Walce na fortepian

 

Po raz kolejny Towarzystwo im. Ferenca Liszta wraz z NFM przygotowało nam świetny, pianistyczny wieczór. 11 grudnia przybył do Sali Czerwonej Alexey Komarov, pianista, który swego czasu zdobył III nagrodę na Pierwszym Międzynarodowym Konkursie im. F. Liszta organizowanym przez TiFL we Wrocławiu w 1999 roku, ale był też laureatem konkursów w Kijowie, Bydgoszczy czy we Włoszech. Studiował w Moskwie i włoskim Imoli, otrzymał też stypendium Yamaha Music Foundation of Europe, co związało go również z częstym koncertowaniem w Japonii, zaś Japończycy, jak wiemy, pokochali pianistykę, choć różni się ona tak bardzo od ich rdzennej, niebywale intrygującej muzyki.

 

Koncert miał też na celu nagranie drugiej płyty z walcami w ramach działalności TiFLu. Jak się dowiedzieliśmy, planowany jest też trzeci album który poświęcony będzie polonezom. W koncert wprowadzał nas Juliusz Adamowski, związany z TiFL, i czynił to ciekawie. Przedstawił nam między innymi historię walca, oraz poszczególne utwory. Adamowski przypomniał nam, że kariera tego wirowego tańca w muzyce klasycznej rozpoczęła się w roku 1786, gdy po raz pierwszy na scenie teatru wiedeńskiego odtańczono walca w operze Una cosa rara Vincente Martina y Solera (1756-1806). Jak więc widać znakomity hiszpański twórca wpłynął na karierę niemieckiego w swej genezie tańca. Solera nazywano „Mozartem z Walencji”, zaś posadę na dworze w Wiedniu otrzymał rok przed wystawieniem swej pierwszej opery, która rozpoczęła popularność walca w muzyce klasycznej. Co ciekawe, prawdziwy Mozart nie był chyba zły na owego „Mozarta z Walencji”, gdyż zacytował go w swej najgenialniejszej operze „Don Giovanni”.

 

Aleksey Komarov / mat. prasowe artysty

 

Recital nie zaczął się jednakże od Solera, lecz od Franciszka Liszta i jego Allegro spiritoso nr 7 ze zbioru Wieczory wiedeńskie S 427. W tym cyklu Liszt oparł się na prostych, ale bardzo wdzięcznych walcach Schuberta i przeniósł je w inny wymiar. Ogólnie węgierski romantyk był mistrzem transkrypcji, aluzji i aranżacji, zaś jego przetworzenia dzieł Schuberta i Wagnera są szczególnie udane. I tym razem tak było. Alexey Komarov zagrał ten Wieczór wiedeński bardzo refleksyjnie, niejako zanurzając się w sobie. Nie był to efektowny Liszt, za to finezyjny i głęboki.

 

Podobny zabieg nie do końca się powiódł w trzech walcach Fryderyka Chopina (1810–1849) z opusu 64: nr 1 Des-dur „Minutowy”,nr 2 cis-moll i nr 3 As-dur. Zabrakło barw, dynamiki artykulacyjnej, przywołujące styl brillant biegniki wyrzeźbione były starannie, lecz nieco dziwnie. Pomyślałbym, że Komarov ma z nimi jakiś problem, gdyby nie to, że u Granadosa znakomicie odnalazł się w podobnych środkach muzycznego wyrazu. Zatem była to świadoma interpretacja, choć dla mnie nie do końca przekonywująca.

 

Tak jak nie do końca przekonał mnie Chopin Komarova, tak zachwycił mnie w tej interpretacji Enrique Granados (1867–1916) i jego Walce poetyckie. Pianista wywołał na klawiszach Steinwaya atmosferę zalanego złotym blaskiem słońca południa i pływaliśmy w tej poświacie zachwyceni, śledząc niezwykłą wyobraźnię Granadosa, który poczynał sobie całkiem modernistycznie. A umarł wszakże w 1916 roku, ledwie trzy lata po początku modernistycznej rewolucji, jaką było Święto wiosny Strawińskiego!  Interpretacja walców Granadosa stanowiła najmocniejszy punkt koncertu i chętnie posłuchałbym płyty Komarova w całości poświęconej temu twórcy.

 

Następnie był Józef Wieniawski (1837–1912) i jego Walc koncertowy Des-dur op. 3. Brat sławnego twórcy muzyki skrzypcowej zaprezentował nam się poprzez to dzieło bardzo ciekawie. Słychać było echa wirtuozerii improwizacyjnej Liszta oraz idiom polskiego protomodernizmu, który wybuchł później w dwudziestoleciu międzywojennym, nie bez problemów oczywiście. Komarov zagrał to dzieło rewelacyjnie.

 

Na koniec pierwszej części koncertu usłyszeliśmy kompozycję sławnego onegdaj pianisty Alfreda Grünfelda (1852–1924) Wieczór wiedeński – parafrazę walców z Zemsty nietoperza op. 56 i innych utworów J. Straussa. Ja na dzieło pianisty wirtuoza było to świetne. Nie miało w sobie męczącego kiczu, który zdarzał się niestety choćby wielkiemu Horowitzowi w jego parafrazach opery Carmen Bizeta. Tu obok fajerwerków wirtuozerii mieliśmy też świadomość równowagi tonalnej i struktury linearnej dzieła. Wykonanie oczywiście było świetne, taka wirtuozeria leży Komarovowi doskonale w dłoniach i w sercu.

