W tym roku ponownie przyłączamy się do światowej inicjatywy, jaką jest Marsz dla Nauki. I obserwujemy działania innych miłośników wiedzy. Jednym z naukowych akcentów w ramach Marszu dla Nauki 2018 był wykład dr inż. Michała Białka na temat globalnego ocieplenia. Tematu, który powinien obchodzić wszystkich i rozpalać ich wyobraźnię, jak też skłaniać do działań.
O autorze wpisu:
Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl
Trzeba na problem spojrzeć z innej strony. Wprowadzić radykalną kontrole urodzin . Zredukować populacje na świecie z 8 do 2 mld. Wtedy będzie znacznie mniejsze zapotrzebowanie na energie , samochody itp.itd. i wskutek tego znacznie mniejsza emisja CO2
Znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby przeznaczenie paru procent PKB każdego państwa na dwa programy – wyłapywania C02 z atmosfery za pomocą rozwijanych technologii i podboju kosmosu, począwszy od kolonizacji Marsa. Im więcej ludzi, tym więcej pomysłów, odkryć etc.
Rozwój technologii jest wysoce niewystarczający przy ciagle rosnącej populacji.Lepsze zasobne i lepiej wykształcone 2 mld , niż 8 mld z których część nędznie wegetuje w Afryce czy Azji , a niektórzy wręcz pomykają z dzidami po dżungli w epoce kamienia łupanego. Bez zrobienia porządku z wszelakimi patologiami w stylu dewastacji ekosystemu , szaleńcami religijnymi wszelakiej maści ,przeludnieniem , rozbuchanym materializmem itp.itd. nie mamy co szukać w kosmosie.
Ograniczenie narodzin ma miejsce w państwach rozwiniętych, nie ma miejsca w państwach nierozwiniętych.
Wychwytywanie CO2 – spoko.
Ale kolonizacja Marsa to mrzonka.
Za to nie jest mżonką ograniczenie dzietności w krajach III świata. W Bangladeszu taki program sie powodódł – współczynnik dzietności wynosi tam obecnie 2,4 (a wynosił 7 w latach –80tych)
Sorry Panie Jacku ale kiedy słysze o ratowaniu Ziemi i jej mieszkanców poprzez kolonizację Marsa to wydaje mi sie ze rozmówca ma kompletny odjazd od realu. Napiszę krótko: To już lepiej byśmy kolonizowali Antarktydę albo pustynie Gobi. Bo tam są o niebo lepsze, bardziej realne warunki do kolonizacji.
Jednak zgadzam się bardziej z Dariuszem
Populacja stanowi problem – bo mamy bardzo ograniczone zasoby wody słodkiej, możliwości upraw dla zapewnienia żywności, miejsce do wygodnego życia itp. Ale populacja nie stanowi problemu dla globalnego ocieplenia. Problem to uwalnianie ogromnych ilości CO2 przez eksploatację zasobów kopalnych. W każdych kolejnych 25 latach uwalniamy tyle CO2 co przez całą poprzednią historię. Zaprzestanie nie uzdrowi sytuacji bo CO2 jest naturalnie wchłaniany i neutralizowany niezwykle wolno. Trwale zmieniamy klimat.
Dwa miliardy żyjące w obecnym modelu społecznym i technicznym tylko nieznacznie spowolni proces jaki mamy. 8 milardów wykorzystujące wyłącznie nowoczesne źródła energii (rezygnacja z paliw kopalnych) nie spowoduje efektu cieplarnianego. Będzie stawiała czoła innym problemom cywilizacyjnym – jasne – ale nie temu.
Wszyscy wydychamy CO2 – to jasne. 8 miliardów płuc to sporo. Ale ten dwutlenek węgla z oddychania to część OBIEGU ZAMKNIETEGO. Nic nie dodajemy do przyrody – tylko przetwarzamy to co jest.
Uwalnianie zasobów, które gromadziły się w ziemi w ciągu dziesiątków milionów lat – to jest główny problem.
Prawda, sama prawda
🙂
Populacja ziemska nie może wzrastać bez końca. To jest oczywiste. Pytanie nie ma postaci „czy” (ograniczać populację) tylko – „czy już” i „jak”.
Temat jest zbyt szeroki, by omawiac go w komentarzu. Ale jest pewne, że jeśli problem przeludnienia będzie dalej odsyłany w nieokreślona przyszłość, to Ziemianie nie doczekają czasów kolonizacji Marsa – o ile taka perspektywa w ogóle ma sens.
Póki co, nie ma nawet mowy o „kolonizacji” orbity okołoziemskiej (jedyna stacja orbitalna, której przyszłość jest wysoce niepewna), żadnych realnych programów zagospodarowania Księżyca, a wyprawa E.Muska (którą zapowiada) na Marsa – to propagandowy bajer z cyklu „kto pierwszy”.
