Dyrygent z Transylwanii okazał się świetny!

 

Transylwania kojarzy się nam z wieloma opowieściami niesamowitymi, w których nie najmniej ważną rolę pełnią wampiry. Krajobraz tej części Rumunii, zwłaszcza gdy przemierza się ją w zimową noc, rzeczywiście sprzyja snuciu tajemniczych i niepokojących opowieści. Wyspy stromych skał sterczą osrebrzone blaskiem pełni niczym zęby pradawnego smoka. To wiemy. Nie wszyscy jednak wiedzą, że Rumunia to kraj ciekawie brzmiących orkiestr i świetnych muzyków. 

 

Świetnego dyrygenta z Rumunii (którego ród wywodzi się z Mołdawii, jak wskazuje nazwisko) mieliśmy okazję poznać na koncercie NFM Filharmonia Wrocławska, który odbył się 24 października 2017 roku. Nicolae Moldoveanu, na codzień będący głównym dyrygentem Państwowej Orkiestry Transylwańskiej, zjawił się przed nami ze swoją batutą w zastępstwie za izraelskiego dyrygenta. Papierowy program nawet nie uwzględniał jeszcze tej zmiany, dowiedzieliśmy się o niej z internetu. Gwiazdą wieczoru miał być znakomity wiolonczelista Jan Vogler, jak się jednak okazało koncert miał dwie jasno błyszczące gwiazdy.

 

 

Muzyczny wieczór zaczął się od The Walk to the Paradise Garden  Fredericka Deliusa, kompozycji z opery A Village Romeo and Juliet (Wiejscy Romeo i Julia. Frederick Delius (1862–1934) to jeden z najwybitniejszych brytyjskich kompozytorów swojego czasu, wciąż za mało znamy poza UK. Sporą część swojego życia spędził we Francji i francuski, jakby można powiedzieć po brytyjsku – „kontynentalny”, koloryt jest mocno widoczny w jego mieniących się od pysznych odcieni dziełach.  Owe barwy zmieszane są z gęstą brytyjską zadumą. Można ten estetyczny melanż skojarzyć z malarstwem Sisleya, brytyjskiego malarza współtworzącego rewolucję impresjonistów. Estetyka Deliusa jest trudna do określenia. Na pewno są w niej ślady romantyzmu i delikatne echa Ravela czy Debussego. Z gęstwiny dźwięków wyłania się coś nowoczesnego, przełamanego bardzo romantycznym nastrojem i dalekimi, znacznie dalszymi niż u Vaughana Williamsa echami muzyki ludowej. W tym utworze Nicolae Moldoveanu wydobył z Wrocławskich Filharmoników piękny i bardzo sugestywny koloryt, wykorzystując świetne rumuńskie doświadczenia w pracy z orkiestrowym drewnem. Ale i smyczki grały – gdy trzeba – cudowne piana. Opera Deliusa jest nota bene zbliżoną treściowo do Brittenowskich fabuł tragedią dziejącą się w kameralnym pejzażu, gdzie żyją szarzy, normalni ludzie. Para młodych, wiejskich kochanków odbywa spacer, na którym jest im tak cudownie, że decydują się już nie wracać do swojej opresyjnej społeczności i popełniają samobójstwo na stawie, wypływając na środek wód tratwą i demontując ją pod sobą. W muzyce Deliusa słychać miłosne upojenie prostych i skromnych ludzi, które staje się ich ostatnim kadrem w życiu, który zdecydują się zachować w takiej właśnie stop-klatce. 