 

Pierwszy zagrany po przerwie utwór był dla mnie nieco męczący, ale nie za sprawą pianisty, który doskonale oddał jego odmienną na tle reszty estetykę. Usłyszeliśmy Léo Delibesa (1836–1891) w transkrypcji Ernő Dohnány’jego (1877–1960) zaś obiektem w muzycznym laboratorium był Walc z baletu Coppélia. Efektem było brzmienie słodko – kwaśne, pławiące się w koloryzmie, który jednak nie był tak atrakcyjny jak ten Ravelowski choćby. Tym niemniej warto było chyba włączyć taki odmienny od pozostałych utwór do walcowej kolekcji.

 

Kolejne dzieło zostało napisane przez samego pianistę, Alexeya Komarova. TiFL nalegał, aby pianista powtórnie włączył swój Valse-caprice do drugiej fonograficznej antologii walca. Dzieło zostało oparte na bardzo prostym walcu i całe było dość prostolinijne, choć nie pozbawione pewnej elegancji.

 

Po kapryśnym walcu przyszedł czas na kolejnych rosyjskich twórców. Najpierw usłyszeliśmy dzieło Aleksandra Głazunowa (1865–1936) nazwane przezeń Grande valse de concert op. 41. Komarov zagrał je świetnie, zaś  struktura utworu była bardzo intrygująca. Mieliśmy jakby zderzenia szybkich biegników w różnych rejestrach fortepianu, z których dobywały się kontury walca. Miało się wrażenie, że melodia wyłania się z jakiejś rozżarzonej, wciąż pączkującej magmy. Był to bardzo ciekawy i zaskakująco wręcz „transowy” utwór rosyjskiego mistrza.

 

Następne dzieło było, moim zdaniem, obok Granadosa najciekawszym ogniwem tego udanego koncertu. Pianista zagrał Walc kwiatów z baletu Dziadek do orzechów op. 71a Czajkowskiego w aranżacji K. Kornienko. Wyszło coś nieprawdopodobnie wręcz wirtuozerskiego. Pianista musiał wciąż prowadzić równolegle niemal niezależne od siebie głosy w liczbie powyżej trzech. Jednocześnie ta gęstwina była gustowna i pięknie spięta w robiących wrażenie kulminacjach. Krótko mówiąc, zaniemówiłem z wrażenia i o to czasem chodzi w transkrypcjach tańców na fortepian. Taniec pozwala łatwo odnaleźć nam kontekst i daje swobodę dla mnożenia pianistycznych efektów.

 

Kolejny utwór też należał do Piotra Czajkowskiego, tym razem bez aranżacji. Był to Grudzień ze zbioru Pory roku op. 37 bis. Czajkowski nie silił się tu na żadną wirtuozerię, lecz sugestywna barwność jego muzycznego alfabetu natychmiast przywołała mi obraz pogrążonej w śniegu Rosji szykującej się do grudniowych świąt. Biel tego śniegu była tak piękna, że ponownie oddałem się snom na jawie. Ale nie byłoby tego wszystkiego bez znakomitego Komarova, który pokazał nam, że daje sobie radę nie tylko z fajerwerkami lwów fortepianu, ale również z wyrafinowaną prostotą.

 

Zwieńczeniem koncertu był utwór Adolfa Schulza-Evlera (1852–1905) Arabeski na temat walca „Nad pięknym, modrym Dunajem” J. Straussa. Ten związany z Lwowem i Warszawą kompozytor miał bez wątpienia niebywałą wyobraźnię. Ale też nieco dziwną. Sam główny głos, ukazujący nam temat walca, był jakby ściśnięty w minimalistyczny sposób. Natomiast wokół niego rozstępowały się narkotyczne niemal przepaście wirtuozerskich pasaży i faktur. Cieszę się, że Komarov przywołał ten nie do końca doskonały, za to bardzo ciekawy utwór. Wymagał on wielkiej wirtuozerii, zaś Komarov miał jej dostatecznie wiele.

 

Na bis usłyszeliśmy utwór Moszkowskiego oparty na Polonezie „Pożegnanie ojczyzny” Ogińskiego, tym samym, który wielu z nas zna z licealnych studniówek. Maurycy Moszkowski, którego czcili najwięksi pianiści – wirtuozi czasem mnie drażni nadmiarem efektów nad strukturą i pewną naiwnością.  Jednakże tym razem ten urodzony w połowie XIX wieku wrocławianin zachwycił mnie. Widać urzekł go Ogiński, który będąc amatorem umiał jednak napisać taką perełkę, jak nasz studniówkowy polonez. Ogiński w wizji Moszkowskiego zachował swój charakter, zaś polsko-niemiecko-żydowski wrocławianin rozwinął go tylko w przestrzeni, zarówno tej emocjonalnej jak i naturalnej, akustycznej. Ten nader fortunny bis był też zapowiedzią kolejnej tanecznej płyty Alexeya Komarova, tym razem poświęconej polonezom. Czekam na nią niecierpliwie!

 

 

 

 

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *