Co symbolizuje krzyż? Na jednej ze stron parafialnych można przeczytać: „Jeśli nawet średniowiecze przemieniło krzyż w symbol panowania, to dziś już przestał pełnić tę funkcję”. Czy na pewno? Po co katoliccy aktywiści wieszali krzyż w Sejmie? Czy dlatego, żeby posłowie myśleli więcej o zbawieniu i cierpieniach Chrystusa? Czy dlatego, by natchnąć posłów miłością bliźniego? Nie o treści religijne, nie o mękę Pańską tu idzie. Symbole są wieloznaczne i na tym polega ich urok. Wieloznaczność pozwala udawać głupiego, używać symbolu w zupełnie innym celu niż się mówi wprost. Tak jest też z krzyżem. Krzyż w przestrzeni publicznej nadal pełni rolę symbolu panowania, politycznych ambicji Kościoła i katolickich polityków. W Sejmie ma podkreślać ich szczególny tytuł do chwały i władzy, jest narzędziem walki politycznej. O to idzie w wieszaniu krzyży i stawianiu pomników.
Chciałbym tu zająć się jednym z argumentów, który przy różnych okazjach przywoływany jest na rzecz eksponowania krzyża. Oto przykład. Kardynał Dziwisz mówił w 2010 r.: „Europa bez krzyża traci tożsamość, bo odcina się od swoich korzeni”. „Krzyż ma prawo do obecności w naszej przestrzeni publicznej, bo z niego wyrosła nasza cywilizacja i nasza kultura”. Zdaniem Dziwisza krzyż symbolizuje cywilizację, kulturę i tożsamość Europy. Podobnych wypowiedzi jest dużo. Czy są merytorycznie trafne? Czy europejska cywilizacja i kultura, a także polska, wyrosły z krzyża, z chrześcijaństwa? Czy Europa bez krzyża traci tożsamość?
Chrześcijaństwo odegrało wielką rolę w średniowiecznej historii Europy, ale w czasach nowożytnych europejska cywilizacja i kultura rozwijały się w opozycji do chrześcijaństwa. Przywoływanie zasług z czasów Średniowiecza, by uzasadnić dzisiejsze polityczne i moralne roszczenia Kościoła, brzmi śmiesznie. Nawet pomijając stosy i wojny religijne, bilans średniowiecza nie wypada dla Kościoła jednoznacznie, a cóż dopiero historia nowożytna i ostatnie dwa stulecia. Współczesna Europa zawdzięcza swoje dzisiejsze oblicze nie chrześcijaństwu, ale zasadniczym zmianom światopoglądowym, które rozpoczęły się na dobre w czasach Oświecenia. Kraje islamskie, które oświeceniowej zmiany nie przeszły, tkwią pod wieloma względami mentalnie, społecznie i politycznie w Średniowieczu. To nieszczęście tamtych społeczeństw, źródło udręki i porażek. Polska, na szczęście silniej związana z Europą Zachodnią, doświadczyła Oświecenia, chociaż zbyt płytko.
Trzy kluczowe składniki, wszystkie zakorzenione w Oświeceniu, zadecydowały o rozwoju współczesnej europejskiej cywilizacji, kultury i tożsamości: nauka, prawa człowieka, świeckość. Kościół i chrześcijaństwo były zdecydowanie przeciw wszystkim trzem.
Nauka
W czasach nowożytnych to Europa Zachodnia stała się głównym centrum rozwoju nauki, a Kościół rozwój ten hamował. Trudno nie doceniać olbrzymiej roli nauki w kształtowaniu współczesnej cywilizacji, kultury i tożsamości europejskiej. To nauce Zachód i Europa zawdzięczają dzisiejszą dominującą – co nie znaczy, że wszechwładną – pozycję w świecie.
