Akademia Beethovenowska rozpoczęta!

 

 

Jak co roku we wrocławskim NFM odbywa się Akademia poświęcona wielkiemu kompozytorowi. Tym razem, dzięki rocznicy roku 2020 bohaterem jest sam Ludwig van Beethoven, człowiek, bez którego nie byliby możliwi Wagner, Schubert czy Schönberg, ale też Beatlesi, Coltrane, czy ABBA. Wszyscy muzycy, nawet czerpiący też z innych źródeł jazzmani, żyją w cieniu odkryć i rewolucji Beethovena. Nawet dalekie, egzotyczne dla wielu kultury mają swój dług wobec Beethovena. Na przykład klasyczna muzyka Południowych Indii, błędnie uznawana za rdzennie starożytną, dokonała w pierwszych dekadach XIX wieku wielu zmian estetycznych i formalnych, na które wpływ miała muzyka europejska, a pośrednio istota (esencja?) tejże ostatniej, czyli Beethoven. Może powstaną kiedyś poważne prace muzykologiczne na temat tego, ile jest Beethovena w Tjagaradźy czy Dikszitarze?

 

Minęło ćwierć tysiąca lat od narodzin Beethovena. Do Wrocławia zaś, na akademię organizowaną przez szefa NFM-owych barokowców, Jarosława Thiela, zajechał jako gość główny Jos van Immerseel. Jos van Immerseel jest pianistą, dyrygentem, badaczem, kolekcjonerem i oczywiście profesorem. Wśród jego nauczycieli wymienić należy Flora Peetersa (organy i kompozycja), Eugène’a Traey’a (fortepian), Jefa Alpaertsa (muzyka kameralna), Lucie Frateur (śpiew), Kennetha Gilberta (klawesyn) i Daniëla Sternefelda (dyrygentura). Wśród tych nazwisk najbardziej elektryzuje mnie obdarzony nieziemskim wręcz talentem Kenneth Gilbert. Jego klawesynowe nagrania dzieł Rameau są moim zdaniem najwspanialszym pomnikiem muzyki klawesynowej, jaki udało się zapisać w rowkach czy lusterkach płyty (zależy czy LP czy CD). W przypadku Josa van Immerseela powinno to być zawsze SACD, gdyż na koncercie przekonałem się nausznie, że jego pianoforte brzmi na żywo tysiące razy wspanialej, niż na przeciętnym nagraniu. Oczywiście nie ma nic niezwykłego w tym, że dźwięk na żywo jest lepszy niż w reprodukcji fonograficznej, ale tak kolosalnej różnicy jaka zaistniała między mistrzem historycznego fortepianu znanym mi z nagrań, a jego grą na żywo nie da się odczuć nawet na większości nagrań chóralnych czy symfonicznych. Immerseel grał z ogromnym zróżnicowaniem kolorystycznym i dynamicznym, nie było  jego sztuce wcale dźwięków młoteczków i szmeru mechanizmów, tak dobrze znanych z nagrań historycznych fortepianów. W subtelności i barwności swej gry Immerseel dorównuje, moim zdaniem, największym mistrzom współczesnych fortepianów. Wśród nich, obok niego, można by postawić chyba tylko Sokołowa, Argerich i może jeszcze parę osób. Poza tym wielowymiarowości i wielobarwności równie doskonałej trzeba by szukać wśród zmarłych już mistrzów czarnych i białych klawiszy.

 

Jos van Immerseel / fot. Alex Vanhee

 

Mam nadzieję, że w końcu uda się oddać ten wspaniały dźwięk na płytach. W końcu Immerseela od dekad nagrywa SONY, (współ)wynalazca CD i SACD, formatów PCM i DSD. Na płytach Immersel najczęściej pojawia się chyba jako kameralista, a nie solista. Wiele jest także nagrań z jego założonym w 1987 roku zespołem Anima Eterna Brugge, na których nie słyszymy już często fortepianu, ale idee, bo w ten sposób, za pomocą muzyków orkiestry, podziwiać można pracę dyrygenta.

