Zabawa dźwiękiem, strukturą i sztuką

   Festiwal Musica Electronica Nova to moim zdaniem jedno z najciekawszych wydarzeń we wrocławskim NFM. Oczywiście łatwo tu polemizować. Za chwilę przyjeżdża do nas Chicago Symphony Orchester, mieliśmy niedawno świetny koncert Drezdeńczyków z Krzysztofem Urbańczykiem, gdzie (nota bene) moim zaprzyjaźnionych kolegów po muzycznym piórze zaskoczył entuzjazm jaki wyraziłem wobec dyrygenta. Zdziwiłem się. Okazało się, że Krzysztof Urbańczyk bierze obecnie aktywny udział w życiu symfonicznym Warszawy i zdaniem niektórych jest raczej solidny i poprawny, nie zaś wybitny. Nie wiem co na to powiedzieć. Miałem okazję słyszeć go na żywo kilka razy, z dobrymi orkiestrami i było to coś więcej niż tylko dobry koncert. Te orkiestry nie grają też tak dobrze same z siebie. Do ważnych rzeczy, które się dzieją w NFM oczywiście trzeba też zaliczyć wspaniały rozwój zespołów muzyki dawnej NFM oraz Chóru NFM, ale to ostatnie często pokrywa się z muzyką nową, bo Lionel Saw jest odważnym i progresywnym kierownikiem chóru.

   Tym niemniej usłyszenie nowych kompozycji na Musica Electronica Nova i również na Musica Polonica Nova to wyjątkowa okazja obcowania z kompozytorskim „tu i teraz”, z muzyką klasyczną powstającą na naszych oczach, w dniach i latach, które z nią dzielimy. Muzyka jest najbardziej abstrakcyjną ze sztuk, a jednak pewna jej aktualność działa jeszcze mocniej na nasze myśli niż aktualność malarstwa, rzeźby czy literatury. Może bierze się to stąd, że jesteśmy otoczeni brzmieniami, że muzyka jako taka jest łatwiej dostępna niż kiedykolwiek wcześniej. Sprzęty muzyczne to nie tylko domowe hifi czy radio DAB, ale też słuchawki, często wielkości bezprzewodowych pchełek wkładanych do uszu. Mamy więc dostęp do muzyki w tramwaju, na rowerze, w pociągu, w samochodzie, w samolocie. Mamy muzykę na plaży i na górskich graniach, mamy ją w gęstych lasach i wśród jezior. Dlatego może muzyczna współczesność, ta najbardziej aktualna, ma porywającą moc świeżości doznań, portretowania naszych czasów, naszych mód, najnowszych obiektów w naszym muzeum wyobraźni. Natomiast w przypadku Musica Electronica Nova niezwykły jest dodatkowo komponent elektroniczny, dowolnie łączony (albo i nie) z akustycznymi instrumentami. Daje to już zupełnie nieograniczoną możliwość cytatów, kreowania brzmień zupełnie niezwykłych, a także zbliżania się do tkanki brzmieniowej przedmiotów i pomieszczeń. Dlatego festiwal MEN wydaje mi się ważny i za każdym razem gwarantuje mocne przeżycia.

   Podczas tej edycji dopadła mnie grypa, więc miałem utrudniony dostęp do pierwszych koncertów MEN, z części musiałem zrezygnować. Ale i tak jest już tego dużo, zaś moje wrażenia momentami są bardzo mocne.  

   Dziś opowiem o pełnej muzycznych wrażeń sobocie (17.05.2025), która zaowocowała dla mnie trzema koncertami (było ich jeszcze więcej!) i mnóstwem intrygujących dzieł, wśród których część wywołała we mnie ogromne wrażenie, zaś wszystkie były co najmniej bardzo dobre.

  Bohaterem pierwszego koncertu był klawesyn i grająca na nim Gośka Isphording, należąca do linii artystów (a tak naprawdę głównie artystek), które bez wahania specjalizują się w oddawaniu tego wiązanego najczęściej z barokiem instrumentu w służbę muzycznego „tu i teraz”. Oczywiście klawesynowi na MEN towarzyszyła elektronika, zaś wątkiem przewodnim koncertu było hasło Homo ludens, czyli ukazanie sztuki i kultury jako zabawy, jako gry ze znaczeniami i z wyobraźnią. Postrzeganie ludzkiej kultury jako gry i zabawy zainicjował w dużej mierze antropolog kultury Johen Huizinga w monografii Homo Ludens: Zabawa jako źródło kultury z 1938 roku.

