Oto w moim gramofonie cyfrowym kręci się kolejna płyta poświęcona twórczości Józefa Elsnera, Niemca związanego początkowo z Wrocławiem, który stał się wielkim animatorem życia muzycznego w rozbiorowej, napoleońskiej i kongresowej Polsce. Niebanalnym kontrapunktem dla rozbrzmiewającej w moim pokoju muzyki Elsnera jest oczywiście XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, do którego eliminacje odbędą się już za chwilę, bo w dniach 23 kwietnia – 4 maja 2025 roku, zaś główna część konkursu będzie miała miejsce w dniach 2–23 października 2025 roku. Elsner budował świat muzyczny, w którym wykluwał się geniusz Fryderyka Chopina. Zawsze pozostaje nam pytanie, czy droga muzyczna wielkiego kompozytora wyglądałaby tak samo, gdyby nie Elsner. Każda kolejna płyta z twórczością Elsnera zarysowuje coraz dokładniejszą odpowiedź na tę kwestię. Choć Chopin był genialniejszym twórcą, to jednak coraz łatwiej odnajdujemy w jego twórczości zamiłowanie do szlachetnej prostoty, do klasycystycznej równowagi i elegancji, które tak mocno charakteryzuje muzykę Józefa Elsnera i jest chyba jej najważniejszym elementem. Oczywiście Chopin dołożył do tego płonący frenetycznym blaskiem romantyzm, od którego raczej Elsner stronił. Ale znów – Elsner, zwłaszcza w swoich późnych utworach, starał się wplatać w język klasycyzmu tematy polskie i robił to znakomicie. Bardzo możliwe, że pomogło to Chopinowi odnaleźć jego własne korzenie w ludowej i szlacheckiej (przecież mamy polonezy) muzyce polskiej. A także ośmieliło go do odważnych stylizacji.

W czasie epidemii Covid opisywałem inną płytę poświęconą twórczości Elsnera granej na instrumentach dawnych. Odnaleźliśmy na niej trzech muzyków związanych z Wrocławską Orkiestrą Barokową i grającego na wiolonczeli szefa tego zespołu Jarosława Thiela. Drugim artystą, który pojawia się na kolejnej płycie z Elsnerem „historycznie poinformowanym” jest Mikołaj Zgółka. Skrzypek sięgnął tym razem po wyjątkowy instrument, a mianowicie skrzypce wykonane w Paryżu przez Charlesa Franҁoisa Ganda w roku 1846 i nazywane „ex-Wieniawski”. Pochodzą one ze znakomitych zbiorów instrumentów Muzeum Narodowego w Poznaniu. Skrzypcom tym godnie towarzyszy fortepian Érarda z 1856 roku, oryginał, nie kopia, co warto podkreślić, bowiem fortepianom zdarza się to znacznie rzadziej niż skrzypcom. Na fortepianie z epoki romantyzmu gra Piotr Pawlak. A więc oba instrumenty są niemal rówieśnikami (możemy im chyba wybaczyć te dziesięć lat różnicy skoro mowa tu niemal o dwóch stuleciach). Jednak szczególną uwagę przykuwają skrzypce „ex-Wieniawski”. Były one nagrodą dla Wieniawskiego za ukończenie Konserwatorium Paryskiego z wybitnymi osiągnięciami. Ale nie tylko o nazwę chodzi. Muszę przyznać, że gdy pierwszy raz słuchałem tej płyty byłem mocno zaskoczony. Słychać było, że muzycy grają jeszcze lepiej i bardziej wciągająco niż w czasach swojej pierwszej Elsnerowskiej płyty, którą opisywałem w dniach covidowych. Ale skrzypce wzbudziły początkowo mój protest. Dźwięk zbliżony momentami bardziej do wioli sopranowej, jękliwy i niski, zaskoczył mnie zupełnie. Początkowo wręcz mi się nie podobał. Lecz moja wyobraźnia i moje uszy szybko się do tego brzmienia przyzwyczaiły i teraz z całym przekonaniem twierdzę, że zarówno pan Zgółka, jak i skrzypce „ex-Wieniawski” dodają czegoś wyjątkowego i niepowtarzalnego tej płycie. Gdyby nie oni, może nie miałbym aż tak mocnego wrażenia wejścia głębiej w muzyczny świat Józefa Elsnera. Płyta gości też wybitną brytyjską altowiolistkę, która gra z najlepszymi zespołami muzyki dawnej ze Zjednoczonego Królestwa – Jane Rogers. No i dzięki jej talentowi z pewnością nie można powiedzieć, że na tej płycie altówka pozostaje w cieniu. Nie, wręcz przeciwnie, jest pełnoprawną liderką, zaś jej brzmienie jest znakomite. Do tego Jarosław Thiel, wielki wirtuoz barokowej wiolonczeli i mamy przepis na znakomite wykonanie, do którego oczywiście pasują dźwięki historycznego fortepianu pod rękami Piotra Pawlaka. Podsumowując – wszyscy grają znakomicie, a do tego skrzypce „ex-Wieniawski” czynią tę płytę już zupełnie wyjątkową brzmieniowo i wyrazowo.
Spotykamy na tym fonogramie Elsnera z dwóch okresów – klasycystycznego w pełnej zgodzie z Haydnem i Mozartem w Trio fortepianowym Op.2 i Kwartecie fortepianowym Op. 15 i szukającego esencji polskości w licznych na tej płycie, przepysznych polonezach. Jest też tajemnicza Chaconne, której atrybucja nie jest całkowicie pewna, ale jeśli to Elsner, to jeszcze zupełnie inny. A teraz warto zrobić eksperyment. Czyli zapomnieć o Chopinie, o jego Warszawie, o jego początkach i związkach z nim Józefa Elsnera. Czy warto słuchać Elsnera dla niego samego? Już przy poprzedniej płycie, gdzie pojawili się Thiel i Zgółka nie miałem wątpliwości że tak. Teraz zaczynam myśleć, że Elsner to jednak ktoś więcej niż dobry drugoligowy kompozytor wywodzący się z bardzo muzykalnej epoki klasycyzmu. Wiadomo, klasycyzm miał bardzo uniwersalny język muzyczny i będąc z nim w zgodzie miało się gwarancję dobrej kompozycji, nawet jeśli czasami trochę błahej. W końcu sztuka w służbie rozrywki a nawet zdrowia była jedną z koncepcji czasów Mozarta i Beethovena. Gdy zacząłem słuchać tej płyty wydanej przez NFM i CDAccord (jak zwykle piękna okładka!) zacząłem odnosić wrażenie, że Józef Elsner ciąży w moich prywatnych muzycznych wyborach na szczyt klasycystów żyjących w cieniu Wiedeńskiej Trójcy. Boccherini, Cherubini, Salieri… Już przecież dawniej zachwycałem się chóralnymi dziełami Elsnera, a tu taka piękna kameralistyka… Nasi barokowcy i ich koledzy są na tej płycie znakomitymi ambasadorami Elsnera. Mam nadzieję, że powstanie więcej takich płyt. To rzeczywiście poszerza nasz muzyczny świat. A i że do Chopina pasuje? Tym lepiej!