5 styczna 2016 roku zmarł jeden z największych kompozytorów i dyrygentów naszych czasów. Pierre Boulez był też przywódcą muzycznej awangardy, który, mimo radykalnych czasami poglądów, potrafił się zmieniać, chwytać się za to, czego dawniej nienawidził czym dawniej estetycznie gardził. Jest to szczególnie widoczne w jego dyrygenturze. Wykonania Bouleza były swego rodzaju analizami poszczególnych dzieł, bywało, że krytycznymi, że dyrygent stawał w opozycji do prezentowanego dzieła.
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Pierre Boulez należał do tzw. szkoły darmsztadzkiej, gdzie kontynuowano muzykę dodekafoniczną zasugerowaną światu przez Schoenberga w pierwszych dekadach XX wieku, oraz muzykę Weberna, ucznia Schoenberga, który jeszcze mocniej zradykalizował wynalazek mistrza, zapowiadając wiele kolejnych odkryć muzycznych XX wieku.
Oto Schoenberg pod batutą Pierre’a Bouleza. A konkretnie ekspresjonistyczny cykl pieśni tego kompozytora „Pierrot Lunaire”. Boulez wykonuje go z zespołem kameralnym. Tak małe zespoły nie potrzebują zazwyczaj dyrygenta, ale oczywiście słyszymy w tym rękę mistrza. Często przygotowania do wykonania dyrygent, czy też szef artystyczny prowadzi podczas prób, zaś publicznie staje przed w pełni przygotowanym przez siebie zespołem, któremu nie musi udzielać wielu wskazówek.
A oto Webern, jeden z największych kompozytorów wszelkich epok i krajów, choć oczywiście dla niektórych odbiorców bardzo trudny. Nie tylko z uwagi na atonalność, ale na świat zdarzeń dźwiękowych. Na bardzo krótkie często utworu, w których poszczególne współbrzmienia zyskują swego rodzaju niezależność, zjawiają się poza czasem, niejako na płaszczyźnie tkanki muzycznej. Przypomina to malarstwo Paula Klee, lub Miro.
Pora posłuchać teraz samego Bouleza. Wielu krytyków muzycznych skarżyło się, że nadał on muzyce klasycznej zbyt webernowski paradygmat, że w dużej mierze za jego sprawą wielu młodych kompozytorów wpadło w pułapkę awangardowego „gdakania”, jak nazywali muzykę Weberna słuchacze wyjątkowo jej nieprzychylni. Jest w tym cień prawdy, gdyż trudno naśladować Weberna. Jednakże Boulez zawsze unikał tej pułapki. Najbardziej bezkompromisowy był we wczesnych utworach fortepianowych.
Ale jego bardziej zmysłowe dzieła były bardzo miłe do słuchania, nawet dla osób nie znających dziedzictwa Weberna. Oto parę z nich:
Nie będę pisał na razie szczegółowo o znaczeniu formalnym i ideowym powyższych arcydzieł. Napisanie czegoś wnikliwego o Boulezie, zwłaszcza czytelnikom go nie znającym, wymaga kilku tomów. Dlatego podobnie jak w moich esejach na temat innych wielkich kompozytorów skupię się na wrażeniach i impresjach, licząc na to, że część moich czytelników zainteresuje się i zacznie szukać informacji o Boulezie, jak i przykładów jego muzyki oraz dyrygentury w internecie. Jest tego bardzo, bardzo dużo… Pierre Boulez odciął się od bezpośredniej tradycji muzyki francuskiej, czyli od neoklasycyzmu Grupy Sześciu. Złośliwcy nazywali tę muzykę „dobranockową”, gdyż w dużej mierze jest ona celowo pogodna, żartobliwa, pozbawiona dramatyzmu i patosu. Oto sonata na flet i fortepian Poulenca:
Jednakże i Grupie Sześciu zdarzały się utworu głębokie, nie tylko pogodne i w jakimś sensie użytkowe. Jednym z nich jest „Stworzenie świata” Milhaud, bardzo ciekawie inspirowane jazzem. Grupa Sześciu traktowała jazz bardzo instrumentalnie, inaczej niż Gershwin. Ale potrafiła wniknąć głębiej w jego strukturę i wykorzystać ją lepiej. Ten utwór Milhaud jest znakomitym na to przykładem:
Jak jednak wspomniałem, Boulez odciął się od francuskiego neoklasycyzmu. Jednak, wraz z ważnym francuskim prekursorem współczesnej muzyki klasycznej, Claudem Debussy, wpisał się w dawniejszy konflikt – w zjawisko dialogu z późnym, wagnerowskim romantyzmem. Nic to dziwnego, gdyż również Schoenberg borykał się z tym problemem. Odrzucając całkowicie estetykę wagnerowskiego romantyzmu przyjmował ją w inny sposób. Niszcząc ją ocalał ją… Ciekawe zjawisko. Posłuchajmy zatem dwóch wspaniałych utworów pod batutą Bouleza. Najpierw „La Mer” (Morza) Debussego, a później „Idylli Sygrfyda” Wagnera. Teoretycznie powinny być to utwory całkowicie sobie przeciwstawne. W końcu Debussy naprawdę bez litości zwalczał wszelkie wagneryzmy w muzyce i to między innymi za jego sprawą Wagnera we Francji zaczęto grywać bardzo późno. Czy jednak są to utwory przeciwstawne? Smaczku dodaje sam Boulez, który prowadzi oba dzieła w sposób bardzo badawczy, jakby cały czas balansował na granicy genialnego zachwytu i chłodnej analizy elementów muzycznych…
Oczywiście sławne są nagrania Ravela pod batutą Bouleza. Ravel był bardzo ważny dla rozwoju współczesnej muzyki klasycznej. Często myli się jego estetykę z tą Debussego, ale są to zbieżności mylące.