Ktoś, kto serio mówi o „podboju Kosmosu” daje tym samym dowód, że nie ma zielonego pojęcia, o czym mówi.
Ograniczać ,a raczej kontrolować populację powinniśmy już dawno.
np. w taki sposób"
http://www.futureofmankind.info/Billy_Meier/Overpopulation_Crusade#Required_Worldwide_Measures
Naukowcy nie potrafią skorelować swoistego 2+2, a mianowicie
ogromnego wzrostu mieszkańców Ziemi (8,8mld obecnie) w ostatnich 250latach
ze wzrostem wszelkiego rodzaju anomalii pogodowych, powodzi,
churaganów, trzęsień ziemi,tsunami itp. itp z których raptem 25% jest
pochodzenia naturalnego , a za 75% ponosi winę przeludnienie.
Bez zmiany w ŚWIADOMOŚCI zajechalibyśmy inne planety podobnie
jak obecną.
Dla zainteresowanych, petycja w sprawie wprowadzenia kontroli urodzeń jest tu:
https://www.change.org/p/weltweite-geburtenregelungen-verbindlich-einf%C3%BChren-introduce-obligatory-worldwide-birth-controls?recruiter=55066416&utm_source=share_petition&utm_medium=facebo
Akurat zjeżdżaniem kolejnych planet bym się nie martwił. Ewentualny sukces w kolonizacji Marsa dałby doświadczenie do wykorzystania na innych planetach. A wszechświat jest ogromny i miejsca w nim nie brakuje. Oczywiście głównym problemem są odległości i limit prędkości światła (a w praktyce znacznie mniejszej). Nie wiemy jednak jeszcze wiele o naturze czasoprzestrzeni oraz o naturze grawitacji. NIe wiemy, jaką mają budowę te siły/obiekty. Możliwe, że poznanie ich natury otworzy nam jednak inną opcję podróżowania, bowiem limit prędkości światła jest wobec ruchu w czasoprzestrzeni. Sama czasoprzestrzeń może poruszać się szybciej i będzie tak prawdopodobnie czynić za wiele miliardów lat.
Tak poza tym, oczywiście, pełna zgoda, że przeludnienie planety może zdestabilizować jej klimat.
Ale ten sukces będzie, kosmos jest naturalnym (w sensie poznania) kierunkiem ale dopiero za setki jak nie tysiące lat – to nie jest rozwiązanie problemów jakie mamy teraz czy w najbliższej przyszłości. W trakcie pisania tylko tego komentarza przybyło więcej mieszkańców ziemi niż ich kiedykolwiek dosłaliśmy do najbliższego ciała niebieskiego …, jak zatem mielibyśmy przesłać przykłądowo przyrost obecnie około 100mln mieszkańców Ziemi na inne planety ? Planetę do zamieszkania też raczej łatwo się nie znajduje – to nie jest takie "hop-siup" . Może się okazać że aby gdzieś(konkretnej planety) realistycznie dolecieć "napęd świetlny" to za mało. Z takimi manierami jak mamy obecnie , to byłoby adekwatnie jak w tym żarcie o niegospodarności :"że gdyby wpuścić <tu wpisz nielubianą narodowość> na Saharę to po tygodniu zabrakło by piasku".Każda planeta ma pewną liczbę mieszkańców której może zapewnić spokojne warunki do życia w harmonii i bez jakiegolwiek nadwyrężania jej zasobów – dla Ziemi jest to 527mln w porywach do 1mld. Przeludnienie jest źródłem większości problemów na Ziemi a "nadwyżka CO2" jest tylko jedym z wielu pochodnych.
Bardzo ciekawy wykład.
Ostatni komentarz bardzo trafny i miło, że dostał brawa.
Zgadzam się z Tobą, Jacku, że przydałoby sie popracować "ogólnoświatowo" nad technologia "wyłapywania" czy jakiegoś innego "neutralizowania" CO2.
I zgadzam sie, że należy poważnie myśleć o kolonizacji kosmosu, choćby dlatego, że wydaje się być nieunikniona i im wcześniej ludzkość podejdzie do tego poważnie, tym lepiej dla niej.
Oczywiście, że dziś tego "nie widać" gołym okiem i dlatego Panom Dariuszowi, Czesławowi i Gregowi tak łatwo przychodzi deprecjonowanie tej idei. Panowie, prosze się nie obrażać, to nic osobistego przecież, tylko dyskusja w internecie, ale ja nazywam takie podejście "mechanicznym racjonalizmem" albo mniej ładnie "tępym racjonalizmem". Chodzi mi o takie podejście do świata, które opiera sie wyłącznie na pewnikach, na tym, co mechanicznie namacalne, co łatwe do przeprowadzenia i udowodnienia, co bazuje tylko na najprostszych dowodach i oczywistościach. W takim podejściu racjonalne jest tylko to, co dziś, tu i teraz można zrobić. Żadnego przewidywania, żadnej wyobraźni, żadnego wysuwania sie poza bezpieczną linię "tępego młotka" codziennego umysłu.
