„Dawca i biorca” Christopha Zimmera – kilka uwag o formie i meritum

Niniejszy tekst stanowi polemikę z tekstem Christopha Zimmera „Dawca i biorca”. Moja wypowiedź miała być pierwotnie komentarzem, jednak rozrosła się na tyle, że uznałem za stosowne opublikowanie oddzielnego wpisu.
Zacznę od kwestii formalnej. Przywołany tekst Christopha Zimmera, podobnie zresztą jak i poprzedni, stanowi fragment jakiejś większej całości – wskazuje na to choćby numeracja przypisów (tu: 170-171). Byłoby pożądane wskazanie na tekst wyjściowy z podaniem tytułu w języku oryginału i daty wydania oraz najlepiej linku, jeśli tekst jest dostępny w sieci.
Piszę o tym z dwóch powodów. Po pierwsze: tak, jak to opisałem, postępują profesjonalni wydawcy; po drugie: tłumaczenie tekstu jest okropne (do czego powrócę pod koniec mojego wpisu) i dobrze byłoby móc porównać koślawą wersję polską z oryginałem.

„Dawstwo organów dlatego jest dobre ponieważ istnieje zapotrzebowanie na organy i tkanki.”

Na zasadzie analogii można tu dojść do wniosku, że skoro na narkotyki, alkohol i prostytucję też jest zapotrzebowanie, to one są dobre.

„Nie byłoby tego zapotrzebowania, dawstwo organów byłoby bezsensowne, bezwartościowe.”

Gdyby nie było zapotrzebowania na dawstwo organów, to ono by po prostu nie istniało, niezależnie od wartościującej oceny autora („bezsensowne, bezwartościowe”).

„Bin Laden otrzymuje nowe serce od kogoś, kto jako ofiara ataku AL-Kaidy jest teraz możliwym dawcą. Etyka transplantologii umożliwia to, zamiast to wykluczyć. Oczywiście musi być wolno pytać czy ktoś jest godny otrzymania organu. Wielu nie jest tego godnych, nie spełniają wymogu w tym stopniu, żeby jakość ich życia musiała zostać utrzymana lub poprawiona kosztem innych.”

Ta infantylna refleksja przypomina mi pytanie zadane w jednym z odcinków filmu „Dom” mężczyźnie, który przystąpił do egzaminu lekarskiego: (cytuję z pamięci) „Czy udzieliłby Pan pomocy medycznej osobie, o której Pan wie, że jest wrogiem klasowym?” Pytanie o to, czy „ktoś jest godny otrzymania organu”, jest i zabawne, i groźne, ponieważ przyjcie takiej optyki sugeruje istnienie instancji władnej osądzać godność otrzymania organu na podstawie kryteriów pozamedycznych (na przykład może się okazać, że niegodni są ludzie o poglądach lewicowych, prawicowych, niekatolicy, jacyś nie całkiem prawdziwi Polacy itp.).

„W końcu wyniki krwi wykluczają już bardzo wielu odbiorców. Jeżeli dbiorca tylko dlatego pozostaje z pustymi rękami ponieważ dawca nie miał jego grupy krwi, dlaczego nie może on pozostać z pustymi rękami bo nie należy on do jego religii? Dawca dyskryminuje swoją grupą krwi tak samo jak swoją religią albo z innych powodów dla których odmawia swojego organu innemu biorcy, żeby organ ten otrzymał ktoś inny.”

Tu autor najwyraźniej nie rozumie, że dyskryminacja jest prześladowaniem lub ograniczaniem praw osób lub grup społecznych najczęściej ze względu na rasę, narodowość, wyznanie, płeć itp. Odnoszenie dyskryminacji do ograniczeń w zastosowaniu zabiegów medycznych, przy których spełnione muszą być określone parametry medyczne (na przykład zgodność grupy krwi), jest absurdalne, gdyż taki zabieg albo by się nie udał, albo by doprowadził do śmierci biorcy.
Czy gdyby autor lub ktoś z jego bliskich utracił sporo krwi, tak że potrzebna byłaby transfuzja, to chciałby ulec „dyskryminacji” polegającej na dobraniu mu grupy krwi zgodnej z jego grupą, czy wolałby, żeby podano mu krew dowolnej grupy, co mogłoby spowodować śmierć biorcy (ale wtedy nie byłoby tej „dyskryminacji”)?
Stwierdzenie „Dawca dyskryminuje swoją grupą krwi tak samo jak swoją religią” jest niedorzeczne już choćby dlatego, że religię czy inne poglądy można sobie zmienić, grupy krwi natomiast nie.

„Jeżeli na podstawie prawa ubezpieczeniowego jest poprawne wykluczenie określonych grup wiekowych jako biorcy lub dawcy, dlaczego nie wykluczyć wszystkich którzy nie przypadli do gustu?”

Znów pomieszanie z poplątaniem. W prawie ubezpieczeniowym chodzi o obiektywną kalkulację ryzyka, w ocenie gustów chodzi o czynniki czysto subiektywne.

„Handel organami jest o wiele uczciwszy. Szkodliwa strona moralności jest wykluczona, uszczerbek na zdrowiu zrekompensowany. Biorca może wybrać, nie musi brać pierwszego z brzegu którego przydzieli mu komisja kwalifikacyjna.”

I tu dochodzimy do sedna rozważań autora, czyli do apoteozy handlu organami, który według jego zapewnień, choć nie potrafił ich udowodnić, jest o wiele uczciwszy niż dotychczasowe rozwiązania (te ze świata zachodniego). Nie ma systemu idealnego i obecne rozwiązania w zakresie transplantologii też takie nie są, ale autor najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że handel organami nieuchronnie doprowadzi do handlu ludźmi (dziś również występującego, ale z pewnością nie z taką intensywnością), no ale to według niego pewnie drobiazg.

