Zbliża się listopad, a wraz z nim w NFM zbliża się festiwal jazzowy jazztopad. Jak zwykle mam wokół tego mieszane uczucia dotyczące własnej niedoskonałości. Tak bardzo lubię, obok muzyki klasycznej europejskiej, klasyczną muzykę indyjską, że jestem dość spełniony jako słuchacz sztuki improwizowanej. Zwłaszcza północna muzyka indyjska, zwana hindustańską, opiera się w mniejszym lub większym stopniu na wyrafinowanej improwizacji, otoczonej łańcuchem form jeśli chodzi o akcenty, przebieg czasowy, narastanie napięcia. Tej makrostruktury tworzącej z improwizacji formę zwartą, mającą swoją wyraźną, wielkoskalową konstrukcję, jazzowi przeważnie brakuje. Wiele znakomitych jazzowych nagrań ma dłużyzny wynikłe z „zapamiętania się” muzyków i kończy się byle jak, bez muzycznej puenty i kulminacji.
Jednak z drugiej strony sam wielki Coltrane, którego geniusz szanuję mimo mojego jazzowego sceptycyzmu, zachwycił się muzyką indyjską i nawet na cześć wielkiego sitarzysty Raviego Shankara nadał swojemu synowi imię „Ravi”. Jednocześnie późne nagrania Coltrane’a noszą cechy linearności ragowej improwizacji opartej na burdonie. Jeszcze tych nagrań nie znam i czekam, jak pojawią się ich reedycje obok licznych wznowień najsławniejszych płyt sławnego muzyka.
Tym razem bohaterem koncertu na pograniczu jazzu i muzyki klasycznej (21.10.23) była postać Stana Getza, legendarnego saksofonisty, który między innymi dodał do jazzowego uniwersum elementy bossa novy.
Stan Getz był znany jako “The Sound” (Dźwięk) ze względu na swój ciepły, liryczny ton gry na saksofonie, zainspirowany przez Lestera Younga, którego podziwiał. Getz grał głównie na saksofonie tenorowym (tak, wiem, popularny jest także sopranowy) i występował w grupach bebopowych i cool jazzowych. Został też pionierem bossa novy w Stanach Zjednoczonych, dzięki współpracy z João Gilberto i Antônio Carlos Jobimem. Jego największym przebojem był singiel z 1964 roku “The Girl from Ipanema” (Dziewczyna z Ipanemy).
Aby przybliżyć sobie i czytelnikom postać tego artysty, poszukałem kilku cytatów:
„Możesz czytać wszystkie podręczniki i słuchać wszystkich płyt, ale musisz grać z muzykami, którzy są lepsi od ciebie.”
„Dobry kwartet jest jak dobra rozmowa między przyjaciółmi, którzy reagują na pomysły innych.”
„Moje życie to muzyka, i w jakiś niejasny, tajemniczy i podświadomy sposób, zawsze byłem napędzany przez napiętą wewnętrzną sprężynę, która popychała mnie do niemal kompulsywnego dążenia do doskonałości w muzyce, często – a właściwie najczęściej – kosztem wszystkiego innego w moim życiu.”
„Są cztery cechy niezbędne dla wielkiego jazzmana. Są to smak, odwaga, indywidualność i brak szacunku.”
„Jeśli lubisz instrument, który śpiewa, graj na saksofonie. W najlepszym razie jest jak ludzki głos.”
„To jak język. Uczysz się alfabetu, który są skalami. Uczysz się zdań, które są akordami. A potem rozmawiasz improwizując z saksofonem. To wspaniała rzecz mówić improwizując, czego nigdy nie nauczyłem się robić. Ale muzycznie uwielbiam mówić po prostu z głowy. I o to chodzi w jazzie.”
„Nie mogę grać kłamstwa. Muszę wierzyć w to, co gram, albo tego nie zrobię.”
„Wartość jazzu nadal musi być wyjaśniona. Ludzie angażują się w jego powierzchowności bez zagłębiania się w jego duszę.”
Ciekawe jest to niespełnione dążenie do doskonałej elastyczności ludzkiego głosu, które Getz tak często wyrażał. Przypomina mi to podejście wirtuozów indyjskiej muzyki klasycznej, która tylko poza Indiami znana jest głównie ze swoich form instrumentalnych. Podobnie było w przypadku muzyki europejskiej, zanim XIX wiek przyniósł eksplozję „muzyki absolutnej”, tworzącą mocny biegun konkurencyjny dla twórczości wokalnej. I tak możemy mówić, że symfonie Brahmsa czy Beethovena poruszają wielu z nas bardziej niż najwspanialsze nawet opery czy cykle pieśni. Co ciekawe muzyka rozrywkowa znów postawiła w swoim epicentrum ludzki głos. Można by pomyśleć, że w różnych nieklasycznych formach dwudziestowiecznej muzyki to właśnie jazz bronił żywiołu czysto instrumentalnego, ale jednak nie, nawet jeden z największych saksofonistów za wzór swojego brzmienia stawiał sobie ludzki głos.