Ja osobiście mam ogromny sentyment do muzyki Varese w interpretacji Bouleza. Varese to też jeden z najważniejszych prekursorów nowoczesnej muzyki klasycznej, obecnie zbyt mało wykonywany. Pod batutą Bouleza ten Amerykanin francuskiego pochodzenia brzmi naprawdę wspaniale!
W końcowym okresie swojego życia Boulez zainteresował się słowiańskim muzycznym modernizmem, a konkretnie Szymanowskim i Słowakiem Janackiem. W jakimś sensie Janacek jest jeszcze bardziej niezwykły od naszego wielkiego modernisty, gdyż był on prekursorem minimal music z jego powtarzającymi się akordami i zazębiającymi się rytmami.
Tu zaś mamy Szymanowskiego pod batutą Bouleza:
Tak jak Wagner stanowił swoiste nemezis dla Debussego, tak dla Bouleza tym nemezis była muzyka Igora Strawińskiego. Raz ją zwalczał, innym razem propagował. Raz ją cenił, innym razem nią gardził. Faktem jest, że Strawiński był neoklasykiem, zaś Boulez, w dużej mierze słusznie, trzymał się od tej estetyki jak najdalej, nie chcąc wchodzić z nią nawet w dialog krytyczny. Ba! Strawiński nie tylko był neoklasykiem, ale wręcz twórcą tej stylistyki… Jakże jednak inna była ona od Szostakowicza, Prokofiewa, Brittena czy Grupy Sześciu. O ile bardziej świeża, ryzykowna, nowatorska… Jednak do posłuchania wybrałem utwór nie neoklasyczny. To legendarne „Święto wiosny”, którego Boulez był jednym z najlepszych interpretatorów. „Święto wiosny” jest samo dla siebie – tak ciekawych eksperymentów polirytmicznych nie znajdziemy w żadnym innym utworze. To wielkie arcydzieło jest jedyne w swoim rodzaju. Co ciekawe, powstało w 1913 roku, wtedy, kiedy Max Berg zakończył budowę „Hali Stulecia”, jednej z najważniejszych budowli wczesnego modernizmu…
Nie ukrywam, że będzie mi bardzo brakować Pierre’a Bouleza. Był tak ważny dla światowej kultury, dla całej ludzkiej cywilizacji, że wydawał się nieśmiertelny. Na szczęście pozostawił po sobie wiele wspaniałych utworów, oraz interpretacji dzieł innych kompozytorów. Wiele też pisał o muzyce, o jej estetyce i o jej możliwej odnowie. Większość muzyki popowej jest tonalna. To kilka akordów z Beethovena czy Haydna granych w milionach kiecek. Nuda. Straszna nuda. Zdarzają się wyjątki, jak zmarły niedawno wielki David Bowie, ale są to wyjątki. Aby zrozumieć, jak daleko można pójść w krainie dźwięków, trzeba słuchać Bouleza.
Na koniec sam dedykowałem jego pamięci bardzo krótki utwór, który na szczęście nie będzie miał wielu odbiorców, więc mam nadzieję, że „ujdzie w tłumie”, bo z pewnością co najmniej połowa kompozytorów muzyki współczesnej stara się teraz wyrazić swój żal po utracie Pierre’a Bouleza.
Pierwsze slysze a jestem melomanem co prawda malo awangardowym glownie barok, renesans, klasycyzm i New Orleans Jazz hehe
chyba troche przesada z tym najwazniejszym. Czy Leonard Bernstein to najwazniejszy Amerykanin XX wieku????? Ale sam art. fajny
W tytule jest „jeden z najważniejszych”, a nie „najważniejszy”.
I tak przesada hehe
Mam wątpliwości, czy hermetyczna muzyka współczesna jest w ogóle ważna.
Rozumiem, że może mieć grono wielbicieli, którzy słusznie dostrzegają w niej geniusz, ale jej wpływ na bieg dziejów jest raczej znikomy.
Całkiem możliwe, Panie Tomku, ale Boulez był też jednym z najsławniejszych dyrygentów i opiniotwórców. Nie był „tylko” kompozytorem. Był między innymi współtwórcą przełomu w wykonawstwie Wagnera, a co za tym idzie w percepcji późnego romantyzmu.
Też lubię gościa, bo jak śpiewał Stuhr : „bardzo lubię piosenki i różne inne dźwięki”, ale w szczególności za to, że grał mojego ukochanego Franulkę Zappę
SUPER ARTYKUŁ —TAKOCH WIECEJ