80 lat kończy dziś jeden z moich ulubionych twórców filmowych – Allan Stewart Konigsberg, szerzej znany jako Woody Allen.
Jego filmy podzielić można w pewnym uproszczeniu na trzy kategorie: komedie o miłości, poważne o miłości (tutaj granica jest płynna, bo i w tych poważniejszych jest sporo specyficznego humoru) i dramaty eksplorujące wątek „Zbrodni i kary” (nie wliczam tutaj tych trochę slapstickowych komedii z początku kariery oraz kilku bardzo ciężkich dramatów quasibergmanowskich – za jednymi i drugimi nie przepadam). Moje ulubione dzieła jubilata w każdej z tych kategorii to odpowiednio: „Wszyscy mówią: kocham cię”, „Annie Hall” (mimo wszystko zaliczyłbym do tych bardziej na serio) oraz „Zbrodnie i wykroczenia”. Oczywiście nie oznacza to, że „Hannah i jej siostry” czy „Złote czasy radia” dużo (o ile w ogóle) im ustępują, po prostu zwycięzca w każdej kategorii mógł być tylko jeden. Uważam też, że nowe (czyli „pozanowojorskie”) Alleny są zwykle bardzo dobre, może jedynie Barcelona i Rzym odstają nieco in minus, a mój ulubiony z nich to chyba „Magia w blasku księżyca”.
Szczególnie polecić chciałbym może trochę mniej znane „Zbrodnie i wykroczenia”. Allen, podobnie jak w późniejszych – również znakomitych – „Wszystko gra” i „Śnie Kasandry” snuje tu refleksje rodem ze „Zbrodni i kary” Dostojewskiego. Bohaterem filmu jest szanowany lekarz, który nie chcąc wyjścia na jaw swojego romansu ulega namowom brata i zleca morderstwo kochanki. Jest zbrodnia, a kara? Cóż, prawdziwi sprawcy zabójstwa zostają niewykryci, bohatera przez jakiś czas nękają wyrzuty sumienia i niepokój, ale z czasem i te go opuszczają. Dla większości widzów, przyzwyczajonych do tego, że zbrodnia musi być ukarana jest to szok. Ale przedstawiona sytuacja skłania do refleksji nad dobrem i złem, nad motywami ludzkiego postępowania. Kara doczesna nie następuje, a pośmiertna? W filmie przewijają się pytania o istnienia bądź nieistnienie Boga, o jego wpływ na losy świata bądź nieinterweniowanie w ludzkie sprawy. W jednej ze scen, przedstawiającej kłótnię żydowskiej rodziny na tematy religijne, jedna z postaci pyta nawet – czemu Bóg pozwolił na Holocaust. Właśnie ten „smaczek” żydowski jest też dodatkowym atutem filmu i w jakiś sposób odzwierciedla zapewne refleksje samego Allena, który choć niewierzący, wywodzi się z tradycji judaistycznej. Jak widać film stawia ważkie pytania natury filozoficznej, etycznej, psychologicznej, a nawet teologicznej – i nie narzuca na nie prostych odpowiedzi. A poza tym jest świetnie zrobiony i wyśmienicie zagrany.
Zachęcam do uczczenia urodzin Allena poprzez obejrzenie któregoś z jego filmów.
Moje ulubione to Hannah i jej siostry oraz Crimes and Misdemeanors . Woody jest znakomity. Jemu nie udaje się zrobić filmu lecz robi dobry film od początku do końca. Number one.