Skostnienie i przemożna w instytucjach religijnych skłonność do sakralizacji wiedzy, do obstawania przy biblijnej mitologii, powodowały niezdolność Kościoła do uczestniczenia w rozwoju nauki. W głębokim Średniowieczu, w czasach ogólnego upadku, w klasztorach zajmowano się kultywowaniem wiedzy i umiejętności z czasów rzymskich (np. uprawa winorośli i produkcja wina), ale nie można mówić o postępie nauki. Często podnosi się zasługi Kościoła dla rozwoju uniwersytetów i szkolnictwa w późnym Średniowieczu, ale pomija się fakt, że dynamiczny rozwój nauki w Europie był możliwy dopiero dzięki uwolnieniu działalności naukowej od wpływów kościołów i religii. Udział księży i zakonników w działalności dawnych uniwersytetów był niewątpliwy, ale prawdą jest też, że Kościół podporządkowywał uniwersytety swoim celom, nasycał teologią i Biblią, hamował rozwój nauki. Cytaty z Biblii i kościelne dokumenty stawały się najwyższym autorytetem, co uniemożliwiało rzeczywisty rozwój wiedzy (tak jest do dziś na katolickich uczelniach, w Polsce mnożą się doktorzy od cytowania pism Jana Pawła II). Na zdominowanych przez Kościół uniwersytetach przez wieki kwitła zwyrodniała scholastyka, z trudem przebijały się wartościowe intelektualnie idee. Kościelne oskarżenia o herezję, grożące srogimi karami, były na porządku dziennym. Margines wolności słowa był niewielki. Nie zmienią tego obrazu nieliczne wyjątki. Nowe nurty rodziły się w opozycji – jawnej lub ukrytej – do kościelnej wiedzy.
Gdyby Kościół zachowywał swoje wpływy z okresu Średniowiecza, nauka pozostawałaby zasadniczo na poziomie z czasów św. Tomasza z Akwinu, XIII wiek (przykro mi, ale taka jest prawda). Przesadzam? Spójrzmy na Chiny, Indie, muzułmański Bliski Wschód, na kraje, które swego czasu były ważnymi centrami cywilizacyjnymi. Jak mały postęp poczyniła tam wiedza naukowa od Średniowiecza do momentu importu nauki z Europy. Kultura tych krajów miała charakter sakralny i zdecydowanie tradycyjny, co – podobnie jak w przypadku chrześcijaństwa – hamowało rozwój nauki. Nowoczesna nauka, która w Europie rozwijała się „najpierw powoli, jak żółw ociężale” od XVI w., tam w ogóle nie pojawiła się aż do XX w. Żebyśmy nie stali się zanadto dumni, pamiętajmy, że sarmatyzm i katolicka kontrreformacja, które zapanowały w Polsce, skutecznie przeciwdziałały rozwojowi nauki u nas. W szkołach prowadzonych przez zakony nauczanie podporządkowane było ciasnej religijnej indoktrynacji, potęgowało irracjonalne skłonności, stwarzało podatny grunt pod fanatyzm. W dawnej Polsce nauka w tych szkołach czyniła wychowanków obskuranckimi, katolickimi sarmatami.
Dopiero wyzwolenie uniwersytetów od dominacji Kościoła, a także powstanie niezależnych od kościołów środowisk i instytucji naukowych, stwarzało korzystne warunki rozwoju nauki i życia intelektualnego. Kluczową rolę odegrały takie niezależne do kościołów instytucje, jak Paryska Akademia Nauk, Królewskie Towarzystwo w Londynie dla Rozszerzania Wiedzy o Przyrodzie, Niemiecka Akademia Przyrodników Leopoldina. Kościoły, teologia, religia hamowały rozwój nauki. Religijność wielu ówczesnych naukowców wpływała negatywnie na stan i postępy nauki, hamowała wolność słowa, groziła uzależnieniem nauki od religii, podporządkowaniem nauki religijnym przekonaniom.
Wkład Kościoła w rozwój współczesnej nauki jest żaden, co najwyżej można powiedzieć, że niektórzy naukowcy deklarujący religijność uczestniczą w jej rozwoju. Między nauką a religią istnieje przepaść. Nie da się jej zasypać. Warto przyjrzeć się, jakie opory budzi w Kościele katolickim teoria ewolucji przyrodniczej. Wobec postępów nauki Kościół nie chce już głosić tradycyjnych biblijnych poglądów, uznał je za przenośnie, ale gotów jest twierdzić, że bóg stworzył życie, duszę nieśmiertelną, kieruje ewolucją. Tego rodzaju uzupełnienia i interpretacje nie mają nic wspólnego z nauką. Współczesna nauka nie znajduje żadnych dowodów wskazujących na istnienie przyczyn nadnaturalnych. Wypowiedzi Jana Pawła II, dotyczące teorii ewolucji, nie oznaczały jej akceptacji, otwierały natomiast w Kościele możliwość bardziej rzeczowej dyskusji na jej temat. Kościół nie przyczynia się do rozwoju nauki, a co najwyżej próbuje dostosować religijne przekonania i katechizm do osiągnięć nauki.