   W „bloku klawesynowym” usłyszeliśmy następujące dzieła:

Ewa Trębacz Abrasion na klawesyn i przestrzenną warstwę elektroniczną (2021) (prawykonanie)

Nina Fukuoka howto jouïssance na klawesyn, wideo i elektronikę (2019)

Anahita Abbasi Intertwined Distances na klawesyn i elektronikę (2018)

Hugo Morales Murguía Alpha 2.0 – trening celowania w grach na klawesyn i NES  [Nintendo Entertainment System] (2025) (prawykonanie)

  Ewa Trębacz użyła klawesynu i elektroniki do budowania płaszczyzn i muzycznej gęstości. Nieprzerwana narracja, niemal obsesyjna była potęgowana i transponowana przez warstwę elektroniczną. Podobnie było w utworze Anahity Abbasi. Z kolei Nina Fukuoka bardziej dosłownie dodała do swojego dzieła element gier, obecny w warstwie wideo. Momentami widzieliśmy sfrustrowanego gracza coraz dramatyczniej walczącego ze swoim sprzętem, oraz jego zapuszczony pokój, z którego zapewne od lat nie wychodził. W Japonii osoby przykute do gier to ważny problem społeczny. Ale w muzyce działo się znacznie więcej, niż tylko krytyka społeczna. Było w nim coś magnetycznego, zniewalającego wyobraźnię i pytającego o znaczenia sztuki jako takiej.

   Dużo bardziej optymistycznie podszedł do zagadnienia Hugo Morales Murguía,  który w swoim dziele stworzył niejako apoteozę wczesnych gier na Nintendo. Zresztą, od razu musiałem się uśmiechnąć, gdyż miałem okazję być już dwukrotnie w Kioto, gdzie powstała korporacja Nintendo Entertainment System i gdzie ma nawet swoje muzeum. Tak po prawdzie, muzeum Nintendo znajduje się już w przylegającej do Kioto Narze, jeszcze starszej stolicy Japonii. Ale wracając do muzyki. Alpha 2.0 nie był utworem prześmiewczym, czy wołającym o wyzwolenie graczy z ich zapuszczonych jaskiń. To był pełen życia fresk, gdzie muzyka klawesynu i część warstwy elektronicznej nawiązywała z całą powagą i pełną uwagi humanistyczną niemal czułością do pionierskich gier Nintendo, do ich brzmień i ich muzyki. Bywało też groźnie, w końcu pierwsi gracze Nintendo mieli nieraz okazję brać udział w kosmicznych bitwach. Pamiętam MEN gdzie dzień poświęcony „elektronice retro” doprowadził mnie do rwania włosów z głowy z rozpaczy, choć bardzo spodobał się progresywnym krytykom. Tutaj tak nie było. Hugo Morales Murguía nie epatował kiczem, nie żartował w ironicznie – rubaszny sposób. Był to raczej hołd złożony początkom naszych czasów i bardzo mi się podobał.

   Klawesyn klawesynem. Jest on jednak dość mocno obecny w muzyce nowej. Wiąże się to z jego możliwością łatwego przenikania brzmieniowego przez najbardziej nawet niezwykłe, kosmiczne brzmienia grane „z taśmy” lub na żywo, z pomocą elektronicznych instrumentów, konsoli i sekwencerów obecnych na koncercie. Gośka Isphording grała na koncercie dwa dzieła mające prapremiery, więc raczej nie było możliwości odniesienia tego do innych wykonań, jednak stosunkowo łatwo było ocenić wysoki kunszt wykonawczyni. Na drugim koncercie jednakże pojawił się mniej chętnie widziany w nowoczesności instrument – fortepian. Fortepian do dziś rządzi muzyką klasyczną jako taką. W mojej domowej kolekcji płyt, całkiem pokaźnej, jest z pewnością najbardziej obecny, choć nigdy nie skupiałem się głównie na pianistyce. Ale jest to fortepian klasycystyczny, romantyczny czy neoklasycystyczny. Jest to fortepian impresjonistyczny, modernistyczny i wczesno dodekafoniczny. Jest to też fortepian barokowy, a nawet manierystyczny i renesansowy. Dziś jednak na koncertach filharmonicznych fortepian stanowi jakieś 10%  repertuaru, zaś w kompozycjach współczesnych kompozytorów bywa jeszcze z nim gorzej. Dlatego bardzo ucieszyłem się widząc, że to właśnie fortepian jest wspólnym mianownikiem następnego koncertu. Bohaterką była tu pianistka Małgorzata Walentynowicz oraz oczywiście elektronika. Usłyszeliśmy następujące utwory:

Monika Dalach Sayers  CARBON IS THE NEW BLACK wersja na klawiaturę midi, playback i video (2024, org. 2020)