Jednak nie wszyscy tak patrzą na świat. Sa tacy, którzy potrafią wyjść poza to, co widać gołym okiem tu i teraz. Są tacy, co odkrywają i tworzą nowe rzeczy, bo wiedzą, że "wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza", że "to, co dziś myślisz, jutro będzie rzeczywistością"…
Młotkowy racjonalizm, to nie jest cały potencjał racjonalizmu. Cały racjonalizm to korzystanie z całego potencjału czlowieka, ze wszystkiego, co daje dobre efekty, aby poznawać i tworzyć.
Jasne, że aby polecieć na Marsa i potem założyć tam kolonię, potrzebne są "twadre fakty", samą wyobraźnią tam się nie doleci, ale jeśli sobie tego nie wyobrazimy i nie wyobrazimy sobie tych "faktów" potrzebnych, by to wykonać – to z pewnością tam nie polecimy.
Pamietajmy, że wszystko, co dziś mamy, czego używamy codziennie – zegarki, telefony, samochody, komputery, nawigacja, szczoteczka i pasta do zębów, leki, zamki błyskawiczne, soczewki, neurochirurgia, aparaty tlenowe, latarki… … kiedyś nie istniało. A gdy pierwsi twórcy prezentowali swoje pomysły, bardzo często słyszeli, że są oderwani od rzeczywistości, że najpierw trzeba zająć sie uporządkowaniem tego i owego, a dopiero potem myśleć o tworzeniu czegośnowego, że to niepotrzebne, że można żyć bez tego, że i tak nikt tego nie będzie chciał uzywać, że tego sie nie da zrobić, że to sie nie opłaca… … itd, itp… Wystarczy poczytać wspomnienia lub biografie wynalazców, odkrywców, artystów, prawie zawsze spotykali sie z "młotkowym racjonalizmem", któremu nie podoba sie wszystko, co nie "trzyma się prawdziwego życia i sprawdzonych metod". Dziś ich wnuki i prawnuki używaja tych "niepotrzebnych i oderwanych od rzeczywistości" rzeczy i sposobów.
Czy dzisiaj ktoś chce podróżować konno lub na mule? Nie bardzo, prawda? A był taki czas, gdy "rozsądni ludzie" twierdzili, że samochód to zbędny i absurdalny wynalazek, z którego nikt o zdrowych zmysłach nie zechce korzystać, a konia nic nigdy nie zastąpi i trzeba budować nowe stajnie dla koni, a nie samochody.
Panowie, Wasze prawnuki być może będą żyć i pracować na Marsie. I będą się śmiać z tego, że ich pradziadkowie nie mogli uwierzyć, że to może mieć sens, tak jak my dziś śmiejemy sie z tych, co nie wierzyli, że samochody i samoloty mają sens.
Dzięki za słowa wsparcia Orionis. Dodam, że tu jest też kwestia jednej protej rzeczy – jak daleko przewidujemy. Czy z dnia na dzień, z roku na rok, czy dalej, Na pewno ktoś rozsądny przyzna, że trzeba doprowadzić do sytuacji w której człowiek będzie umiał przetrwać poza Ziemią i jej orbitą. Inna opcja to zwinąć się jak ślimaki w skorupkach i egzystować, udając, że się rozwijamy a tak naprawdę tworząc coraz lepsze zabijacze czasu (o ile islamiści pozowolą). Inną dziedziną równie perspektywiczną jest biotechnologia, ale nie może być tak mocno blokowana, jak ma to miejsce teraz. Jest też informatyka i możliwość stworzenia SI, ale ona rzeczywiście nie będzie dla nas zupełnie, jeśli jako ludzkość nie będziemy mieć ambitnych planów.
Jest rzecza zupełnie inną, snuć wizje i marzenia (zgadzam się, niezbędne do postępu), a na tychże marzeniach opierać konkretne, aktualnie niezbędne działania – w danym przykładzie – zaniedbywać problem przeludnienia (już istniejący!), bo kiedyś, może, skolonizujemy Marsa.
Innymi słowy – wizjonerstwo jest niezbędne, ale zastępowanie nim realnych, aktualnych działań – to nieodpowiedzialność.