Prawa człowieka
Rdzeniem dzisiejszej cywilizacji, kultury i tożsamości Zachodu i Europy są prawa człowieka. Zyskują one znaczenie uniwersalne, ale to Europa jest ich matecznikiem, tu powstały i stąd wywędrowały. Kościół przeciwstawiał się zdecydowanie prawom człowieka, załamał się dopiero po soborze Watykańskim II (1962-1965 ), przyjmując jednak ich wsteczną, konserwatywną interpretację. Wcześniej w encyklikach papieskich roiło się od zdecydowanego sprzeciwu wobec tych praw. Ciekawy przykład to papież Pius IX, który w encyklice „Quanta cura” z 1864 r. wymienił osiemdziesiąt dokładnie ponumerowanych błędnych – jego zdaniem – poglądów, których wierni nie mogą uznawać. Odrzucał prawa człowieka, uważał, że religia katolicka powinna mieć status religii państwowej, odrzucał wolność wyznania, sumienia i słowa.
Kościół przestał negować prawa człowieka z konieczności. Od zakończenia drugiej wojny światowej znaczenie praw człowieka we współczesnym świecie wzrosło na tyle, że ich otwarte negowanie groziło Kościołowi marginalizacją. Pozostał jednak przy ich ograniczonej, konserwatywnej interpretacji oraz przeciwstawia prawom człowieka tzw. prawo boże (nazywane też prawem naturalnym). Konflikt jest głębszy niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. "Prawo boże" ustala Kościół zgodnie z własną wolą, powołując się na święte księgi i objawienie. Prawa człowieka ustalane są w dyskursie publicznym niepoddanym kontroli kościołów, stały się podstawą prawa stanowionego przez organy państwowe, stoją wyżej niż "prawo boże". Kościół próbuje stawiać tzw. prawo boże ponad prawem stanowionym przez organy ustawodawcze w krajach demokratycznych. Widać w tym zakorzenione w Kościele dążenie do klerykalizacji państwa. Prawa człowieka pozostają dla Kościoła – można powiedzieć – ciałem obcym, mają bowiem charakter świecki, podporządkowują Kościół świeckiemu ustawodawstwu, są wyrazem podmiotowości i samostanowienia obywateli, którzy nie uznają zwierzchnictwa Kościoła. Kłóci się to głęboko z mentalnością hierarchów kościelnych i duchowieństwa, którzy roszczą sobie prawo sprawowania rządów nad umysłami i zachowaniami ludzi.
Prawa człowieka są fundamentem politycznym, prawnym i etycznym Zachodu i Unii Europejskiej, tworzą podstawę dzisiejszej tożsamości tego regionu. Są ważniejsze niż chrześcijaństwo, niż krzyż. Nie mają charakteru religijnego, są to prawa świeckie, ale dla rzeczywistych zwolenników są – można powiedzieć – przedmiotem wiary, głębokiego moralnego uznania. Prawa człowieka to całościowa propozycja światopoglądowa, świecka wiara, nie tylko zbiór norm prawnych. Na pytanie, w co wierzysz, wielu ateistów może odpowiedzieć, że w prawa człowieka.
Warto podkreślać, że chociaż prawa człowieka są wynalazkiem zachodnim, zyskują uniwersalny charakter. Ich rola we współczesnym świecie jest olbrzymia, są atrakcyjne dla bardzo wielu muzułmanów i obywateli państw niedemokratycznych. Nie jest oczywiście łatwą sprawą wcielanie praw człowieka w życie, budzą one też wiele szczegółowych kontrowersji, ale stanowią – wraz z demokracją jako ustrojem, w którym obywatele mają prawo wybierać władze państwowe w wolnych wyborach – najbardziej dynamiczną ideę polityczną i moralną współczesnego świata.
Dodajmy jeszcze, że doktrynę wyższości tzw. prawa bożego nad prawem stanowionym w pełni zrealizowano np. w Iranie, gdzie obowiązuje prawo ustalone przez islamskie duchowieństwo (szariat), ugrupowania opozycyjne nie mogą istnieć, wybory nie są wolne, panowanie jedynie słusznego prawa szariatu jest tym sposobem zagwarantowane.