Na czwartkowym koncercie otwierających Akademię Beethovenowską (27.02.20) usłyszeliśmy trzy sonaty skrzypcowe Beethovena – IV Sonatę skrzypcową a-moll op. 23, V Sonatę skrzypcową F-dur op. 24 „Wiosenna” i VI Sonatę skrzypcową A-dur op. 30 nr 1. Nadawanie utworom muzycznym przydomków było bolączką romantyzmu, często nie miały one wiele wspólnego z intencjami samych kompozytorów i były echem powierzchownej często recepcji dzieł. A zawsze bardzo literackiej, nie zaś muzycznej… Mimo to żałuję, że wśród tych dziesięciu arcydzieł tylko dwa doczekały się przydomków. Myślę, że każdy, kto posłucha kompletu tych sonat z Ojstrachem i Oborinem, albo Arrauem i Szigetim, szybko uzna, że nie da się wśród nich wybrać najlepszej, czy – w drugą stronę – najmniej ciekawej. Sonaty, choć powstawały na przestrzeni kilkunastu lat i jak wszelkie tego typu cykle Beethovena były świadkami muzycznych rewolucji, stanowią one niezwykle spójną i podobnie oddziaływującą na wyobraźnię grupę utworów.

 

 

Mistrzowski, pełen niuansów barwowych i światłocieniowych, fortepian Immersela wydobył z sonat rzeczy nowe, zaskakujące i inne, niż na najlepszych wykonaniach na współczesnych fortepianach i skrzypcach. Wiele detali nagle ożyło, inne z kolei zniknęły w zupełnie innym, bardziej punktowym i ściągniętym w przestrzeni brzmieniu pianoforte. Cały czas zastanawiałem się nad tym co zniknęło. Faktycznie, uzyskanie pewnych napięć i muzycznych korelacji na fortepianach z czasów Beethovena było najpewniej niemożliwe. Ale – z drugiej strony, czy fortepiany nie zmieniały się w świecie muzyki stworzonym przez Beethovena? Czy to nie po to głównie, aby grać Beethovena, zmieniały się fortepiany i orkiestry zresztą też, te ostatnie przynajmniej do czasów Wagnera? Jakkolwiek by nie było, wydaje mi się, że aby dobrze poznać sonaty na skrzypce Beethovena trzeba znać zarówno mistrzowskie wykonania w sposób historycznie poinformowany, jak i te powstałe w zmieniającym się świecie muzycznym Beethovena już po śmierci kompozytora. Jos van Immerseel zapewnił nam w czwartkowy wieczór jeden z tych koniecznych filarów poznania i interpretacji.

 

 

Pianiście towarzyszyła na skrzypcach bawarsko – japońska skrzypaczka Midori Seiler. Gości ona też na wielu płytach, z Immerselem dzieli choćby wspaniały album Mozartowski. Dobre zrozumienie się muzyków słychać było niemal natychmiast – dzielili się oni w nieprawdopodobny sposób barwowymi, dynamicznymi, a nawet dotyczącymi mikroinwersji czasowych detalami. Niestety, w skrzypcach pojawiło się trochę zbyt wiele błędów intonacyjnych, zwłaszcza w VI Sonacie w niższych rejestrach instrumentu. Nie wiem z czego to wynikało, bo poza tym Midori Seiler grała znakomicie. Może tego akurat dnia pogoda była trudna dla skrzypiec przygotowanych do gry w sposób historycznie poinformowany. Już po pierwszej części IV Sonaty skrzypaczka musiała zrobić przerwę na dostrojenie instrumentu, co potwierdzałoby moje przypuszczenia. Oczywiście nawet z tymi nie tak wielkimi błędami intonacyjnymi skrzypaczka grała świetnie, ale poziom wykonawstwa Immersela był tak nieziemski, że nawet metaforyczna drobinka kurzu na strunie skrzypiec wybuchała jak granat w mojej wyobraźni. Tym niemniej przez znakomitą większość muzycznego czasu skrzypaczka była godną i wrażliwą partnerką wielkiego pianisty.

 

 

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

nine + twelve =