Patrzenie w perspektywie szerszej niż kilka lat to zawsze są po części wizje i marzenia. Jeśli chodzi o ograniczenie populacji, to jak skłonić do tego Afrykę czy Bliski Wschód? I jak się to ma do obecnej polityki migracyjnej UE? Przecież Europa już teraz jest przeludniona co ma drastyczny wpływ na jej środowisko naturalne. Gdzie są dzikie lasy na przykład w Holandii, czy nieregulowane rzeki? Gdzie krzewy i trawy, w których mogą się rozwijać setki gatunków przy silnym zurbanizowaniu Europy, gdzie niektóre obszary są złożone tylko z miast i przedmieść? Jak to zatrzymać? Zmusić ludzi, żeby mieszkali w wielopiętrowych blokach i jedli żywność z plantacji GMO usytuowanych w wielopiętrowych miejskich farmach? Przeforsować zamknięcie przeludnionej Europy na jakąkolwiek migrację i siłą chyba zmusić państwa Afryki i Azji do wprowadzenia kontroli urodzin? Czy nie łatwiej jest włożyć cały ten wysiłek w rozwój dwóch technologii – mechanicznego oczyszczania atmosfery z gazów cieplarnianych i kolonizacji Marsa? Teraz to prawie niemożliwe, ale przy włożeniu w to gigantycznych środków może zacząć być bardziej możliwe. A co mamy do stracenia, co w zamian? Okupację Egiptu i Indonezji z dbałością o kontrolę narodzin? Zamknięcie tematu „zdrowej żywności”, jako szkodliwego dla przeludnionej Ziemi (w sumie jest szkodliwy)? Jeśli chcemy liberalnego podejścia do jednostki i jej praw musimy iść do przodu, a nie zmuszać do wstrzemięźliwości, co zresztą z uwagi na brak woli politycznej i często realnych możliwości i tak jest wybiórcze. Przy rozwoju koniecznych technologii, obecnie niemal utopijnym, nie zostanie pogwałcona etyczność nas samych, w którą pragniemy wierzyć.
Otóż to. Z kontrolą urodzin jest ogromny problem. Nawet u nas, w Polsce, trudno o tym porozmawiać z ludźmi, bo reagują histerycznie i absurdalnie, a przecież stopień religijności w Polsce jest jednak niższy niż np. w Indiach czy w krajach islamskich i religia ma mniejszy wpływ na życie jednostek, a stopa życiowa jest wyższa. A co dopiero w takich właśnie krajach, gdzie jest bieda, rządzi religia, a edukacja jest religijna albo żadna.
Chyba jedynym sposobem byłyby potężne wspólne działania całego świata dla podniesienia jakości życia i edukacji w tych regionach, aby przestały się tak rozmnażać. To oczywiście wydaje sie piekne i moralnie słuszne, ale jest utopijne, choćby dlatego, że, jak mówisz, Jacku, nie ma takiej woli politycznej, ani po stronie tych bogatszych, ani po stronie tych biedniejszych. Z różnych powodów, także ekonomicznych, bogaci chcą zarabiać w łatwy sposób na biedniejszych, a to jest najprostsze, gdy tamci pozostają biedni. Teoretycznie, gdyby stali sie bogatsi, byliby większą siłą nabywczą, ale jednak wtedy zaczęliby sie usamodzielniać i już nie byłoby tak łatwo ich "skubać", więc w wielu dziedzinach na krótką metę biedny nabywca bardziej się opłaca niż bogaty, a korporacje myslą głównie o tym, by zarabiac tu i teraz ile sie da, bo sytuacja zawsze szybko sie zmienia i trzeba "wycisnąć" wszystko, co tylko można z danej chwili, etyka sie zupełnie nie liczy, żadne tam dobro ludzkości nawet nie przechodzi przez myśl tym, co kierują korporacjami, zresztą to są systemy, a nie ludzie.
Te biedniejsze i religijnie rządzone kraje też nie chcą oczywiście pomocy, która miałaby je do czegos zobowiązywać. I taka pomoc na specjalnych warunkach rzeczywiście jest wątpliwa etycznie, co prawda w obliczu zagłady całej planety wydaje sie usprawiedliwiony, ale najpierw trzeba dostrzegać i rozumieć te zagrożenia. Niestety wiadomo, że ludzie tam myślą religijnie i mitologicznie, "Bóg wie, co robi", "Bóg nas ocali", "jesli będziemy spełniać wole boga, on sie wszystkim zajmie", "jesli bóg chce zagłady swiata, to znaczy, że tak ma być" itp. Powszechnie znane jest powiedzonko używane przez wielu wyznawców islamu odnoszące sie do narodzin kolejnego dziecka : "Allach dał, Allach wychowa". Jak dyskutować z kimś, kto tak traktuje swoje rozmnażanie? Dla tych ludzi płodzenie dzieci na chwałę allacha to święty obowiązek, a to, że ich dzieci będa głodne i niewykształcone, to żaden problem, "taka wola allacha".
Jeśli chodzi o bogatsze kraje, to nie można ich czynić celową przyczyną sprawczą biedy innych państw. Chiny czy Korea Południowa stały się bogatsze, nikt nie chronił przed nimi ogólnie dostępnej wiedzy i stały się te kraje potęgami nowych technologii. Na przykład państwa żyjące w cieniu islamu zawdzięczają swoją sytuację chęci społeczeństw do pozostawania w tym cieniu. Gdyby społeczeństwa miały inną chęć, zamiast Samsunga mielibyśmy w kieszeniach telefony komórkowe marki „Al Habibi” czy jakiejś innej. Nie jest zatem winą Francji czy USA, że na przykład Indonezyjczycy coraz bardziej nie są „azjatyckim tygrysem” a coraz bardziej są kolejnym państwem szariackim.
