Polemika z tekstem „Kenia nas wyprzedza w postępowych małżeństwach”, autorstwa: Tomasza P. Terlikowskiego, Rzeczpospolita, 24-03-2014
(dostępny: http://www.rp.pl/artykul/2,1096348-Kenia-nas-wyprzedza-w-postepowych-malzenstwach.html)
Moim zdaniem przytaczane „kenijskie rozwiązania” wbrew sugestiom Redaktora Terlikowskiego nie zachwycają wielu tzw. „postępowców”, wśród nich wielu osób poliamorycznych – dlaczego(?) o tym za chwilę.
W swoim tekście red. Terlikowski, ale i wielu dziennikarzy przed nim, myli terminy. W przypadku publikacji, której dotyczy niniejsza polemika – nastąpiło pomieszanie znaczeń głównie dwóch terminów: poligynii i poliamorii. Poligynia – opisuje wielożeństwo, polegające w dużym skrócie na tym, że jeden mężczyzna jest w związku z wieloma kobietami, przy czym kobiety są tej możliwości pozbawione. Dodatkowo nie jest konieczne w takich związkach występowanie między partnerami zjawiska miłości. Powszechnie znanym przykładem są tu związki małżeńskie w niektórych krajach muzułmańskich. W przypadku poliamorii sprawa wygląda zgoła inaczej – wszystkie płcie mogą wchodzić w kolejne relacje. Dodatkowo zgodnie z intecjami samych twórców terminu, jako warunek konieczny uważa się występowanie miłości między osobami tworzącymi związek poliamoryczny. Hasło – „męska poliamoria” – jest prawdopodobnie „dzieckiem” samego red. Terlikowskiego, domyślam się jedynie, że chodziło tu prawdopodobnie o poligamię, której jednym z „podzbiorów” jest właśnie, omówiona wcześniej poligynia.
Pragnę uspokoić red. Terlikowskiego, że zarówno poligynia, jak i poliandria nie znajdą uznania w oczach osób poliamorycznych – z uwagi na to, że jedną z fundamentalnych zasad poliamorii, jest tzw. „równość płci”. Dlatego teza cyt. „To zaś oznacza, że „nietradycyjne” związki nie są małżeństwami, a złem społecznym, z którym należy walczyć, bo krzywdzą one kobiety.” – pozbawiona jest w przypadku poliamorii sensu.
Dodatkowo używanie terminu „uniwersalnej zasady” w przypadku terminu małżeństwa, jest dla mnie ignorancją, już choćby tylko z uwagi na powszechną dostępność prac z zakresu antropologii kultury poświęconych instytucji małżeństwa.
Reasumując
Wywody red. Terlikowskiego dotyczą poligynii. Poligynia i poliamoria – to dwa różne terminy dotyczące różnych zjawisk. Mimo niemerytoryczności tekstu niektóre tezy red. Terlikowskiego są zgodne z tym co deklarują sami poliamoryści – mam tu na myśli głównie tzw. „równość płci” (w tym wobec prawa) – i bardzo mnie to cieszy, że możliwe są wspólne płaszczyzny porozumienia. Mimo niewątpliwych różnic jakie są naszym udziałem w wiedzy na temat omawianych zjawisk, ale też w postrzeganiu świata i szacunku dla innych ludzi. O ile oczywiście przez równość płci red. Terlikowski rozumie równość, co może być niezwykle ciekawe w przypadku np. dostępu do funkcji kapłańskich w religii rzymskokatolickiej.
Na koniec mała refleksja na temat publikacji wielu dziennikarzy, którzy w swoich tekstach starali się wykpić, przedstawić w „krzywym zwierciadle” zjawisko poliamorii. Mimo swojej nierzetelności, niejednokrotnie złośliwości i niemerytoryczności przyczynili się i przyczyniają do przenikania tego terminu do świadomości społecznej. To dzięki nim jeszcze cztery lata temu nieznane praktycznie nikomu w Polsce hasło, opisujące alternatywne dla związków monogamicznych rozwiązania – stało się obecnie bardzo popularne. Poliamorii zrobiono w ten sposób potężną i bezpłatną kampanię reklamową – na którą w normalnych warunkach trzeba by wydać „grube miliony”. Czy dziękować za to? Tu zdania w samym środowisku poliamorycznym są podzielone: np. część osób uważa, że należy dziennikarzom, dziennikarkom za to podziękować, bo tylko dzięki nim tak wiele osób usłyszało o poliamorii i stara się, by poliamoria była ich praktyką życiową; część jednak ubolewa nad tak wielką popularnością terminu, bo z czegoś co było bardzo niszową i wyjątkową praktyką, poliamoria staje się czymś wręcz modnym, a przez to coraz bardziej powszechnym i nierzadko powierzchownym.
Autot tekstu: Grzegorz Andrzejczyk-Bruno, 24.03.2014
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Philianizm