy repertuar, który stale nam prezentuje sięgając zarówno do muzyki dawnej, jak i współczesnej. Jednym z jej wielkich dokonań są premierowe nagrania utworów takich kompozytorów jak Witold Lutosławski, Andrzej Panufnik, Paweł Szymański i Paweł Mykietyn.
Nie ma tu sensu wymieniać całej biografii artystki, bo jest to osoba znana i powszechnie ceniona. Mnie od zawsze urzeka jej Mozart. W ostatniej dekadzie Ewa Pobłocka przedstawiała na koncertach i na nagraniach głównie Bacha i Chopina. Jej pierwsza księga „Das Wohltemperierte Klavier” J.S. Bacha nagrana dla NIFC w 2018 roku została wyróżniona przez magazyn „Gramophone”. Wielkim wydarzeniem był Recital fortepianowy w Willi Lentza, gdzie pianistka przedstawiła Bachowski cykl. Słynne na YouTube są nagrania Pobłockiej z Łazienek Królewskich, był to cykl koncertów Chopinowskich z którym w 2021 roku wychodziliśmy z destrukcyjnej dla życia muzycznego epidemii Covid-19.
Na monograficznym koncercie w Sali Czerwonej NFM pianistka nie grała aż tak bezbłędnie, jak słyszymy to na płycie. Jednak drobne potknięcia, całkowicie zrozumiałe przy tak rozległym przedsięwzięciu, nie odrywały uwagi od fantastycznie malowanych głosów i planów muzycznych. Były momenty, gdy miałem wrażenie, że głos w prawej ręce pianistki dobiega z jakiejś niezwykłej dali, jakby innego muzycznego wszechświata. Była to niezwykła muzyczna przygoda. Publiczność była tym razem wspaniała. Słuchała w skupieniu, zaś po każdej połowie koncertu wydawało się, że oklaski nigdy się nie skończą. Co ciekawe, nie było stojącej owacji. To znaczy ja wstałem i kilka osób też. Jednak ci co siedzieli po prostu nie mieli chyba sił. Tyle przeżyć skupionych w dwugodzinnym Bachowym ekstrakcie zaowocowało wyczerpującym muzycznym spełnieniem. Wiem, że to brzmi trochę dziwnie. Ale chodzi mi o katharsis, o całkowite oczyszczenie poprzez muzyczny dramat Bacha, dramat, który nie potrzebuje fabuł i jest niemal czystą dźwiękową matematyką. Piszę „niemal”, bowiem Bach miał w sobie wiele hedonizmu i nawet w samym jądrze abstrakcji umiał umieścić piękne, zaskakujące w tym kontekście melodie. Nigdy też nie wiadomo, na ile te melodie dostały się do matematycznych ogrodów Bacha z zewnątrz, a na ile wynikają z samej matematyki. Zarówno Bach, jak i Pobłocka bawili się długo tą wątpliwością, nie taką znów nieistotną…
Na koniec muszę powiedzieć coś o Bachu na fortepianie. Słucham sobie teraz Suit Angielskich Bacha z klawesynistą i dyrygentem Masaakim Suzukim. To jeden z największych Bachowców i mistrz muzycznego czasu i faktury. To co jest osiągalne na klawesynie nie jest możliwe na fortepianie. No może poza Glennem Gouldem. Jednak fortepian bardziej niż klawesyn pozwala na filozofowanie z Bachem. Grając go w ten sposób trzeba się bardzo głęboko odnieść do tej muzyki. Trzeba ją ciągle zmieniać, wyrywać z matematycznych korzeni w stronę bardziej dynamicznego i malowniczego romantyzmu. Fortepian jest zresztą w swojej finalnej formie dzieckiem romantyzmu, tak jak w swoim niemowlęctwie był pod opieką oświecenia i bardzo późnego baroku. Jednak fortepian na którym można malować z Bachem, można dodawać ogrody do jego architektury, musi być współczesną bestią, wyrosłą z kuźni wirtuozerii Liszta i Chopina.