„Podnosi się zarzut że handel organami jest etycznie problematyczny bo bogaci mogliby sobie na nie pozwolić wg potrzeb a biednych nie byłoby na to stać.”

Zdecydowanie tak!

„Trudno powstrzymać się od nazwania tego zarzutu obłudnym, sugeruje on że miałyby istnieć obszary na których bogaty i biedny stoją na jednym poziomie. Stwierdzenie że bogatych stać na więcej niż biednych jest truizmem.”

Stwierdzenie, że handel organami jest nieetyczny, nie sugeruje, że bogaci stoją na jednym poziomie z biednymi, lecz jest argumentem negującym propagowane przez autora patologiczne rozwiązanie, w którym biedny ma się stać rezerwuarem części zamiennych dla bogatego. To dopiero szczyty hipokryzji!

„Na kogo biedni mają kierować swoją nadzieję jeżeli nie na bogatych?”

Nadzieja kierowana na tych, którzy mają rzucić ochłap z pańskiego stołu, jest nadzieją głupców. Zawsze warto stawiać na siebie, nie na innych.

„Etyka transplantologiczna jest nieprzejrzystym, anonimowym interesem składającym się z brania i samowolnym przydziale na korzyść uprzywilejowanych trzecich, w sposób niekontrolowany, opierający się na fałszywych stosunkach własnościowych. Przypomina ona mafijne metody.”

Najwyraźniej zdaniem autora handel organami, a w efekcie i ludźmi, z metodami mafijnymi nigdy nie miał nic wspólnego. O „mafiach organowych” autor też chyba nigdy nie słyszał.

„Natomiast handel organami, poprawnie zorganizowany, zachowujący porządek i niezawodność, służący wielu, zwalcza się jako korupcję. Żeby ten ostatni tak długo jak możliwe utrzymać zyskownym, zabiega się o uniemożliwienie przyzwoitego handlu organami, stara się go etycznie zdyskredytować. Złodzieje określają czym jest moralność.”

Te naiwne argumenty na rzecz handlu organami, a więc i ludźmi, przypominają mi występujące tu i ówdzie w sieci teksty o tak zwanej dobrej pedofilii. I jedno, i drugie jest żałosną demagogią mającą na celu oswojenie opinii publicznej z różnymi formami patologii społecznej.

***

Tak jak obiecałem, zamieszczę teraz kilka uwag o stronie redakcyjnej.
Samo tłumaczenie jest okropne i sprawia wrażenie, jakby tekst został wypluty przez jakiegoś automatycznego translatora, a nikt nie zadał sobie później trudu uporządkowania tego, co w ten sposób powstało.
Redaktorzy portalu mogliby zadbać choćby o interpunkcję, która tu występuje w ilościach śladowych. Moim zdaniem wstyd zamieszczać taką chałę redakcyjną.
Co do przekładu, to poniżej wskazuję na kilka „kwiatków”:

„Aczkolwiek anonimowość pieniędzy, osobistych danych, od wszystkich i każdego, surowo i coraz surowiej jest karana, rzekomo z woli transparencji.”

(„z woli” odnosi się do osoby, transparencja osobą nie jest – na podobnej zasadzie można by napisać: „z woli zadowolenia”; zresztą, całe zdanie jest koślawe)

„różnicy odnośnie tego”

(odnośnie do tego)

„Śmierć mózgowa powiada że śmierć ca. 2% masy ciała oznacza śmierć.”

(tu chyba miało być „oznacza”, a nie „powiada”, ale trudno o pewność)

„jest etyką która musi obejmować wszystko humano-biologicznie wymienialne”

(niby rozumiem, ale bez pewności, że właśnie to, co chciał wyrazić autor)

„Nie byłoby tego zapotrzebowania, dawstwo organów byłoby bezsensowne, bezwartościowe.”

(kalka z niemieckiego; w języku polskim zdanie podrzędne warunkowe poprzedza się spójnikiem „gdyby”, czyli „Gdyby nie było tego zapotrzebowania…”)
Przykłady nieudolności w tłumaczeniu na polski można by mnożyć. Wniosek z tego wypływa dla mnie taki, że ten, kto ten tekst przełożył, przekładać tekstów nie powinien, bo za słabo zna język polski, a redaktorzy portalu nie powinni byli opublikować tekstu w takiej formie, w jakiej on się ukazał.
Do żałosnego meritum tekstu nie będę już powracał, bo wcześniejsze uwagi w tym względzie są moim zdaniem wystarczające.

O autorze wpisu:

2 Odpowiedzi na “„Dawca i biorca” Christopha Zimmera – kilka uwag o formie i meritum”

  1. Kwestia przekazywania organow ma tez wymiar finansowy.
    Ludzie bogatsi i w bogatych krajach beda mieli lepsze szanse na otrzymanie organu niz ludziw biedniejsi i w zacofanych krajach. Ale tak jest rowniez teraz .Chory Szwed lub Amerykanin ma lepsze szanse na wyleczenie niz tak samo chory czlowiek w Albanii lub Ugandzie.

    1. @Janusz: „Kwestia przekazywania organow ma tez wymiar finansowy. Ludzie bogatsi … lub Ugandzie.”
      Zgadzam się z Panem, że przy obecnych rozwiązaniach przekazywanie organów ma TEŻ wymiar finansowy z wszelkimi wskazanymi przez Pana konsekwencjami, od siebie dodam jednak, że zgoda na handel organami, czyli to, co propaguje Christoph Zimmer, sprowadziłaby całe zagadnienie TYLKO do tego jednego wymiaru, a to – jak już wspomniałem – przerodziłoby się w handel ludźmi na znacznie większą skalę, niż to się zdarza obecnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pięć + 15 =