Oczywiście, że to nie wina bogatszych krajów, że inne kraje są biedniejsze. Mówię tylko, że ten brak woli politycznej ma różne przyczyny, jedną z nich są krótkoterminowe interesy.
Oczywiście, że to te kraje same tak decydują. Choć nigdy nie jest tak, że całe społeczeństwa tak myślą. To tak jak w Polsce, rzekomo 90% to katolicy i "wszyscy" chcą żyć po katolicku w katolickim kraju :)) A rzeczywistośc jest zupełnie inna. Niestety polityka w krajach o niższej kulturze politycznej polega na wykorzystywaniu okazji i takim manipulowaniu, by objąć władzę, a nie na tym, by mówić prawdę i dbać o wszystkich obywateli. W krajach, o ktorych mówimy, jest podobnie. Za przykład może posłużyć Egipt, gdzie zryw społeczny zmanipulowały siły religijne i zagarnęły władzę. Albo to, co teraz dzieje sie w Iranie, gdzie ludzie protestują przeciwko państwu religijnemu.
Swoją drogą akurat w Iranie spadł przyrost naturalny i spadła ilość zawieranych małżeństw. Iran jako państwo jest ortodoksyjny, ale ludzie prywatnie są bardzo różni, jest bardzo wielu, którzy mają całkiem nowoczesne poglądy i chcą wolności i normalności.
No, ale to oczywiście inna sprawa, chodzi mi tylko o to, że to powiedzenie o społeczeństwach, które czegoś chcą lub nie chcą nie jest całkiem precyzyjne, bo to nigdy nie są całe społeczeństwa.
Wprowadzenie radykalnej kontroli urodzin to jedyne humanitarne rozwiązanie problemu przeludnienia. Musi dojść do porozumienia rządów wszystlkich państw np. ONZ może w tym pośredniczyć. Owszem to trudne zadanie , ale warto go podjąć. Inaczej za pewien czas(kilkanaście lat lub kilka dekad) nasz świat będzie wyglądał inaczej tj. będziemy mieli do czynienia z wielkimi wędrówkami ludów, masowymi pomorami związanymi z brakami żywności czy wody(oraz związanymi z tym wojnami),kataklizmy naturalne będą coraz bardziej przybierać na sile i częstotliwości (natura wtedy za nas zredukuje populacje),brakami surowców i energii,zatapianiem lądów itp.itd.. Możemy sobie "zafundować" swoiste piekło na ziemi. A rozwój technologii jest za wolny by temu przeciwdziałać np. od ponad stu lat stosujemy silniki spalinowe i tak szybko z nich nie zrezygnujemy,a wprowadzanie innych rozwiązań jest bardzo powolne i mozolne. Kolonizacja Marsa to iluzja. Skończy się na niewielkiej bazie dla kilkunastu ludzi(naukowców).
Greg, ale przecież i Jacek i ja mówimy, że najpierw trzeba pracować nad jakimś sposobem na "zneutralizowanie" czy "wyłapywanie" CO2 i ogólnie nad doskonaleniem naszych technologii, bo to jest ta aktualna, pilna sprawa. Natomiast o podboju kosmosu mówimy jako o dalszej perspektywie. Po prostu uważamy, że trzeba przewidywać, co może sie dziać na Ziemi dalej niż za rok czy nawet kilkadziesiąt lat.
Nie chodzi tylko o przeludnienie, ale o zapotrzebowanie na surowce, które na Ziemi w pewnym momencie sie przecież skończą. Także o aktywność wulkaniczną Ziemi – jeśli wybuchnie superwulkan Yellowstone (jest pewne, że on wybuchnie, tylko nie wiadomo, kiedy, to może sie zdarzyć za rok, za kilka lat lub za kilka tysiecy lat, ale wydarzy sie z pewnością), to życie na Ziemi będzie niemożliwe przez kilka, a nawet kilkadziesiąt lat. Potem, gdy atmosfera sie oczyści i tak nie bardzo będzie jak żyć, bo wody będą "zatrute", flory i fauny nie będzie lub prawie nie będzie… To nie jest scenariusz filmu sf, to są naukowe dane. Wiadomo, że to sie wydarzy, tylko nie wiadomo kiedy. Jeśli ludzkość nie będzie zdolna do opuszczenia planety (i, mam nadzieję, zabrania ze sobą pozostałego życia, choć to wydaje sie jeszcze trudniejsze), gdy superwulkan zacznie się uaktywniać, to marny jej los. Oczywiście, że najlepiej, aby to sie nie stało albo stało sie dopiero wtedy, gdy będziemy (my, ludzie) technologicznie zdolni do jakiegoś zareagowania, no, ale właśnie dlatego trzeba o tym myśleć już dziś.
