W zimową noc (15.01.23) we wrocławskim NFM miał miejsce bardzo ciekawy koncert. Wrocławska Orkiestra Barokowa słynie już ze współpracy z wybitnymi solistami i dyrygentami. Tym razem wrocławscy barokowcy zagrali z wybitnym węgierskim trębaczem Gaborem Boldoczkim. Jego nagrania znajdziemy na płytach Sony, co dla osób lubiących dobre brzmienie jest świetną rekomendacją. To w końcu Sony z Philipsem wynalazły płytę CD, więc bywa, że srebrne krążki Sony brzmią zupełnie olśniewająco, zadając kłam fanom winylowego brzmienia, które obiektywnie często bywa gorsze.
Gabor Boldoczki często sięga po muzykę barokową, nie jest jednakże ortodoksyjnym barokowcem. Aby zrozumieć podejście wirtuoza do muzyki różnych epok, warto spojrzeć na program niedzielnego koncertu:
E.F. Dall’Abaco Concerto a più istrumenti D-dur op. 5 nr 6
A. Vivaldi Koncert A-dur na obój, skrzypce, smyczki i b.c. RV 548 (wersja na trąbkę, skrzypce, smyczki i b.c.); Koncert g-moll na smyczki RV 157; Koncert D-dur na skrzypce, smyczki i b.c. RV 230 (wersja na trąbkę, smyczki i b.c.)
T. Albinoni II Sonata C-dur op. 2 nr 3
F. Manfredini Concerto grosso g-moll op. 3 nr 10
G. Torelli Koncert D-dur na trąbkę, smyczki i b.c.
Jak zwrócił uwagę w książce programowej koncertu Krzysztof Komarnicki, tylko jeden z wyżej wymienionych koncertów da się zagrać na trąbce naturalnej wykorzystywanej w dobie baroku. Dwa koncerty Vivaldiego, gdzie trąbka zagrała partie pierwotnie przewidziane przez Rudego Księdza dla oboju i skrzypiec wymagają instrumentu uzbrojonego w wentyle, która to zmiana miała miejsce dopiero w XIX wieku, epoce gwałtownej ewolucji instrumentów składających się na orkiestrę symfoniczną. Jedynie koncert D-dur Giuseppe’a Torelliego został oryginalne napisany na trąbkę i trzyma się fanfarowego języka trąbki naturalnej, nie znającej jeszcze wentyli diametralnie zmieniających długość toru powietrznego w instrumencie. Oczywiście trąbka naturalna pozwalała i pozwala na olśniewającą wirtuozerię, znaną nam choćby z muzyki Jana Sebastiana Bacha, którego ojciec był, między innymi, trębaczem miejskim. Ale świat tego instrumentu jest ograniczony poprzez jego konstrukcję i dlatego partie trąbkowe Haendla czy Telemanna mają podobny, hejnałowy charakter jak te u Bacha.
Aby zagrać koncerty RV 548 i RV 230 Antonia Vivaldiego potrzebny był zatem nowoczesny instrument i wirtuozeria wykonawcy. A kunsztu w tych wykonaniach nie zabrakło! Boldoczki grał szybko, ze znakomitą artykulacją, dbając o plastycyzm każdej frazy. Łatwo było zauważyć, że w koncercie pisanym na obój trąbka jest bardziej miękka i ciepła, zaś wchodząc w miejsce skrzypiec staje się ostra i dynamiczna. Wrocławska Orkiestra Barokowa świetnie towarzyszyła soliście, sama stanowiąc barwny zespół solistów. Muzycy grali bez dyrygenta, siedzący przy wiolonczeli Jarosław Thiel tylko w nielicznych momentach sugerował kolegom kształt frazy.
Jesteśmy przyzwyczajeni do prób jak najwierniejszego podróżowania w muzycznym czasie. Użycie nowoczesnej trąbki powinno zgorszyć purystów, ale wątpię, aby nawet najbardziej zajadły konserwatysta muzyki historycznie poinformowanej poczuł dyskomfort po koncercie Boldoczkiego i WOB. Vivaldi był mistrzem koncertów, ich współtwórcą w obecnie nam znanej formie. Chętnie sięgał po rozmaite instrumenty i najwyraźniej lubił testować rozmaite swoje pomysły w różnych kontekstach brzmieniowych. Umieszczanie w jego świecie nowych instrumentów zdradza być może pejzaż kulturowy XVIII wieku, ale z pewnością jest bliskie samym intencjom kompozytora. Muszę zresztą wspomnieć, że tego wieczoru usłyszeliśmy między innymi koncert D-dur na skrzypce (w ich roli trąbkę), smyczki i b.c. RV 230 który stał się wehikułem przetrwania dla wspaniałej muzyki Wenecjanina. To z tego koncertu i kilku innych powstała lawina czyniąca z Vivaldiego, po dwóch wiekach zapomnienia, jednego z najpopularniejszych kompozytorów naszych czasów. Ale koncert RV 230 nie przetrwał do lat 50 XX wieku w formie oryginalnej, lecz stał się koncertem organowym Jana Sebastiana Bacha, aranżacją równie genialną jak te Franciszka Liszta. Renesans twórczości Bacha pociągnął w ten sposób za sobą przywrócenie twórczości Vivaldiego i w dużej mierze przywrócenie całego repertuaru barokowego.
Innym kompozytorem, który przetrwał w niezwykły sposób był Tomaso Albinoni. Jego najsłynniejszym dziełem stało się Adagio, którego wcale nie skomponował! Jednak okazało się, że oryginalne utwory Albinoniego są pełne wyrazu i melancholijnego nastroju. WOB zagrała II Sonatę C-dur tegoż twórcy oddając bogactwo jej struktury i nietuzinkową siłę wyrazu. Najbardziej jednak zachwyciło mnie wykonanie Concerto a piu istrumenti D-dur Evaristo Felice Dall’Abaco, którego szczytem kariery był tytuł koncertmistrza w Monachium, stolicy Bawarii, która długo rywalizowała o dominującą rolę w świecie niemieckim. Kompozytor bywał ze swoim księciem w Niderlandach Hiszpańskich, gdzie miał okazję zaznajomić się ze stylem francuskim. Jego koncert D-dur nie jest jednak typowym łącznikiem między włoskością a francuskością. To wspaniałe, bogate dzieło, zaskakujące zupełnie świeżym podejściem do formy muzycznej. Muszę przyznać, że słuchając pięknego wykonania Wrocławskiej Orkiestry Barokowej poczułem się zawstydzony tym, że do tej pory Dall’Abaco był dla mnie mało znanym twórcą. A płyt szczęśliwie trochę jest, już pierwsi barokowcy zwrócili uwagę na tego arcyciekawego kompozytora.
Przypuszcza się, że Evaristo był uczniem Giuseppe Torellego, którego Koncert D-dur również mieliśmy okazję usłyszeć. To w nim właśnie Boldoczki zagrał oryginalną partię barokowej trąbki, dodając do tego jeszcze Vivace Telemanna na bis. Drugim bisem była transkrypcja jednej z arii operowych Vivaldiego. To był bardzo piękny koncert, wrocławscy barokowcy grali Vivaldiego na znakomitym poziomie, zaś trębacz pokazał go w nowym, fascynującym kontekście. No i odkrywczy koncert Dall’Abaco!