Świeckość
Fundamentalną cechą cywilizacji, kultury i tożsamości Zachodu i Unii Europejskiej, jest świeckość, zaawansowana sekularyzacja. Sprzyja to rozwojowi nauki i praw człowieka. Religia nie przenika wszystkich sfer życia społecznego i prywatnego oraz polityki. W dawnych społeczeństwach, także w średniowiecznej Europie, silna była skłonność do sakralizacji wiedzy, zwyczajów, życia społecznego, władzy. Zwyczajowy sposób dojenia krów stawał się uświęconą tradycją, boską rzeczywistością. Zwyczaje się zmieniają, nie ma społeczeństw niepodlegających zmianom, ale sakralizacja konieczne zmiany hamuje, często uniemożliwia. Dotyczyło to także gospodarowania i techniki. Na szczęście od czasów Średniowiecza wpływy kościołów i religii uległy w różnych dziedzinach znacznemu ograniczeniu. Proces ten postępuje, ale nawet w krajach zachodnich nie jest jeszcze zakończony. Kościół próbuje wszelkimi sposobami przeciwdziałać sekularyzacji, kierując się swoim partykularnym interesem.
Zaawansowana świeckość jest olbrzymim atutem Unii Europejskiej, Europy, Zachodu. Współczesne społeczeństwo wymaga „odsakralizowania” znacznych dziedzin życia społecznego i prywatnego, inaczej mówiąc – wymaga znacznej sekularyzacji, nie tylko oddzielanie religii od innych sfer życia społecznego, ale znacznego ograniczenia sfery sacrum, świętości, co stopniowo ogranicza publiczną rolę religii, czyni z niej sprawę prywatnych przekonań. W Europie dość dawno i łatwo zrezygnowano np. z religijnego i prawnego zakazu pobierania odsetek od kredytów (na gruncie islamu jest to ciągle wielki problem), ale relikty sakralizacji pozostały w wielu dziedzinach. Np. Kościół ciągle traktuje małżeństwo jako sakrament, chociaż nawet w Polsce rzadko jest ono pojmowane jako instytucja sakralna. W USA wyrazem sakralnej maniery w polityce jest, mimo konsekwentnego rozdziału państwa od kościołów, skłonność do posługiwania się religijnymi sloganami („Boże, błogosław Amerykę”). Czy to wyraz głębokiej wiary, czy blagierstwo? Amerykańskie religianctwo nie jest tytułem do chwały tego kraju, ani wartym naśladowania wzorem, stopniowo zresztą traci na znaczeniu.
Świeckość Zachodu jest – warto na to zwrócić uwagę – atrakcyjna. To jest jak sex appeal i popęd seksualny, można być przeciw, ale jednak działa (nawet księża katoliccy go doświadczają). Mimo ożywienia religijnego na gruncie islamu, mimo nawróceń na islam, mimo hipokryzji i obłędu, mimo zbrodniczej recydywy islamskiego fundamentalizmu, warto też odnotowywać zmiany w kierunku sekularyzacji, trendy pozytywne. Np. w wielu krajach islamu na tamtejszych uniwersytetach kobiety stanowią olbrzymią część wśród studiujących, w Iranie chyba nawet większość. Uświęcona tradycją rola kobiet zmienia się, często mimo szaleńczego oporu tamtejszego kleru i fundamentalistów. Powoli zmienia się obyczajowość. Kobiety mają z reguły prawo głosu w wyborach (najważniejszym wyjątkiem jest Arabia Saudyjska), chociaż wybory rzadko spełniają podstawowe standardy. Ale warto pamiętać o przykładach pozytywnych, np. Indonezja, Bangladesz, Pakistan.
Europa bez krzyża
Tożsamość dzisiejszej Europy nie opiera się na chrześcijaństwie. Europa nie jest chrześcijańska. Nieopatrznie potwierdzają to często biskupi, mówiąc że dzisiejsza Europa jest pogańska.
O nowej tożsamości Europy i Zachodu, o swoistej misji tego regionu w historii i w świecie, decydują: nauka, prawa człowieka, świeckość. Te trzy słowa to jakby trójca profaniczna, nowe wyznanie niereligijnej wiary (wszak „profanum” to sprawy świeckie, ziemskie, przeciwstawne świętościom, boskości). Trójca przenajświętsza nie jest już ostoją europejskiej tożsamości, jak w czasach wypraw krzyżowych. Ale nie jest też prawdą, że „Europa bez krzyża traci tożsamość” – jak mówi Dziwisz. Europa odchodząc od chrześcijaństwa zyskała nową tożsamość, silniejszą i cenniejszą od tej starej.