Nie chodzi o sianie paniki, ale o świadomość, że nasze bezpieczeństwo jest złudne. Wcale nie jesteśmy bezpieczni, życiu na Ziemi grozi zagłada, albo sami sie wykończymy powoli, albo wykończy nas nasza własna planeta, albo trafi nas coś z kosmosu… Wszystkie nasze dokonania, miliony lat ewolucji, setki tysięcy lat rozwoju, tysiące lat cywilizacji – wszystko to może przestać istnieć. Jesteśmy już na tyle świadomi swojej sytuacji, że możemy próbować coś poradzić na te zagrożenia. Być może sie nie uda lub nie zdążymy i historia ludzkości zakończy się na tym, że cywilizacja upadnie lub zniknie, ale to chyba oczywiste, że wyobraźnia chce pracować, aby tak się nie stało.
🙂
Wasze marzenie o „kolonizacji Marsa” opiera się – jak widać z Twoich i Tabisza wpisów – na przekonaniu, że problem leży w technologii. Otóż nie! Sami podajecie przykłady, jak trudno rozwiązać aktualne, życiowe problemy PSYCHOLOGICZNE i SPOŁECZNE – przeludnienie, zatrucie środowiska, wojny i nienawiści. Problemy biologiczne i psychologiczne exodusu poza Ziemię, będą (są) o kilka rzędów wielkości większe!
Jeśli takich rzeczy nie umiemy (nie potrafimy, nie chcemy?) rozwiązywać tu i teraz, to jak sobie wyobrażacie exodus? Zabierzemy te problemy ze sobą? A może ograniczymy się do wyekspediowania jedynie „Narodu Wybranego”? A kłopoty zostawimy „gorszemu sortowi” Ziemian?
Nowa eksploracja to lepszy cel dla szarego Kowalskiego niż zabezpieczanie ruin Ziemi na oczach sąsiadów, których to nic nie obchodzi
Zara, zara! Nasza polemika zaczęła się od tego, że stwierdziłeś,
>Znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby przeznaczenie paru procent PKB każdego państwa na dwa programy – wyłapywania C02 z atmosfery za pomocą rozwijanych technologii i podboju kosmosu, począwszy od kolonizacji Marsa.
„Kolonizacja Marsa” i „podbój kosmosu” – jako zamienniki bieżącego rozwiązywania problemów Ziemi – to zupełnie co innego, niż badania naukowe i rozwijanie technologii! Od badań naukowych których ważności nie zamierzam negować, do kolonizacji Marsa, co uważasz za receptę na przeludnienie – droga koszmarnie długa, wyboista i niepewna.
Następnie – JUŻ TERAZ mamy technologie, których można by używać do ratowania tego, co z naszej Ziemi pozostało, do poprawienia losów miliardów nędzarzy – i co?
Zbrojenia, bogacenie się jednostek kosztem milionów, wojny ekonomiczno-religijne – te wszystkie problemy chcesz przysłonić (albo od nich uciec) poprzez utopijne wizje exodusu na Marsa? Czy jeśli teraz – oligarchowie swiata – swoich gigantycznych zysków z ropy, bankowości i innych technologii nie przeznaczaja na redystrybucję w celu ratowania Ziemi i jej mieszkanców, to myślisz, że będzie inaczej, jeśli zyski będą mieli z eksploracji pozaziemskich?
To, co głosisz (razem z Orionis) to taka naiwna wymiana Kościoła Religijnego, na Kościół Technologiczny – obiecanki, cacanki; tyle ze z innych pozycji.
No, nie bardzo, bo "kolonizacja kosmosu" wcale nie ma byc zamiennikiem dla szukania współczesnych, pilnych rozwiązań bieżących problemów, ma być dalszą perspektywą. Jacek napisał przecież o natychmiastowym zajęciu sie CO2 oraz (nie zamiast) dążeniu do rozwoju technologii, która w przyszlości pozwoli kolonizować kosmos. Ani Jacek, ani ja nie napisaliśmy, że chcemy zastępować rozwiązywanie aktualnych problemów "ucieczką w kosmos". Może sformulowanie nie bylo dość jasne, ale to wina skrótowości koniecznej w takim komentarzu. Przecież nie chodzi o łapanie sie za słówka, tylko o sens wypowiedzi.
Potwierdzam – nie uważam „ucieczki w kosmos” za rozwiązanie. Uważam, że obok rozwoju technologii oczyszczania atmosfery powinniśmy też zająć się kolonizacją kosmosu. Iść do przodu i – w dalekiej perspektywie – tak sobie radzić z problemem przeludnienia. Wyobrażam sobie dwie zamieszkane planety – Ziemię i Marsa, a nie Marsa zamiast Ziemi. Rozwiązania dotyczące jak najlepszej komunikacji między Ziemią a Marsem, zwykłych połączeń pasażerskich, będą – jeśli to się uda – rozwijać konieczne dla dalszej kolonizacji kosmosu umiejętności ludzkości.