Mathias Monrad Møller Apricot, Cherry, Kiwi z cyklu Fruits na fortepian i pliki MIDI (2018, rev. 2024)

Piotr Peszat Plant Concerto with Pianosong wersja na fortepian solo, sampler i playback (2024, org. 2020)

  CARBON IS THE NEW BLACK okazał się być manifestem ekologicznym. Łączył ze sobą grę na keyboardzie, wideo, teatr muzyczny (pranie, przebieranie się), oraz tekst wypowiadany przez wykonawczynię. Ja sam też jak najbardziej jestem zwolennikiem dbania o przyrodę, moja książka o globalnym ociepleniu jest w redakcji, jednak uśmiechnąłem się słysząc niektóre wątki dzieła. Na przykład przerażenie tym, że rozmaite substancje stają się elementem nowych organizmów. Oczywiście, gdy dotyczy to tworzyw sztucznych jest to niebezpieczne i przynosi zgubne skutki. Jednak muzyka, recytacja i wideo zasugerowały mi, że ogólnie przenikanie się wszystkiego ze wszystkim budzi grozę. A na tym przecież polega natura. Na metabolizmie. Wydaje mi się zatem, że dzieło Moniki Dalach Sayers niejako wykraczało poza manifest ekologiczny i antykonsumerystyczny i stało się szczerym krzykiem nad światem metamorfoz w którym przecież wszyscy, chcąc nie chcąc, żyjemy. Poza tym było ciekawie, choć może trochę zbyt przegadanie. No i zawsze boję się manifestów w muzyce, choć zdarzają się wyjątki, takie jak Beethovenowski finał IX Symfonii.

   Natomiast dzieła Mathiasa Monrad Møller I Piotra Peszata były już bez zastrzeżeń świetne. Również utzymywały się na pograniczu kultury, przemysłu i natury, jednak oniryczne, quasi serialne dźwięki fortepianu połączone z elektroniką sprawiły, że mimo coraz mocniej trawiącej mnie gorączki czułem się po prostu szczęśliwy.

   Trzeci koncert tego dnia składał się z trzech części. Z ostatniej z nich musiałem już niestety zdezerterować, bo bałem się, że mój kaszel będzie przeszkadzał innym słuchaczom. Ale było to coś, co tygryski lubią najbardziej. Muzyka elektroakustyczna francuskich mistrzów, którzy mają niebagatelne osiągnięcia w tej dziedzinie. Staję się coraz większym fanem tych osiągnięć, niestety zdobycie ich na CD jest niekiedy zupełnie niemożliwe, co mnie aż dziwi. Dlaczego tak piękna muzyka jest tak trudno dostępna? Inną charakterystyczną cechą trzeciego koncertu było też użycie orkiestry symfonicznej. Muzyka nowa, której wielu słuchaczy boi się jak diabeł święconej wody, ma często problem z wystawianiem na żywo swoich intrygujących dzieł. Gdy do tego dochodzi taki instrument jak cała orkiestra, ponad setka muzyków, robi się już naprawdę ciężko. Cieszę się więc, że dochodzi do takich koncertów. Teraz patrzę na program koncertu, który usłyszałem i widzę, że wśród „francuskich mistrzów” było jednak wielu nie – Francuzów, choć jednak silny był wpływ brzmień instytutu IRCAM.

   Przejdźmy jednak do pierwszego ogniwa koncertu. Usłyszeliśmy w nim następujące rzeczy:

Franck Bedrossian Twist na orkiestrę i elektronikę (2016)

Øyvind Torvund A Walk into the Future na orkiestrę i sampler (2019)

Orchestra & Electronics – Part 1

Wykonawcy:

Vincent Kozlovsky – dyrygent

NFM Filharmonia Wrocławska

Yann Brécy (IRCAM) – elektronika (w utworze Francka Bedrossiana)

Luca Bagnoli (IRCAM) – dyfuzja dźwięku (w utworze Francka Bedrossiana)

No i cóż, mieliśmy wspaniałe, wielobarwne freski orkiestrowo – elektroniczne, z przemyślanie rosnącymi napięciami tematycznymi i motywicznymi, z doskonałym wykorzystaniem przestrzeni, spotęgowanej przez elektronikę, ale możliwej do osiągnięcia również dzięki samym efektom orkiestrowym. Ta przestrzenność, albo i plastycyzm, była bardziej niż ewidentna w dziele Øyvinda Torvunda, które dedykował on upamiętnieniu swojego sławnego ojca – rzeźbiarza. Za przynależność do świata IRCAM odpowiadali z pewnością sami wykonawcy. A brzmienia elektroniczne a la IRCAM to czystość, elegancja, zmysłowe piękno nawet potencjalnie nieprzyjemnych dźwięków. Na rynku IRCAM towarzyszy najczęściej licznym nagraniom Bouleza, który był spiritus movens tego ośrodka. I jak widać tak to trwa, ku uciesze ludzi kochających muzykę.