Sprawa tożsamości Europy pojawia się w toku dyskusji związanych z poczuciem zagrożenia ze strony islamu. Niedawno w Niemczech konserwatywny poseł bawarskiej chrześcijańskiej demokracji miał powiedzieć, że „nasza (niemiecka) kultura wiodąca pozostaje zdominowana przez chrześcijaństwo i judaizm”. Chrześcijańscy aktywiści nierzadko w konflikcie z islamem widzą szansę na odrodzenie chrześcijaństwa w Europie i na wzrost własnego znaczenia.
Czy Unia Europejska powinna przeciwstawić islamowi krzyż, ukazać chrześcijańskie oblicze? Nie ma takiej potrzeby, aktywizmowi islamskiemu trzeba przeciwstawić świeckość, prawa człowieka, naukę. Reaktywacja chrześcijaństwa przyniosłaby nieuchronnie wiele negatywnych skutków, społeczeństwa europejskie nabrałyby wielu nieatrakcyjnych cech Średniowiecza i dzisiejszego islamu, stanęłyby na tej samej płaszczyźnie, co islamskie religianctwo i fanatyzm. Unia Europejska utraciłaby najbardziej żywotne cechy, decydujące o jej wielkości cywilizacyjnej i potędze (nie obawiajmy się użyć tych słów na przekór malkontentom i wieszczom zagłady).
Krzyż ma prawo do obecności w przestrzeni publicznej, o czym mówił Dziwisz, ale czy w Sejmie? Czy należy mu się taka wyjątkowa pozycja? Również Sąd Apelacyjny w Warszawie zdaje się nie pojmować różnicy między prawem do publicznego eksponowania symboli religijnych, a ich eksponowaniem w izbie ustawodawczej (wyrok w sprawie krzyża w Sejmie, grudzień 2013). Podkreślmy zdecydowanie, świecki charakter państwa i prawa wymaga, by powstrzymywać się do eksponowania symboli religijnych tam, gdzie stanowione jest prawo, a także w urzędach państwowych. Krzyż w Sejmie narusza konstytucyjną zasadę bezstronności władz Rzeczypospolitej Polskiej w sprawach przekonań religijnych (art. 25)*. Uprzywilejowuje religię katolicką, Kościół i katolickich polityków.
Mówi się nierzadko, że przecież zdecydowana większość obywateli Polski to katolicy, większości krzyż nie przeszkadza. To nie jest dobry argument. Tu nie idzie o „przeszkadzanie”. Wymieniona wyżej zasada bezstronności obowiązuje, jest słuszna i powinna być przestrzegana. Eksponowanie symboli religijnych w Sejmie, urzędach państwowych itp. narusza tę zasadę.
Jeszcze jedna kwestia. Na rzecz obecności symboli religijnych pojawia się czasami argument, że to nasza tradycja. Np. Konstytucja 3 Maja zaczynała się od odwołania do boga. Powiedzmy wyraźnie, tradycja to żaden merytoryczny argument. Co było kiedyś, nie zawsze jest dobre dziś. – Alvert Jann
*Art. 25.2. Konstytucji RP brzmi: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”.
……………………………………………………………………………………
Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – http://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.
O ateizmie, religii i nauce piszę także w artykułach:
"Chrześcijaństwo obłędu" – http://racjonalista.tv/chrzescijanstwo-obledu/
"Wypędzanie szatana" – http://racjonalista.tv/wypedzanie-szatana-2/
"Lekcje religii w szkołach wyższych" – http://racjonalista.tv/lekcje-religii-w-szkolach-wyzszych/
"Bóg przed trybunałem nauki" – http://racjonalista.tv/bog-przed-trybunalem-nauki/
"Sens według teologów" – http://racjonalista.tv/sens-wedlug-teologow/
"Racjonalność według teologów" – http://racjonalista.tv/racjonalnosc-wedlug-teologow/ i innych.
…………………………………………………………………………………………………
Ani nauka, ani prawa człowieka, ani świeckość nie wyrosłyby w innym klimacie niż chrzecijański. Kościół instytucjonalny wchodząc w „cudzołożny” związek z władcami tego świata stał się organizacją polityczną i kontynuatorem starej bezpłodnej tradycji władzy i opresji odziedziczonej po Rzymianach, Grekach, Egipcjanach… Ale klimat chrześcijańskiego przesłania umożliwił powstanie zawrówno nowoczezsnych nauk empirycznych, idei równości, odzielenia religii od władzy.
