Giovanni Antonini jest już w okolicach czternastego albumu swojego projektu Haydn 2032. Celem tego projektu jest wydanie wszystkich symfonii kompozytora na trzechsetlecie jego urodzin. Płyty wydawane przez Alphę są znakomite. Łączą muzykę Haydna z dziełami z nim powiązanymi, zgłębiając istotę jego symfonii, często ukrytą pod legendarną haydnowską pogodą ducha. Haydn w tej serii odsłania różne swoje oblicza. Raz jest pasjonatem, innym razem filozofem, jeszcze w innym momencie żałobnikiem lub mierniczym czasu i pór dnia.
Koncertowy i płytowy Haydn Antoniniego jest fascynujący. Barwny, wyrazisty, pełen energii, sugestywny i retoryczny. Swego czasu wielki pianista Światosław Richter stwierdził, iż nie zna klucza do muzyki Mozarta, za to z radością gra Haydna. Słuchając jednak Haydnowskich nagrań Richtera można zacząć zastanawiać się nad tym, czy klucze do twórczości pierwszego wiedeńskiego klasycysty nie są jeszcze bardziej unikatowe od tych wiodących do świata Mozarta. Bo kto zrozumiał tę muzykę równie dobrze jak Richter? Wydaje mi się, że Giovanni Antonini jest właśnie jedną z takich nielicznych osób, choć oczywiście wychodzącą z zupełnie innych muzycznych krain niż legendarny pianista. Po pierwsze Antonini jest dyrygentem i flecistą, po drugie jest „historycznie poinformowany”, po trzecie jego pierwotną ojczyzną stylistyczną była muzyka Vivaldiego i innych włoskich kompozytorów doby późnego baroku. Jednak, poprzez Bacha i renesans dotarł w końcu do Haydna i postanowił poświęcić jego dziełom szczególną uwagę. Wszak nagranie wszystkich symfonii Haydna to iście pomnikowe przedsięwzięcie. Słuchając pierwszych kilkunastu albumów stanowiących podstawy tego pomnika nabiera się pewności, że Antonini jest nie tylko pracowity, lecz należy do wąskiego grona muzyków, którzy znaleźli drogę do Haydnowskiego geniuszu.
Haydnowski humanizm, humor i symbolizm nie są wcale proste, choć skrywają się pod maską pozornej prostoty. Znacznie łatwiej jest podziwiać dwóch innych klasyków wiedeńskich – Mozarta i Beethovena. Antonini nie unika oczywiście ich dzieł, jakiś czas temu opisywałem świetną płytę z IX Symfonią Beethovena. Jednak dobry Beethoven nie dziwi. Każdy wielki dyrygent mierzy się z tym sercem symfoniki i jeśli jest rzeczywiście utalentowany, mówi wtedy coś ciekawego. Beethoven łatwo na to pozwala, jego symfonika to niejako archetypiczny ocean wszystkiego, co tylko możemy wiązać z symfoniką. Haydn, który był bez wątpienia ojcem wielu form muzycznych w cieniu których po dziś dzień tworzą liczni kompozytorzy, nie jest wcale tak łaskawy dla dyrygentów. Można być maestrem z krwi i kości, a jednak wywrócić się idealnie oświeceniowych arcydziełach papy Haydna. Antonini kroczy jednak w nich pewnie i przydaje im blasku, na jaki zasługują.
Trzeciego dnia Wratislavii Cantans 58 (10.09.23) nie słuchaliśmy jednak zbioru symfonii, lecz oratorium Pory Roku. Wykonawcami byli:
Giovanni Antonini – dyrygent
Il Giardino Armonico
Anett Fritsch – sopran
Maximilian Schmitt – tenor
Florian Boesch – bas-baryton
Chór NFM
Lionel Sow – kierownictwo artystyczne Chóru NFM
Samo dzieło jest ostatnim utworem Haydna i pochodzi z 1809 roku, czasu, gdy swoje żagle rozwijał już śmiało Beethoven, który oratoryjną twórczość swojego nauczyciela niezmiernie podziwiał. Libretto pióra van Swietena zostało oparte na fragmentach angielskiego poematu The Seasons autorstwa poety i dramaturga Jamesa Thomsona, opublikowanego w pierwszej połowie osiemnastego stulecia. Powstał z tego bardzo oświeceniowy tekst, łączący pory roku z pracą człowieka na roli i chwalący jego trud. Są też w tym oratorium elementy religijne, takie jak kierowanie się ku stwórcy w czasie wiosny i zimy, jak i zimowe porównanie pór roku ze stadiami życia człowieka. Dominuje jednak rodzajowość i humanistyczny podziw dla ludzkiej pracy. W rodzajowości odnajdziemy zaś wyraźną granicę literacką i stylistyczną między klasycyzmem a romantyzmem. Pojawiają się już niesamowite i nastrojowe pejzaże, wciąż jednak bywają one poddawane chłodnej i racjonalnej ocenie człowieka – gospodarza.
O ile treść literacka oratorium jest urocza i pouczająca, to muzyka jest genialna. Il Giardino Armonico oddało bogactwo Haydnowskiej wyobraźni bezbłędnie i z pełną zapału wirtuozerią. Instrumentalistom nie ustępował Chór NFM, rewelacyjnie przygotowany przez Lionela Sowa. Precyzja, niezwykłe barwy, czyste wysokie dźwięki sopranów i głębokie, przepastne basy – to wszystko zaskakiwało, choć przecież Chór NFM ma już za sobą wiele nader udanych nagrań i koncertów. Wydaje mi się jednak, że takiej chóralnej klasy tego zespołu jeszcze nie słyszałem. Zaś orkiestra to były oczywiście wspaniałe, wielobarwne smyczki i sekcja dęta w zasadzie magiczna, cudowna, niespotykanie wręcz doskonała. Przypomniały mi się rewelacyjne dokonania drewna i blachy Il Giardino Armonico w muzyce renesansowej i wczesnobarokowej, tu jednak mieliśmy często znacznie bardziej złożone mikstury brzmień.
Równie fortunny był dobór śpiewaków. Całe trio posługiwało się znakomitą, pełną emisją głosów. Słychać było, że wykonywane oratorium zostało przez nich dogłębnie przemyślane. I tak toczył się przed nami fresk Pór Roku na miarę znakomicie wykonanej Mozartowskiej opery.
Koncert nagrywała Dwójka Polskiego Radia i telewizja Mezzo. Teraz pozostaje nam czekać na płytę, która zdobędzie masę nagród i pięknie dopełni symfoniczny komplet dział Haydna. Stworzenie Świata już jest, Pory Roku miałem już szczęście słyszeć na żywo. Jeśli ktoś nie zna jeszcze Haydnowskiego świata, Giovanni Antonini i jego zespoły są niezrównanymi i prawdopodobnie najlepszymi przewodnikami po tej krainie.