Hołd twórczości Getza był w NFM składany przez:
Marka Wroniszewskiego – dyrygenta
Piotra Barona – grającego na saksofonie tenorowym
Łukasza Żytę – grającego na jazzowym zestawie perkusyjnym
NFM Orkiestrę Leopoldinum
Usłyszeliśmy następujące utwory:
Eddiego Sautera „Focus” (1961) – suitę na saksofon tenorowy, kwintet smyczkowy, harfę i jazzowy zestaw perkusyjny, napisaną dla Stana Getza
Krzysztofa Herdzina „Tribute to Stan Getz” (2021) – suitę na saksofon tenorowy, kwintet smyczkowy, harfę i jazzowy zestaw perkusyjny, napisaną dla Piotra Barona
Piotr Baron to znany polski saksofonista, kompozytor i dziennikarz muzyczny. Nagrał wiele płyt, zarówno jako lider, jak i jako muzyk sesyjny. Podobnie jak Orkiestra Leopoldinum Baron lubi mieszać style i tradycje. Wśród jego muzycznych przedsięwzięć znajdziemy albumy łączące jazz z muzyką sakralną – „Bogurodzica”, „Salve Regina”, ale też „Kaddish”. Jazz spotyka się z tangiem na płycie „Tango”, zaś z polską twórczością pieśniarską i operową w albumie „Moniuszko Jazz”.
„Focus” był jednym z ulubionych przedsięwzięć Stana Getza. Dla mnie miał on wymiar dość ambientowy. Gęste improwizacje i biegniki saksofonu towarzyszyły stosunkowo stonowanej partii orkiestrowej. Ani saksofon ani perkusja nie były wzmocnione przez mikrofony, co dodatkowo potęgowało nastrój zatopienia się w dźwięku. Może zresztą były, ale jeśli tak, to bardzo delikatnie, niemal niezauważalnie. Nie wiem. Całość była dla mnie nietypowym doznaniem. Nie traktuję muzyki jako odpoczynku. To dla mnie cała plejada barw i odpoczywanie kojarzy mi się z muzyką tak samo jak z powieściami Camusa czy katedrą Notre Dame w Paryżu. W jakimś sensie można „odpoczywać” czytając „Dżumę” czy oglądając fasadę Notre Dame, ale tylko w jakimś sensie… Co jednak ciekawe odpoczywając przy Fokusie, zanurzając się w łagodnej wirtuozerii saksofonisty i świetnie dopowiadającej swoje tony do tego świata orkiestrze czułem się dobrze. To nie był jałowy „stan alfa”, ale raczej pole do inspirujących myśli. Z pewnością Focus z Baronem i Leopoldinum zachęcił mnie do poznania sztuki Stana Getza.
Dzieło Herdina odebrałem jako bardziej typowo jazzowe. Pełne było melodii i motywów, które kojarzę ze swojego zdystansowanego punktu widzenia z jazzowym toposem. Czytamy o nim na stronie NFM:
Tribute to Stan Getz Krzysztofa Herdzina to kompozycja z 2021 roku, przeznaczona na dokładnie taki sam skład jak Focus i napisana z myślą o Piotrze Baronie. Jak przyznawał saksofonista, skompilowanie odpowiednich utworów Getza, które mogłyby stanowić podstawę nowego dzieła, nastręczało pewną trudność, gdyż legendarny wirtuoz pisał swoje własne kompozycje tylko w latach 1948–1952. Jednak przy pomocy przyjaciół Baron wybrał utwory i dostarczył materiał Herdzinowi, który zabrał się do pracy nad suitą. Przeciągnęła się ona tak bardzo, że Baron zobaczył nuty dopiero trzy dni przed pierwszym koncertem! „Nigdy w życiu nie uczyłem się niczego tak szybko” – wspominał artysta. Trud jednak opłacił się, a wykonywanie tej muzyki sprawia artyście ogromną satysfakcję.
Wydaje mi się, że zestawienie tych dwóch utworów było znakomitym pomysłem. Ambientowy i przynajmniej dla mnie, medytacyjny, Focus i jędrnie mainstreamowo jazzowy Tribute to Stan Getz w którym Piotr Baron ukazał nam całą plejadę nastrojów i barwnych jazzowych motywów tworzyło świetną całość.