Greg, ależ oczywiście, że problem leży w technologii. To, że są najróżniejsze problemy społeczne jest oczywiście prawdą. Jednak zwróć uwage, że rozwój technologiczny cały czas sie odbywa mimo tych problemów. Moze czasem tu lub tam jakiś aspekt tego rozwoju zostaje zahamowany przez problemy społeczne, ale tak ogólnie technologia rozwija sie pomimo tego, że świat nie jest doskonały społecznie.
Nie da się najpierw rozwiązać wszystkich problemów świata, a dopiero potem, "na czysto", mysleć o podboju kosmosu. To nierealistyczne.
Nie wiem, co masz na mysli, ale jesli sądzisz, że brak doskonałości psychologicznej i społecznej uniemożliwia rozwój technologii i jej zastosowanie, to …rezejrzyj się :)) Technologia jest już wszędzie, a doskonałości nie ma nigdzie.
Problemy będa zawsze. Niektóre problemy rozwiązuje technologia, innych nie albo jeszcze nie.
A co do tego, jak może wyglądać exodus z Ziemi… Ty z góry zakładasz, że w tych czasach, gdy to będzie możliwe, będzie takie społeczeństwo, jak jest dziś. Problemy zapewne będą, ale to będa inne problemy, takie, jakich my dziś sobie nie potrafimy wyobrazić, tak jak naszych obecnych problemów nie potrafili sobie wyobrazić ludzie żyjący w czasach, gdy Europę porastała puszcza, a z grodu do grodu jechało się tydzień konno.
Jeśli będzie technologia, to problemy psychologiczne nie powstrzymają ludzi przed wyruszeniem w kosmos, to pewne.
Na początku zapewne tylko "wybrani" beda mogli gdzies polecieć, ale z czasem to sie pewnie zmieni i "każdy" bedzie mógł polecieć, dokąd zechce, tak jak dziś "każdy" może pojechać samochodem, pociągiem czy autobusem.
Pierwsze telefony komórkowe miały wielkość cegły i mieli je tylko najbogatsi, dzisiaj mają je prawie wszyscy, nawet w najuboższych krajach ludzie mają komórki. Z przemieszczaniem się po kosmosie pewnie będzie tak samo, gdy technologia do tego dojdzie.
Co to się porobiło. Ja, który uważam się za technokratę, próbuję przekonywać humanistów (chyba Ciebie i Tabisza za takich mogę uważać?), że postęp technologiczny nie jest panaceum na regres humanistyczny!
Że psychika ludzka, jej emocje, prawie się nie zmieniły od czasów starożytnych – pomimo nieprawdopodobnego skoku technologii. I nie ma żadnych podstaw do przypuszczeń, że to się zmieni w momencie opanowania lotów na Marsa.
Że technologia jest tylko sługą socjologii.
Że posiadanie smartfona nie daje asumptu do lekceważenia zasad polskiej pisowni.
Greg – posiadanie perspektyw ekspansji przez daną cywilizację i jej uczestników to wartość humanistyczna. Moim zdaniem wyprawa na Księżyc zwróciła się tysiące razy. Dała optymizm, chęć nauki, fascynację światem. Aby się do niej przygotować Amerykanie zmienili programy nauczania, położyli nacisk na nauki ścisłe i wogóle na naukę. Teraz jest regres – postmodernizm, relatywizm kulturowy etc. Brakuje celu, brakuje przestrzeni, o której można marzyć. Nikt nie ma nadziei na zostanie pionierem, zaś pionierem może zostać każdy, byle by starczyło mu wytrwałości. To właśnie jest niehumanistyczne myśleć, że wyprawa na Marsa to tylko marnowanie pieniędzy i że je można przeznaczyć na likwidowanie problemów z przeludnieniem etc. Pieniądze powstają w wyniku wymiany, podaży i popytu. Państwo decydujące się na serio eksplorować Marsa wyczerpuje zasoby, to jest rzeczywisty dług, ale też może dać miliony miejsc pracy i w dalszej perspektywie odzyskać zainwestowane zasoby. Rozwiązywanie problemów z transportem na Marsa i możliwością stałego pobytu na tej planecie stworzy wiele nowych technologii, będzie pobudzać innowacyjność.
Możesz mnie nazywać, jak chcesz, bo to będzie tylko doraźnie nadana przez Ciebie nazwa, która nie ma wpływu na moją rzeczywistość :)) Jednak jestem nie tylko humanistą, jestem mniej więcej pół na pół humanistą i "ścisłowcem". Stereotyp, że ktoś może być tylko albo jednym albo drugim i że jego myślenie musi koniecznie być albo ścisłe albo humanistyczne jest tylko stereotypem, błędnym oczywiście. To prawda, że mamy czasy wysokiej specjalizacji, ale i tak są ludzie, którzy mają szersze wykształcenie niż tylko w jednej konkretnej specjalności i są także tacy, którzy nie uprawiają tylko jednego zawodu.
"psychika ludzka, jej emocje, prawie się nie zmieniły od czasów starożytnych – pomimo nieprawdopodobnego skoku technologii"
No, właśnie, tu sam sobie odpowiedziałeś i tym samym zamknąłeś właściwie tę dyskusję. Jak widać mimo, że psychika ludzka niewiele sie zmieniła, to jednak czlowiek dokonał tego nieprawdopodobnego skoku technologii. Dlaczego obecnie ta sama psychika miałaby uniemożliwiać dalsze skoki technologiczne?
Wszystko na ten temat
😉 🙂
O przeludnieniu: https://tvn24bis.pl/24-godziny,140,m/jedno-z-glownych-wyzwan-w-nadchodzacych-latach-naukowcy-alarmuja,831888.html
Korporacje to podobne zło jak totalitaryzm. Gdyby nie one to samochody elektryczne od 50 lat mielibyśmy na ulicach.
To prawda.
Hm, i nawet być może możliwe, że nawet nie elektryczne, ale napędzane jakimś zupełnie nowym, wydajniejszym paliwem… (?)
Niektórzy uważają, że lobby ropy naftowej skutecznie blokuje wypłynięcie na światło dzienne wyników badań nad nowym paliwem i nowym rodzajem napędu, bo chce nadal zarabiać te miliardy, które dotąd zarabia na ropie i silnikach spalinowych. Gdyby weszła w życie nowa technologia, przestaliby zarabiać. Czyli oddalają postęp i poprawę środowiska wyłącznie z powodu interesu. Natomiast przekwalifikowanie przemysłu na inne paliwo i inny napęd potrwa i będzie wymagało duzych nakładów. Podobno niektórzy przygotowuja sie do tego cichaczem, by opanować rynek, gdy to już będzie nieuniknione i będą gotowi.
Z jednej strony brzmi to jak typowa teoria spiskowa, gdzie pewne rzeczy wydaja sie niepradopodobne, z drugiej niektóre argumenty, obserwacje, zdjęcia podobno wykradzionych dokumentów mogą wskazywać, że jest coś na rzeczy… Wszystko jak zawsze zależy od tego, czy te przesłanki, które wydaja sie prawdziwe rzeczywiście są prawdziwe. Jeśli są, to faktycznie może coś w tym być. Pewne ciągi zdarzeń, pewne zależności w świecie, pewne sytuacje międzynarodowe istotnie mogłyby wyglądać jak coś takiego…
Badanie czegoś takiego wymaga niesamowitych umiejętności i jednocześnie dużego szaleństwa, bo nawet jeśli to jest tylko bzdura, to same próby sprawdzania tego grożą śmiercią, nikt z tych potentatów nie życzy sobie, by ktokolwiek mu coś sprawdzał i zapewnie wielu nie cofnie sie przed unieszkodliwieniem "szkodnika", który chce mu grzebać w interesach :)) A jeśli gdzieś są prowadzone badania i eksperymenty, to dotarcie tam wymagałoby najwyższych umiejętności i wiedzy.
Cóż, brzmi oczywiście jak treść filmu sf, ale, jak kiedyś juz mówiłam, uważam, że żadnej informacji nie należy odrzucać z góry bez zastanowienia się nad nią, bez względu na to, z jakiego pochodzi zródła i jak nieprawdopodobnie brzmi w pierwszej chwili, rzeczywistość bywa zaskakująca, świat jest skomplikowany, staram sie nigdy o tym nie zapominać i zachować otwarty umysł.
KILOGRAM – MATERII- NA MARSA -KOSZT -OKOŁO MILIONA DOLAROW – CZLOWIEK – DODATKOWO ZYWNOSC WODA TLEN- JAKIES SPRZETY -WIEC POWYZEJ 100 MILONOW DOLAROW – UWZGLEDNIAJAC RECYKLIG –WIDAC ZE MOZNA NAWODNIC SAHARE – PRÓBY KADAFIEGO—-JAK ROWNIEZ GROMADZIC CO2 NA BIEGUNACH -ENERDETYKA ATOMOWA -PLUS ENEGIE ALTERNATYWNE — W KONCU POLITYKA DEMOGRAFICZNA – CHINY – INDIE – BRAZYLIA DAJA RADE
"KILOGRAM – MATERII- NA MARSA -KOSZT -OKOŁO MILIONA DOLAROW" – to nie oznacza, że 100 kilogramów kosztuje 100 milionów, albo że wysłanie mrówki kosztuje 5 dolarów.