Sądzę, że klimat chrześcijaństwa „sprzyjał” rozwojowi praw człowieka, nauki i świeckości przede wszystkim na zasadzie pobudzania sprzeciwu. Np. procesy czarownic pobudzały krytycyzm wśród ludzi, którzy potrafili się wznieść ponad te absurdy i okrucieństwa (zachowały się wypowiedzi sceptyków negujących czary i cuda, a cuda Kościół uznaje do dziś i nie potrafi uwolnić się od tej niedorzeczności). Wojny religijne między różnymi wyznaniami chrześcijańskimi zaczęły budzić tak silny sprzeciw (były okrutne i wyniszczające), że przyczyniły się do ustanowienia zasady tolerancji religijnej.
Również w dawnych Indiach i Chinach kultura miała charakter sakralny i zdecydowanie tradycyjny, co – podobnie jak w przypadku chrześcijaństwa -hamowało rozwój nauki i myśli typu oświeceniowego, krytycznie przełamującej sakralną i konserwatywną mentalność.
Rzecz w tym, że judeochrześcijańska wizja świata to jest właśnie wizją świata niesakralnego – Bóg jest Stwórcą i Prawodawcą natury – ale jest wobec niej w dużej mierze autonomiczny (transcendentny). Ten sposób myślenia umożliwił obiektywne (empiryczne) badanie natury, co miało miejsce w średniowieczu i tak zrodziła się nowoczesna nauka.
Natomiast polityka instytucjonalnego kościoła katolickiego, to polityka – nie mieszałbym tego ściśle z chrześcijańskim sposobem myślenia. Warto jednak pamiętać, że gdyby kościół nie wspierał nauki, to nie miałby czego „zwalczać”, bo nikt inny by się nie zajął nauką. To rzekome „zwalczanie” nauki przez kościół to tak naprawdę niewielkie epizody na tle całej historii nauki, a nie jakaś fundamentalna strategia działania, która była dokładnie odwrotna.
Średniowieczne chrześcijaństwo było bardzo sakralne (starożytne też), nawet sprzeciw wobec Kościoła przybierał postać religijną. Empiryczne badania natury nie były inspirowane wizją chrześcijańską, lecz wymagały przynajmniej częściowego jej przezwyciężenia, uwolnienia się od dominacji sacrum. Inspiracji dostarczały niektóre nurty myśli starogreckiej, ale najważniejsze było świeckie przebudzenie, związane z Odrodzeniem, a później Oświeceniem. To uwalnianie się do chrześcijaństwa było powolne i przez wieki filozofowie i naukowcy pozostawali pod wpływem poglądów religijnych. Dziś to uzależnienie od religii jest znacznie słabsze niż w przeszłości, świeckość (sekularyzacja) poczyniła znaczne postępy, największe chyba w dziedzinie nauki, gdzie religia nie odgrywa już żadnej roli (naukowiec może być religijny, ale religia nie ma dziś z nauką nic wspólnego).
Chrześcijaństwo średniowieczne było ostoją feudalizmu i podziałów stanowych, nie równości. Sprzeciw wobec tego systemu przybierał czasami charakter ruchów heretyckich, tępionych przez Kościół stojący we wspólnym froncie z feudalnymi ciemiężcami. Idea rozdziału kościołów i państwa nie jest zasługą chrześcijaństwa. Zyskała na znaczeniu dlatego, że walki religijne i prześladowania osiągnęły taki poziom okrucieństwa i zniszczeń, że starano się w końcu jakoś temu zaradzić.
Nie da się uzasadnić wielkości chrześcijaństwa i Kościoła przez wskazywanie jego zasług w przeszłości, a szczególnie w Średniowieczu.
I jeszcze jedna kwestia. Korporacja chrześcijańskich kapłanów zbudowała w Średniowieczu olbrzymie „imperium” bogactwa i władzy – i Kościół nie wspierał nauki, lecz kształcił swoich funkcjonariuszy oraz indoktrynował tzw. wiernych, swoje owieczki, które strzygł. Nowożytna nauka rozwinęła się obok Kościoła, w jawnej lub ukrytej opozycji. Kościół i chrześcijaństwo budziły rzeczywisty sprzeciw ze względu na dewiacje polityczne i religijne, chociaż nie może Pan w to uwierzyć.
