Lato we Wrocławiu zaczęło się kilkoma dniami upałów. Można by pomyśleć, że odstraszą one ludzi od zejścia w głębokie podziemie Sali Czerwonej NFM we Wrocławiu, aby tam przez dwie godziny delektowali się muzyką kameralną. Stało się oczywiście inaczej, ludzie stawili się licznie, zaś Narodowe Forum Muzyki dało nam wszystkim kolejny dowód na to, że muzyka kameralna jest równie wciągająca jak znakomita symfonika, czy opery z udziałem dobrych głosów.
Grali prawdziwi wirtuozi swoich instrumentów. Julian Rachlin – skrzypce, Radosław Szulc – skrzypce, altówka, Radosław Pujanek – skrzypce, Sarah McElravy – altówka, Katarzyna Budnik-Gałązka – altówka, Andrei Ionut Ioniƫǎ – wiolonczela i Tomasz Daroch – wiolonczela. Pomimo, że ci muzycy nie grają na co dzień wspólnie, efekt był oszałamiający. W windzie spotkaliśmy jednego z nich i zapytaliśmy, skąd pomysł na tak niezwykły sekstet. Odpowiedział on, że ma to związek z koncertem, który odbędzie się następnego dnia. Na nim to Radosław Szulc jako dyrygent i Julian Rachlin ponownie jako skrzypek wykonają między innymi sławny I Koncert skrzypcowy a-moll op.77 Szostakowicza. „Który z tych programów jest zatem pierwotnym pomysłem, który zaś pomysłem dodatkowym?” – pytaliśmy dalej zdumieni. „Oba są równorzędne” – padła odpowiedź.
Na koncercie 22 czerwca muzycy wykonali II Sekstet smyczkowy G-dur op. 36 Johannesa Brahmsa i Sekstet smyczkowy d-moll op. 70 „Souvenir de Florence” Piotra Czajkowskiego. Utwory te stanowią niemal dwa odrębne światy, choć oba należą do krainy romantyzmu, zaś ich twórcy żyli niemal równolegle, należąc do tego samego pokolenia – Brahms urodził się w 1833 roku, na siedem lat przed Czajkowskim, zaś Czajkowski umarł 4 lata przed Brahmsem.
O Brahmsie mówi się, że jego muzyka jest bardzo męska, gdyż w całym swoim życiu nie związał się na stałe z kobietą. Faktycznie, mimo obecności w estetyce Brahmsa licznych elementów lirycznych, a nawet sentymentalnych, wprowadza on niemal zawsze do swoich utworów silne elementy motoryczne, oraz mocne kontrasty. Motywy melodyczne u Brahmsa pojawiają się często po nagłej zmianie dynamiki a nawet tonalności, sugerując wyobraźni słuchacza jakieś ścierające się ze sobą masy, na przykład fale wpadające na skalisty brzeg. Moim, być może niecodziennym skojarzeniem z Brahmsem jest rewolucja przemysłowa. Jego dzieła przypominają mi głównych bohaterów rewolucji węgla i stali, czyli maszyny – choćby parowozy wjeżdżające na stacje miejsce, które nim tam pierwszy raz wjechały były odcięte o miesiące czy tygodnie podróży od głównych ośrodków. Lokomotywy zmieniły ten dystans w godziny. Piękna muzyczna estetyka Brahmsa jest dla mnie ilustracją tego, że zapatrzony w naturę, baśnie lokalne i pierwotne emocje romantyzm tęsknił za tym, co po raz pierwszy za sprawą przemysłu stało się zagrożone. Ludzie z XIV czy XVII wieku nie mieli zazwyczaj żadnych sentymentów do mrocznych kniei z wilkami, nie palili się też do tego, aby snuć w swej muzyce mroczne ballady o strzygach, Królu Olch, czy samotnym zderzeniu z naturą.
Jedną z motywacji Brahmsa w pisaniu II Sekstetu smyczkowego był zerwany przez niego związek z Agathe von Siebold. Obydwoje już się prawie zaręczyli, jednak koniec końców Brahms stwierdził, iż musi się całkowicie poświęcić muzyce. Część biografów wskazuje jednak na platoniczną miłość Brahmsa do Clary Josephiny Schumann z domu Wieck, świetniej pianistki i kompozytorki, która była żoną Roberta Schumanna i która wraz ze swoim mężem odkryła na serio talent Brahmsa i wraz z mężem pomogła Brahmsowi uwierzyć w siebie.
Jakkolwiek by nie było, Brahms bez wątpienia jest w swoich dziełach jednym z największych mistrzów muzyki kameralnej w historii klasycznej muzyki europejskiej. Muzycy sekstetu zagrali jego dzieło wspaniale. Zadziwiająca była porywające i bardzo precyzyjna ekspresja wyrażana się w owych momentach ścierania się muzycznych tematów. Choć wszyscy grali wspaniale, dodatkowo zachwycił mnie Tomasz Daroch osiągający na wiolonczeli szczyty wirtuozerii, precyzji i ekspresji. Nic dziwnego, polskim melomanom Daroch jest świetnie znany z licznych nagrań i z Polish Cello Quartet. W obydwu utworach zachwycały też oczywiście między innymi aksamitne tony skrzypiec (stradivarius „ex Liebig” z 1704 roku) Juliana Rachlina, jednego z bardziej znanych skrzypków naszych czasów, świetni byli wszyscy altowioliści (w tym w większości pani), znakomity był Radosław Pujanek. Wiolonczelista Ionut Ioniƫǎ stanowił świetny kontrapunkt dla bardzo wyrazistego Darocha. Ogólnie – niesamowici muzycy, którzy cudowanie się zgrali ze sobą i grali z radością wspólnego muzykowania, co jest podstawą wykonywania muzyki kameralnej.
Sekstet Czajkowskiego za to miał w sobie elementy zaskakujące, prawie atonalne. Obok tego stanowił on ciąg wariacji na tematy ludowe, głównie słowiańskie (choć pewnie też poddane slawizacji melodie włoskie). Te wariacje nie układały się w irytujący łańcuch zdarzeń, ale rozpływały się w sobie, znakomicie pobudzając wyobraźnię słuchacza. Oprócz tego pojawiały się też oczywiście w tym dziele elementy taneczne, przywodzące muzykę baletową rosyjskiego romantyka. Niektóre części sekstety były też zakończone w operowym stylu. Oczywiście zestawianie większości kompozytorów z dziełami kameralnymi Brahmsa oznacza przysłowiową „masakrę” dla tych pierwszych. Tym niemniej utwór Czajkowskiego wyszedł w tym zestawieniu obronną ręką za sprawą swojej oryginalności i wręcz porywającego wykonania. Taką wirtuozerię rzadko się słyszy na koncertach! To był wspaniały wieczór.
Jeśli muzyka Brahmsa jest męska, bo nigdy nie związał się na stałe z kobietą, to jaką jest muzyka Czajkowskiego?