 

Koncert wiolonczelowy e-moll op. 85 Edwarda Elgara (1857–1934) to jedno z najpiękniejszych i najpopularniejszych arcydzieł tego gatunku. Początkowo Elgar nie chciał pisać nic takiego, co zrozumiałe, zważywszy na jego przebogaty i po brahmsowsku gęsty język muzyczny. Grająca w partii solowej wiolonczela narzuca reszcie orkiestry swoją ograniczoną skalę i dynamikę. Trzeba się bardzo natrudzić, aby zbudować wokół wiolonczeli symfoniczny świat nie zagłuszający jej i korespondujący z tematami przez nią podejmowanymi. Koniec końców jednak Elgar postanowił uczcić zgładzonych podczas I Wojny Światowej przyjaciół taką właśnie formą. Z koncertu był bardzo zadowolony. Uznał nawet, że po śmierci będzie gwizdać główny temat koncertu wśród wzgórz Albionu, zatem donieście mi o tym, gdybyście gdzieś go słyszeli (w końcu wielu moich rodaków mieszka i pracuje w Anglii…).

Jan Vogler rozpoczął to dzieło bardzo romantycznie i lirycznie. W pierwszych chwilach czułem nawet lekki bunt estetyczny, gdyż oczekiwałem wcześniej charakterystycznego dla wielu innych wiolonczelistów drapieżnego i granego mocno staccato wejścia wiolonczeli. Lecz później liryczne brzmienie Stradivariusa Voglera znalazło uzasadnienie w całościowej koncepcji formy. Potężne mimo to były rozlegające się w pięknie zakreślonej przez Elgara przestrzeni samotności piccicata.  Liryzmowi solisty towarzyszył doskonały akompaniament Wrocławskich Filharmoników, grających często piano pianissimo, z ogromną sugestywnością i mistrzowsko piękną frazą. Budowane w ten sposób przez Elgara wrażenie samotności i opuszczenia zostało rozjaśnione jakąś nieziemską wręcz poezją wszystkich wykonawców. Była to wspaniała muzyczna chwila. Również blacha Wrocławskich Filharmoników grała rewelacyjnie, a tak dobrych rogów dawno już nie słyszałem.  Nicolae Moldoveanu i Jan Vogler stworzyli doskonałą i bardzo oryginalną interpretację tego dzieła, z pewnością wartą nagrania – na Sali były mikrofony, więc mam nadzieję, że osoby nie mające szczęścia być na tym koncercie również kiedyś usłyszą tę liryczną i pełną wewnętrznej energii interpretację koncertu wiolonczelowego Edgara. Na bis Vogler zagrał Bacha, pokazując nam czym ostatnio się zajmuje. Polecam Bachowskie płyty tego wybitnego muzyka!

 

Jan Vogler / fot. Jim Rakete

 

Po przerwie usłyszeliśmy II Symfonia D-dur op. 73 Johannesa Brahmsa. Nicolae Moldoveanu zapewnił nam bardzo oryginalną i zaskakującą interpretację tego bardzo przecież znanego dzieła. Realizacja tej koncepcji wymagała grającej wirtuozersko orkiestry i NFM Filharmonia Wrocławska sprostała tym wymaganiom bez żadnych potknięć.  Nicolae Moldoveanu narzucił orkiestrze ekstremalnie szybkie tempa, w ostatniej części symfonii było to wręcz ekscentryczne. Jednocześnie ciekawie poradził sobie z Brahmsowską gęstwiną głosów w orkiestrze i instrumentacji, bardzo starannie rzeźbiąc dynamikę poszczególnych sekcji orkiestry. Bez tego zabiegu tak szybkie tempa zamieniłyby utwór w lejącą się wartko magmę nut, tymczasem było inaczej – głosy orkiestry były cały czas selektywne, zaś kulminacje punktowe, jak u najlepszych orkiestr świata. Nie wiem, czy kiedy ostatnio słyszałem jakąś polską orkiestrę grającą tak znakomicie…  

 

To był piękny muzycznie wieczór – znakomity wiolonczelista, zaskakująco wręcz dobry dyrygent i wspaniała forma NFM Filharmonii Wrocławskiej. Jak i same utwory – żaden z nich nie pozostawia słuchacza obojętnym, każdy oczarowuje swoim bogactwem, choć oczywiście Brahms był tu jednak primus inter pares.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

eighteen − ten =