Tym razem nie chodzi o Tolkienowskiego Aragorna, ale o Jana Sebastiana Bacha, którego przywrócił do pełnych łask melomanów Mendelssohn. Ostatni dzień Akademii Mendelssohnowskiej był poświęcony Pasji według św. Mateusza w formie takiej, jaką zaprezentował Mendelssohn melomanom doby Romantyzmu.
Czy rzeczywiście Mendelssohn Bacha oratoryjnego przywrócił? To zagadnienie bardzo ciekawie omawia w książeczce programowej Akademii Krzysztof Komarnicki. Komarnicki zauważa, że w kościele św. Tomasza Bacha wykonywano dość często i zasługa Mendelssohna w przywracaniu melomanom utworów wielkiego kompozytora tkwi w rozległych znajomościach twórcy Snu Nocy Letniej i jego rodu. To u Mendelssohna, a nie w Thomaskirche wielcy intelektualiści epoki zaznajomili się z dziełami Bacha innymi, niż te pisane na klawesyn czy organy. Przełomowego wpływu dla recepcji Bacha nie miały także występy berlińskiej Sing – Akademie. Przypomina to sytuację dotyczącą mającego miejsce obecnie przywracania muzyki przodków Bacha. Członkowie zaangażowanego w te działania belgijskiego zespołu Vox Luminis także twierdzili w rozmowie ze mną, że dzieła Starszych Bachów są nieprzerwanie obecne w liturgii protestanckich zborów. Tym niemniej dopiero teraz wyszły one poza wąski krąg ich użytkowników (choć było trochę wcześniejszych prób).
Do tego można dodać, że i Mendelssohn całego Bacha nie przywrócił. Nawet niektóre dzieła klawesynowe przywracać musieli dopiero pianiści XX wieku, w czym wielkie zasługi miał na przykład ekscentryczny pianista kanadyjski Glenn Gould. Za utwory na wiolonczelę solo wziął się ostatecznie wielki Casals, działający wiek po śmierci Mendelssohna.
Jak brzmiała zatem Mendelssohnowska wersja Pasji wg. św. Mateusza? W sumie zadziwiająco podobnie do oryginału. Mendelssohn zastąpił tylko basso continuo ciekawie użytą sekcją wiolonczel i kontrabasu, a oboje da caccia klarnetami. Oprócz tego Mendelssohn zmienił trochę frazowanie i dynamikę, ale są to zmiany dość transparentne. Zmiany w partiach instrumentów obligato towarzyszących ariom też były zauważalne, ale nie przekraczały stopnia ingerencji dokonywanych czasem w pasjach Bacha przez dyrygentów pierwszych dekad ery fonografii. Zmiany byłyby większe, gdyby wykonawcy z Wrocławia zdecydowali się na najwcześniejsze opracowanie Pasji przez Mendelssohna, który wtedy usunął wiele arii i wprowadził fortepian w roli basso continuo. Pierwsze koncerty poświęcone Pasji odbywały się w marcu i kwietniu 1829 roku. Wrocławscy wykonawcy wybrali wersję o 10 lat późniejszą, zredagowaną przez Mendelssohna z uwagi na chęć przygotowania koncertów dedykowanych wzniesieniu pomnika Bacha w Lipsku.
Gwiazdą tego wieczoru był Hans Christoph Rademann i założony przez niego w 1985 Dresdner Kammerchor. Zarówno dyrygent, jak i jego zespół są uznawani za mistrzów muzyki chóralnej, w tym protestanckiego baroku. Moim zdaniem Rademann poprowadził Pasję bardzo ciekawie, nie zaganiając temp i utrzymując równowagę między dramatem i refleksją. Uczciłem to z większością publiczności owacją na stojąco. Mój zaprzyjaźniony krytyk siedział natomiast w trakcie bicia braw i stwierdził, że wykonanie było ślamazarne i nie dość wyraziste, przywołując analogię z postacią zawziętego Bachowca Helmutha Rillinga. No cóż, Rademann zapewne nieprzypadkowo latem 2013 roku stał się następcą Rillinga w Bachakademii w Stuttgarcie. Sęk w tym, że ja zawsze Rillinga ceniłem za motorykę i siłę jego wykonań i uważam, że nie zawsze przegrywał z dajmy na to wielkim Gardinerem. Tak to już jest z wykonaniami muzyki klasycznej – obok obiektywnych kryteriów oceny istnieje też kwestia gustu, jak również oszacowania prawdopodobieństwa prawdziwości danej rekonstrukcji estetyki barokowej muzyki.