Różnimy się ze Świątkowskim głęboko zarówno w opisie rzeczywistości, jak i w ocenach. I niech tak pozostanie. Za bardzo skupiamy się na czasach średniowiecza, a to jest w moim artykule sprawą drugorzędną i wymagałoby odrębnego szerszego potraktowania.
„Ani nauka, ani prawa człowieka, ani świeckość nie wyrosłyby w innym klimacie niż chrzecijański.”
Tak nam dopomóż Bóg.
Nauka miala sie wcale nieżle w czasach poganskich, dopoki nie nastały czasy
jedynego słusznegu klimatu. I sorry, ale to wlasnie nasz polski klimat.
„W naszym instytucie z odkryciami kiepsko, ale za to w 1994 r. sam biskup go poświecił.”
„Ale klimat chrześcijańskiego przesłania umożliwił powstanie zawrówno nowoczezsnych nauk empirycznych, idei równości, odzielenia religii od władzy.”
Poproszę o fakty historyczne na poparcie tych stwierdzeń.
Twórcy nowoczesnej nauki, tacy jak Kepler, Leibnitz, Newton czy Pascal to nie byli żadni wolnomyśliciele, tylko gorliwi chrześcijanie. Tzw. wolnomyśliciele w tym czasie zajmowali się wyłącznie filozofowaniem.
A Reformacja, która dała podwaliny pod nowoczesny pluralizm, egalitaryzm demokrację i świeckie państwo to był ruch ściśle chrześcijański odwołujący się do ewangelii.
Być może byli to „gorliwi chrześcijanie” ale warto zauważyć, że „klimat chrześcijański” nie pomagał w tym co robili. W tamtym czasie w Europie trudno było nie być religijnym. Kościół nie wspierał żadnych badań. Nigdy nie wspierał żadnego obiektywnego zadawania pytań i szukania obiektywnych odpowiedzi.
„Co symbolizuje krzyż?”
Wrocilem wlasnie z wywiadowki. W sali od angielskiego, w ktorej nie odbywaja sie
zajecia katechezy, centralnie wisi słusznej miąższości krucyfiks.
Na pewno powyżej pół metra.
Z tego wnioskuję, że krzyż symbolizuje to, że Chrystus nieźle władał
językiem angielskim.
Dżej Pi Tu w 1979 !!! r. wyraził chęć, aby „sprawa Galileusza” Została dogłębnie zbadana. Przytoczę fragment jego przemówienia: „Pragnę, aby teolodzy, uczeni i historycy, ożywiani duchem szczerej współpracy, przeprowadzili dogłębne badania przypadku Galileusza i aby poprzez lojalne uznanie doznanych przez niego krzywd, bez względu na to, przez kogo były wyrządzone, przyczynili się do przywrócenia zaufania w istnienie owocnej harmonii i zgody pomiędzy nauką a wiarą, pomiędzy Kościołem a światem, do usunięcia nieufności, jaką wciąż jeszcze, w wielu sumieniach, wzbudza ten przypadek”. Jak to, to nauka zawdzięcza swoje istnienie chrześcijaństwu, jak pisze powyżej Świątkowski, a najwyższy autorytet, mówi o jakiejś „nieufności” a skąd ona się wzięła? „Klimat” stworzony przez chrześcijaństwo, mógł tylko sprzyjać nauce, a tu masz ci los, jakaś „nieufność” jakieś „krzywdy”, to nie może być. No tak, to był przecież tylko „przypadek”, jakieś drobne niedopatrzonko, nie żadna REGUŁA, która zwalczałaby niezależne, krytyczne, naukowe myślenie i traktowała je jako wstęp do herezji.
Sprawa Galileusza to jeden z niewielu „wypadków przy pracy”.
Gdyby nie było chrześcijaństwa, to nie byłoby też Galileusza albo np. Kopernika (który żył z kościelnej synekury). Głównym powodem skazania Galileusza (na areszt domowy) był fakt, że głosił teorię, której jeszcze nie udowodniono.