Drugie ogniwo koncertu wyglądało następująco:

Daniele Ghisi (muzyka), Boris Labbé (wideo) Any Road na orkiestrę, elektronikę i wideo (2015) 
Nicole Lizée Arcadiac na orkiestrę, playback i wideo z automatami do gry z lat ‘70 i ‘80 (2004–2012) 

Orchestra & Electronics – Part 2
Wykonawcy:
Vincent Kozlovsky – dyrygent 
Daniele Ghisi – elektronika 
NFM Filharmonia Wrocławska 

Utwór Any Road Daniele’a Ghisiego i Borisa Labbégo został zamówiony przez Ministerstwo Kultury i Komunikacji Francji. Produkcja oryginalna: Biennale Musiques en scène 2016 GRAME (Centre National de Création Musicale) Max Bruckert, design muzyki komputerowej (Grame).

„Ktoś patrzący z okna pociągu, niekończący się upadek, przejście od konturu do obrazu, od animacji do filmu. W pewnym sensie gra. A czy gra (a zwłaszcza gra wideo) nie jest eksploracją przestrzeni i czasu bez dokładnej wiedzy, dokąd się zmierza? Jeśli nie wiesz, dokąd zmierzasz, każda droga Cię tam zaprowadzi” – opowiada o projekcie Ghisi, który pracował nad nim wraz z Borisem Labbém, autorem wideo. 

Mieliśmy więc muzyczną podróż, niemal ekstatyczną. Była to afirmacja muzyki jako takiej, bo przecież jest ona zawsze podróżą, choć wielki Anton Webern dołożył wielu starań, aby zatrzymać jej ruch i zamienić ją w obiekty dźwiękowe. Można by nawet stwierdzić, że ta dychotomia muzyki jako podróży i muzyki obiektów dźwiękowych jest jednym z najważniejszych punktów odniesienia dla muzyki elektroakustycznej, która to bardziej niż jakiekolwiek inne medium, czy jakakolwiek inna stylistyka jest w stanie generować obiekty dźwiękowe w rozmaitych postaciach – dosłownych, symbolicznych, strukturalnych i inkrustowanych. Any Road  w doskonały i porywający sposób oddało tę estetyczno – filozoficzną stronę muzyki nowej.

Arcadiac był z kolei utworem nieco podobnym do Alpha 2.0. Tu zamiast Nintendo mieliśmy stare automaty gamingowe i znów był to fresk rzeczywistości, tu i teraz. A może nie do końca tu i teraz, lecz raczej z pewnym mocnym elementem elektronicznego retro. Problem jednak w tym, że elektronika rozwija się w innym tempie niż większość znanych nam rzeczy. W przypadku architektury, literatury czy nawet mody 20 lat nie jest przepaścią. W przypadku elektroniki trzeba by te lata pomnożyć przez 10. Mamy tu więc rozwarstwienie postępu kultury i techniki. Nie jest on już jednotorowy. Mamy wiele równoległych szyb po których suną w rozmaitych tempach różne pociągi. Łącząc „żywą” orkiestrę z dawnymi brzmieniami elektroniki pokazuje się też przenikanie życia z techniką. Swego rodzaju cyborgizację. Mając w dłoniach małe komputery z dostępem do muzyki, obrazu, map, operacji finansowych, zdrowotnych, czasu i kalendarza jesteśmy już trochę cyborgami. Czyżby na tę drogę wprowadzili nas gracze przyklejeni w klubach do automatów czy w domach do Nintendo czy pierwszych PC? Chyba tak… Czy jest to tylko złe i niepokojące? Z pewnością nie. To po prostu zmiana, która ma swoich zwycięzców i swoich przegranych. Dziś jesteśmy w trakcie kolejnej rewolucji, jaką jest AI. Umiejętność współpracy z asystentem AI już teraz staje się ważniejsza od encyklopedycznej wiedzy. Za jakiś czas już nawet nie będzie potrzebna współpraca. Świat się zmienia…

I z takimi myślami w głowie musiałem wyjść z ostatniego ogniwa koncertu. Bo nie wymyślono jeszcze tanich nanobotów szybko usuwających grypę czy przeziębienie. To pewnie za pięć lat.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

17 + trzynaście =