Chór drezdeński nie śpiewał sam, równoprawną rolę grał chór NFM i też był na mistrzowskim poziomie. Brzmienie połączonych chórów było pełne, precyzyjne i już samo w sobie stanowiło przyjemność dla uszu. Tu znów muszę stwierdzić, że nawet Gardinerowi, jednemu z największych mistrzów w prowadzeniu muzyki chóralnej, zdarza się czasem brzmienie zbyt wątłe i eteryczne. Uczestnicy Akademii Mendelssohnowskiej tym razem bardzo dobrze wmieszali się w zespoły wykonawców.
Instrumentalną stronę utworu zapewniała Wrocławska Orkiestra Barokowa, grająca znakomicie, choć było kilka słabszych momentów. Wstępny akord zabrzmiał dość fałszywie, choć później było już lepiej. Skrzypce grające w ariach obligato miały usterki intonacyjne, poza tym były bardzo stylowe. W kilku momentach też trochę zawiodły flety.
Jeśli chodzi o śpiewaków, to moim zdaniem wypadli oni bardzo dobrze, choć pewną wadą był brak rozważenia tego, na ile estetyka wokalna w czasach Mendelssohna była inna niż w czasach Bacha. Niemal wszyscy wokaliści śpiewali tak samo, jak w zwykłych wykonaniach Pasji Bacha, a przecież chodziło o czasy Mendelssohna. Jedynym wyjątkiem była Johanna Winkel, która celowo zrywała momentami z estetyką barokową uzyskując silną ekspresję. Ogólnie sztuka wokalna Winkel najbardziej przypadła mi do gustu. Mocny i czysty głos, swobodny technicznie, o odpowiednio medytacyjnej ekspresji. Johanna Winkel ma duże doświadczenie w wykonawstwie barokowym, ale obecnie nie stroni też od Spohra czy Wagnera.
Ewangelistą był Nicholas Mulroy, posiadający już wiele nagrodzonych płyt i doświadczenie w roli Ewangelisty. Moim zdaniem śpiewał ciekawie, nie wpadając w zbyt dużą ekspresję czy teatralność. Uważam, że to dobre podejście w Pasjach Bacha, gdzie mamy cztery płaszczyzny dramatyczne – narratora, osoby dramatu, komentujący i będący uczestnikiem chór i medytujących solistów w ariach. Moim zdaniem najwięcej ekspresji powinni przejawiać bohaterowie dramatu i chór komentujący ich działania. Ewangelista nie powinien być bardziej ekspresyjny od nich. W końcowej części Pasji, w scenie Ukrzyżowania, Nicholas Mulroy zaczął bardziej dosłownie wyrażać emocje i słychać też było zmęczenie głosu.
Podobał mi się Jezus wyrażany basem przez Tobiasa Berndta i śpiewający arie basowe Andreas Wolf. Benjamin Hulett śpiewający tenorem też się sprawdził, trochę zbyt słaby był głos altowy Ingeborg Danz, a szkoda, bo Bach dał altowi w tej Pasji piękne arie.
Uważam, że Pasja Mateuszowa była udanym zwieńczeniem Akademii Mendelssohnowskiej. Być może lepiej było wybrać wersję z 1829 roku, aby mocniej było słychać ingerencje Mendelssohna. Wrocławska Orkiestra Barokowa brzmiała na światowym poziomie, ale niektórzy soliści powinni jeszcze dopiąć na ostatni guzik swoją intonację.
Dlatego właśnie wielbicieli wykonawstwa historycznego uważam za fanatyków.
PS A Bacha na skrzypce solo najlepiej gra niehistoryczny Gidon Kremer (można posłuchać na YouTube, ale wersja z płyty jeszcze lepsza).
Bardzo lubię Gidona Kremera, dzięki za rekomendację