Wielki filozof moralności, Jeremy Bentham, założyciel utylitaryzmu, powiedział znane słowa: ''Należy pytać nie o to, czy zwierzęta mogą rozumować, ani czy mogą mówić, lecz czy mogą cierpieć''. Większość ludzi rozumie to, ale traktuje ból człowieka jako szczególnie niepokojący, ponieważ mają niewyraźne przekonanie, że jest w pewnym sensie oczywiste, iż zdolność gatunku do cierpienia musi być skorelowana pozytywnie z jego możliwościami intelektualnymi. Rośliny nie mogą myśleć i trzeba być niezłym ekscentrykiem, żeby wierzyć w ich cierpienie. Być może to samo dotyczy dżdżownic. Ale co z krowami?
Co z psami? Niemal nie potrafię uwierzyć, że René Descartes, zupełnie nie przejawiający cech potwora, pociągnął swoje przekonanie filozoficzne, że tylko ludzie mają umysły, do takiej skrajności, iż beztrosko przywiązywał żywego ssaka do stołu i przeprowadzał sekcję. Można by sądzić, że powinien był — mimo swojego filozoficznego rozumowania — dać zwierzęciu przywilej wątpliwości. Ale wpisał się w długą tradycję zwolenników wiwisekcji, włącznie z Galenem i Wesaliuszem, a po nim przyszli William Harvey i wielu innych.
Jak mogli to znieść: przywiązać walczącego, krzyczącego ssaka sznurami i wykrawawiać jego żyjące serce? Przypuszczalnie wierzyli w to, co sformułował Descartes: że zwierzęta nie będące ludźmi nie mają duszy i nie czują bólu.
Większość z nas dzisiaj uważa, że psy i inne ssaki nie będące człowiekiem odczuwają ból i żaden szanowany naukowiec nie poszedłby za koszmarnym przykładem Descartesa i Harveya i nie przeprowadzałby sekcji na żywym ssaku bez znieczulenia. Prawo karze takie okrucieństwo (chociaż bezkręgowce nie są tak dobrze chronione, nawet ośmiornice o dużych mózgach).
Niemniej większość z nas wydaje się zakładać, że zdolność odczuwania bólu jest pozytywnie skorelowana ze sprawnością umysłową — ze zdolnością rozumowania, myślenia, zastanawiania się itd. Chcę tutaj zakwestionować to założenie. Nie widzę powodu, dla którego miałaby tu być korelacja pozytywna. Ból wydaje się pierwotny, jak zdolność widzenia kolorów lub słyszenia dźwięków. Wydaje się być rodzajem odczucia, do którego doświadczania nie potrzeba intelektu. „Wydaje się" nie znaczy wiele w nauce, ale czy przynajmniej nie powinniśmy dać zwierzętom przywileju wątpliwości?
Nie wdając się w ciekawą literaturę o cierpieniu zwierząt (patrz na przykład znakomita książka Marian Stamp Dawkins Animal Suffering i jej książka, Rethinking Animals), dostrzegam darwinowski powód, dla którego może wręcz istnieć negatywna korelacja między intelektem a podatnością na ból. Zaczynam od pytania po co, w sensie darwinowskim, jest ból. Jest to ostrzeżenie, by nie powtórzyć akcji, która powoduje uszkodzenie ciała. Nie uderzaj się znowu w palec u nogi, nie drażnij węża, nie siadaj na szerszeniu, nie podnoś głowni niezależnie od tego, jak ślicznie świecą, uważaj, żeby nie ugryźć się w język. Rośliny nie mają układu nerwowego zdolnego do nauczenia się unikania szkodliwych działań i dlatego bez żadnych skrupułów odcinamy żywą sałatę.
Nawiasem mówiąc jest tu ciekawe pytanie, dlaczego ból musi być tak diabelsko bolesny? Dlaczego nie wyposażyć mózgu w małą czerwoną flagę, podnoszoną bezboleśnie dla ostrzeżenia: „Nie rób tego więcej"? W Najwspanialszym widowisku świata sugerowałem, że mózg może być rozdarty między sprzecznymi pragnieniami i skuszony do „buntu", być może hedonistycznie, przeciwko dążeniu do najlepszych interesów genetycznej sprawności jednostki, a w takim razie trzeba go boleśnie nauczyć rozumu. Ale pominę to i powrócę do mojego zasadniczego na dzisiaj pytania: czy należy spodziewać się pozytywnej, czy negatywnej korelacji między zdolnością umysłową a zdolnością odczuwania bólu? Większość ludzi, nie myśląc, zakłada korelację pozytywną, ale dlaczego?
Czy nie jest prawdopodobne, że bystry gatunek, taki jak nasz, może potrzebować mniej bólu, właśnie dlatego, że jesteśmy zdolni do inteligentnego zrozumienia tego, co dla nas dobre i których raniących wydarzeń powinniśmy unikać? Czy nie jest prawdopodobne, że nieinteligentny gatunek może potrzebować olbrzymiego wstrząsu bólem, żeby zrozumiał lekcję, której my potrafimy nauczyć się z mniej potężnego bodźca?
A przynajmniej uważam, że nie mamy powodu do myślenia, że zwierzęta nie będące ludźmi odczuwają ból słabiej niż my i tak czy inaczej powinniśmy dać im przywilej wątpliwości. Praktyki takie jak cechowanie bydła, kastracja bez znieczulenia lub walki byków powinny być traktowane jak moralny odpowiednik robienia tego samego istotom ludzkim.
richarddawkins.net 30 czerwca 2011r.
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Pieknie napisales Ryszard. Homo sapiens osiagnal wyjatkowo
uprzywilejowana pozycje w swiecie zywtch istot. To nas zobowiazuje do etycznie rozumnego traktowania zwierzat .
W dodatku okrocienstwo wobec zwierzat moze latwo przeksztalcic sie w okrocienstwo wobec ludzi.
Ja akurat zauważam tendencję odwrotną.
Ludzie nadzwyczaj mocno kochający zwierzęta potrafią być bardzo obojętni wobec ludzi.
.
A np. w nazistowskich Niemczech przepisy dotyczące ochrony dobrostanu zwierzęt były bardzo szczegółowe. Świnkom morskim zapewniano dużo lepsze warunki transportu niż Żydom.