Nie wiem jaki byłby stosunek wyznawców Świętowida do ludzi nauki gdyby wtedy istnieli, Pan wie? Wiem natomiast jaki był stosunek „strażników doktryn” do ludzi, którzy próbowali działać poza ich kontrolą – jak najbardziej represyjny. Takie sprawy nie były „wypadkami przy pacy” tylko były wynikiem funkcjonowania systemu. Były to przemyślane i celowe działania. Nawet Kopernik przewidując kłopoty zastrzegał , że pisze swoje dzieło „tylko dla znających matematykę”, podobnie wyjaśniał swoje badania Galileusz. Starał się wykazać, że nie wkracza w kompetencję duchownych, i nie przeprowadza swoich badań w kontekście biblii, ale dystansuje się od niej, a interesuje do tylko badanie praw natury. Jednak jego adwersarze nie mogli tego pojąć, rusz pan głową, dlaczego nie mogli pojąć – zabraniała im w tym ich doktryna gdzie biblia była wyrocznią we wszystkich kwestiach w tym i wyników badań naukowych. Na siłę więc wtłaczali naukę w sferę „sacrum” gdzie ona nie przynależy. Ludzie nauki próbowali im wykazać, że ich to nie interesuje, a chcą tylko dociec reguł praw przyrody bez uciekania się do „prawd wiary” jednak „grochem o ścianę”. Nie sądziłem, że są i obecnie ludzie, którzy tego nie pojmują – współczuję.
Odszukałem uzasadnienie trybunału inkwizycyjnego odnośnie potępienia poglądów Galileusza : „My, z łaski bożej ustanowieni kardynałami Świętego Kościoła Rzymskiego, przez Ojca Świętego mianowani inkwizytorami przeciwko heretykom, oświadczamy jako , że ty Galileusz Galilei , na podstawie własnych twych zeznań poczynionych w tym procesie, uznany zostałeś za szczególnie podejrzanego o herezję, a mianowicie o to, żeś FAŁSZYWĄ I SPRZECZNĄ Z PISMEM ŚWIĘTYM NAUKĘ, JAKOBY SŁOŃCE STAŁO NIERUCHOME W ŚRODKU ŚWIATA, ZIEMIA ZAŚ OBRACAŁA SIĘ DOOKOŁA SWEJ OSI ZA PRAWDZIWĄ UWAŻAŁ” koniec cytatu. Więc bzdury pisze Świątkowski, że główną przyczyną potępienia Galileusza była kwestia nieudowodnienia teorii heliocentrycznej, przyczyną była sprzeczność z tekstem biblii. Tak naprawdę teza ta BYŁA UDOWODNIONA przez Galileusza, dzięki jego obserwacjom, tylko nie była uznana przez kościół.
„Warto przyjrzeć się, jakie opory budzi w Kościele teoria ewolucji przyrodniczej.”
Tak silne opory że JPII powiedział że teoria ewolucji to więcej niż hipoteza
Kościół nie uznał teorii ewolucji w wersji przyjętej w nauce, tylko próbuje dostosować ją do swojej doktryny, np. przyjmując, że to bóg stoi za ewolucją. Kościół uznaje też, że ewolucja ma cel (jest procesem celowym) i ten cel jest nakreślony w planie bożym. Z punktu widzenia biologii taka koncepcja jest nie do przyjęcia, ewolucja nie jest procesem mającym jakiś cel. „Plan boży” to teologiczna fikcja.. To, co powiedział JPII, to nie uznanie teorii ewolucji, tylko próba w pewnym zakresie odejścia do tradycyjnego stanowiska. Teoria ewolucji nadal budzi wśród teologów katolickich i w Kościele bardzo duże opory.
Nie ma pan dowodów, czy ewolucja jest celowa czy nie, czy to ma sens, celowość jest tylko kwestią domysłów. Nie ma dowodów za ani przeciw i taka jest prawda. Równie dobrze świat duchowy jest faktem i nie ma głosów jednomyslnosci ale co ludzie przeżyli to wiedzą. Wysuwanie halucynacji itd lub płytkich tłumaczeń tylko potęguje płaskostopie umysłowe racjonalistów.
Odpowiadam Tomkowi: Biologiczna teoria ewolucji bardzo dobrze wyjaśnia, wskazujac na dobór naturalny, że ewolucja nie jest procesem celowym. To, jak działa dobór naturalny, dokumentuje wspołczesna genetyka – nie jest to kwestia domysłów Natomiast na rzecz ingerencji bożej i istnienia świata duchowego nie ma żadnych dowodów lub nawet sensownych argumentów.
Co do halucynacji: Wskazywanie na naturalne źródła ludzkich halucynacji, m.in. przeżyć mistycznych polegających na poczuciu kontaktu z Bogiem lub światem duchowym, nie jest płytkim tłumaczeniem, tylko jest udowodnione przez współczesną neurologię.